Powoli
zaczęłam otwierać oczy. Pierwsze co zobaczyłam to szpital. Przy łóżku trzymając
moją rękę spał Dymitr. Znowu miałam przypięte do ramion jakieś rurki. Powoli
zaczęłam sobie przypominać co się stało. Wtedy Dymitr zaczął się budzić
spojrzał na mnie i uśmiechnął się.
Hej -
powiedział
Hej -
odpowiedziałam
- Jak
się czujesz?
-
Dobrze a co się stało? Z dziećmi wszystko w porządku?
-
Znowu zemdlałaś ale z ciążą wszystko dobrze. To wszystko moja wina nie
powinienem cię był tam zabierać. Przepraszam
- To
ja cię nie posłuchałam. Nie obwiniaj się było cudownie, tak magicznie.
- Nie
umiem sobie wybaczyć, że przeze mnie mogło by ci się coś stać.
-
Ryzyko zawodowe. Choć przytul mnie. - wstał i usiadł na skraju łóżka następnie
przytulił - Tak.
- Co
tak?
-
Odpowiadam na twoje pytanie, chyba, że już się rozmyśliłeś.
- Oczywiście,
że nie kocham cię - powiedział wyjmując pierścionek wkładając mi go na palec.
- Ja ciebie
też.
Po tym
omdleniu jeszcze przez miesiąc byłam w szpitalu, następnie zostałam wypuszczona
do domu gdzie spędziłam praktycznie 5 miesięcy nie wychodząc z domu. Musieliśmy
ukrywać ciąże gdyż wywołało by to nie potrzebne pytania. O mojej ciąży
wiedziało tylko kilka najbardziej zaufanych przyjaciół, a także kto jest ojcem
tych dzieci. Wyglądałam jak beczka, nie widziałam nawet własnych stup tak mi
urósł brzuch, po za tym podejrzewam, że to będą jacyś piłkarze, bo tak kopia,
że to jest nie do wytrzymania choć też zarówno cudowne. Moje ruchy stały się
niezgrabne, ociężałe, mam problemy ze wstawaniem. Dymitr spełniał wszystkie
moje zachcianki i znosił humory.
Żyliśmy
tak sobie spokojnie, przeczuwałam, że coś się święci aż pewnego dnia mój
ukochany oznajmił, że po Dworze rozeszła się plotka o mojej ciąży. Mówił też,
że nie wiedzą jeszcze kto jest ojcem, ale podejrzewają, plotki rozchodzą się
szybko. Niektórzy są wręcz przekonani, że to dziecko Adriana inni, że jeszcze
innego moroja, a nawet rozeszły się słuchy że to dziecko Dymitra, lecz uważają
to za najmniej prawdopodobne. Zadają także Dymitrowi pytania na które odpowiada
wymijająco. Przychodzą teraz do mnie ludzie których kiedyś tam spotkałam aby
wyciągnąć najświeższe plotki ale najczęściej mówię że się źle czuję. Pewnego
dnia zajrzał do mnie Eddy na pogankę, pogratulował mi, a także wręczył prezent
w którym były śliczne śpioszki (nie mówię że już trochę ich mam, a także innych
ubranek dla dzieci), nie pytał mnie kto jest ojcem tylko po prostu ze mną
rozmawiał, po przyjacielsku. Lissa także co jakiś czas wpadała jej brzuch także
stał się sporych rozmiarów Lissa urodziła 15 maja dziewczynkę nazwała ją
Rosmarie. Była to piękna dziewczynka oczy miała ojca, włosy znowuż
odziedziczyła po matce. Mój termin był dopiero miesiąc po Lissie. Szczerze
powiedziawszy już się nie mogłam doczekać.
Na
dworze rozpowszechniła się wiadomość, że Dymitr jest ojcem, przez co wzrosło
niezadowolenie ludności. Został wydany rozkaz o zrobienie badań na ojcostwo,
któremu Lissa sprzeciwiała się jak mogła, ale nic nie była wstanie zrobić
Wyniki były oczywiście takie same jakie sami robiliśmy kilka miesięcy
wcześniej. A wtedy wybuchła burza. Pewnego dnia siedziałam z Dymitrem kiedy do
pokoju wpadła Lissa:
- Musicie
uciekać! Jeżeli za godzinę wciąż tu będziecie grozi wam niebezpieczeństwo.
- Co
się stało? - spytał Dymitr
- Chcą
zrobić na was badania. Sprzeciwiałam się temu ale mój głos się nie liczył,
wszyscy głosowali przeciw mnie.
- Co
mamy zrobić?
- Już
przygotowujemy waszą ucieczkę. Dzwoniłam do Abe tak w nawiasie bardzo się ucieszył,
że będzie miał wnuki mam nadzieje, że się nie gniewacie, że mu powiedziałam, Za
pół godziny będzie gotowy samolot i samochód, musicie się pośpieszyć.
Dymitr
szybko zaczął nas pakować. W tym czasie ja się podniosłam i poszłam najszybciej
jak mogłam mu pomóc w wybieraniu najważniejszych rzeczy. Po dwudziestu minutach
wychodziliśmy z mieszkania i poszliśmy do garażu normalnie zajęło by nam to
chwilę ale miałam problemy z chodzeniem więc zajęło nam to 10 minut. Samochód
już czekał, za kierownica siedział Eddy. Dymitr pomógł mi wsiąść i siadł obok
mnie.
-
Dobra to jedziemy - powiedział Eddy.
Ruszyliśmy
przy bramie nasz kierowca chwilę rozmawiał ze strażnikami. Po czym opuściliśmy
dwór. Szybko pojechaliśmy na najbliższe lotnisko gdzie czekał gotowy już
samolot. Jak najszybciej poszliśmy do samolotu. W którym już czekał Abe.
-
Witaj moja mała beczko.
-
Witaj staruszku. Przepraszam, że szybciej ci nie powiedziałam.
- Nic
nie szkodzi teraz się już zbierajmy.
Rozsiedliśmy
się wygodnie. Gdy ruszyliśmy zobaczyłam wbiegających na lotnisko strażników.
-
Dymitr zobacz.
- Nie
martw się. Tak właściwie gdzie lecimy - spytał Aba.
- Do
Rosji, do Bai. To znaczy na początek na lotnisko potem dopiero samochodem do
Bai, zamieszkacie w mojej posiadłości.
Podróż
upłynęła nam spokojnie siedziałam obok Dymitra, który trzymał mnie za rękę.
Przez cały ten czas dzieci były spokojne w pewnej chwili zaczęły kopać.
- Ale
kopia. - powiedziałam kładąc rękę na brzuchu - To ich pierwsza taka podróż. -
Dymitr także położył rękę na moim brzuchu i pod jego dotykiem dzieci się
uspokoiły. Choć dalej lekko kopały. Zaczęliśmy lądować. Wylądowaliśmy w
Nowosybirsku. Była piękna gwieździsta noc. Doszliśmy do samochodu przy którym
stało dwóch strażników. Właśnie chciałam wsiąść do samochodu kiedy zakatowało
nas sześć strzyg. Dymitr staną przede mną i zaczął walczyć, kazał mi wejść do
samochodu. Rozpoczęła się walka, bardzo chciałabym im pomóc ale ze względu na
mój stan nie było to możliwe. I wtedy dostałam silny skurcz, który po chwili
ustąpił.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz