poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Księga II rozdział XI

W pisaniu tego rozdziału skorzystałyśmy z pomysłu który wysłała nam Kasia.

Jak się okazało do naszej grupy lecącej na święta do Bai dołączyli się także Adrian z Sydney- tworzyli taką piękną parę. Pobrali się dwa lata temu i teraz spodziewają się dziecka. Blondynka jest już w szóstym miesiącu ciąży i wygląda przepięknie. Dymitr i Adrian doszli do porozumienia może i nie są najlepszymi przyjaciółmi ale Adrian przestał już wypominać Dymitrowi, że on odbił mu mnie.
Lecieliśmy ludzkimi liniami więc nie mieliśmy takich wygód jakbyśmy lecieli samolotem Aba. Ale i tak byliśmy szczęśliwi, bo mogliśmy być razem i nie powiem, że przez całą drogę było bardzo zabawnie. Nasze dzieci bawiły się na siedzeniach przed nami i głośno się śmiały. Ale my jako "ci dorośli" śmieliśmy się jeszcze głośniej w czasie naszych rozmów, w czasie których żartowaliśmy z wszystkiego. Ludzie z naszej części samolotu patrzeli na nas nieprzychylnie. Ze względu na to, że była to długa droga przespaliśmy się w między czasie, w tym czasie bliźnięta posadziliśmy przy oknach a sami usiedliśmy przy przejściu. Bliźnięta leżały w dziwnych pozycjach pozawijane w kocyki śpiąc słodko.
-Musze im zrobić zdjęcie wyglądają tak słodko.- powiedziałam do mojego męża sięgając po telefon.
-Oj Rose nie możesz im robić tyle zdjęć.- Powiedział do mnie, uśmiechając się i obejmując mnie ramieniem. Szybko pstryknęłam zdjęcie i wtuliłam się w jego silne ramiona.
-Przecież to nic takiego, a będzie taka śliczna pamiątka na starość. Będziemy mogli pokazywać naszym wnukom zdjęcia i opowiadać. "O a tutaj jechaliśmy na święta do waszej prababci i wasi rodzice tak właśnie spali. Oj były to bardzo szalone święta..." i zagłębimy się w fascynującą opowieść o wszystkich świętach które spędziliśmy razem.- Powiedziałam patrząc na niego z miłością, spojrzał na mnie pełnym uczucia wzrokiem.
-Kiedy stałaś się taka sentymentalna?- Powiedział praktycznie się już śmiejąc.
-Wiesz co to chyba zdarzyło się wtedy kiedy poznałam takiego jednego Rosjanina, ale z pewnością go nie znasz.- Powiedziałam uśmiechając się promiennie. Dymitr się zaśmiał i zaczął głaskać mnie po włosach.
-Śpij Roza mamy przed sobą długa podróż, a potem jeszcze musimy jechać samochodem ładnych parę godzin.- Podkurczyłam nogi pod siebie i wtuliłam się w mojego ukochanego zasypiając.
Obudziłam się kiedy lądowaliśmy. Bliźnięta też zaczynały się budzić, Dymitr oczywiście już nie spał i zdążył zamówić już dla niego kawę a dla mnie koktajl owocowy, który dosłownie postawiał mnie na nogi. Po chwili stewardesa przyniosła zamówienie. Pijąc swój koktajl spojrzałam na bliźnięta które przecierały piąstkami oczka, wyglądały uroczo. Dla Clary i Joanna mieliśmy przygotowaną herbatkę.
Kiedy samolot już wylądował, cała nasza grupa -Ja, Dymitr, Joann i Clara, Lissa, Christian, mała Rose, Sydney, Adrian i Elizabeth - udaliśmy się na śniadanie. Gdy tylko kelnerki zobaczyły z jaką rozbawioną grupką przyjdzie im się zmierzyć, dosłownie zbladły. Gdy już rozłożyliśmy się przy trzech złączonych stolikach, miały nie mały problem z opanowaniem jakie zamówienie składamy. I tak po 15 minutach już jedliśmy zamówione przez siebie dania. Po śniadaniu udałam się wraz z wszystkimi dziewczynami do łazienki, chłopacy również postanowili iść do toalety żeby potem w środku rozciągających się białych pół nie okazało się że ktoś musi koniecznie skorzystać z wc. Zakupiliśmy jeszcze jakieś przekąski na podroż i poszliśmy do dwóch samochodów które szybciej wynajęliśmy. Ja Dymitr, bliźnięta i Elizabeth wsiadaliśmy do pierwszego, a reszta wsiadła do drugiego.
Jechaliśmy pół dnia praktycznie bez przerwy mieliśmy tylko 3 postoje na zatankowanie samochodów, ewentualną potrzebę pójścia do toalety i odnowienie zapasu kawy.
W końcu przed nami ukazała się Baia, uśmiechnęłam się gdy tylko zobaczyłam ja w oddali. Przejechaliśmy przez miasteczko, żeby dojechać do domu mojego męża. Zaparkowaliśmy przed niewielkim domkiem. Jak się okazało z tyłu domu została wybudowana dobudówka, żeby było więcej miejsca. Gdy wypakowywaliśmy nasze bagaże przywiać nas przyszła rodzina Bielkovów. Olena wyściskała nas wszystkich po kolei.
-Jak wyście wyrośli.- Powiedziała tuląc do siebie bliźnięta, które przytulały się do niej z uśmiechem.- chodźcie na pewno jesteście zmęczeni po podróży.
-jak my się tutaj pomieścimy?- Spytała szeptem Lizi, kiedy wchodziliśmy do domu. Uśmiechnęłam się przypominając sobie Boże Narodzenia kilka lat w stercz. Że było to wariatkowo to mało powiedziane.
-Zobaczysz.- Weszliśmy do środka, gdzie unosił się zapach pomarańczy i potraw gotowanych w kuchni.
-Teraz tak...- Powiedziała Olena patrząc na nas.- Rose i Dymitr pokrój ten co zawsze, Lissa i Christian pokój na poddaszu, Elizabeth będziesz spała w pokoju z Wiktorią.- Wiki pokiwała do Lizi z uśmiechem, ta jej odkiwnęła uśmiechając się niepewnie.- Sydney i Adrian w pokoju obok Rose i Dymitra. A dzieci będą spały w jednym pokoju wraz z Sonią i mną.- Zaśmiałam się, Olena umiała zawsze wszystko zorganizować.- A teraz idźcie i odpocznijcie.- Kiedy wszyscy wzięliśmy swoje torby i zaczęliśmy wchodzić po schodach zrobił się mały korek, ale w końcu każdy trafił do swojego pokoju. Weszłam do dobrze już mi znanego pokoju i kiedy zamknęłam za nami drzwi odwróciłam się do mojego ukochanego.
-Wiesz co?- Spytałam zarzucając mu ręce na szyję i uśmiechając się przebiegle. Złapał mnie obiema rękami w tali.
- To chyba pierwsza noc od nie wiem jak dawna kiedy nie będziemy musieli gościć w naszym łóżku nieoproszonych gości.- Dymitr się zaśmiał.
- Aż tak ci źle że nasze małe szkraby czasami z nami nocują.
- Tak jeżeli przez to nie mogę się nawet przytulić do mojego męża.- Powiedziałam stając na palcach i całując go w usta. Gdy odsunęliśmy się od siebie, Dymitr powiedział.
- Spokojnie niedługo wyrosną z tego wieku.- Wywoła u mnie tym stwierdzeniem śmiech.
- No dobra to ja teraz pójdę zobaczyć co nasze maluchy rozwalają.- Dymitr się tylko zaśmiał i zaczął nas rozpakowywać.
