Minęło już osiem dni od
kiedy zostawiłem Rose na dworze. Wczoraj się dowiedzieliśmy że Lissa zmarła,
chciałem od razu jechać do USA żeby być przy mojej ukochanej, ale babcia
poczuła się gorzej i musiałem zostać jeszcze kilka dni, dzwoniłem do Rose chyba
już z milion razy ale nie odbiera telefony. Martwię się o nią. Musiała to
bardzo przeżyć że Lissa umarła. Nasza królowa podobno została otruta,
dochodzenie kto jest winny trwa. W telewizji na kanale należącym do morojów
(ludzie uważają ze leci tam serial) ciągle widać nowe przypuszczenia.
Pokazywali także wywiady z najbliższymi ludźmi królowej jednak nie z Rose.
Wszyscy są zrozpaczeni, jednak nie potrafię się teraz tym martwić, moje myśli
zaprząta Rose i to co się z nią dzieje. Moje rozmyślanie przerywa pukanie do
drzwi. Po chwili do środka zajrzała moja mama.
- Dymitr dobrze się
czujesz?- Zapytała, podchodząc do łóżka i przysiadając na krawędzi.
-Chyba tak, choć
martwię się o Roze nie odbiera moich telefonów, zresztą dzwoniłem także do
innych ale albo nie odbierają albo mnie zbywają.- Powiedziałem przysiadając
obok mamy i opierając łokcie na kolanach.
- Na pewno nic jej nie
jest, w końcu to Rosmarie Hathaway.- Powiedziała na co nie co się zaśmiałem.
-Tak Rose jest jedyna w
swoim rodzaju.
-Przyszedł do ciebie
list.- Powiedziała podając mi kopertę.- Zostawię cie samego.- Wyszła z pokoju,
przyjrzałem się kopercie. Zwykła biała koperta, ale bez znaczka czyli ktoś
musiał ja dostarczyć osobiście. Były na niej tylko dwa słowa napisane tak
dobrze znanym mi pismem „Dymitr Bielkov”, słowa napisane przez Rose. Szybko
otworzyłem kopertę choć bałem się co zobaczę w środku. Wyjąłem z niej zapisaną
kartkę.
„Ukochany
Dymitrze
Piszę do Ciebie, gdyż życie mnie przerosło. Wszystko się pogmatwało i nie mogę dłużej zajmować się Clarą i Joannem, teraz będziesz musiał robić to Ty. Nie wyobrażam sobie nikogo innego w tej roli. Wiem że będziesz idealnym
ojcem, zresztą już teraz jesteś. W tej chwili
naszymi dziećmi zajmują się moi rodzice.
Mieszkają w domu który Abe podarował nam w dniu ślubu. Nie będę miała Ci za złe jeżeli znajdziesz kobietę która Cię uszczęśliwi, prosiłabym Cię jednak aby była dobrą matka dla naszych
dzieci.
Chciałabym Cię także przeprosić że mówię Ci o wszystkim w
ten sposób, że nie starałam się wystarczająco zatrzymać Cię na Dworze. Wiedz
jednak że zawsze Cię kochałam, nie powiem że rozumiem dlaczego odszedłeś, nie powiem także że nie mam do Ciebie żalu, bo byłyby to kłamstwa.
Mam
nadzieję że Yeva ma się już lepiej. Pozdrów wszystkich w Bai. Pamiętaj że Cię kocham.
Zawsze kochająca Rose.
P.S.
Nie szukaj mnie.”
Nie wiedziałem o co
chodzi. Nie wiedziałem co mam myśleć. Schowałem twarz w dłoniach. Musiałem
ogarnąć myśli. Sięgnąłem po telefon. Wybrałem numer Rose. Jeden, dwa, trzy,….
Sygnały włączyła się automatyczna sekretarka. Lissa.. nie przecież ona nie
żyje. Christiana nie będę teraz męczył. Michaił może on mi coś powie. Wybrałem
numer odebrał po trzech sygnałach.
-Słucham?- było słychać
że jest zabiegany.
-Cześć. Mam do…
-Dymitr? Możesz mi
powiedzieć co ty wyprawiasz?- Zapytał wkurzony.
-Ja…- Nie dał mi
dokończyć.
-Myślałem że masz
więcej honoru i że dotrzymujesz obietnice, co ci strzeliło do łba żeby
wyjeżdżać bez Rose?
-Ktoś powiedział mi coś
co mną wstrząsnęło musiałem wszystko przemyśleć, choć fakt jest taki że już
następnego dnia chciałem wracać.- Powiedziałem mając nadzieję że mnie zrozumie.
-To dlaczego nie
wróciłeś?- Zapytał już spokojniej.
-Bo moja babcia
naprawdę jest chora, zresztą Roza nie odbiera ode mnie telefonów teraz jeszcze
ten dziwny list….
-Dostałeś go już? To co
teraz masz zamiar przyjechać na Dwór?
-Tak za chwile mam
zamiar poszukać najbliższego połączenia. Możesz mi powiedzieć o co chodzi z tym
listem? Gdzie jest Rose?- westchnął
-Słuchaj…- Usłyszałem w
tle stłumiony głos Sonii, która mówiła „Nie waż się nic mu powiedzieć, to
decyzja Rose”-… nie mogę ci powiedzieć.
- dobra idę szukać
jakiegoś lotu, do zobaczenia.
-Do zobaczenia. Aha
Dymitr, ktoś chce cie zabić.- powiedział z lekkim rozbawieniem. Nie trzeba było
wiele żeby się domyślić kto.
-Abe?
-Tak jest i masz
przechlapane delikatnie mówiąc.- Rozłączyłem się, od razu wziąłem laptop i
poszukałem lotu od razu także zabukowałem bilet na juto rano.
* * *
Jestem już na Dworze, nikt
nie chce ze mną rozmawiać na temat Rose. Głównym tematem jest oczywiście śmierć
Lissy. Jestem tu od dwóch godzin i muszę pojechać do bliźniąt. Musiałem czekać
na samochód bo dyby nie to już dawno bym tam był.
Droga zajęła mi pół
godziny, wraz z Rose mieszkaliśmy tam zaledwie kilka miesięcy, bo potem i tak
pojechaliśmy do Akademii. Wjeżdżając przez żeliwną bramę ze zdobieniami w
zawiłe rośliny. Podjechałem kamiennym podjazdem pod prawie same schody. Był to
bardzo ładna mała willa, była pomalowana na biało ale miała także drewniane
elementy. Przy oknach i w ogródku były wielokolorowe kwiaty i drzewa.
Podbiegłem do drzwi i wyjąłem mój klucz. Zanim jednak zdążyłem włożyć go do
zamka, drzwi się otworzyły a we mnie
została wycelowana lufa, tak że musiałem cofnąć nieco głowę żeby się z nią nie
stykać, po czym trochę przekrzywiłem głowę i powiodłem wzrokiem po długiej
lufie wiatrówki zatrzymując się na wlepionych we mnie oczach Abe. Nie
wiedziałem co mam zrobić.
-Tato! Tato!-
Usłyszałem głos bliźniąt biegnących w naszą stronę, Abe od razu opuścił wiatrówkę
i postawił ja przy drzwiach żeby nie rzucała się w oczy. Uklęknąłem i złapałem
Clare i Joanna w ramiona.
- Co tu się dzieje?- Z
kuchni na końcu korytarza wyszła Jenin, jej rude loki były rozpuszczone i tylko
u góry miała materiałową przepaskę żeby nie spadały jej na oczy, po za tym
miała założony biały fartuszek z napisem „A spróbuj narzekać że ci nie smakuje”
i Małą Mi.
-Tato, gdzie byłeś?-
Zapytał Joann, kiedy już się przestaliśmy się witać.
-Babcia źle się czuła i musiałem pojechać się nią
zając.- odpowiedziałem.
Potem poszliśmy do
salonu, gdzie usiedliśmy na kanapach, dzieci poszły się bawić do pokoju na
górze.
-Gdzie jest Rose?-
Zapytałem
-Nie twoja sprawa.-
powiedział Abe.
-owszem moja w końcu
Rose jest moją żoną.- Powiedziałem.
-To może powinieneś o
tym pomyśleć zanim ją zostawiłeś.
-Musiałem wszystko
przemyśleć.- Powiedziałem.
-Co przemyśleć?
–Zapytała Jenin w miarę spokojnie.
-Mnie i Rose.
-Tak po ślubie po tym
jak macie dwójkę dzieci, może trzeba było myśleć nieco szybciej ?- Powiedział
Abe nachylając się do mnie
-Po prostu…, po prostu
zdałem sobie sprawę że Rose może się mną znudzić.- Wydusiłem z siebie, było mi
głupio ż kiedykolwiek w ogóle tak pomyślałem ale czasu nie cofnę.
-Nie sądzisz że
znudziłaby się już kilka razy w ciągu tych pięciu lat?- Zapytała Janin.
-No dobra żałuję, tak?
Nie powinienem był tak po prostu wyjeżdżać, ale nagle naszła mnie taka myśl,
musiałem wszystko przemyśleć. Czasu nie cofnę. A teraz możecie mi powiedzieć
gdzie jest Rose? Nikt nie chce mi nic powiedzieć.
-No nie dziwne skoro
Rose wszystkim zabroniła zresztą nam też i od nas niczego się nie dowiesz.-
Oparłem głowę o ręce.
-Jak mam ją znaleźć?
-Nie masz tego roić o
ile wiem napisała ci to w liście.
Niedługo potem moi
teściowie postanowili wrócić na Dwór żeby tam pozajmować się swoimi sprawami ale
zapowiedzieli że będą nas często odwiedzać. A ja już wiedziałem gdzie
powinienem iść aby dowiedzieć się gdzie jest Rose, dlatego właśnie poszedłem na
górę do pokoju bliźniąt. Bawiły się na
środku pokoju, grali w chińczyka. Dziwi mnie że mają do tego cierpliwość, bo w
końcu to są dzieci.
-Mogę się dołączyć?-
Zapytałem siadając po turecku pomiędzy nimi.
-Tak, ale jesteśmy już
w połowie gry.- Powiedziała Clara wskazując na swoje dwa czerwone pionki
ustawione już na mecie i dwa niebieskie w tej samej pozycji u Joanna.
-Okej.- Powiedziałem i
wziąłem zielone pionki i ustawiłem na planszy. Teraz była kolej Clary na
rzucanie kostkami, a potem moja.- Hmm a wy wiecie gdzie jest mama?- Zapytałem
rzucając kostkami.
-Byliśmy ja wczoraj po
południu odwiedzić.- Powiedział Joann, czyli Rose musi być gdzieś niedaleko.
- A gdzie jest?
-Jest w białym pokoju…
-W łóżku z białymi
poszewkami.- Szpital?
-Mama jest w szpitalu.-
Bliźnięta popatrzały an siebie.
-Upss.- Powiedziała
Clara, czyli mieli mi nic powiedzieć.
Przytuliłem bliźnięta do siebie. Jutro muszę odwiedzić Rose.