piątek, 28 sierpnia 2015

Księga II rozdział XVIII

Hej, mamy do was ogromną prośbę czy moglibyście ocenić jak wam się podoba to co piszemy i jak to piszemy, bo osobiście ostatnio mamy wrażenie że coraz gorzej wychodzą nam te rozdziały. Z góry dziękujemy. :D Dzisiaj dowiedziałyśmy się że zdałyśmy egzamin zawodowy praktyczny pierwszą kwalifikację :D i z okazji tego wstawiamy nowy rozdział :D


- Po rozpatrzeniu sprawy sąd orzeka o winie …- Niestety nie mogła skończyć, bo na drzwi od Sali się otworzyły. Stanął w nich wysoki mężczyzna mniej więcej w moim wieku. Miał niebieskie oczy i miał włosy w kolorze piaskowy blond, dopiero po chwili zrozumiałam na kogo patrzę, od czasu kiedy widziałam go kilka lat temu wymężniał jest również szerszy w ramionach i widać że dużo ćwiczył.
-Nie możecie go oskarżyć.- Powiedział, zamykając za sobą drzwi.
-Ale kim pan jest i dlaczego przerywa pan ogłoszenie wyroku?-Spytała sędzina.
-Nazywam się Joshu i mam informacje które świadczą że wszystko to co się dzisiaj tutaj dzieje jest bez celowe.- Byłam zdziwiona że ON może mieć jakieś informacje, przecież nie widzieliśmy się od ładnych paru lat.  Blondyn podszedł bliżej. Z tyłu Sali dwójka która przewróciła krzesełko teraz wstawała i chciała już wychodzić z Sali.- Zatrzymaj ich.- Powiedział Joshua do ochroniarza, który od razu stanął w drzwiach zagradzając drogę uciekinierom, lecz po chwili patrzenia na mężczyznę zaczął się odsuwać, zrozumiałam że to wpływ. Ktoś z tyłu Sali widząc że strażnik zaczyna się odsuwać, szybko tam podbiegł i powalił mężczyznę na ziemię, twarzą w dół.
-Proszę mi wyjaśnić co tutaj się dzieje.- Powiedziała sędzina która była już nieźle wzburzona. Joshua odwrócił się do niej i podszedł do barierki.
-On…- tutaj wskazał na Dymitra.- jej nie zgwałcił.- Powiedział z pewnością.
-Jest pan tego pewien?
-Tak w stu procentach.
- W takim razie kto?-Zapytała pani prokurator.
-Nikt.-Odpowiedział ze spokojem.
-Czy twierdzi pan że Elizabeth Town kłamała?- Zadała kolejne pytanie. Wpatrywałam się w to wszystko nie wierząc własnym uszom i oczom.
-Oczywiście że nie, ona po prostu myślała że to jest prawda.
-Czy mógłby pan nam to wytłumaczyć.
-Oczywiście, zaczęło się to od tego że Rose Hathaway zabiła Wiktora Daszkowa, Robert Doru nie umiał jej wybaczyć, bardzo długo zbierał siły po tym jak bardzo dużo używał mocy ducha na odmianę Sonii Karp a potem na próby przywrócenia do życia swojego brata. Ale nie tylko on miał coś zas złe strażniczce Hathaway. także Tasza Ozera…
-Radze ci się zamknąć w tej chwil, bo….- Powiedziała kobieta stojąca przy wyjściu do Sali (ta która przewróciła krzesełko)
-… bo co? Nic mi już nie możesz zrobić ani nic nie możesz mi zaoferować.- Powiedział podnosząc głos, następnie kontynuował.- Tasza Ozera także jest zła na Rose bo ta odebrała jej Dymitra Bielkova. Po tym jak Robert pomógł jej uciec z więzienia…- Zaraz,, zaraz przecież ona miała być stracona.
-Jak to uciekła z więzienia?- Zapytałam wstając.- Przecież ona została stracona.
-Czyli ty nic nie wiesz?- Zapytał Joshua patrząc na mnie.- Tasza uciekła dzień przed egzekucją.- powiadomił mnie, popatrzyłam na Lissę, która unikała mojego wzroku.
-Dlaczego mi nie powiedziałaś?- Zapytałam a w moim głosie można było usłyszeć zarzut.
-Rose, uznaliśmy że tak będzie lepiej.- Powiedziała z poczuciem winy na twarzy wreszcie na mnie patrząc.
-My czyli kto?
-Ja, Christian i nasi przyjaciele którzy byli obecnie na dworze.- Popatrzałam na Dymitra, a na jego twarzy także było zaskoczenie. Czyli mu także nikt nie powiedział. Usiadłam zrezygnowana na miejscu.
-Czy może pan kontynuować?- Zapytała sędzina.
- Tak oczywiście a więc po tym jak Tasza uciekła z więzienia wraz z Robertem ukryli się, aby jakiś czas przeczekać i obmyślić plan. Jak widać trochę im zajęło. Obydwoje zastanawiali się jak najbardziej zranić Rose, w tym czasie Rose urodziła dzieci, założyła rodzinę. Zastanawiali się czy nie wciągnąć w to dzieci jednak obydwoje nie mieli sumienia ranić kilkulatków, wtedy postanowili że uderzą w Dymitra. Samo zabicie go byłoby ich zdaniem za bardzo tandetne, dlatego chcieli żeby poszedł siedzieć. Wtedy właśnie wpadli na pomysł z gwałtem, pozostało poszukanie idealnej dziewczyny, padło na Elizabeth choć akurat na to wpadli przypadkowo. Nawet nie wiem jak. W każdym razie to oni zorganizowali przeniesienie Elizabeth do Akademii św. Władimira gdzie właśnie miała zacząć uczyć Rose i Dymitr.  No a potem to już oni dokonali sami część ich planu zaprzyjaźnili się z Elizabeth zabrali ją na święta do Bai. I tam panna Town dostała na gwiazdkę bransoletkę, którą założyła. I właśnie ta bransoletka dokonała resztę. W niej był czar wpływu wprowadzony przez Roberta. Coś w stylu naszyjnika Rose tylko że o wiele silniejszy i bardziej długotrwały. Miał on na celu po pierwsze zmuszenie dziewczyny do wyjścia na spacer kiedy tylko Dymitr gdzieś wyjdzie, następnie miał on wmówić jej, że została zgwałcona. Jak widać coś nie zadziałało bo może i wyszła wtedy na spacer ale potem po powrocie do domu zachowywała się normalnie a miała płakać panikować i ogólnie być raczej .. inna. No ale jak wróciła już do domu do Rumunii poszła do ginekologa- bo przypomniała sobie- To powiedział z kpina w głosie.- że została zgwałcona no a dalej to już poleciało.
-A jak pan wytłumaczy to. że znaleziono DNA oskarżonego na ciele poszkodowanej?
-Możliwe że dali do próbki np. ślinę albo coś w tym stylu.
- A ekspertyza lekarza?
-Czar wpływu zadziałał także na niego uwierzył w każde słowo dziewczyny.
-No dobrze ale to nie wyjaśnia jaki pan miał w tym wszystkim udział?- Zapytała się pani prokurator.
-Ja im pomagałem.- Powiedział ze stoickim spokojem a we mnie Aż się zagotowało.
-Ale dlaczego?- Zapytała pani adwokat.
-Bo…, bo obiecali mi że jeżeli wszystko się uda to będę mógł być z Rose.- Powiedział spuszczając głowę.
-Nigdy bym z tobą nie była.- Powiedziałam prawie krzycząc i wstając.
-Wiem i właśnie dlatego postanowiłem tutaj przyjść, tak w zasadzie to współpracowałem z nimi tylko na początku, potem zacząłem sabotować ich działania, a kiedy wyszła już ta sprawa z gwałtem skontaktowałem się z panią adwokat.
-To dlaczego pojawiłeś się tak późno na rozprawie?- Zapytałam
-Bo po pierwsze do końca nie wiedziałem czy będę miał przyjść a po drugie jakieś- spojrzał na zegarek- 15 minut temu dopiero przyjechałem.
-Proszę usiąść.- Powiedziała do mnie sędzina.- aby potwierdzić pana wersję, Elizabeth Town musi zdjąć bransoletkę której nie widzę na jej nadgarstkach.- Powiedziała, zerkając na dziewczynę i faktycznie nie miała bransoletki ani ogólnie żadnej biżuterii.
-Niech podwinie nogawki.- moja siostra spojrzała przestraszona na swoją mamę, w jej oczach wciąż były łzy.
-Ale…, ale.- Nie umiała się wysłowić.
-Proszę podwinąć nogawki.- Elizabeth spojrzała jeszcze raz na matkę i widząc że ta kiwa głową, pochyliła się i podwinęła nogawki do kostek. I faktycznie była tam srebrna bransoletka.- Proszę zdjąć bransoletkę.- moja siostra powoli zaczęła odpinać biżuterię.- Teraz mi ją podaj.- Dziewczyna wstała i podeszła do podestu sędziny, po czym wrzuciła łańcuszek do przygotowanej torebki. Wtedy się zachwiała. Rozejrzała się nie pewnie po całej Sali.
-Co się dzieje? Co ja tutaj robię?- Była bardzo zdezorientowana.
-Co ostatnie pamiętasz?- Zapytała pani adwokat.
-Szłam na spacer w Bai, potem jak wróciłam z tego spaceru aż do odlotu samolotu potem czarna plama.- Odpowiedziała.
-Czy zostałaś zgwałcona.- Zapytała ponownie pani adwokat. W oczach Elizabeth dało się zobaczyć strach.
-Chyba… chyba nie.- Odpowiedziała choć nie była pewna.
- W takim razie zostanie pani odesłana na badanie ginekologiczne, po nim sąd ogłosi wyrok.- Powiedziała sędzina, następnie zwrócili się do Joshua.- A km jest dwójka ludzi z tyłu których kazał pan zatrzymać?
-To jest Tasza Ozera i Robert Doru.- Powiedział.- Mają na sobie czar kryjący.- Dopowiedział. Odwróciłam się i faktycznie jakaś strażniczka właśnie zdejmowała Taszy naszyjnika Robertowi sygnet. I po chwili gdy czar znikł mogliśmy zobaczyć Taszę, która praktycznie w ogóle się nie zmieniła i Roberta który się postarzał od naszego ostatniego spotkania. Tasza patrzała z nienawiścią na Josha, potem spojrzała na mnie a następnie na Dymitra, odwróciłam się w stronę mojego męża, patrzył na swoją była przyjaciółkę z nienawiścią.
-Czy chcą państwo zeznawać?- Zapytała sędzina winowajców.
-Nic nie zrobiłam i nie mam się z czego tłumaczyć.- Powiedziała Tasza, jak ja nienawidzę tej kobiety.
- W takim razie kończymy na dzisiaj jutro odbędzie się wydanie wyroku.- Powiedziała sędzina po czym wyszła z Sali.
Dymitr został jeszcze zamknięty w więzieniu, nie wiem dlaczego skoro to oczywiste że on nic nie zrobił. Sama wróciłam do domu, gdzie czekały już bliźnięta i opiekunka.
-Hej jak rozprawa?- Zapytała opiekunka, kiedy witałam się z bliźniętami.
--Hej wyrok będzie jutro, opowiem ci co się wydarzyło kiedyś indziej nie chce o tym mówić przy dzieciach.
-Dobra to ja lecę na razie.- Powiedziała wychodząc do korytarza.
-Pa, i co byliście grzeczni?-Zapytałam Clare i Joanna.
-Oczywiście mamo.- Powiedział bardzo poważnie Joann, a Clara go szturchnęła i chyba mu coś przekazała bo mój synek popatrzył na nią z pode łba, co śmiesznie wyglądało u dzieci w ich wieku. – Wcale nie jestem ponury. Mamo powiedz jej że nie jestem ponury.- Powiedział do mnie wskazując palcem na Clare co było słodkie bo przy tym śmiesznie marszczył brwi i zaciskał usta.
-Clarcia, twój brat nie jest ponury po prostu jest poważny tak jak wasz tatuś  kochacie tatusia prawda?- Powiedziałam kucając przed nimi.
- Tak kocham tatusia, a gdzie jest tatuś i kiedy wróci?- Zapytała Clara.
-Tatuś musiał wyjechać ale niedługo wróci, bo nas kocha i nie zostawiłby nas samych.- Powiedziałam przytulając bliźnięta. Dzieci wtuliły się we mnie.- to co idziemy się bawić?- zapytałam z uśmiechem na co dzieci od razu pobiegły do pudła z zabawkami.
***
Następnego dnia wszyscy ponownie zebraliśmy się na Sali sądowej. Sędzina usiadła na swoim miejscu i rozpoczęła swoje przemówienie.
-Wczoraj byliśmy już pewni, że Dymitr Bielkov jest winny jednak po rozpatrzeniu zeznań wczorajszego niespodziewanego świadka musimy przyznać, że się myliliśmy, wszystkie dowody wskazywały, że to właśnie oskarżony jest winny. W tej chwili po badaniu ginekologicznym które zostało przeprowadzone wczoraj po rozprawie okazało się że gwałt nigdy nie miał miejsca. Dlatego Dymitr Bielkov jest uniewinniony, a w niedalekiej przyszłości odbędzie się rozprawa przeciw Robertowi Doru i Taszy Ozera. Dziękuję bardzo i zakańczam rozprawę.- Kiedy tylko sędzina wyszła wszyscy zaczęli wstawać, a ja podbiegłam do Dymitra i mocno go przytuliłam.
-Nareszcie razem. – Powiedziałam do niego całując go, odwzajemnił pocałunek uśmiechając się szeroko.


-Teraz już wszystko będzie dobrze.- Powiedział przytulając mnie mocno.

sobota, 22 sierpnia 2015

Księga II rozdział XVII

Rozprawa trwa już dobrą godzinę, odkąd weszłam na salę zeznawało już pięć osób w tym Lissa, Sonia i Olena, reszta zeznawała na korzyść Elizabeth. Martwiło mnie że pani prokurator ma bardo pewną siebie minę, Dymitr wydawał się przytłoczony tym wszystkim choć dla innych mogło się wydawac że spływa po nim to wszystko jak po kaczce ale w jego oczach był niepokój. Pani adwokat za to była bardzo radosna aż tryskała energią, szkoda tylko że ta radość Nie docierała do innych. Na sale wszedł kolejny świadek. Był to mężczyzna mniej więcej w wieku Dymitra, był dampirem i miał jasne włosy. Spojrzałam na Dymitra który chyba dobrze wiedział kim jest ten mężczyzna i chyba nie darzyli się przyjaźnią. Przedstawił się jako Patric Lerit , pochodził z Rosji i był w wieku Dymitra.
- Co pan wie o tej sprawie?- Zapytała sędzina.
-Nie wiele, wiem za to że Dymitr Bielkov od zawsze miał słabość do młodszych dziewczyn.
-Co pan ma na myśli?- Spytała pani prokurator.
-Może to  że jeszcze kiedy mieliśmy po osiemnaście lat na jednej z imprez tańczył z dużo młodszą od siebie dziewczyną. Zresztą mam jeszcze film z tamtej imprezy mogę go pokazać.
-Proszę bardzo.- Powiedziała sędzina wskazując na kobietę siedzącą przy komputerze która po chwili odtworzyła film z płyty. Na nagraniu faktycznie była impreza świadczyła o tym głośna muzyka, cała sala była pełna ludzi, nie było mowy o jakiejś przestrzeni prywatnej. Osobiście nigdzie  nie widziałam tam Dymitra. Jednak po chwili go zobaczyłam. Wyglądał młodziej niż teraz, był raczej chudszy i miał krótkie włosy. Tańczył z jakąś dziewczyną która faktycznie wyglądała na bardzo młodą, moim zdaniem mogła mieć jakieś 13 lat. Zdziwiło mnie to nie co, spojrzałam na Dymitra który wpatrywał się w film zatopiony we własnych myślach. Dalej oglądałam filmik, w tej chwili była kaperowana inna część Sali więc nie widziałam Dymitra. Po chwili za tańczącymi zobaczyłam jak idzie pod ścianą z tamtą dziewczyną za rękę po chwili zniknęli za drzwiami łazienki. Byłam zaskoczona, spojrzałam ze strachem na Dymitra który nie wyglądał jakby przejął się tym filmem. Kiedy film dobiegł końca okazało się że Patric nie ma nic więcej do powiedzenia.
-Panie Bielkov czy powie nam pan coś na temat tego co tutaj zobaczyliśmy?- mój mąż wstał.
-Owszem, ta dziewczyna  w filmie nazywa się Nina Anderson, chodziła z nami do klasy, tak jak ja miała osiemnaście lat. Byliśmy razem przez jakiś miesiąc. A wygląda tak młodo, bo po prostu już tak ma. Zawsze tak wyglądała, zresztą jej mama również wyglądała bardzo młodo choć była po czterdziestce.- Powiedział ze spokojem, a ja byłam zdziwiona że ta dziewczyna mogła mieć więcej niż czternaście lat.
-Tak to prawda.- Powiedziała Olena wstając.- W domu mam nawet jeszcze ich zdjęcie klasowe.
-Dobrze poproszę wezwać na sale kolejnego świadka.- powiedziała sędzina. Potem było jeszcze kilku świadków, część twierdziła że widziała Dymitra jak biegł w stronę stawku jeszcze ktoś inny stwierdził że to ja biegłam trasą którą na początku rozprawy przywołał Dymitr. Co za absurd. Jeszcze wielu innych świadków mówiło o Dymitrze zarówno w pozytywach jak i negatywach, mój mąż całą rozprawę był spokojny, no a ja momentami miałam ochotę niektórym ludziom dołożyć.  W końcu skończyły się przesłuchania i sędzina udała się na naradę z dwójką swoich „pomocników”. W tym czasie była przerwa i mogłam porozmawiać z resztą niestety Dymitr został od nas oddzielony.  Patrzyliśmy przez chwilę na siebie, widziałam w jego oczach zrezygnowanie. Ale on nie może się poddać, chcę mu przekazać to że wyjdziemy z tego i mam nadzieję że wyczytuje to z mojej twarzy. Szepczę „kocham cię” kiedy zaczyna się już odwraca obdarowywane mnie półuśmiechem a w jego oczach widzę iskierki nadziei. Jego obrończyni za to jest w wyśmienitym humorze, teraz rozmawia przez telefon niedaleko Dymitra i śmieje się do telefonu ta kobieta jest dziwna.
-Hej Rose nie martw się wszystko będzie dobrze.- Podeszłą do mnie Lissa.
-A co jeżeli jednak go oskarżą?
-Nie ma takiej opcji przecież jest niewinny.- Odpowiedział Adrian.- Zresztą wiem że mówi prawdę widziałem jego aurę, normalnie szczerość bije drzwiami i oknami no może po za fragmentem kiedy mówił o tobie za czasów szkolnych.- i wtedy mi zaświtała myśl.
-Ale skoro widziałeś aurę Dymitra, to widziałeś także aurę Elizabeth, czy ona mówiła prawdę?- Adrian zaczął się zastanawiać.
-Tak, przynajmniej to właśnie uważała za prawdę, jak się nad tym zastanowię to w jej aurze faktycznie jest coś niepokojącego, jakby coś na nią nachodziło.- Nie bardzo wiedziałam o co chodzi, ale nie było sensu się nad tym dłużej zastanawiać, bo na sale właśnie weszła sędzina i wszyscy stanęli do ogłoszenia wyroku. Po wstępnej formułce zaczęła mówić:

-Po rozpatrzeniu sprawy sąd orzeka o winie …- Niestety nie mogła skończyć, bo na drzwi od Sali się otworzyły.

czwartek, 13 sierpnia 2015

Hej ;)

Chciałybyśmy wam polecić blog który pisze jedna z naszych czytelniczek. (Mańka )
 http://hathaway-bielikov.blogspot.com/search?updated-min=2015-01-01T00:00:00%2B01:00&updated-max=2016-01-01T00:00:00%2B01:00&max-results=7

Jest naprawdę dobry i warto zajrzeć na niego.


Pozdrawiamy Juna :)

poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Księga II rozdział XVI

Rozprawa zbliżała się wielkimi krokami. Nie miałam więcej okazji spotkać się z Dymitrem, ale wiedziałam że wszystko u niego okej. Wraz z Lissą i innymi naszymi przyjaciółmi szukaliśmy jak najwięcej świadków którzy będą mogli zaświadczyć o moim mężu jako o dobrym człowieku. Mieliśmy ich już całkiem sporo. Adrian wciąż donosił nam informacje o działaniach oskarżenia. Oni podobno mieli niepodważalne dowody. Bałam się tej rozprawy, bałam się że Dymitr zostanie skazany. Wiedziałam że to nie on to zrobił Elizabeth, ale jednak strach szedł wciąż obok mnie. Clara i Joann wciąż pytali się o swojego tatę ale dzięki temu że mieli kontakt z innymi dziećmi były spokojniejsze. W dniu rozprawy zostawiłam je pod opieką opiekunki, a sama poszłam na rozprawę. Dojście do sądu zajęło mi pięć minut. Kiedy weszłam do środka od razu zauważyłam moich przyjaciół, byli zebrani w jednej grupce i rozmawiali przyciszonymi głosami podeszłam do nich.
-Cześć.- wszyscy spojrzeli na mnie i uśmiechnęli się pocieszająco.
-Cześć jak się trzymasz?- Spytała Lissa.
-boję się.- Powiedziałam szczerze, wszyscy zaczęli mówić że będzie dobrze.
-Dobra, o czym rozmawialiście?
-Mówiliśmy o tym co kto z nas ma mówić i stwierdziliśmy że każdy z nas mówi to co wie.- Powiedział Adrian.
-To będzie najlepsze.- Powiedziałam.
-Rose?- Usłyszałam za sobą, odwróciłam się i ujrzałam Olenę i Sonię. Uściskałam je.
-Też zen zjecie?- Spytałam, kiedy już się przywitałyśmy.
-Tak. Sonia widziała Dymitra w czasie w którym podobno wydarzyło się to wszystko no a ja mam chyba głównie ocenić jaki jest Dymitr.- Powiedziała Olena.
-Wszystko będzie dobrze- Powiedziała Sonia. Miała się rozpocząć rozprawa oskarżenie i obrona weszli na sale, Dymitr pojawił się w holu równo z rozpoczęciem rozprawy, kiedy przechodził obok nas uśmiechnął się pocieszająco. Wiedziałam że chciał mi powiedzieć że wszystko będzie dobrze że wszystko się ułoży. Po chwili zniknął za drzwiami Sali rozpraw. Na Sali zniknęli również Elizabeth i jej adwokatka, a także spora grupa ludzi- widownia.

DYMITR

Kiedy mijałem Rose widziałem w jej oczach zmartwienie, uśmiechnąłem się do niej aby ją pocieszyć, mam nadzieję że się udało. Wraz z moją adwokatką (nie wiem jak to odmienić) weszliśmy na salę i skierowaliśmy się na prawo. Tam usiedliśmy za stolikiem, gdzie znajdowały się dwa krzesła.
-Tylko spokojnie.- Powiedziała do mnie kobieta.- Może i nie mamy twardych dowodów, ale to co mamy to jest już coś. W razie czego będziemy się odwoływać.- Powiedziała z entuzjazmem. Rozmawiam z nią już któryś raz z rzędu zawsze jest pełna entuzjazmu. Podobno nigdy nie przegrała sprawy, mam nadzieję  że mojej też nie przegra. Wiadomo wiem że tego nie zrobiłem ale oskarżenie podobno ma niezbite dowody przy których nawet moje alibi nie wiele działa.
Protokolantka zapowiedziała wejście sędziny, po czym rozpoczęła się rozprawa. Jako pierwsza zeznawała Elizabeth. Po przedstawieniu się rozpoczęło się przesłuchanie.
- Co wydarzyło się dnia 26 grudnia w Bai?- Elizabeth wzięła głęboki oddech, było widać że ledwo panuje nad emocjami, zastanawiałem się kto może mnie wkręcać.
- 26 grudnia miałam wyjeżdżać do domu do Rumunii aby spędzić kilka dni z mamą. Lot miałam wieczorem ok. 21 dlatego ok. godziny 12 poszłam się przejść żeby trochę odetchnąć świeżym powietrzem przed lotem. W domu rodziny Bielkovów wszyscy byli zajęci swoimi sprawami, ktoś przyrządzał obiad, ktoś inny gadał telewizję. Wyszłam z domu i na początku przeszłam się trochę po miasteczku a potem poszłam w stronę lasu, niedaleko było również jeziorko nad które poszłam i tam usiadłam na ławce. Zamyśliłam się nie usłyszałam jak ktoś podchodzi…- W tym momencie z jej oczu popłynęły łzy a ona nie mogła wydobyć słowa. Jej zachowanie wydawało mi się … sztuczne, nie wiem dlaczego po prostu. Gdy się trochę uspokoiła kontynuowała.- … zaszedł mnie od tyłu i zakrył usta ręką, a potem….
-Wysoki sądzie myślę że nie ma konieczności abyśmy zmuszali poszkodowaną do dalszych retrospekcji.- Powiedziała pani adwokat.
-Zgadzam się mamy dokładne zeznania w aktach. Ktoś ma jakieś pytania?- Moja obroni czyni dała znak że ma pytania.
-Czy widziała pani kto panią zaatakował?
-Nie, był z tyłu mnie.
-Skąd w takim razie pewność że to Dymitr Bielkov?
-Osoba która mnie zaatakowała była ode mnie dużo wyższa, dobrze zbudowana. Po za tym wyczułam zapach wody kolońskiej której używa Dymitr Bielkov.- Odpowiedziała wciąż drżącym głosem.
-Jestem pewna że jest wielu innych mężczyzn którzy są również wysocy i dobrze zbudowani jak mój klient, nie wspominając o używaniu wody kolońskiej.- W tym momencie wstała pani prokurator.
-Wysoki sądzie, moja klienta poszła do lekarza, który po zbadaniu Elizabeth Town osądził że została ona zgwałcona, mamy w aktach to orzeczenie. W czasie badania doktor Lukas znalazł także DNA które odpowiada kodowi genetycznemu Dymitra Bielkova.- Nie wierzyłem w to co powiedziała, ja tego nie zrobiłem, ale wszystkie dowody wskazują na to że to ja. Oni musza mi uwierzyć. Moja obrończyni się do mnie nachyliła.
-Jesteś pewien że tego nie zrobiłeś?- Spytała.
- W stu procentach.
-Wierze ci.
-Tak mamy w aktach wszystkie dokumenty o których pani wspomniała, czy są jeszcze jakieś pytania?
-Tak ja mam jeszcze jedno.- Powiedziała znowu kobieta która siedziała obok mnie.- Czy Dymitr Bielkov kiedy kol wiek składał pani jakieś propozycje albo dotykał panią w niewłaściwy sposób.
- Nie przypominam sobie.- Odpowiedziała.
-nie mam więcej pytań.
-Proszę usiąść.- Powiedziała i teraz nadszedł czas na moje zeznania.
-Co robił pan po godzinie 12 26 grudnia?- Spytała sędzina.
-Poszedłem pobiegać zajęło mi to jakieś trzydzieści minut.
-Czy spotkał pan Elizabeth Town?- Spytała moja obrończyni.
-Nie, nawet nie wiedziałem że wyszła, wyszedłem szybciej.
-Jaką trasą pan biegł?
-Zaraz za moim domem jest ścieżka prowadząca do lasu, pobiegłem nią, potem drogą do paśnika, tam zrobiłem kilka ćwiczeń wzmacniających zajęło mi to ok. 10 minut potem pobiegłem do Bai poboczem głównej drogi i wtedy wróciłem już do domu. Przez całą trasę korzystałem z aplikacji MyTracks.
-Wysoki sądzie informacje z tej aplikacji zeskanowane z telefonu mojego klienta są w aktach sprawy.
- Dobrze, co się wydarzyło potem?
-Wróciłem do domu, poszedłem wziąć prysznic i resztę dnia spędziłem z moją rodziną w między czasie rozmawiałem także z Elizabeth zachowywała się normalnie, zarówno pod względem swojego codziennego zachowania jak i zachowania w stosunku do mnie.- Dopowiedziałem, wiedziałem że nie tylko ja potwierdzę taką wersję zdarzeń.
-Kiedy poznał pan Rosmarie Hathaway?
-Kiedy chodziła do akademii.
-Jakie stosunki łączyły pana i Rosmarie Hathaway.
- Była moją uczennicą.
- Czy kiedykolwiek doszło pomiędzy wami do czynności wykraczających po za relacje uczennica nauczyciel.- Powinienem powiedzieć prawdę Czu skłamać? Dla mnie z pewnością lepiej żebym skłamał ale czy umiem wystarczająco dobrze kłamać?
-Nie.
-A co się wydarzyło dnia kiedy została porwana ówczesna księżniczka Wasylissa Dragomir?
-Na naszyjnik Rose został nałożony czar, który kazał jej mnie zaatakować.- Stara wersja może przejdzie.
-Tak powiedzieliście wtedy w raportach ale czy taka była prawda?- Chyba daje mi czas do zmiany decyzji.
-Tak to była prawda.- Najważniejsze to trwać przy jednej wersji.
-A to ciekawe bo naszyjnik potem, jak wyrzucił go pan za okno został znaleziony przez moroja który władał magią powietrza, kiedy go odnalazł wyczuł w nim magię ale nie nienawiści a namiętności. Czy wie pan coś na ten temat?
-Nie koniecznie, moim zadaniem jest bronienie morojów a nie zagłębianie się w tajemnice ich magii.- Odpowiedziałem, choć dobrze wiedziałem o czym mowa.  
-W takim razie pozwolę sobie wytłumaczyć to panu. Czar polega na nałożeniu na przedmiot magii w tym przypadku namiętności. Kiedy dwoje ludzi czujących do siebie pożądanie znajdzie się w bliskiej odległości czar się uwalnia a oni poddają się swoim uczuciom. Czy to właśnie wydarzyło się pomiędzy panem a Rose Hathaway?- Chwile się zawahałem ale stwierdziłem że lepiej powiedzieć jej prawdę.
-Tak, ale do niczego nie doszło, wyrzuciłem naszyjnik za okno, kiedy tylko się zorientowałem że coś jest nie w porządku.- Powiedziałem, ale na twarzy prokuratorki wypłynął pełen satysfakcji uśmiech.
-Dobrze, nie mam więcej pytań.- powiedziała.
-Ja różowieć.- Odpowiedziała moja adwokatka, kiedy sędzina zapytała się jej czy chce zadać pytania. Wtedy została wywołana na światka Rose, kiedy weszła na salę poczułem wielki smutek, na myśl że miałbym ją stracić. Spojrzała na mnie, widziałem w jej oczach strach, potem spojrzała pełnym nienawiści wzrokiem na Elizabeth, która znowu zaczęła płakać. Niezła aktorka.

ROSE

 Po chyba godzinie zostałam wezwana na salę. Możliwe że był to krótszy okres czasu ale wszystko ciągnęło mi się niemiłosiernie. Kiedy weszłam na sale zobaczyłam Dymitra po prawej stronie, miał łokcie oparte na  kolanach, a na dłoniach głowę. Widziałam wielki smutek w jego oczach. Nie wiedziałam co tutaj się wydarzyło bałam się tego. Co jeżeli mieli niepodważalne dowody, których nie powinno być bo przecież brunet nic nie zrobił. Po drugiej stronie siedziała Elizabeth miała w oczach łzy, niezła aktorka. Spojrzałam na nią wilkiem. Miejsce gdzie zazwyczaj siedzi królowa teraz było wolne, gdyż nie mogła uczestniczyć w rozprawie ze względu na to że ma zeznawać, a po za tym jest blisko związana ze mną przez co zostało stwierdzone że jej wyrok mógłby być nie subiektywny. Więc przede mną siedziała teraz starsza pani sędzina, która miała chyba naprawdę niewiele pracy.
-Proszę się przedstawić.- Powiedziała kiedy stanęła przy balkoniku na środku Sali.
- Rosmarie Hathaway- Bielkov.
-Jest pani żoną Dymitra Bielkova?
-Tak.
-Dobrze. Co pani wie o tej sprawie?
-Wiem że mój mąż tego nie zrobił.- Powiedziałam z pewnością.
-Skąd ta pewność?- Spytała adwokatka.
-To mój mąż, znam go jak nikt inny. Zresztą Dymitr nie mógłby zrobić czegoś takiego.- Powiedziała kobieta.
-Co wydarzyło się tamtego dnia?- Spytała pani adwokat.
- Rano nic specjalnego się nie działo zresztą jak całego dnia, Dymitr ok. 12 poszedł pobiegać wrócił po jakiejś pół godzinie i poszedł po prysznic zachowywał się normalnie. Po jakichś dziesięciu minutach wróciła także Elizabeth, akurat schodziłam ze schodów kiedy weszła do domu, uśmiechnęła się do mnie i chwilę pogadałyśmy, wydawała się szczęśliwa. Potem wszyscy razem zjedliśmy obiad było dużo śmiechu. Wieczorem odwieźliśmy Elizabeth na lotnisko. I zapomniałam jeszcze dodać że moja przyrodnia siostra poszła wziąć prysznic po obiedzie, powiedziała że chce się odświeżyć przed podróżą.
-Kiedy poznała pani Dymitra Bielkova?- Zwróciła się do mnie pani prokurator.
-Kiedy uczęszczałam jeszcze do Akademii św. Władimira.
-Jakie były pani stosunki z ówczesnym strażnikiem?
-Był moim mentorem. Ale jaki to ma związek?- Spytałam , Adrian wspominał że będą o to pytać, ale stwierdziłam że najlepiej będzie grać głupią.
-Otóż duży. Czy w czasie kiedy była pani uczennicą oskarżonego, Dymitr Bielkov zmuszał panią do czegoś?
-Owszem…. . Do ciężkich treningów, dzięki którym będę mogła być świetnym strażnikiem.- Wiedziałam że nie o to pytała.
-A czy zmuszał panią do czegoś co znacznie wykraczało po za program nauczania?
-Jak rozumiem pyta pani o sex?- Zapytałam. Uśmiechnęła się z wyższością.
-Ujęłabym to raczej jako stosunki seksualne.
-Nie nic takiego nie miało miejsca.- Odpowiedziałam patrząc jej prosto w oczy.         
-A więc zaprzecza pani że w dniu porwania księżniczki Wasylissy Dragomir doszło pomiędzy państwem do jednoznacznej sytuacji?- Spanikowałam.
-O czym pani mówi?
-O tym że według raportów z tamtego zdarzenia, pomiędzy porwaniem, o którym wiedziała pani zapewne od razu a powiadomieniem o tym zdarzeniu władz jest duży odstęp czasu.
-Tak Wiktor Daszkow dał mi naszyjnik który uruchomił we mnie instynkt który kazał mi zaatakował Dymitra.- powiedziałam.
- A czy wie pani co się zdarzyło potem z tym naszyjnikiem?
-Dymitr wyrzucił go za okno.
- A potem?- Zamilkłam, nie wiedziałam co się potem z nim stało, adwokatka uśmiechnęła się z wyższością.- Czy wie pani że został on odnaleziony?
-Przez kogo?
- Przez moroja władającego powietrzem Drecka Murkera.- Pamiętam to nazwisko to on uczył panowania nad magią powietrza w akademii za moich czasów.- Znalazł ten naszyjnik, kiedy wracał do dormitorium dla nauczycieli, które znajduje się obok dormitorium strażników. Od razu wyczuł w tym urok ale nie gniewu jak to jest w raportach które złożyła zarówno pani jak i pan Bielkov ale urok namiętności. Czy wie pani jak on działa?- Zaczęłam panikować, skąd ona to wszystko wytrzasnęła?!
-Nie.- Odpowiedziałam pewnie, zachowując kamienną twarz.
-Więc może wytłumaczę, działa on w bardzo prosty sposób jeżeli dwójka ludzi podoba się sobie wyzwala w nich uczucie namiętności, pożądania. W państwa przypadku musiał zadziałać, skoro mieliście takie opóźnienie.
- Co pani sugeruje?
-Tylko to że w raportach z tego dnia może wcale nie powiedzieli państwo prawdy. Pytam jeszcze raz czy Dymitr Bielkov kiedykolwiek dopuścił się czegoś co miało podtekst seksualny?- Spytała, Spojrzałam na nią z kamienną twarzą.
-Nie nigdy coś takiego nie miało miejsca.- Przecież to nie on robił te czynności tylko ja.
-Dobrze, a więc zaprzecza pani że na tym zdjęciu jest pani i pan Bielkov?- Spytała podnosząc jakieś zdjęcie do góry. Przyjrzałam mu się od razu rozpoznałam kiedy było zrobione. Kiedy byliśmy w kurorcie po atakach na rodziny królewskie, siedzieliśmy razem na dachu przytuleni do siebie, ja w jego prochowcu, on z nieco przymkniętymi oczami z opartą broda o moją głowę. To co jest przedstawione na zdjęciu widać że wykracza po za relację uczeń- nauczyciel. Na tym zdjęciu jest przedstawiona scena dwóch nieszczęśliwych ludzi, którzy choć na chwilę znaleźli ukojenie w ramionach ukochanej osoby. Spojrzałam na Dymitra, który patrzał zdziwiony na zdjęcie, ktoś kto go nie znał nie zauważył oznak które wskazywały że jest zmartwiony, zaskoczony. Ja to widziałam spojrzałam ponownie na kobietę która oskarżała mojego męża.
-Nie zaprzeczę.- Powiedziałam bo było oczywiste że to my.
-A więc potwierdza pani że już w czasach szkolnych coś do siebie czuliście?- Czy jest sens zaprzeczać, spojrzałam na Dymitra, patrzył mi w oczy. Wiedziałam że cokolwiek powiem nie będzie zły, zawsze powtarzał że nie jestem zbyt dobrą kłamczuchą, czy opłaca mi się kłamać. To zdjęcie potwierdza że coś do siebie czuliśmy, Wiedziałam że Dymitr już wie jaką decyzję podjęłam, widziałam w jego oczach że się z nią zgadza.
-Owszem.- Powiedziałam i widziałam jak na twarzy tej kobiety wypływa uśmiech pełen satysfakcji.- Ale od zawsze Dymitr wiedział że nie możemy być razem. Ja oczywiście że się w nim zakochałam- starszy mentor, przystojny, świetny w walce. Byłam skazana na zakochanie się w nim. Ale nigdy nie sądziłam że Dymitr zakocha się w kimś takim jak ja. Arogancka, wybuchowa, niezdyscyplinowana… i mogłabym jeszcze długo wymieniać przymiotniki którymi byłam określana niekoniecznie pozytywne. Na początku nie wiedziałam dlaczego Dymitr opiera się temu uczuciu dopiero potem powiedział mi że nigdy nie będziemy mogli być. Jeżeli uważa pani że mój mąż mógłby kogokolwiek zgwałcił oznacza że kompletnie nie zna się pani an ludziach nie ma pani zielonego pojęcia na temat ludzkiej natury. Oskarżać człowieka sumiennego, uczciwego, miłego czasami nie co poważnego – uśmiechnęłam się przy wymienianiu tej cechy.- Jest to niepoważne. Mój mąż nigdy by się nie dopuścił takiego czynu.
-A jednak jest pani teraz jego żoną.
-A jaki to ma związek, znaleźliśmy sposób żeby być razem więc jesteśmy razem.- Powiedziałam dobitnie.
-Ja już dziękuję.- Powiedziała prokuratorka zwracając się do sądu.
-Pani adwokat.- Zwróciła się sędzina do kobiety siedzącej przy Dymitrze.
-Pani Hathaway czy pani mąż kiedykolwiek okazał większe zainteresowanie jakąś uczennicą?
-Nie, wszystkie traktował zawsze na równi, nikogo nigdy nie faworyzował.- Odpowiedziałam szczerze.
-Czy pański mąż znikał kiedyś, a pani nie wiedziała gdzie, po co i z kim?
-Nie mówimy sobie o wszystkim.
-Czy Dymitr Bielkov kiedykolwiek w czasie waszych lekcji w akademii dotykał panią w niewłaściwy sposób?
-Nie.
-Czy widziała pani aby kogokolwiek dotykał w ten sposób.
-Nie nigdy nic takiego nie widziałam.
-Czy zechciałaby pani wyjaśnić nam jakie były okoliczności zdarzenia przedstawionego na zdjęciu?
-To było w wieczór bankietu u przyjaciółki królowej Tatiany Iwaszkow, pokłóciłam się wtedy z moją matką Janin Hathaway. Wyszłam z przyjęcia i poszłam na dach żeby ochłonąć, Dymitr poszedł za mną, żeby sprawdzić czy wszystko w porządku. A do przytulenia się doszło w momencie kiedy powiedziałam Dymitrowi że powinien przyjąć propozycję Taszy Ozery.- Z tyłu Sali wystąpiło jakieś poruszenie, odwróciłam się żeby zobaczyć co się stało, okazało się że jakiś dwoje ludzi kobieta i mężczyzna zaczęli rozmawiać przyciszonymi głosami i kobieta chyba szturchnęła nieco sąsiednie krzesło które było niezajęte bo się przewróciło.
-Proszę o spokój.- Powiedziała sędzina, a dwoje ludzi od razu się uspokoiło. -Są jeszcze jakieś pytania?- Zapytała.
-Tak, czy pan Bielkov przyjął propozycję Taszy Ozera?
-Nie.
-dziękuję nie mam więcej pytań.

                                                                            

Księga II rozdział XV

Kiedy dotarłam na Dwór zaczynał się majorski dzień, bliźnięta były wymęczone zresztą ja też od kiedy dowiedziałam się kto oskarżył Dymitra nie mogę spać. Clara i Joann pytają się ciągle gdzie jest ich tatuś zawsze odpowiadam, że musiał wyjechać, ale niedługo wróci. Z lotniska odebrał nas Adrian. Było widać po nim zmęczenie, w czasie podróży wytłumaczył mi, że zeznawać będzie większość naszych przyjaciół.
-Nawet nie chodzi o to konkretne zdarzenie, wiemy z tajnych źródeł, że prokurator będzie także pytała o ciebie.
-Tajne źródła powiadasz?- Spytałam patrząc na niego.
-Kiedyś jak jeszcze piłem, zapewne pamiętasz te czasy.- Uśmiechnął się.- W barach spotykałem najróżniejszych ludzi, oczywiście jedną z takich osób był mąż kuzynki której brat miał syna, a żoną tego syna była nasza pani prokurator.
- I odnowiłeś kontakty tak?
-Oczywiście. A jak ty i dzieciaki się trzymacie?- Spytał.
-Dzieci nie wiedzą co się dzieje, a ja…- Nie wiedziałam jak mam wyrazić to co czułam.
-Rozumiem.- Dalszą drogę spędziliśmy w ciszy.
Na dworze pierwsze co chciałam zrobić to iść do Dymitra, ale nikogo do niego nie wpuszczali. Ja niestety nie znałam strażników którzy go pilnowali. Kiedy szłam z powrotem do naszego mieszkania spotkałam Albertę, która mnie przytuliła.
- Też będziesz zeznawać?- Spytałam.
-Tak, oczywiście nie mam zamiaru powiedzieć nic co obciążyło by Bielkowa, ale musisz wiedzieć że będę mówiła prawdę.- Powiedziała.
- Dziękuję.- Powiedziałam i poszłam do mieszkania, tam Lucy- opiekunka do dzieci którą podesłała mi Lissa, czytała właśnie książkę.
- Możesz iść do domu.- Powiedziałam do niej.- Zapłacę ci później bo najprawdopodobniej i tak będę jeszcze potrzebowała twojej pomocy.- Powiedziałam szczerze.
- Nie ma problemu jestem pod telefonem.- powiedziała i wyszła, zajrzałam do bliźniąt. Każde leżało na swoim łóżeczku śpiąc jednak wciąż trzymały się za rączki. Ucałowałam je w czółka po czym poszłam do sypialni. Przebrałam się w piżamę i położyłam się choć czułam że znowu nie będę mogła spać. Faktycznie całą noc przeleżałam rozmyślając. Temat moich rozmyślań jest raczej oczywisty. Następnego dnia z samego rana zadzwoniłam do Lucy, która zjawiła się równo o 10 czasu Morozów czyli 22 czasu ludzkiego. Sama ruszyłam w stronę części Dworu gdzie mieszkała Lissa. Kiedy byłam już niedaleko zobaczyłam znajoma mi sylwetkę. Elizabeth. Nie byłabym sobą gdybym do niej nie podeszła.
-Jesteś z siebie zadowolona?- Spytałam stając za jej plecami, widziałam jak cala się spięła słysząc mój głos. Powoli się odwróciła, kobieta która była razem z nią patrzała na mnie z niedowierzeniem. Musiała być to jej matka.
-O co ci chodzi?- Spytała.
-Teraz głupią zgrywasz? Musisz niszczyć mi życie?- Spytałam coraz bardziej podnosząc głos.
-Rose nie chcę ci zniszczyć życia.- Powiedziała a w jej oczach zebrały się łzy.
-Tak? A pozew złożył się przypadkowo.- Powiedziałam ironizując.
-Nie to prawda, on mnie zgwałcił.- Powiedziała szeptem a z jej oczu poleciały łzy. Jej matka stanęła obok niej biorąc ją w ramiona, była ode mnie wyższa o dobre dziesięć centymetrów, ale nie przeszkadzało mi to.
-Zostaw ją w spokoju, twój mąż to potwór. A ty go jeszcze bronisz! – Krzyknęła.
-Dymitr nie jest potworem, nigdy by czegoś takiego nie zrobił!
-Jak widzisz zrobił.- Powiedziała i zwróciła się do córki.- Chodź Eli, musisz odpocząć.- Zaczęły się wycofywać.
-Udowodnię wam że kłamiecie, jeszcze mnie popamiętacie.- Krzyknęłam za nimi. Jej matka odwróciła się tylko w moją stronę z uśmiechem który świadczył o tym że wie o czymś o czym ja nie wiem. Kiedy zniknęły za zakrętem, ruszyłam ponownie w stronę mieszkania Lissy. Już wchodziłam na odpowiedni korytarz i już widziałam jej strażników przed drzwiami kiedy, usłyszałam za sobą nawoływania.
-Rose! Poczekaj!- Odwróciłam się to Michaił.- Mam dla ciebie propozycję.- Powiedział przystając koło mnie.- Ale musisz się szybko decydować. Możesz teraz odwiedzić Dymitra, oczywiście nie będzie to do końca dozwolone.- Nic nie powiedziałam tylko rzuciłam się mu na szyję.
-Dziękuję.- Powiedziałam i już ciągnęłam go w stronę więzienia.
-Uznam to za zgodę, chodź szybko, w tej chwili w więzieniu jest dwóch moich kolegów musimy zdążyć zanim dojdzie do nich jeszcze dwóch którzy już nie pozwolą ci się Z nim spotkać.- Powiedziała, a mi dwa razy powtarzać nie trzeba, przyspieszyłam kroku momentami trochę podbiegając, Michaił cały czas był koło mnie. Szybko dotarliśmy do więzienia, strażnicy widząc nas otworzyli drzwi prowadzące do schodów które prowadziły w dół, AM były kolejne drzwi za którymi był pokój przeznaczony dla strażników którzy byli na służbie a potem był długi korytarz z dużą ilością pokoi zamkniętych drzwiami z krat. Michaił poprowadził mnie wzdłuż tego korytarza, mniej więcej po środku przystaną i otworzył jedne z drzwi kiwną mi głowa w ich stronę. Skinęłam mu głową w znaku podzięki. Weszłam do celi była niewielka, Dymitr siedział na pryczy ale jak tylko mnie zobaczył wstał, staliśmy na przeciwko siebie. Patrzyłam w jego oczy były zmęczone. Podeszłam do niego uzupełniając te dwa kroki które mi do niego brakowały, załapał mnie w tali a ja go objęłam z szyję. Pocałowałam go, oddał mi pocałunek czułam w nim miłość którą do siebie żywiliśmy, po chwili oderwałam się od jego ust i wtuliłam głowę w zagięciu jego szyi a on swoją w moje włosy.
-Tak bardzo mi ciebie brakuje.- Szepnęłam, w obawie że okaże się tylko moim snem.
- Mi ciebie także i bliźniąt. Co u nich?
-Wszystko w porządku ciągle pytają o ciebie.- powiedziałam.- Nasi przyjaciele zaangażowali się w całą tą sprawę podobno spora ilość ma zeznawać.
- Wiem była u mnie Lissa, spytała mnie czy to prawda, odpowiedziałam że nie a ona mi uwierzyła bo zobaczyła prawdę w aurze.- Powiedział cicho.
- Aha. Podobno prokuratura ma zamiar pytać o nas. Wiesz czasy szkolne. Musisz się przygotować na to że będziesz musiał kłamać.- Powiedziałam.
- Ty także.- Powiedział.
- Wymyślę coś na poczekaniu.- Powiedziałam z uśmiechem odsuwając się nie co.
-Tak wiem Roza.- Powiedział opierając czoło o moje.
-Musicie kończyć.- Dobiegł mnie głos Michaiła. Odsunęła się nie co od mojego męża.
-Kocham cię, pamiętaj wyciągnę cię stąd.- Powiedziałam dając mu ostatniego całusa.
-Ja ciebie tez kocham Roza.- I wtedy musiałam już naprawdę wyjść.

Księga II rozdział XIV

- Dymitr Bielkow zostaje zatrzymany pod zarzutem gwałtu.- Powiedział jeden ze strażników.
-Słucham?- Spytałam z niedowierzeniem.- Chyba się przesłyszałam?
-Niestety mamy obowiązek odprowadzić podejrzanego do więzienia na Dworze.- Spojrzałam na mojego ukochanego, wciąż stał skamieniały, podeszłam do niego bliżej. Położyłam mu rękę na policzku. Spojrzał na mnie, zobaczyłam w jego oczach niedowierzenie.
-Powiedz mi tylko jedno.- Powiedziałam mu.- Powiedz że nic nie zrobiłeś.- Powiedziałam wciąż patrząc mu głęboko w oczy.
-Nigdy bym czegoś takiego nie zrobił.- powiedział cicho, wiedziałam że to prawda.
-Proszę się iść przebrać, za chwile zostanie pan przewieziony na Dwór.
-Ale on tego nie zrobił!- Oburzyłam się.
- Rose, to nie ma sensu to ich praca. – Powiedział Dymitr który już opanował pierwsze niedowierzenie.- Pójdę z wami.- Powiedział i zaczął się kierować w stronę schodów jeden ze strażników od razu ruszył za raz za nim. Także podążyłam za nimi, mój mąż najpierw zajrzał do bliźniąt, ucałował je w czółka po czym udał się do naszej sypialni gdzie przebrał się w ciemne dżinsy i czarną bluzkę z długim rękawem, oczywiście na to prochowiec. Podeszłam do niego i wygładziłam jego płaszcz.- Hej, wszystko się wyjaśni.- Powiedział widząc moje zmartwienie.
-Boję się że cię stracę.- Powiedziałam i poczułam łzy w oczach.
-Nie ma takiej opcji.- Powiedział i przytulił mnie mocno do siebie. Zaciągnęłam się jego zapachem.
-Musimy już iść.- Powiedział strażnik który stał w drzwiach. Odsunęłam się od Dymitra, on spojrzał na mnie z czułością.
-Kocham cię.- Wyszeptał i pocałował mnie krótko w usta.
-Ja ciebie też.- Powiedziała i mocno pocałowałam go w usta, po czym wtuliłam się w jego ramię i wyszeptałam mu do ucha.- Wciągnę cię z tego.- Nasza chwila niestety została skończona przez strażników którzy przyszli po Dymitra, mój ukochany został zakuty w kajdanki i wyprowadzony z domu, patrzałam jak znikają w ciemnościach. Gdy tylko zniknęli mi z oczu poszłam po laptop i sprawdziłam najszybsze loty do Pensylwanii, zabukował bilety na jutro. Na szczęście po powrocie do domu się nie rozpakowaliśmy, wiedziałam że teraz już nie zasnę, postanowiłam zadzwonić do Lissy. Odebrała po pierwszym sygnale.
-Halo?- Powiedziała w ogóle niezaspanym głosem.
-Cześć Liss.- Powiedziałam.
-Rose ? O matko jak się domyślam już się dowiedziałaś?- Powiedziała.
-Tak przed chwilą go zabrali. Co ja mam zrobić?- Spytałam i poczułam łzy w oczach.
-Spokojnie my już tutaj działamy.- Powiedziała.- Poczekaj chwile.- Usłyszałam stłumione głosy.- Dobra już jestem.
-Jutro przylatuję.- Powiedziałam.- Muszę go uwolnić.
-Spokojnie Rose damy rade przecież on nic nie zrobił.- powiedziała z pewnością w głosie.

-A co ja mogę zrobić?
-Po pierwsze się uspokój, będziesz musiała zostawić z kimś dzieci, ogólnie na pewno będziesz też zeznawać.
-A kto go oskarżył?- Spytałam, bo dopiero teraz sobie uświadomiłam że ktoś musiał go oskarżyć.
- I to jest właśnie najgorsza wiadomość.- Powiedziała Lissa słyszałam w jej głosie że wolałaby mi tego nie mówić.
-Lissa? Kto?
-Rose to … Elizabeth go oskarżyła.- Telefon upadł na podłogę.

Słyszałam niewyraźny głos Lissy jak mnie nawołuje, a potem połączenie zostało przerwane. Elizabeth. To jedno imię wciąż chodziło mi po głowie.

Księga II rozdział XIII

Obudziłam się ze strasznym bólem głowy, Dymitra już nie było. Zawsze wstaje szybciej niż ja. Spojrzałam na zegar 20 po 10 czyli za pięć godzin mamy lot do USA. No to pięknie, na stoliku obok zegara stała szklanka wody i tabletki przeciwbólowe szybko wzięłam jedną i popiłam wodą, po czym poszłam do łazienki ogarnąć się trochę. Ubrałam jeansy i granatową bluzkę z długim rękawem. Wyszłam z pokoju kierując się na dół w stronę kuchni i jadalni. Sala balowa obok której przechodziłam była już uprzątnięta. W jadalni nie było nikogo. Poszłam do kuchni gdzie znalazłam Dymitra i moja matkę. Rozmawiali.
-Cześć.- Powiedziałam, a oni odpowiedzieli mi tym samym, Dymitr dał mi buziaka w policzka.
-Jak się czujesz?- Spytał z troską.
-Mam kaca jak stąd do wieczności.- Powiedziałam na co on się zaśmiał.
-Spokojnie szybko minie.- Powiedział.
-Rose powinnaś mniej pić, jesteś matką a nie nastolatką.- Powiedziała moja mama.
-Nie miał kto nie pilnować.- Powiedziałam patrząc krytycznie na mojego męża.- A w ogóle gdzie wczoraj zniknąłeś towarzyszu?
-Byłem pogadać z twoim tatą.
Potem zjedliśmy śniadanie i pozbieraliśmy swoje rzeczy, po czym pojechaliśmy po bliźnięta do Bai. Kiedy tylko weszliśmy do domu rodzinnego mojego ukochanego bliźnięta nas dopadły.
-Mamusiu, Tatusiu.- Krzyknęli uwieszając się na nas. Wytliliśmy je porządnie, po czym przywitaliśmy się z rodziną Bielkowów. Następnie musieliśmy się już spieszyć. bo niedługo mieliśmy odlot.
* * *
Lot minął nam bardzo szybko. Bliźnięta były zajęte wewnętrznymi rozmowami i zabawą, ja praktycznie cały lot odsypiałam w ramionach mojego męża. Wróciliśmy do USA.
Dojechanie do Akademii zeszło nam ok 2 godzin, czekała nas jeszcze wędrówka do domu wszyscy byliśmy bardzo zmęczeni, Clara spała już wtulona w Dymitra. Na czas wędrówki obudziliśmy ją bo mieliśmy sporo bagaży - dwa razy więcej zanim wyjeżdżaliśmy. Do domu dotarcie zajęło nam 20 minut. Dymitr otworzył drzwi, na wschodzie zaczynało już świtać. Weszliśmy do domu wszystkie bagaże zostawiliśmy w przedpokoju i udaliśmy się od razu na górę, żeby się położyć spać.
Wraz z moim mężem położyliśmy bliźnięta do łóżek. Skierowaliśmy się do siebie.
-Idź pierwsza.- Powiedział do mnie Dymitr.
- Dobra, zaraz wychodzę.- Powiedziałam i skierowałam się do łazienki zgarniając po drodze jakąś koszulę nocną. Postarałam się jak najszybciej ogarnąć i przebrać. Następnie zwolniłam łazienkę dla Dymitra.
Położyłam się pod kołdrę, po chwili doszedł do mnie Dymitr, obejmując mnie od tyłu.
-Dobranoc kochanie.- Powiedział całując mnie w kark.
-Dobranoc.
Już zasypiałam kiedy nagle usłyszałam pukanie do drzwi, było ono nieco przytłumione w końcu byliśmy na piętrze. - ktoś puka?- Spytałam nieco się odwracając.
-Tez mi się tak wydawało. Pójdę sprawdzić.
Wyszedł z łóżka i poszedł na dół, słyszałam jak otwiera drzwi i z kimś rozmawia, trwało to dłuższą chwilę, postanowiłam zejść również. Na dole w otwartych drzwiach stał Dymitr a za progiem stało dwóch strażników, nie znałam ich.
- O co chodzi?- Spytałam. Twarz Dymitra nie wyrażała żadnych emocji.- co się stało?- Byłam coraz bardziej zaniepokojona.
-Hathaway-Bielkow- Powiedział akcentując nazwisko mojego męża.- pan bielkow...
-Chyba strażnik Bielkow?- Powiedziałam
- Dymitr Bielkow zostaje zatrzymany pod zarzutem gwałtu.- Powiedział jeden ze strażników.

* * * * * * * * * * * * *~ ~~~ ~* * * * * * * * * * * * * *
Rozdział nie co krótszy ale w najbliższym czasie postaramy się wstawić kolejny. :D Życzymy miłego czytania. :)

Księga II rozdział XII


Wraz z Dymitrem planowaliśmy iść na sylwestra do rezydencji Aba, który urządzał tam przyjęcie. Moje rany po poparzeniach już się mniej więcej zagoiły na szczęście.  Założyłam na siebie czarna sukienkę ponad kolana, która była idealnie dopasowana, miała także pewnego rodzaju naszyjnik dzięki któremu nie bałam się ze mi spadnie. Mój mąż ubrał czarny garnitur, czarną koszulę i krawat również czarny i wyglądał po prostu bosko.  Gdy go zobaczyłam, kiedy weszłam do pokoju nie mogłam się powstrzymać i go pocałowałam zarzucają mu ręce na szyję.
- Ślicznie wyglądasz kochanie.- Powiedział mój ukochany. Zaśmiałam się.
- Ty też niczego sobie.- Jeszcze raz go pocałowałam.- Do twarzy ci z tą szminką.- Powiedziałam, kiedy zobaczyłam że nie co mojej szminki zostało na jego ustach. Dymitr szybko spojrzał do lustra i zaśmiał się po czym udał się do łazienki. Po chwili wychodziliśmy już z pokoju który zajęliśmy w rezydencji Aba. Zeszliśmy na dół do Sali bankietowej, w której była już spora ilość gości. Sala była pięknie przyozdobiona w złote zasłony i duże świeczniki. Przy wejściu na sale były ustawione stoliki dla gości a w dalszej części parkiet i scena na której zespół grał jakiś spokojny utwór.
Usiedliśmy przy stoliku który był dla nas wyznaczony siedziała przy nim już młoda para, byli to moroje. Kobieta miała około 25 lat a mężczyzna około 30 lat.
-Dobry wieczór.- Przywitaliśmy się z nimi.
-Dobry wieczór, jestem Lucas, a to może narzeczona Layla.- Przedstawił się mężczyzna.
-Ja jestem Rose.- Powiedziałam.- Miło mi poznać.
-Dymitr.- Mój mąż jak zawsze konkretny.
-Jesteście parą?
-Małżeństwem.- Powiedziałam, a mój ukochany wziął mnie za rękę uśmiechając się do mnie.
- Ale jesteście tacy młodzi, my planujemy ślub za dwa miesiące.- Uśmiechnęła się.
-To cudownie, szczęścia życzę.- Powiedziałam a oni podziękowali mi skinieniem głowy. Kiedy na Sali byli już wszyscy goście, została podana kolacja, która była przepyszna. No a potem zabawa.  Tańczyłam z Dymitrem, który był wyśmienitym tancerzem, trochę wypiłam. Zabawa była świetna. Kilka razy tańczyłam także z moim ojcem. Po jakimś czasie poszłam usiąść żeby odpocząć Dymitr musiał na chwilę wyjść więc w spokoju przyglądałam się tańczącym parą.
-To może po jednym małym.- Podszedł do mnie wysoki moroj, jak stwierdził Abe jest to jego kuzyn.
-Nie dziękuję chyba mi wystarczy.- Powiedziałam przepraszająco.
-No ale jak tak może być z wujkiem nie wypijesz.- Powiedział z szerokim uśmiechem, wahałam się jeszcze chwile ale potem stwierdziłam że co mi szkodzi. Mój „wujek” polał mi i sobie.
- No to nasze zdrowie.- Stuknęliśmy się kieliszkami i wypiliśmy. Po nim podeszło do mnie jeszcze kilku moich wujków, kuzynów, cioć i nie wiem kto jeszcze oczywiście każdy chciał wypić po jednym małym. I w taki sposób odpłynęłam.
* * *
Siedziałam przy stole obok wysokiego dampira, który był chyba równie Pjany jak ja. Jego imię było na K… chyba.
-.. no i widzisz Dymitr jest tak cholernie dobry w łóżku, a wiesz że on był moim jedynym partnerem seksualnym?- On spojrzał na mnie zaskoczony.- No wiem że to może być szok ale taka jest prawda. Zresztą on chyba we wszystkim jest dobry.  A ty masz dziewczynę?- Spytałam. Odpowiedział mi coś kompletnie niezrozumiałego przez to że mówił w innym języku i jeszcze był pjany więc tym bardziej nic nie zrozumiałam.
-To napijmy się za to.- Powiedziałam podnosząc kieliszek, co oczywiście zrozumiał. No i znowu film mi się urwał.
* * *
Tańczyłam sama na środku Sali, po prostu ruszałam się w rytm choć nie szło mi chyba to najlepiej, byłam w końcu całkowicie Pjana. Poczułam jakieś ręce na biodrach, w pierwszej chwili pomyślałam że to Dymitr jednak potem poczułam że te ręce są inne niż mojego męża, zaczęłam się wyrywać, ale niestety nie wychodziło mi to najlepiej. Nagle poczułam że natrętne ręce ustępują, obejrzałam się za siebie i zobaczyłam czarną postać odpychającą tego faceta który chciał ze mną tańczyć. W czarnej postaci rozpoznałam Dymitra, mojego wybawiciela. On odwrócił się do mnie, a ja zarzuciłam mu ręce na szyję.
-Mój ty bohaterze.- Powiedziałam i chciałam go pocałować, jednak on się uchylił.
-Jesteś Pjana.- Stwierdził.
-Ani trochę, wypiłam zaledwie…- Zaczęłam liczyć na palcach, bo nie mogłam się doliczyć, w końcu pokazałam mu siedem na palcach.- osiem.
-Rose zapewniam cię że dużo więcej.- Powiedział i zaczął mnie prowadzić w stronę wyjścia.
-Nie poczekaj.- Powiedziałam, przystanął na chwile a ja się mu wyrwałam i zaczęłam wchodzi cc na krzesło które stało obok, przecież musiałam zatańczyć na stole, już robiłam krok na stół, kiedy czyjeś silne ręce oplotły mnie w pasie i wylądowałam na czyimś ramieniu.
* * *
Dymitr zaniósł mnie do naszego pokoju i tam położył na łóżku. Zaczął zdejmować mi buty i już brał się za sukienkę.
-Szybko działasz, towarzyszu. Nie marnujesz czasu na grę wstępną.- Spojrzał na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
-Oj Rose do jakiego ty się stanu doprowadziłaś?
-Ale to nie ja to moja ciocia i wujek i kuzyn i kuzynka i piata woda po kisielu. Pić mi się chce.- Stwierdziłam, Dymitr przestał mnie rozbierać.
-Pójdę po szklankę wody, nigdzie się nie ruszaj. I wyszedł. Zobaczyłam że zdążył zdjąć już marynarkę. Zdjęłam swoją sukienkę co nie poszło mi najszybciej ale w końcu się udało i założyłam na samą bieliznę marynarkę mojego męża i położyłam się na łóżku. Kiedy brunet wrócił, wyglądał na nieco zaskoczonego że mam na sobie jego ubranie które było na mnie o wiele za duże.
- Rose co ty robisz?
-Nie podobam ci się taka?- Spytałam i usiadłam na brzegu łóżka powoli zdejmując marynarkę. Dymitr podszedł do mnie i podniósł moją brodę.
- Podobasz, ale jesteś Pjana i musisz iść spać.- Powiedział po czym mnie położył i przykrył, po chwili sam także się położył obok mnie mocno mnie obejmując ramieniem, może chciał żebym nie uciekła nigdzie . Zasnęłam.

Księga II rozdział XI

W pisaniu tego rozdziału skorzystałyśmy z pomysłu który wysłała nam Kasia.

Jak się okazało do naszej grupy lecącej na święta do Bai dołączyli się także Adrian z Sydney- tworzyli taką piękną parę. Pobrali się dwa lata temu i teraz spodziewają się dziecka. Blondynka jest już w szóstym miesiącu ciąży i wygląda przepięknie. Dymitr i Adrian doszli do porozumienia może i nie są najlepszymi przyjaciółmi ale Adrian przestał już wypominać Dymitrowi, że on odbił mu mnie.
Lecieliśmy ludzkimi liniami więc nie mieliśmy takich wygód jakbyśmy lecieli samolotem Aba. Ale i tak byliśmy szczęśliwi, bo mogliśmy być razem i nie powiem, że przez całą drogę było bardzo zabawnie. Nasze dzieci bawiły się na siedzeniach przed nami i głośno się śmiały. Ale my jako "ci dorośli" śmieliśmy się jeszcze głośniej w czasie naszych rozmów, w czasie których żartowaliśmy z wszystkiego. Ludzie z naszej części samolotu patrzeli na nas nieprzychylnie. Ze względu na to, że była to długa droga przespaliśmy się w między czasie, w tym czasie bliźnięta posadziliśmy przy oknach a sami usiedliśmy przy przejściu. Bliźnięta leżały w dziwnych pozycjach pozawijane w kocyki śpiąc słodko.
-Musze im zrobić zdjęcie wyglądają tak słodko.- powiedziałam do mojego męża sięgając po telefon.
-Oj Rose nie możesz im robić tyle zdjęć.- Powiedział do mnie, uśmiechając się i obejmując mnie ramieniem. Szybko pstryknęłam zdjęcie i wtuliłam się w jego silne ramiona.
-Przecież to nic takiego, a będzie taka śliczna pamiątka na starość. Będziemy mogli pokazywać naszym wnukom zdjęcia i opowiadać. "O a tutaj jechaliśmy na święta do waszej prababci i wasi rodzice tak właśnie spali. Oj były to bardzo szalone święta..." i zagłębimy się w fascynującą opowieść o wszystkich świętach które spędziliśmy razem.- Powiedziałam patrząc na niego z miłością, spojrzał na mnie pełnym uczucia wzrokiem.
-Kiedy stałaś się taka sentymentalna?- Powiedział praktycznie się już śmiejąc.
-Wiesz co to chyba zdarzyło się wtedy kiedy poznałam takiego jednego Rosjanina, ale z pewnością go nie znasz.- Powiedziałam uśmiechając się promiennie. Dymitr się zaśmiał i zaczął głaskać mnie po włosach.
-Śpij Roza mamy przed sobą długa podróż, a potem jeszcze musimy jechać samochodem ładnych parę godzin.- Podkurczyłam nogi pod siebie i wtuliłam się w mojego ukochanego zasypiając.
Obudziłam się kiedy lądowaliśmy. Bliźnięta też zaczynały się budzić, Dymitr oczywiście już nie spał i zdążył zamówić już dla niego kawę a dla mnie koktajl owocowy, który dosłownie postawiał mnie na nogi. Po chwili stewardesa przyniosła zamówienie. Pijąc swój koktajl spojrzałam na bliźnięta które przecierały piąstkami oczka, wyglądały uroczo. Dla Clary i Joanna mieliśmy przygotowaną herbatkę.
Kiedy samolot już wylądował, cała nasza grupa -Ja, Dymitr, Joann i Clara, Lissa, Christian, mała Rose, Sydney, Adrian i Elizabeth - udaliśmy się na śniadanie. Gdy tylko kelnerki zobaczyły z jaką rozbawioną grupką przyjdzie im się zmierzyć, dosłownie zbladły. Gdy już rozłożyliśmy się przy trzech złączonych stolikach, miały nie mały problem z opanowaniem jakie zamówienie składamy. I tak po 15 minutach już jedliśmy zamówione przez siebie dania. Po śniadaniu udałam się wraz z wszystkimi dziewczynami do łazienki, chłopacy również postanowili iść do toalety żeby potem w środku rozciągających się białych pół nie okazało się że ktoś musi koniecznie skorzystać z wc. Zakupiliśmy jeszcze jakieś przekąski na podroż i poszliśmy do dwóch samochodów które szybciej wynajęliśmy. Ja Dymitr, bliźnięta i Elizabeth wsiadaliśmy do pierwszego, a reszta wsiadła do drugiego.
Jechaliśmy pół dnia praktycznie bez przerwy mieliśmy tylko 3 postoje na zatankowanie samochodów, ewentualną potrzebę pójścia do toalety i odnowienie zapasu kawy.
W końcu przed nami ukazała się Baia, uśmiechnęłam się gdy tylko zobaczyłam ja w oddali. Przejechaliśmy przez miasteczko, żeby dojechać do domu mojego męża. Zaparkowaliśmy przed niewielkim domkiem. Jak się okazało z tyłu domu została wybudowana dobudówka, żeby było więcej miejsca. Gdy wypakowywaliśmy nasze bagaże przywiać nas przyszła rodzina Bielkovów. Olena wyściskała nas wszystkich po kolei.
-Jak wyście wyrośli.- Powiedziała tuląc do siebie bliźnięta, które przytulały się do niej z uśmiechem.- chodźcie na pewno jesteście zmęczeni po podróży.
-jak my się tutaj pomieścimy?- Spytała szeptem Lizi, kiedy wchodziliśmy do domu. Uśmiechnęłam się przypominając sobie Boże Narodzenia kilka lat w stercz. Że było to wariatkowo to mało powiedziane.
-Zobaczysz.- Weszliśmy do środka, gdzie unosił się zapach pomarańczy i potraw gotowanych w kuchni.
-Teraz tak...- Powiedziała Olena patrząc na nas.- Rose i Dymitr pokrój ten co zawsze, Lissa i Christian pokój na poddaszu, Elizabeth będziesz spała w pokoju z Wiktorią.- Wiki pokiwała do Lizi z uśmiechem, ta jej odkiwnęła uśmiechając się niepewnie.- Sydney i Adrian w pokoju obok Rose i Dymitra. A dzieci będą spały w jednym pokoju wraz z Sonią i mną.- Zaśmiałam się, Olena umiała zawsze wszystko zorganizować.- A teraz idźcie i odpocznijcie.- Kiedy wszyscy wzięliśmy swoje torby i zaczęliśmy wchodzić po schodach zrobił się mały korek, ale w końcu każdy trafił do swojego pokoju. Weszłam do dobrze już mi znanego pokoju i kiedy zamknęłam za nami drzwi odwróciłam się do mojego ukochanego.
-Wiesz co?- Spytałam zarzucając mu ręce na szyję i uśmiechając się przebiegle. Złapał mnie obiema rękami w tali.
- To chyba pierwsza noc od nie wiem jak dawna kiedy nie będziemy musieli gościć w naszym łóżku nieoproszonych gości.- Dymitr się zaśmiał.
- Aż tak ci źle że nasze małe szkraby czasami z nami nocują.
- Tak jeżeli przez to nie mogę się nawet przytulić do mojego męża.- Powiedziałam stając na palcach i całując go w usta. Gdy odsunęliśmy się od siebie, Dymitr powiedział.
- Spokojnie niedługo wyrosną z tego wieku.- Wywoła u mnie tym stwierdzeniem śmiech.
- No dobra to ja teraz pójdę zobaczyć co nasze maluchy rozwalają.- Dymitr się tylko zaśmiał i zaczął nas rozpakowywać.
Poszłam do pokoju Soni, gdzie miał być "żłobek", zapukałam, ale wątpię żeby ktoś usłyszał ten dźwięk, bo zza drzwi dobiegały roześmiane krzyki dzieci. Weszłam i zobaczyłam że wszystkie poduszki i kołdry leżą porozrzucane na ziemi, zasłony zostały zasłonięte przez co w pokoju panował półmrok. A dzieci skacząc po wszystkim bawiły się w duchy, czyli jedna osoba ma zawiązane oczy a reszta musi starać się aby nikogo nie złapała. Teraz zawiązane oczy miała mała Rose. Sonia siedziała przy oknie i czytała książkę. Podeszłam do niej.
- Ale rozgardiasz.- Powiedziałam do niej. Spojrzała na mnie z uśmiechem.
- Nie jest tak źle przynajmniej nie zaciągają mnie do zabawy.- Zaśmiała się. Usunęłam im z drogi wszystkie szklane i ostre rzeczy więc mogą się bawić.
- No jasne, ale jak to się stało przecież dopiero co przyjechaliśmy.
- Dzieci łatwo się przystosowują.
- To ja może zobaczę czy nie przyda się moja pomoc na dole.-powiedziałam i zeszłam na dół. Na dole praca szła pełną parą, Olena stała przy kuchence smażąc chyba filety, Wiktoria kroiła warzywa przy stole.
- Może w czymś pomóc?- Olena odwróciła się do mnie z uśmiechem.
- Możesz pokroić składniki do sałatki śledziowej.- Powiedziała wskazując miskę śledzi i inne potrzebne składniki, wzięłam większa miskę z szafki zaczęłam wszystko kroić. Krojenie zeszło mi ponad godzinę. W czasie krojenia miałyśmy masę śmiechu, w pewnym momencie Olena przez przypadek wylała połowę oleju na podłogę, śmiałyśmy się wtedy że będzie można się trochę poślizgać. Potem miałyśmy kolejny napad śmiechu kiedy do kuchni wszedł Dymitr i prawie przewróciłby się w miejscu gdzie był rozlany olej. Kiedy przełożyłam już sałatkę warstwowo do misek, poszłam do góry bo byłam padnięta.
Po szybkim prysznicu położyłam się obok mojego męża który czytał jakiś western. Wtuliłam się w niego.
- Co ciekawego czytasz towarzyszu?- Spytałam zaglądając mu przez ramię, i jak się okazało była to rosyjska książka.
- Jedną z moich starych książek.- Powiedział zaznaczając stronę i odkładając książkę na półkę i wyłączył światło.
- Byłeś u bliźniąt?
- Tak , pół godziny temu wszystkie dzieci już spały, Clara spała na fotelu, Joann na podłodze pod oknem, dzieci spały wszędzie tylko nie na przygotowanych łóżkach.- Zaśmiałam się to musiało komicznie wyglądać.
- Czeka nas jutro długi dzień.- Powiedziałam i ziewnęłam.
- Śpijmy. Dobranoc Roza.- Powiedział mój ukochany całując mnie w czubek głowy. Podniosłam nie co głowę i pocałowałam go w usta, gdy zakończyliśmy pocałunek usadowiłam wygodnie głowę na jego ramieniu.
- Dobranoc Towarzyszu.
Przygotowania do Świątecznej kolacji trwały cały dzień, wieczorem, najpierw wraz z Dymitrem wyszykowaliśmy bliźnięta. Clare ubraliśmy w granatową sukienkę w czerwone kropki i do tego białe rajstopki i czarne buciki z paseczkiem, włosy upięłam jej z tyłu czerwoną kokardką. Joann został wystrojony w czarne spodnie, białą koszulę i sweterek w kratę. Mój ukochany ubrał garnitur w którym wyglądał świetnie i wydawał się jeszcze wyższy niż zazwyczaj. Ja ubrałam czarna sukienkę w czerwone kwiaty z dekoltem w łódkę, dostałam ją od Dymitra na urodziny i muszę przyznać że ma on świetny gust, bo sukienka pasowała idealnie i podkreślała moją figurę, a przy okazji była bardzo wygodna, do tego czarne buty na koturnie. Reszta rodziny także była wystrojona, wszystkie kobiety z towarzystwa miały na sobie sukienki albo spódniczki, a mężczyźni garnitury albo same koszule.
Czas szybko nam leciał, a że było ponad dwadzieścia pięć osób, wszystkich kojarzyłam z wcześniejszych Świąt albo z wesela. Około dwudziestej nadszedł czas na prezenty, oczywiście najwięcej dostały dzieci. Clara i Joann dorobili się kilku nowych zabawek i ubranek.
- Czy mi się wydaje czy tej książki nie ma jeszcze na rynku?- Spytał mnie Dymitr, kiedy zobaczył co mu dałam, a dałam mu książkę jego ulubionego autora która miała zostać wydana dopiero za miesiąc i wiedziałam że już na nią czekał.
- Owszem.- powiedziałam uśmiechając się do niego tajemniczo.
- Jak co się udało ja zdobyć?- Spytał zszokowany.
- Po pierwsze to jest to sekret strażnika, a po za tym kobiety mają już swoje sposoby.- Powiedziałam uśmiechając się szeroko, na co odpowiedział mi tym samym. A o książkę musiałam dzwonić chyba z 20 razy do autora i chyba z 30 maili wysłałam aż w końcu zgodził mi się sprzedać wersję pdf ale musiałam złożyć pisemne oświadczenie że wiem jakie będą skutki jeżeli będę tą książkę rozprzestrzeniać dalej. W drukarni dokładnie powiedziałam pracownikom co im zrobię jeżeli rozprzestrzenią tą książkę. Postarałam się także żeby książka jak najbardziej przypominała te które Dymitr miał kiedyś jako dziecko, uważam że wyszło świetnie. W środku napisałam dedykację, oczywiście pozwoliłam także dorzucić jakiś podpiski od Clary o Joanna, czyli od Clary uśmiechnięty kwiatek, mający za płatki wszystkie kolory świata, a od Joanna zielonego dinozaura. Dymitr otworzył książkę na pierwszej stronie i roześmiał się widząc rysunki bliźniąt, potem pochylił się i pocałował mnie w policzek.
- Dziękuję. Otwórz swój.- Powiedział wskazując na paczkę która leżała na moich kolanach, ale której nie zdążyłam jeszcze otworzyć. Było to chyba jakieś pudełeczko opakowane w czerwony papier. Odwiązałam zieloną wstążkę i zajrzałam do środka. Było to czarne pudełko wyłożone materiałem takie jak na biżuterię. Odłożyłam na bok papier i otworzyłam pudełko. W środku było one wyłożone białym materiałem a na środku leżał naszyjnik, był to łańcuszek i niewielkie serduszko z białego złota. Podniosłam do góry łańcuszek, po  drugiej stronie serduszka były wypisane nasze inicjały :"R.D.C.J.". było to piękne. Uśmiechnęłam się szeroko i przytuliłam do Dymitra.
- Dziękuję.- Pogładził mnie po plecach.- Założysz mi go?- odwróciłam się do niego, a on zapiął mi łańcuszek na karku. Serduszko prezentowo się idealnie.
Kolacja mijała nam spokojnie, kiedy cała rodzina rozeszła się już do domów, a dzieci zostały położone spać, wraz z Dymitrem, Lissą, Christianem, Adrianem i Sydney usiedliśmy w salonie przy kominku z szklankami gorącej czekolady. Zaczęliśmy wspominać stare czasy.
- Pamiętacie jaka kiedyś była Mia?- Spytałam.
- Była okropna, dobrze że się zmieniła.- Powiedziała Lissa.- To co wtedy o tobie wygadywała...
-A co takiego wygadywała?- Spytał Adrian nie wiedząc o co chodzi.
- Lepiej nie wiedzieć.- Powiedziałam, a wszyscy którzy wiedzieli o co chodzi pokiwali głowami że się zgadzają.- No dobra a kto was najbardziej wkurzał w szkole?
- Mnie Aron.- Powiedział Christian, patrząc z miłością na Lissę. Wszyscy się zaśmialiśmy.
- No tak gdyby nie ja nigdy byście nie byli razem.- Powiedziałam z ironią.
- Wciąż jestem na ciebie o to zły.- powiedział Chris.
- A ciebie, towarzyszu?- Spytałam opierając się o jego pierś.
- Każdy chłopak który patrzał na ciebie jak zwierzyna na swoja ofiarę.- powiedział poważnie, przez chwilę była kompletna cisza, ale zaraz potem wszyscy się roześmialiśmy. Kiedy już opanowaliśmy napad śmiechu powiedziałam:
- A mnie wkurzał Jesse , nie wiem jak mogłam chcieć się z nim umawiać. - Powiedziałam i aż się skrzywiłam przypominając sobie że się z nim całowałam.
- Aha no tak, a pamiętasz jak pisałyśmy o tym na lekcji i ten nauczyciel przeczytał nasze wiadomości?- Spytała Lissa ze uśmiechem.
- Prawie się tam ze wstydu nie spaliłam, i niestety wciąż pamiętam tamten wieczór, kiedy miała miejsce nasza schadzka.- Powiedziałam i na wspomnienie tego że się wtedy całowaliśmy aż się wzdrygnęłam.- Ale uratował mnie wtedy mój rycerz w ... prochowcu.- Powiedziałam i odwróciłam się lekko żeby pocałować mojego rycerza, który jak się okazało był myślami gdzieś indziej, ale jak dałam mu całusa, od razu spojrzał na mnie z uśmiechem.
- Coś ominąłem?-Spytał.
- Nie, nic, wspominamy stare dobre czasy.- Powiedziała Lissa ze śmiechem.
- Gdzie odpłynąłeś?- Spytałam.
- A w takie jedno wspomnienie.- Powiedział zdawkowe, wiedziałam ze coś kryje.
Potem jeszcze ponad godzinę wspominaliśmy, po czym rozeszliśmy się do swoich pokoi. Kiedy leżałam już z Dymitrem w łóżku zapytałam:
- A nad czym się tak zamyśliłeś kiedy wspominaliśmy?- Miałam głowę na jego piersi i słuchałam jak jego serce spokojnie bije.
- Przypomniało mi się jak was wtedy nakryłem.- Powiedział, a ja wiedziałam że chodzi o Jessego.
- I co sobie przypomniałeś?- Byłam ciekawa jak on widział tamten moment.
- Przypomniałem sobie że obserwowałem cię jak rozmawiałaś z Jessem...
- Przecież gadałam z nim tylko przez kilka sekund.
- Obserwowałem cię więc to zauważyłem.- Powiedział, spojrzałam na niego i zobaczyłam że się nie co uśmiecha.- Następnie widziałem jak Jesse idzie na górę, rozglądając się czy ktoś go nie widzi, a potem tą samą drogą poszłaś ty. Na początku myślałem że to może przypadek, ale potem nie było was dłuższy moment, więc za wami poszedłem.
- A skąd wiedziałeś w jakim pokoju nas szukać?
- Nie wiedziałem, zanim trafiłem na "wasz pokój" zajrzałem jeszcze do pięciu innych. Nawet nie wiesz jakie to było frustrujące że nie mogę cię znaleźć, jeszcze jak pomyśleć że byłaś z nim.- Westchnął i pocałował mnie w głowę. A ja przypomniałam sobie moment kiedy wszedł do pokoju i wygonił już Jessego,... wtedy patrzał na mnie w taki sposób.
- A dlaczego wtedy tak na mnie patrzałeś?- zapytałam zamyślona.
- Bo miałem wtedy okropną ochotę cię przytulić i pocałować, na szczęście mnie otrzeźwiłaś. - Powiedział.
- Naprawdę?- Byłam zdziwiona.
- Naprawdę nie oszukujmy się ale chyba nie ma na ziemi faceta któremu byś się nie podobała.
- Wiesz że wtedy niemiałabym nic przeciwko gdybyś mnie pocałował?
- Teraz już tak. - Zaśmiałam się. Ziewnęłam, zdałam sobie sprawę że jest już po trzeciej w nocy.- trzeba iść spać, dobranoc Roza. Kocham cię.- Powiedział Dymitr całując mnie w czubek głowy.
- Ja też cię kocham, dobranoc.- wtuliłam się w niego mocniej i zasnęłam
Byłam na parkingu. Od razu rozpoznałam to miejsce. Tutaj dokonałam swojej najgorszej zbrodni. To był ten sam parking na którym zginął Wiktor Dashkov. Nie chciałam tu być, ale nie byłam w stanie uciec, ani się obudzić. Dopiero teraz do mnie dotarło kto to może być.
- Wyjdź Robert !-krzyknęłam obserwując otoczenie. Nie widziałam go, chyba specjalnie się ukrył.
-Niby dlaczego ?-zapytał głos pochodzący z nicości. Nie umiałam znaleźć jego źródła pomimo mojego bardzo dobrego słuchu.
-Pokarz się !-zażądałam.
-Nie mam zamiaru !-odpowiedział trochę zdenerwowanym głosem i nagle poczułam jak nogi się pode mną uginają. Używał tej samej mocy Ziemi co Wiktor tamtej nocy. Nie mogłam ustać i upadłam na kolana. Ziemia co chwilę się zmieniała utrudniając mi wstanie. Po chwili wszystko się wyrównało. Wstałam i otrzepałam się.
-Czego chcesz ode mnie ?-zapytałam mając skryta nadzieję, że mi odpowie.
-Chcę, żebyś cierpiała. Dałem ci dużo czasu byś doceniła to co masz, teraz będę mógł lepiej się zemścić.– powiedział stanowczym głosem i poczułam jak brakuję mi powietrza w płucach. Nie mogłam złapać tchu. To było okropne. Kiedy, już prawie nie mogłam wytrzymać, przestał. Łapczywie zaczerpnęłam świeżego powietrza. To było okropne. Do oczu zaczęły mi napływać łzy. Trudno powiedzieć dlaczego. W końcu jak mniej więcej uregulowałam oddech powiedziałam:
-Przepraszam.
-Nic mi po twoich przeprosinach. Tym go nie zwrócisz. – krzyknął i odnowa zaczął swoje tortury. Tym razem sprawił, że zaczęłam się palić. Mimo iż to był sen, czułam ból. Czułam jak płomienie pochłaniają moje ubrania, jak moja skóra się parzy. Krzyczałam. Krzyczałam z bólu, który był nie do zniesienia. Zamknęłam oczy, prosząc, aby to się wreszcie skończyło. Nagle poczułam jak ktoś mną szarpie. Był to Dymitr. Siedział koło mnie, trzymając mnie za ramiona. Nie wiedziałam co się dzieje. Zobaczyłam, jaki jest przerażony. Ja sama byłam. Usiadłam na łóżku i przytuliłam się do niego, szlochając.
-Ale mnie nastraszyłaś Roza. – powiedział trzymając mnie w objęciach-Nie mogłem cię dobudzić. Co ci się śniło ? –zapytał pełen troski. Widać było coś nie tak ze mną podczas snu.
-Robert Daszkow przyszedł się na mnie zemścić za Wiktora. Torturował mnie. Najpierw sprawił, że nie mogłam ustać na nogach, potem dusił mnie, a na końcu podpalił.-powiedziałam, dalej nie mogąc uwierzyć w to co przeżyłam we śnie. Dymitr cały czas trzymał mnie w swoich objęciach. Czułam się tak bezpiecznie przy nim, zwłaszcza w tej chwili. Po chwili oderwałam się od niego i wytarłam mokre od łez oczy i policzki. Zaczęłam się wiercić pod kołdrą i poczułam ostry ból na nogach. Zrzuciłam pościel i ujrzałam całe poparzone nogi. Na rękach nic nie miałam, jedynie nogi. Były całe czerwone i schodziła z nich skóra. Kiedy mój ukochany to zobaczył nie mógł uwierzyć własnym oczom. Po chwili podniósł mnie z łóżka i zaniósł do łazienki. Tam napuścił zimnej wody do wanny. Weszłam do niej i poczułam ulgę. Cały ból i pieczenie ustąpiło. Po chwili do łazienki wpadła Olena a za nią Wiktoria i Sonia i jeszcze w korytarzu ujrzałam Lissę, Christiana i Adriana.
-Matko Boska co ci się stało ? – zapytała Olena.
-Sama nie wiem. – odpowiedziałam. W sumie nie sądziłam, że użytkownicy Ducha są zdolni do czegoś takiego.
-Dymitr przynieś mi apteczkę z kuchni i dodatkowe bandaże i gaziki.- rozkazała. Lissa chciała mnie uzdrowić ale jej nie pozwoliłam, wiedziałam ze te rany niedługo się zagoją, a dla niej używanie ducha nie jest dobre. Po chwili wszystko już było naszykowane. Olena zamoczyła gaziki zimna wodą. Kazała mi wyjąć nogi z wanny co posłusznie zrobiłam. Przyłożyła mi mokre gazy na nogi i zaczęła lekko bandażować. Po piętnastu minutach byłam już opatrzona. Bandaże miałam od kostek do połowy ud. Ledwo szłam. Każdy ruch powodował nie przyjemne uczucie tarcia. Szłam podpierając się o mojego towarzysza.
- Dziękuje bardzo. – powiedziałam i przytuliłam matkę Dymitra.
- Nie ma sprawy. Ważne, że szybko przyszliście. Nie wiadomo jakby to mogło się skończyć. Teraz idź i odpoczywaj. Twoje nogi się szybko zagoją ale i tak musisz uważać na nie. Najbliższe dwa tygodnie mogą być ciężkie, ale potem powinno być już coraz lepiej. No to Dobranoc.
- Dobranoc – odpowiedzieliśmy jednocześnie ja i mój narzeczony. Poszliśmy do pokoju. Było około szóstej rano, gdyż można było dostrzec pierwsze oznaki nadchodzącego świtu.
-Co zamierzamy z tym zrobić ? – zapytał pełen powagi.
-Jeszcze nie wiem. Trzeba zobaczyć czy przyjdzie kolejny raz. – odpowiedziałam.
-Na pewno przyjdzie w tym rzecz. On nie odpuści. Trzeba go w jakiś sposób powstrzymać. Nie mogę znieść tego, że cierpisz teraz i możesz cierpieć w przyszłości. – starał się mówić z opanowaniem, ale trochę mu się nie udało. W jego oczach można było dostrzec złość i determinację. -Na początek musimy dopilnować żeby twoje rany się zagoiły, a potem zobaczymy, odnajdziemy go.- Powiedział z determinacją.
-Dobrze. – odpowiedziałam i go pocałowałam.- Musze zobaczyć co u bliźniąt, przecież on mógł im coś zrobić.- Powiedziałam, przypominając sobie że skoro umiał zrobić mi coś takiego we śnie to tym bardziej Clarze i Joannowi. W miarę możliwości ruszyłam do drzwi.
- Może ja pójdę zobaczyć.
- Nie ja także chcę zobaczyć czy u nich wszystko dobrze. - Powoli doszliśmy do pokoju gdzie spały dzieci, tej nocy spały już na łózkach, Clara i Joann spali spokojnie na łóżku przy oknie. Patrzyliśmy na nie chwilę po czym poszliśmy spać.