Poszłam do pokoju Soni, gdzie miał być "żłobek", zapukałam, ale wątpię żeby ktoś usłyszał ten dźwięk, bo zza drzwi dobiegały roześmiane krzyki dzieci. Weszłam i zobaczyłam że wszystkie poduszki i kołdry leżą porozrzucane na ziemi, zasłony zostały zasłonięte przez co w pokoju panował półmrok. A dzieci skacząc po wszystkim bawiły się w duchy, czyli jedna osoba ma zawiązane oczy a reszta musi starać się aby nikogo nie złapała. Teraz zawiązane oczy miała mała Rose. Sonia siedziała przy oknie i czytała książkę. Podeszłam do niej.
- Ale rozgardiasz.- Powiedziałam do niej. Spojrzała na mnie z uśmiechem.
- Nie jest tak źle przynajmniej nie zaciągają mnie do zabawy.- Zaśmiała się. Usunęłam im z drogi wszystkie szklane i ostre rzeczy więc mogą się bawić.
- No jasne, ale jak to się stało przecież dopiero co przyjechaliśmy.
- Dzieci łatwo się przystosowują.
- To ja może zobaczę czy nie przyda się moja pomoc na dole.-powiedziałam i zeszłam na dół. Na dole praca szła pełną parą, Olena stała przy kuchence smażąc chyba filety, Wiktoria kroiła warzywa przy stole.
- Może w czymś pomóc?- Olena odwróciła się do mnie z uśmiechem.
- Możesz pokroić składniki do sałatki śledziowej.- Powiedziała wskazując miskę śledzi i inne potrzebne składniki, wzięłam większa miskę z szafki zaczęłam wszystko kroić. Krojenie zeszło mi ponad godzinę. W czasie krojenia miałyśmy masę śmiechu, w pewnym momencie Olena przez przypadek wylała połowę oleju na podłogę, śmiałyśmy się wtedy że będzie można się trochę poślizgać. Potem miałyśmy kolejny napad śmiechu kiedy do kuchni wszedł Dymitr i prawie przewróciłby się w miejscu gdzie był rozlany olej. Kiedy przełożyłam już sałatkę warstwowo do misek, poszłam do góry bo byłam padnięta.
Po szybkim prysznicu położyłam się obok mojego męża który czytał jakiś western. Wtuliłam się w niego.
- Co ciekawego czytasz towarzyszu?- Spytałam zaglądając mu przez ramię, i jak się okazało była to rosyjska książka.
- Jedną z moich starych książek.- Powiedział zaznaczając stronę i odkładając książkę na półkę i wyłączył światło.
- Byłeś u bliźniąt?
- Tak , pół godziny temu wszystkie dzieci już spały, Clara spała na fotelu, Joann na podłodze pod oknem, dzieci spały wszędzie tylko nie na przygotowanych łóżkach.- Zaśmiałam się to musiało komicznie wyglądać.
- Czeka nas jutro długi dzień.- Powiedziałam i ziewnęłam.
- Śpijmy. Dobranoc Roza.- Powiedział mój ukochany całując mnie w czubek głowy. Podniosłam nie co głowę i pocałowałam go w usta, gdy zakończyliśmy pocałunek usadowiłam wygodnie głowę na jego ramieniu.
- Dobranoc Towarzyszu.
Przygotowania do Świątecznej kolacji trwały cały dzień, wieczorem, najpierw wraz z Dymitrem wyszykowaliśmy bliźnięta. Clare ubraliśmy w granatową sukienkę w czerwone kropki i do tego białe rajstopki i czarne buciki z paseczkiem, włosy upięłam jej z tyłu czerwoną kokardką. Joann został wystrojony w czarne spodnie, białą koszulę i sweterek w kratę. Mój ukochany ubrał garnitur w którym wyglądał świetnie i wydawał się jeszcze wyższy niż zazwyczaj. Ja ubrałam czarna sukienkę w czerwone kwiaty z dekoltem w łódkę, dostałam ją od Dymitra na urodziny i muszę przyznać że ma on świetny gust, bo sukienka pasowała idealnie i podkreślała moją figurę, a przy okazji była bardzo wygodna, do tego czarne buty na koturnie. Reszta rodziny także była wystrojona, wszystkie kobiety z towarzystwa miały na sobie sukienki albo spódniczki, a mężczyźni garnitury albo same koszule.
Czas szybko nam leciał, a że było ponad dwadzieścia pięć osób, wszystkich kojarzyłam z wcześniejszych Świąt albo z wesela. Około dwudziestej nadszedł czas na prezenty, oczywiście najwięcej dostały dzieci. Clara i Joann dorobili się kilku nowych zabawek i ubranek.
- Czy mi się wydaje czy tej książki nie ma jeszcze na rynku?- Spytał mnie Dymitr, kiedy zobaczył co mu dałam, a dałam mu książkę jego ulubionego autora która miała zostać wydana dopiero za miesiąc i wiedziałam że już na nią czekał.
- Owszem.- powiedziałam uśmiechając się do niego tajemniczo.
- Jak co się udało ja zdobyć?- Spytał zszokowany.
- Po pierwsze to jest to sekret strażnika, a po za tym kobiety mają już swoje sposoby.- Powiedziałam uśmiechając się szeroko, na co odpowiedział mi tym samym. A o książkę musiałam dzwonić chyba z 20 razy do autora i chyba z 30 maili wysłałam aż w końcu zgodził mi się sprzedać wersję pdf ale musiałam złożyć pisemne oświadczenie że wiem jakie będą skutki jeżeli będę tą książkę rozprzestrzeniać dalej. W drukarni dokładnie powiedziałam pracownikom co im zrobię jeżeli rozprzestrzenią tą książkę. Postarałam się także żeby książka jak najbardziej przypominała te które Dymitr miał kiedyś jako dziecko, uważam że wyszło świetnie. W środku napisałam dedykację, oczywiście pozwoliłam także dorzucić jakiś podpiski od Clary o Joanna, czyli od Clary uśmiechnięty kwiatek, mający za płatki wszystkie kolory świata, a od Joanna zielonego dinozaura. Dymitr otworzył książkę na pierwszej stronie i roześmiał się widząc rysunki bliźniąt, potem pochylił się i pocałował mnie w policzek.
- Dziękuję. Otwórz swój.- Powiedział wskazując na paczkę która leżała na moich kolanach, ale której nie zdążyłam jeszcze otworzyć. Było to chyba jakieś pudełeczko opakowane w czerwony papier. Odwiązałam zieloną wstążkę i zajrzałam do środka. Było to czarne pudełko wyłożone materiałem takie jak na biżuterię. Odłożyłam na bok papier i otworzyłam pudełko. W środku było one wyłożone białym materiałem a na środku leżał naszyjnik, był to łańcuszek i niewielkie serduszko z białego złota. Podniosłam do góry łańcuszek, po  drugiej stronie serduszka były wypisane nasze inicjały :"R.D.C.J.". było to piękne. Uśmiechnęłam się szeroko i przytuliłam do Dymitra.
- Dziękuję.- Pogładził mnie po plecach.- Założysz mi go?- odwróciłam się do niego, a on zapiął mi łańcuszek na karku. Serduszko prezentowo się idealnie.
Kolacja mijała nam spokojnie, kiedy cała rodzina rozeszła się już do domów, a dzieci zostały położone spać, wraz z Dymitrem, Lissą, Christianem, Adrianem i Sydney usiedliśmy w salonie przy kominku z szklankami gorącej czekolady. Zaczęliśmy wspominać stare czasy.
- Pamiętacie jaka kiedyś była Mia?- Spytałam.
- Była okropna, dobrze że się zmieniła.- Powiedziała Lissa.- To co wtedy o tobie wygadywała...
-A co takiego wygadywała?- Spytał Adrian nie wiedząc o co chodzi.
- Lepiej nie wiedzieć.- Powiedziałam, a wszyscy którzy wiedzieli o co chodzi pokiwali głowami że się zgadzają.- No dobra a kto was najbardziej wkurzał w szkole?
- Mnie Aron.- Powiedział Christian, patrząc z miłością na Lissę. Wszyscy się zaśmialiśmy.
- No tak gdyby nie ja nigdy byście nie byli razem.- Powiedziałam z ironią.
- Wciąż jestem na ciebie o to zły.- powiedział Chris.
- A ciebie, towarzyszu?- Spytałam opierając się o jego pierś.
- Każdy chłopak który patrzał na ciebie jak zwierzyna na swoja ofiarę.- powiedział poważnie, przez chwilę była kompletna cisza, ale zaraz potem wszyscy się roześmialiśmy. Kiedy już opanowaliśmy napad śmiechu powiedziałam:
- A mnie wkurzał Jesse , nie wiem jak mogłam chcieć się z nim umawiać. - Powiedziałam i aż się skrzywiłam przypominając sobie że się z nim całowałam.
- Aha no tak, a pamiętasz jak pisałyśmy o tym na lekcji i ten nauczyciel przeczytał nasze wiadomości?- Spytała Lissa ze uśmiechem.
- Prawie się tam ze wstydu nie spaliłam, i niestety wciąż pamiętam tamten wieczór, kiedy miała miejsce nasza schadzka.- Powiedziałam i na wspomnienie tego że się wtedy całowaliśmy aż się wzdrygnęłam.- Ale uratował mnie wtedy mój rycerz w ... prochowcu.- Powiedziałam i odwróciłam się lekko żeby pocałować mojego rycerza, który jak się okazało był myślami gdzieś indziej, ale jak dałam mu całusa, od razu spojrzał na mnie z uśmiechem.
- Coś ominąłem?-Spytał.
- Nie, nic, wspominamy stare dobre czasy.- Powiedziała Lissa ze śmiechem.
- Gdzie odpłynąłeś?- Spytałam.
- A w takie jedno wspomnienie.- Powiedział zdawkowe, wiedziałam ze coś kryje.
Potem jeszcze ponad godzinę wspominaliśmy, po czym rozeszliśmy się do swoich pokoi. Kiedy leżałam już z Dymitrem w łóżku zapytałam:
- A nad czym się tak zamyśliłeś kiedy wspominaliśmy?- Miałam głowę na jego piersi i słuchałam jak jego serce spokojnie bije.
- Przypomniało mi się jak was wtedy nakryłem.- Powiedział, a ja wiedziałam że chodzi o Jessego.
- I co sobie przypomniałeś?- Byłam ciekawa jak on widział tamten moment.
- Przypomniałem sobie że obserwowałem cię jak rozmawiałaś z Jessem...
- Przecież gadałam z nim tylko przez kilka sekund.
- Obserwowałem cię więc to zauważyłem.- Powiedział, spojrzałam na niego i zobaczyłam że się nie co uśmiecha.- Następnie widziałem jak Jesse idzie na górę, rozglądając się czy ktoś go nie widzi, a potem tą samą drogą poszłaś ty. Na początku myślałem że to może przypadek, ale potem nie było was dłuższy moment, więc za wami poszedłem.
- A skąd wiedziałeś w jakim pokoju nas szukać?
- Nie wiedziałem, zanim trafiłem na "wasz pokój" zajrzałem jeszcze do pięciu innych. Nawet nie wiesz jakie to było frustrujące że nie mogę cię znaleźć, jeszcze jak pomyśleć że byłaś z nim.- Westchnął i pocałował mnie w głowę. A ja przypomniałam sobie moment kiedy wszedł do pokoju i wygonił już Jessego,... wtedy patrzał na mnie w taki sposób.
- A dlaczego wtedy tak na mnie patrzałeś?- zapytałam zamyślona.
- Bo miałem wtedy okropną ochotę cię przytulić i pocałować, na szczęście mnie otrzeźwiłaś. - Powiedział.
- Naprawdę?- Byłam zdziwiona.
- Naprawdę nie oszukujmy się ale chyba nie ma na ziemi faceta któremu byś się nie podobała.
- Wiesz że wtedy niemiałabym nic przeciwko gdybyś mnie pocałował?
- Teraz już tak. - Zaśmiałam się. Ziewnęłam, zdałam sobie sprawę że jest już po trzeciej w nocy.- trzeba iść spać, dobranoc Roza. Kocham cię.- Powiedział Dymitr całując mnie w czubek głowy.
- Ja też cię kocham, dobranoc.- wtuliłam się w niego mocniej i zasnęłam
Byłam na parkingu. Od razu rozpoznałam to miejsce. Tutaj dokonałam swojej najgorszej zbrodni. To był ten sam parking na którym zginął Wiktor Dashkov. Nie chciałam tu być, ale nie byłam w stanie uciec, ani się obudzić. Dopiero teraz do mnie dotarło kto to może być.
- Wyjdź Robert !-krzyknęłam obserwując otoczenie. Nie widziałam go, chyba specjalnie się ukrył.
-Niby dlaczego ?-zapytał głos pochodzący z nicości. Nie umiałam znaleźć jego źródła pomimo mojego bardzo dobrego słuchu.
-Pokarz się !-zażądałam.
-Nie mam zamiaru !-odpowiedział trochę zdenerwowanym głosem i nagle poczułam jak nogi się pode mną uginają. Używał tej samej mocy Ziemi co Wiktor tamtej nocy. Nie mogłam ustać i upadłam na kolana. Ziemia co chwilę się zmieniała utrudniając mi wstanie. Po chwili wszystko się wyrównało. Wstałam i otrzepałam się.
-Czego chcesz ode mnie ?-zapytałam mając skryta nadzieję, że mi odpowie.
-Chcę, żebyś cierpiała. Dałem ci dużo czasu byś doceniła to co masz, teraz będę mógł lepiej się zemścić.– powiedział stanowczym głosem i poczułam jak brakuję mi powietrza w płucach. Nie mogłam złapać tchu. To było okropne. Kiedy, już prawie nie mogłam wytrzymać, przestał. Łapczywie zaczerpnęłam świeżego powietrza. To było okropne. Do oczu zaczęły mi napływać łzy. Trudno powiedzieć dlaczego. W końcu jak mniej więcej uregulowałam oddech powiedziałam:
-Przepraszam.
-Nic mi po twoich przeprosinach. Tym go nie zwrócisz. – krzyknął i odnowa zaczął swoje tortury. Tym razem sprawił, że zaczęłam się palić. Mimo iż to był sen, czułam ból. Czułam jak płomienie pochłaniają moje ubrania, jak moja skóra się parzy. Krzyczałam. Krzyczałam z bólu, który był nie do zniesienia. Zamknęłam oczy, prosząc, aby to się wreszcie skończyło. Nagle poczułam jak ktoś mną szarpie. Był to Dymitr. Siedział koło mnie, trzymając mnie za ramiona. Nie wiedziałam co się dzieje. Zobaczyłam, jaki jest przerażony. Ja sama byłam. Usiadłam na łóżku i przytuliłam się do niego, szlochając.
-Ale mnie nastraszyłaś Roza. – powiedział trzymając mnie w objęciach-Nie mogłem cię dobudzić. Co ci się śniło ? –zapytał pełen troski. Widać było coś nie tak ze mną podczas snu.
-Robert Daszkow przyszedł się na mnie zemścić za Wiktora. Torturował mnie. Najpierw sprawił, że nie mogłam ustać na nogach, potem dusił mnie, a na końcu podpalił.-powiedziałam, dalej nie mogąc uwierzyć w to co przeżyłam we śnie. Dymitr cały czas trzymał mnie w swoich objęciach. Czułam się tak bezpiecznie przy nim, zwłaszcza w tej chwili. Po chwili oderwałam się od niego i wytarłam mokre od łez oczy i policzki. Zaczęłam się wiercić pod kołdrą i poczułam ostry ból na nogach. Zrzuciłam pościel i ujrzałam całe poparzone nogi. Na rękach nic nie miałam, jedynie nogi. Były całe czerwone i schodziła z nich skóra. Kiedy mój ukochany to zobaczył nie mógł uwierzyć własnym oczom. Po chwili podniósł mnie z łóżka i zaniósł do łazienki. Tam napuścił zimnej wody do wanny. Weszłam do niej i poczułam ulgę. Cały ból i pieczenie ustąpiło. Po chwili do łazienki wpadła Olena a za nią Wiktoria i Sonia i jeszcze w korytarzu ujrzałam Lissę, Christiana i Adriana.
-Matko Boska co ci się stało ? – zapytała Olena.
-Sama nie wiem. – odpowiedziałam. W sumie nie sądziłam, że użytkownicy Ducha są zdolni do czegoś takiego.
-Dymitr przynieś mi apteczkę z kuchni i dodatkowe bandaże i gaziki.- rozkazała. Lissa chciała mnie uzdrowić ale jej nie pozwoliłam, wiedziałam ze te rany niedługo się zagoją, a dla niej używanie ducha nie jest dobre. Po chwili wszystko już było naszykowane. Olena zamoczyła gaziki zimna wodą. Kazała mi wyjąć nogi z wanny co posłusznie zrobiłam. Przyłożyła mi mokre gazy na nogi i zaczęła lekko bandażować. Po piętnastu minutach byłam już opatrzona. Bandaże miałam od kostek do połowy ud. Ledwo szłam. Każdy ruch powodował nie przyjemne uczucie tarcia. Szłam podpierając się o mojego towarzysza.
- Dziękuje bardzo. – powiedziałam i przytuliłam matkę Dymitra.
- Nie ma sprawy. Ważne, że szybko przyszliście. Nie wiadomo jakby to mogło się skończyć. Teraz idź i odpoczywaj. Twoje nogi się szybko zagoją ale i tak musisz uważać na nie. Najbliższe dwa tygodnie mogą być ciężkie, ale potem powinno być już coraz lepiej. No to Dobranoc.
- Dobranoc – odpowiedzieliśmy jednocześnie ja i mój narzeczony. Poszliśmy do pokoju. Było około szóstej rano, gdyż można było dostrzec pierwsze oznaki nadchodzącego świtu.
-Co zamierzamy z tym zrobić ? – zapytał pełen powagi.
-Jeszcze nie wiem. Trzeba zobaczyć czy przyjdzie kolejny raz. – odpowiedziałam.
-Na pewno przyjdzie w tym rzecz. On nie odpuści. Trzeba go w jakiś sposób powstrzymać. Nie mogę znieść tego, że cierpisz teraz i możesz cierpieć w przyszłości. – starał się mówić z opanowaniem, ale trochę mu się nie udało. W jego oczach można było dostrzec złość i determinację. -Na początek musimy dopilnować żeby twoje rany się zagoiły, a potem zobaczymy, odnajdziemy go.- Powiedział z determinacją.
-Dobrze. – odpowiedziałam i go pocałowałam.- Musze zobaczyć co u bliźniąt, przecież on mógł im coś zrobić.- Powiedziałam, przypominając sobie że skoro umiał zrobić mi coś takiego we śnie to tym bardziej Clarze i Joannowi. W miarę możliwości ruszyłam do drzwi.
- Może ja pójdę zobaczyć.
- Nie ja także chcę zobaczyć czy u nich wszystko dobrze. - Powoli doszliśmy do pokoju gdzie spały dzieci, tej nocy spały już na łózkach, Clara i Joann spali spokojnie na łóżku przy oknie. Patrzyliśmy na nie chwilę po czym poszliśmy spać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz