wtorek, 14 lipca 2015

Księga I rozdział VII

Powoli zaczęłam otwierać oczy. Pierwsze co zobaczyłam to szpital. Przy łóżku trzymając moją rękę spał Dymitr. Znowu miałam przypięte do ramion jakieś rurki. Powoli zaczęłam sobie przypominać co się stało. Wtedy Dymitr zaczął się budzić spojrzał na mnie i uśmiechnął się.
Hej - powiedział
Hej - odpowiedziałam
- Jak się czujesz?
- Dobrze a co się stało? Z dziećmi wszystko w porządku?
- Znowu zemdlałaś ale z ciążą wszystko dobrze. To wszystko moja wina nie powinienem cię był tam zabierać. Przepraszam
- To ja cię nie posłuchałam. Nie obwiniaj się było cudownie, tak magicznie.
- Nie umiem sobie wybaczyć, że przeze mnie mogło by ci się coś stać.
- Ryzyko zawodowe. Choć przytul mnie. - wstał i usiadł na skraju łóżka następnie przytulił - Tak.
- Co tak?
- Odpowiadam na twoje pytanie, chyba, że już się rozmyśliłeś.
- Oczywiście, że nie kocham cię - powiedział wyjmując pierścionek wkładając mi go na palec.
- Ja ciebie też.
Po tym omdleniu jeszcze przez miesiąc byłam w szpitalu, następnie zostałam wypuszczona do domu gdzie spędziłam praktycznie 5 miesięcy nie wychodząc z domu. Musieliśmy ukrywać ciąże gdyż wywołało by to nie potrzebne pytania. O mojej ciąży wiedziało tylko kilka najbardziej zaufanych przyjaciół, a także kto jest ojcem tych dzieci. Wyglądałam jak beczka, nie widziałam nawet własnych stup tak mi urósł brzuch, po za tym podejrzewam, że to będą jacyś piłkarze, bo tak kopia, że to jest nie do wytrzymania choć też zarówno cudowne. Moje ruchy stały się niezgrabne, ociężałe, mam problemy ze wstawaniem. Dymitr spełniał wszystkie moje zachcianki i znosił humory.
Żyliśmy tak sobie spokojnie, przeczuwałam, że coś się święci aż pewnego dnia mój ukochany oznajmił, że po Dworze rozeszła się plotka o mojej ciąży. Mówił też, że nie wiedzą jeszcze kto jest ojcem, ale podejrzewają, plotki rozchodzą się szybko. Niektórzy są wręcz przekonani, że to dziecko Adriana inni, że jeszcze innego moroja, a nawet rozeszły się słuchy że to dziecko Dymitra, lecz uważają to za najmniej prawdopodobne. Zadają także Dymitrowi pytania na które odpowiada wymijająco. Przychodzą teraz do mnie ludzie których kiedyś tam spotkałam aby wyciągnąć najświeższe plotki ale najczęściej mówię że się źle czuję. Pewnego dnia zajrzał do mnie Eddy na pogankę, pogratulował mi, a także wręczył prezent w którym były śliczne śpioszki (nie mówię że już trochę ich mam, a także innych ubranek dla dzieci), nie pytał mnie kto jest ojcem tylko po prostu ze mną rozmawiał, po przyjacielsku. Lissa także co jakiś czas wpadała jej brzuch także stał się sporych rozmiarów Lissa urodziła 15 maja dziewczynkę nazwała ją Rosmarie. Była to piękna dziewczynka oczy miała ojca, włosy znowuż odziedziczyła po matce. Mój termin był dopiero miesiąc po Lissie. Szczerze powiedziawszy już się nie mogłam doczekać.
Na dworze rozpowszechniła się wiadomość, że Dymitr jest ojcem, przez co wzrosło niezadowolenie ludności. Został wydany rozkaz o zrobienie badań na ojcostwo, któremu Lissa sprzeciwiała się jak mogła, ale nic nie była wstanie zrobić Wyniki były oczywiście takie same jakie sami robiliśmy kilka miesięcy wcześniej. A wtedy wybuchła burza. Pewnego dnia siedziałam z Dymitrem kiedy do pokoju wpadła Lissa:
- Musicie uciekać! Jeżeli za godzinę wciąż tu będziecie grozi wam niebezpieczeństwo.
- Co się stało? - spytał Dymitr
- Chcą zrobić na was badania. Sprzeciwiałam się temu ale mój głos się nie liczył, wszyscy głosowali przeciw mnie.
- Co mamy zrobić?
- Już przygotowujemy waszą ucieczkę. Dzwoniłam do Abe tak w nawiasie bardzo się ucieszył, że będzie miał wnuki mam nadzieje, że się nie gniewacie, że mu powiedziałam, Za pół godziny będzie gotowy samolot i samochód, musicie się pośpieszyć.
Dymitr szybko zaczął nas pakować. W tym czasie ja się podniosłam i poszłam najszybciej jak mogłam mu pomóc w wybieraniu najważniejszych rzeczy. Po dwudziestu minutach wychodziliśmy z mieszkania i poszliśmy do garażu normalnie zajęło by nam to chwilę ale miałam problemy z chodzeniem więc zajęło nam to 10 minut. Samochód już czekał, za kierownica siedział Eddy. Dymitr pomógł mi wsiąść i siadł obok mnie.
- Dobra to jedziemy  - powiedział Eddy.
Ruszyliśmy przy bramie nasz kierowca chwilę rozmawiał ze strażnikami. Po czym opuściliśmy dwór. Szybko pojechaliśmy na najbliższe lotnisko gdzie czekał gotowy już samolot. Jak najszybciej poszliśmy do samolotu. W którym już czekał Abe.
- Witaj moja mała beczko.
- Witaj staruszku. Przepraszam, że szybciej ci nie powiedziałam.
- Nic nie szkodzi teraz się już zbierajmy.
Rozsiedliśmy się wygodnie. Gdy ruszyliśmy zobaczyłam wbiegających na lotnisko strażników.
- Dymitr zobacz.
- Nie martw się. Tak właściwie gdzie lecimy - spytał Aba.
- Do Rosji, do Bai. To znaczy na początek na lotnisko potem dopiero samochodem do Bai, zamieszkacie w mojej posiadłości.
Podróż upłynęła nam spokojnie siedziałam obok Dymitra, który trzymał mnie za rękę. Przez cały ten czas dzieci były spokojne w pewnej chwili zaczęły kopać.

- Ale kopia. - powiedziałam kładąc rękę na brzuchu - To ich pierwsza taka podróż. - Dymitr także położył rękę na moim brzuchu i pod jego dotykiem dzieci się uspokoiły. Choć dalej lekko kopały. Zaczęliśmy lądować. Wylądowaliśmy w Nowosybirsku. Była piękna gwieździsta noc. Doszliśmy do samochodu przy którym stało dwóch strażników. Właśnie chciałam wsiąść do samochodu kiedy zakatowało nas sześć strzyg. Dymitr staną przede mną i zaczął walczyć, kazał mi wejść do samochodu. Rozpoczęła się walka, bardzo chciałabym im pomóc ale ze względu na mój stan nie było to możliwe. I wtedy dostałam silny skurcz, który po chwili ustąpił.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz