poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Księga II rozdział VII

Widać było po Elizabeth że jest zagubiona.
- Czyli jesteś moim ojcem?- Spytała z wahaniem.
- Tak jestem twoim ojcem.- Powiedział Abe. Panowała napięta atmosfera. Ja siedziałam na kanapie z łokciami opartymi o kolana, przypatrując się wszystkiemu, bo nie wiedziałam co mam myśleć. Abe siedział swobodnie na fotelu, w ogóle nie skrępowany niezręczna ciszą. Dymitr siedział zaraz obok mnie i było oparty o oparcie kanapy, chyba też się czuł niekomfortowo, ale przybrał maskę która nie wyrażała żadnych uczuć, jak na lekcjach. Elizabeth wykręcała palce z nerwów. Nie wytrzymałam tej ciszy.
- Kto cię wychowywał?- Spytałam, Elizabeth się wzdrygnęła gdy zauważyła że pytanie jest skierowane do niej.
- Moja mama, do momentu kiedy okazało się że mam talent do walki potem przyjeżdżałam do niej na każde święta i wakacje.- Czyli młoda miała chociaż matkę.- Dlaczego nigdy cię nie poznałam?- Zwróciła się do Aba, mnie kompletnie ignorując.
- Bo nigdy nie uznałem aby to było konieczne.- Powiedział swobodnie staruszek.
- Ale ją mogłeś poznać?!- Spytała podniesionym głosem. Nie no tego już za wiele, czy ona myśli że moje życie było usiane różami?
- Hej poznałam go kiedy miałam 18 lat czyli byłam o jakieś 2 lata starsza od ciebie! I kiedy go poznałam kazał mi wyjechać z Rosji, nie przyznała się że jest moim ojcem!- Powiedziałam prawie krzycząc.
- Rose spokojnie.- Powiedział Dymitr głaskając mnie uspakajająco po plecach. To było bardzo uspokajające, ale przytoczyło mi na myśl kolejne pytanie: Ciekawe czy ją też matka tak głaskała kiedy coś jej się stało? Na pewno.
- Tak to prawda kazałem jej wyjechać.- Powiedział Abe.
- Ale jednak kiedyś jej powiedziałeś?! To nie pomyślałaś może, że mógłbyś także mnie o tym poinformować?!- Krzyczała Elizabeth.- Czy nigdy nie pomyślałeś że, może potrzebuje ojca?- Dalej mówiła podniesionym głosem. To niby ona miała tak źle ale to nie ona wychowywała się w zasadzie bez matki.
- Tak bo miałaś aż tak źle!- Krzyknęłam wstając.- Tylko że w odróżnieniu od ciebie ja nawet na dobrą sprawę matki nie miałam. Od najmłodszych lat byłam u ludzi którzy mieli się mną opiekować, a matkę widziałam od święta, bo za bardzo była pochłonięta karierą. I ty śmiesz mówić że masz źle bo nie miałaś ojca, ale miałaś matkę….- Nawet nie wiem co potem krzyczałam, Elizabeth zresztą zaczęła krzyczeć na mnie nawet jej nie rozumiałam. Pewnie krzyczałybyśmy tak na siebie wieki gdyby nie Dymitr który postanowił zareagować i odciągnąć mnie od „mojej siostrzyczki”, zaprowadził mnie na górę, gdy wchodziliśmy po schodach, usłyszałam jak Elizabeth mówi do Aba.
-Ona jest jakąś wariatką.
-Nie mów tak o mojej córce, nie wiesz co ona musiała przejść w życiu…- Abe jej odpowiedział niestety nie usłyszałam co chciał jeszcze powiedzieć.
A niech sobie myśli co chce, gdy weszliśmy do naszej sypialni usiadłam na łóżku i oparłam głowę na dłoniach, schylając się do przodu tak że łokcie miałam na kolanach, obok mnie usiadł Dymitr.
- Wszystko w porządku?- Spytał, odwróciłam się do niego i się wtuliłam w jego silne ramiona, a on mnie objął.
- Przesadziłam?- Spytałam w jego koszulkę.
- Trochę, ale rozumiem cię, w końcu nie miałaś łatwego życia.- Powiedział mój ukochany.
- Ależ ona mnie zdenerwowała, jak ona w ogóle śmie  mówić że miała źle?- Zaczęłam się skarżyć.
- Jest młoda jeszcze nie wszystko rozumie.- Powiedział Dymitr.
- Tak jak ja kiedyś?- Spytałam z uśmiechem błąkającym się na moich ustach.
- Ty jesteś wyjątkowa Roza.- Powiedział.
- Kocham cię.- Powiedziałam wtulając się jeszcze bardziej w jego pierś.
- Ja ciebie też, nawet nie wiesz jak bardzo.- Powiedział głaskając mnie po włosach. Podniosłam głowę i pocałowałam go w usta. Jak zawsze w takich momentach świat mógłby przestać istnieć liczył się tylko Dymitr, mój mąż, człowiek którego kocham nad życie. Odsunęliśmy się od siebie po chwili. Cała złość już ze mnie wyparowała.
- To co schodzimy na dół, czy ni jesteś jeszcze gotowa?- Spytał czule na mnie patrząc.
- Możemy już zejść.- Powiedziałam wstając i biorąc go za rękę. Ruszyliśmy na dół.
***
W TYM SAMYM CZASIE
W czasie kiedy Rose, Dymitr, Abe i Elizabeth rozmawiali (a bardziej krzyczeli na siebie), Clara i Joann siedzieli grzecznie na dywaniku.
„Ale oni krzyczą”.- Powiedziała w myślach Clara kierując swoje słowa do swojego brata.
„No strasznie, ale ta pani na którą krzyczy mama jest podobna do naszej mamy.”- Zauważył Joann.
„Może, pójdziemy po ciastka?”- Zapytała Clara.
„Tata nam zabronił samym je brać.”- Zauważył Joann, który zawsze był bardziej rozsądny.
„No ale teraz i tak nikt tego nie zauważy. A ja mam ochotę na ciastka.”-Upierała się siostra bliźniaczka Joanna, a on jak zawsze jej uległ.
„No dobra, chodź.”-Powiedział wstając i podając jej rękę, bo tata zawsze mu mówił, że ma się opiekować siostrą, ruszyli razem w stronę kuchni. Przeszli niezauważeni przez salon, kiedy wchodziły do kuchni Rose i Dymitr właśnie wchodzili na górę. Stanęli przed szafką nad którą wisiała szafka z pudełkiem ciastek.- „Nie dosięgnę.”- Poskarżył się Joann, wyciągając w górę rączkę dla uwiarygodnienia swojej wypowiedzi.
„Może wejdziesz na krzesło”?- Zaproponowała dziewczynka.
„Jesteś pewna?”- Spytał nieprzekonany Joann.
„No jasne nic ci się nie stanie potrzymam krzesło.”- Powiedziała jak zawsze pewna siebie Clara.
„No dobra.”- Podsunęli krzesło pod szafkę i chłopczyk wszedł na nie, stanął na palcach żeby dosięgnąć do pudełka, złapał je końcówkami pociągnął, kartonik zaczął się powoli zsuwać, Joann już miał je złapać całą rączką, kiedy całe pudełko spadło, chłopczyk chcąc się przed nim obronić, zrobił krok w tył lecz ni znalazł tam żadnego oparcia. Kiedy spadał z krzesła usłyszał w myślach krzyk swojej siostry. Uderzył się głową o podłogę i upadł na swoją rękę która wygięła się po dziwnym kątem.
Nagle Clara przestała czuć swojego brata, przestała odczuwać jego ciągłą obecność. „Jo! Jo! Gdzie jesteś? Joann! Joann!” Nawet nie zauważyła kiedy zaczęła krzyczeć imię swojego brata na głos, klęcząc obok niego płakała i krzyczała żeby się obudził, po chwili do kuchni wbiegł Abe a zaraz za nim Rose i Dymitr.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz