środa, 22 lipca 2015

Księga I rozdział XXV

Wszystkie dampiry obecne na ślubie - nie tylko ci, którzy znajdowali się tu w celach służbowych – ustawiali się w szyku bojowym. Na ślub zjechała się masa ludzi, ale nie wszyscy zostali dopuszczeni do tej części Dworu. Dla społeczeństwa, o niższej hierarchii na głównym dziedzińcu lub w salach bankietowych, gdzie były ustawione ekrany i cała ceremonia była wyświetlana.
Bezpośrednio na ceremonii było 600 dampirów na służbie, 200 patrolowało przez cały czas teren, więc jak to możliwe, że nic nie zauważyli? Poza tym 400 ustawionych na straży we wszystkich miejscach, gdzie byli ludzie.
Nie było możliwości, aby strzygi się przedarły. A jednak.
Stałam zaraz obok Dymitra. Wyciągnęłam szybko kołek zza paska, który przypięłam na udzie w fałdach sukienki. Wszyscy którzy stali koło mnie, mieli już przygotowane kołki i byli gotowi do walki.
Strzygi ruszyły. Było ich naprawdę dużo. Ustawiliśmy się w koło wszystkich morojów i wycofywaliśmy się do katedry. Usłyszałam nadlatujący helikopter, który w razie potrzeby miał zabrać jak najwięcej arystokracji, a przede wszystkim oczywiście królową.
Wrogowie na nas natarli. Szybko rzuciliśmy się do walki. Walczyłam z jakąś kobietą strzygą, a Dymitr z jakimś mężczyzną. Zauważyłam, że mój ukochany już właściwie wykończył swojego przeciwnika, więc wystawiłam mu moją strzygę. Po chwili leżała martwa. Oczywiście jak zawsze z Dymitrem byliśmy świetnie zgrani i co chwilę wystawialiśmy sobie wrogów.
Kątem oka zauważyłam moją matkę, która pomimo małej postawy walczyła ze strzygą, która miała ze 180 cm i była ogólnie bardzo dobrze zbudowana. Mimo wszystko to nie powstrzymało Jenin i już po chwili strzyga leżała martwa. Nie zdążyła jeszcze nawet upaść, a moja matka już miała kolejnego przeciwnika.
Po jakimś czasie zostało przy życiu już tylko kilka strzyg. Wykończyłam kolejną i okazało się, ze zostały tylko dwie, które zaczęły uciekać.
Podszedł do mnie Dymitr.
- Nic ci nie jest?
- Nie, parę zadrapań, a ci? – Spytałam spoglądając na niego.
- Nic. Chodźmy może sprawdzić co u bliźniąt, a potem będę musiał iść przeszukać Dwór.
- Ja też idę.
- Rose, wolałbym, abyś została tutaj i była bezpieczna.
- Tak samo ja wolałabym dla ciebie, ale mnie nie posłuchasz, dlatego też idę.
- Ale Roza…
- Nie ma takiej opcji. Idę i już.
Ruszyliśmy w stronę katedry, rozglądając się pośród tłumu. W końcu zobaczyłam Abe przy wejściu.
- Tam jest Abe. – Powiedziałam Dymitrowi wskazując ręką.
Ruszyliśmy w tamta stronę. Szybko dostrzegłam wózek koło niego.
- Nic im nie jest?
- Nie. Nawet nie zdążyliśmy wyjść z katedry.
Powiedział, a ja zajrzałam do maluchów. Patrzyły z zaciekawieniem.
- No wiesz, ale o swojego ojca to już w ogóle się nie martwisz.
- Nie, skąd staruszku. Przecież widzę, że nic ci nie jest. – Powiedziałam i go uścisnęłam. – Dobra, a teraz idziemy przeszukać teren. – Zwróciłam się do Dymitra.
- Ale Rose, naprawdę lepiej by było gdybyś została.
- Tak, zgadzam się z Dymitrem. Powinnaś zostać, a nie tak ryzykować.
- Nie ma mowy! Powiedziałam, że idę, to pójdę.
- Chyba jej nie przekonamy. – Powiedział Abe. – Aleś ty jesteś uparta.
- Mam to po tatusiu. – rzuciłam z chytrym uśmieszkiem.
- Dobra chodźmy. – Powiedział Dymitr.
- Tak, oczywiście z miłą chęcią zajmę się Joannem i Clarą. Dziękuje że w ogóle pytacie. – Powiedział urażony Abe.
- Nie ma za co staruszku.
Zaczęliśmy się oddalać. Wyszliśmy z terenu katedry i dołączyliśmy do innych strażników. Po środku stał Hans i rozdzielał zadania. Nagle zobaczył mnie i Dymitra.
- O! Dymitr, Rose chodźcie tutaj! Pójdziecie z pięcioma strażnikami sprawdzić hotel.
- Tak jasne, kto ma iść z nami?
- Kordian, Piotr, Anastazja, Zygmunt, Małgorzata.
- Dobra, to chodźmy.
Ruszyliśmy za nami. Pierwsza kobieta miała czarne włosy. Była ode mnie wyższa o jakieś 10 cm i wyglądała na ok 30 lat. Druga kobieta była blondynką mojego wzrostu i miała może 25 lat. Jeden ze strażników nam przydzielonych był mniej więcej w moim wieku, brunet, ok  180cm. Dwóch pozostałych było blondynami, mieli po 190cm.
Poszliśmy przez wjazd do katedry i dalej wzdłuż ściany treningowej. Na końcu ściany weszliśmy do budynku, przeszliśmy korytarzem i doszliśmy do części oznaczonej jako hotel.
Był pomalowany na kolor brzoskwiniowy. Podłogi były wyłożone marmurem – przynajmniej tak mi się wydawało. Byliśmy teraz w dużym polu, na środku którego była postawiona fontanna, z której lała się woda. To chyba posąg w kształcie kuli.
Był to jeden z dwóch hoteli na Dworze. Ten wyglądał, jakby był 5-gwiazdkowy i zapewne to prawda. Zatrzymywała się tutaj arystokracja i tacy ludzie jak mój ojciec, czyli nienależący do arystokracji, ale jednak mający jakąś pozycję w tym świecie. Zwykle przesiadywała tu masa ludzi, a teraz nikogo nie było. Nawet w recepcji, a tam zawsze ktoś siedział, najczęściej kilka osób.
- Ale tu jest cicho. – zauważyłam.
- Powinny być tu tłumy, więc albo dotarły tu i wszystkich przepędziły albo ludzie są na uroczystości, ale przy takiej opcji nadal byłby tu personel.
- Trzeba będzie wszystko przeszukać.
- Dobra, dzielimy się na dwie grupy. Ja i Rose pójdziemy prawym korytarzem i wszystko będziemy sprawdzać, a wy lewym. Następnie pójdziemy na górę, na drugie piętro. Spotykamy się pośrodku.
- Dobra, to my idziemy.
- W razie czego dzwońcie do mnie. – Powiedział Dymitr i podał swój numer telefonu, a ja znowu pomyślałam, że przydałby mi się telefon. Nawet nie znam numeru mojego narzeczonego! To trochę absurdalne. Gdy tylko to wszystko się skończy, w pierwszej wolnej chwili kupuję telefon. Postanowione.
Poszłam wraz z Dymitrem. Minęliśmy recepcje, zajrzeliśmy tam i już wiedzieliśmy, że strzygi tu były. Na podłodze leżały trzy ciała ludzi z personelu.
- To już wiemy, że tu były, teraz tylko pytanie: czy wciąż tu są? – Powiedziałam. Dymitr podszedł do ciał i po kolei u każdego szukał pulsu.
- Nie żyją, ale są jeszcze ciepli, czyli zmarli niedawno.
- A strzygi mogły pójść, poszukać sobie deseru.- Powiedziałam z ironią.
- Chyba były tu dwie, może trzy strzygi. Przynajmniej patrząc na ugryzienia, tak mi się wydaje.
- To nie powinno być tak źle, chyba że to był obiad tylko dla części.
- Dobra ,chodzimy dalej. – Powiedział mój ukochany i ruszył przez drzwi.
Poszłam za nim. Szliśmy korytarzem i sprawdzaliśmy wszystkie drzwi po kolei. W większości były to schowki i najtańsze pokoje.
Dymitr zaczął otwierać drzwi na klatkę schodową, a ja nacisnęłam przycisk do wind. Po chwili przyjechały obie. Jedna była pusta,  drugiej leżało kolejne ciało. Tym razem kobiety, chyba klientki hotelu.
Była to morojka. Miała blond włosy i szeroko otwarte, niebieskie oczy. Na szyi zauważyłam dwie ranki po ugryzieniu.
- Dymitr! - zawołałam go. – Jest kolejne ciało.
Szybko do mnie przybiegł, gdy tylko zobaczył, od razu sprawdził jej puls.
- Żyje, ale ledwo. – Szybko wyjął telefon i zaczął z ratownikiem albo Hansem. – Ktoś tu przyjdzie za chwile, a my teraz chodźmy. Trzeba zablokować windy. Weźmy dwa krzesła z recepcji.
Ruszyliśmy. Ja chwyciłam pierwsze lepsze i ruszyłam z powrotem. Dymitr zrobił to samo. Swoje ustawiłam w drzwiach pustej windy. Następnie ruszyliśmy na klatkę schodową. Było to szare miejsce. Jedynym kolorem były tabliczki do ewakuacji. Było to najniższe piętro, więc schody wspinały się tylko w górę. Ruszyliśmy nimi, przeskakując po dwa schodki. Szliśmy w ciszy, nasłuchując jakiegoś ruchu.
Gdy weszliśmy na następne piętro, zobaczyliśmy dwie strzygi. Nachylały się nad swoją ofiarą. Jedna z nich właśnie upuszczała jakiegoś moroja, a druga piła krew z jakiejś morojki. Od razu ruszyliśmy na ratunek. Jak się później okazało na nasze nieszczęście, nie sprawdzaliśmy żadnych pokoi. Od razu rzuciliśmy się w wir walki. Zaskoczone strzygi trochę za późno się skapnęły, że coś im grozi i musiały się trochę postarać, aby od razu nie paść naszą ofiarną.
Jak zawsze byłam z Dymitrem świetnie zgrana. Nie minęła minuta, a nasi przeciwnicy leżeli już martwi.
I wtedy zza naszych pleców wyskoczyły cztery strzygi. Dopiero do mnie dotarło, że nie sprawdziliśmy pokoi na korytarzu. Strzygi nas otoczyły. Ustawiliśmy się z Dymitrem do siebie plecami. Było to trzech mężczyzn i jedna kobieta. Dwóch z nich było większych od Dymitra i z pewnością silniejszych. Kobieta była mniej więcej moich gabarytów.
- Ja biorę tych dwóch osiłków. – powiedział Dymitr.
- Nie będę się sprzeciwiała.
- To dobrze.
Zobaczyłam, że strzygi zaczynają atak i od razu wraz z Dymitrem ruszyliśmy do walki.
Okazało się, że wszystkie są wyszkolone i dopiero wtedy dostrzegłam, że to musiały być kiedyś dampiry.
- No to pięknie, strażnicy nam się trafili. – Powiedziałam pod nosem.
Adrenalina mnie pobudziła. Nie czułam bólu pomimo tego, że co chwile jakaś strzyga, mnie trafiała. Większość ciosów udawało mi się odparować. Po kilku minutach udało mi się jakimś cudem zabić kobietę. Teraz został tylko facet. Był ode mnie dwa razy szerszy i wyższy o 20 cm.
Będzie ciężko. Zaczęliśmy zadawać sobie ciosy. Co chwilę któreś z nas dostawało. Będę miała parę ładnych siniaków. Kątem oka zauważyłam, że Dymitr także walczy już tylko z jednym przeciwnikiem. Dostrzegłam szansę dla naszej wygranej.
Pomimo gabarytów przeciwnika, wbicie kołka w jego serce nie było trudne. Gdy tylko nadarzyła się okazja zamachnęłam się kołkiem i już po chwili leżał na ziemi. Zobaczyłam, że Dymitr także już wykończył strzygi.
- Nic ci nie jest? – Spytałam.
- Nie, parę zadrapań, a tobie?
- Też nic ,choć czuje, że jutro będę jednym wielkim siniakiem.
- Dobra, trzeba skończyć przeszukiwanie pokojów. Proponuję, żebym ja poszedł na prawo, a ty na lewo.
- Ok, wątpię, żeby tam były jeszcze jakieś strzygi.
- Wiesz jak to powiadają: pozorny zawsze ubezpieczony.
- To idziemy.
Poszłam do drzwi po lewej, weszłam do pierwszego pomieszczenia. Był to pokój hotelowy z łazienką. Na łóżku i po podłodze walały się rzeczy. Chyba ktoś wybiegł stąd w pośpiechu. Poszłam do drzwi łazienki. Otworzyłam ją i tam zobaczyłam niespodziewany porządek. Ani śladu strzyg.
Szybko wróciłam  na korytarz. Dymitr chyba jeszcze nie wyszedł z pokoju albo był już w następnym. Poszłam dalej. Następnym pomieszczeniem był schowek. Zajrzałam tam i co naprawdę dziwne, znalazłam miotły i ogólnie środki czystości. Ani jednej strzygi. Ruszyłam dalej. Kolejny pokój. Miał numer 13. Kurczę, pechowy numer. Mam nadzieje, że nie dla mnie. Otworzyłam drzwi. W środku panował spokój. Łóżko było uporządkowane, walizki ułożone w równym rządku przy ścianie. W łazience także panował spokój. Przeszłam szybko przez pokój i otworzyłam drzwi do garderoby. Nie była ona wielka, ale wystarczająca, aby zmieściły się tam dwie strzygi, które nagle wyskoczyły zza drzwiczek szafki.

Kompletnie mnie zaskoczyły, pomimo tego, że miałam przygotowany kołek. Jednak nie zdążyłam go podnieść, kiedy jedna z nich na mnie skoczyła. Zastałam przewrócona. Zaczęłam szybko się podnosić, ale nie zdążyłam, kiedy druga mnie złapała za ramiona i przyszpiliła do ziemi. Zaczęłam się wyrywać, krzycząc przy tym. Udało mi się wyrwać rękę z kołkiem i się na nią zamachnęłam, trafiłam jedną w szyje, rozcinając skórę. Zawyła z bólu i mnie puściła. Od razu się wyrwałam drugiej i wstałam gotowa do ataku. Nagle coś uderzyło mnie naprawdę mocno w skroń. Usłyszałam trzask chyba mojej czaszki. Po chwili leżałam na ziemi, zapadając się w ciemność.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz