Wszystkie dampiry obecne na ślubie -
nie tylko ci, którzy znajdowali się tu w celach służbowych – ustawiali się w
szyku bojowym. Na ślub zjechała się masa ludzi, ale nie wszyscy zostali
dopuszczeni do tej części Dworu. Dla społeczeństwa, o niższej hierarchii na
głównym dziedzińcu lub w salach bankietowych, gdzie były ustawione ekrany i
cała ceremonia była wyświetlana.
Bezpośrednio na ceremonii było 600
dampirów na służbie, 200 patrolowało przez cały czas teren, więc jak to
możliwe, że nic nie zauważyli? Poza tym 400 ustawionych na straży we wszystkich
miejscach, gdzie byli ludzie.
Nie było możliwości, aby strzygi się
przedarły. A jednak.
Stałam zaraz obok Dymitra.
Wyciągnęłam szybko kołek zza paska, który przypięłam na udzie w fałdach
sukienki. Wszyscy którzy stali koło mnie, mieli już przygotowane kołki i byli
gotowi do walki.
Strzygi ruszyły. Było ich naprawdę
dużo. Ustawiliśmy się w koło wszystkich morojów i wycofywaliśmy się do katedry.
Usłyszałam nadlatujący helikopter, który w razie potrzeby miał zabrać jak
najwięcej arystokracji, a przede wszystkim oczywiście królową.
Wrogowie na nas natarli. Szybko
rzuciliśmy się do walki. Walczyłam z jakąś kobietą strzygą, a Dymitr z jakimś
mężczyzną. Zauważyłam, że mój ukochany już właściwie wykończył swojego
przeciwnika, więc wystawiłam mu moją strzygę. Po chwili leżała martwa. Oczywiście
jak zawsze z Dymitrem byliśmy świetnie zgrani i co chwilę wystawialiśmy sobie
wrogów.
Kątem oka zauważyłam moją matkę,
która pomimo małej postawy walczyła ze strzygą, która miała ze 180 cm i była
ogólnie bardzo dobrze zbudowana. Mimo wszystko to nie powstrzymało Jenin i już
po chwili strzyga leżała martwa. Nie zdążyła jeszcze nawet upaść, a moja matka
już miała kolejnego przeciwnika.
Po jakimś czasie zostało przy życiu
już tylko kilka strzyg. Wykończyłam kolejną i okazało się, ze zostały tylko
dwie, które zaczęły uciekać.
Podszedł do mnie Dymitr.
- Nic ci nie jest?
- Nie, parę zadrapań, a ci? –
Spytałam spoglądając na niego.
- Nic. Chodźmy może sprawdzić co u
bliźniąt, a potem będę musiał iść przeszukać Dwór.
- Ja też idę.
- Rose, wolałbym, abyś została tutaj
i była bezpieczna.
- Tak samo ja wolałabym dla ciebie,
ale mnie nie posłuchasz, dlatego też idę.
- Ale Roza…
- Nie ma takiej opcji. Idę i już.
Ruszyliśmy w stronę katedry,
rozglądając się pośród tłumu. W końcu zobaczyłam Abe przy wejściu.
- Tam jest Abe. – Powiedziałam
Dymitrowi wskazując ręką.
Ruszyliśmy w tamta stronę. Szybko
dostrzegłam wózek koło niego.
- Nic im nie jest?
- Nie. Nawet nie zdążyliśmy wyjść z
katedry.
Powiedział, a ja zajrzałam do
maluchów. Patrzyły z zaciekawieniem.
- No wiesz, ale o swojego ojca to
już w ogóle się nie martwisz.
- Nie, skąd staruszku. Przecież
widzę, że nic ci nie jest. – Powiedziałam i go uścisnęłam. – Dobra, a teraz
idziemy przeszukać teren. – Zwróciłam się do Dymitra.
- Ale Rose, naprawdę lepiej by było
gdybyś została.
- Tak, zgadzam się z Dymitrem.
Powinnaś zostać, a nie tak ryzykować.
- Nie ma mowy! Powiedziałam, że idę,
to pójdę.
- Chyba jej nie przekonamy. –
Powiedział Abe. – Aleś ty jesteś uparta.
- Mam to po tatusiu. – rzuciłam z
chytrym uśmieszkiem.
- Dobra chodźmy. – Powiedział
Dymitr.
- Tak, oczywiście z miłą chęcią
zajmę się Joannem i Clarą. Dziękuje że w ogóle pytacie. – Powiedział urażony
Abe.
- Nie ma za co staruszku.
Zaczęliśmy się oddalać. Wyszliśmy z
terenu katedry i dołączyliśmy do innych strażników. Po środku stał Hans i
rozdzielał zadania. Nagle zobaczył mnie i Dymitra.
- O! Dymitr, Rose chodźcie tutaj!
Pójdziecie z pięcioma strażnikami sprawdzić hotel.
- Tak jasne, kto ma iść z nami?
- Kordian, Piotr, Anastazja,
Zygmunt, Małgorzata.
- Dobra, to chodźmy.
Ruszyliśmy za nami. Pierwsza kobieta
miała czarne włosy. Była ode mnie wyższa o jakieś 10 cm i wyglądała na ok 30
lat. Druga kobieta była blondynką mojego wzrostu i miała może 25 lat. Jeden ze
strażników nam przydzielonych był mniej więcej w moim wieku, brunet, ok
180cm. Dwóch pozostałych było blondynami, mieli po 190cm.
Poszliśmy przez wjazd do katedry i
dalej wzdłuż ściany treningowej. Na końcu ściany weszliśmy do budynku,
przeszliśmy korytarzem i doszliśmy do części oznaczonej jako hotel.
Był pomalowany na kolor
brzoskwiniowy. Podłogi były wyłożone marmurem – przynajmniej tak mi się
wydawało. Byliśmy teraz w dużym polu, na środku którego była postawiona
fontanna, z której lała się woda. To chyba posąg w kształcie kuli.
Był to jeden z dwóch hoteli na
Dworze. Ten wyglądał, jakby był 5-gwiazdkowy i zapewne to prawda. Zatrzymywała
się tutaj arystokracja i tacy ludzie jak mój ojciec, czyli nienależący do
arystokracji, ale jednak mający jakąś pozycję w tym świecie. Zwykle
przesiadywała tu masa ludzi, a teraz nikogo nie było. Nawet w recepcji, a tam
zawsze ktoś siedział, najczęściej kilka osób.
- Ale tu jest cicho. – zauważyłam.
- Powinny być tu tłumy, więc albo
dotarły tu i wszystkich przepędziły albo ludzie są na uroczystości, ale przy
takiej opcji nadal byłby tu personel.
- Trzeba będzie wszystko przeszukać.
- Dobra, dzielimy się na dwie grupy.
Ja i Rose pójdziemy prawym korytarzem i wszystko będziemy sprawdzać, a wy
lewym. Następnie pójdziemy na górę, na drugie piętro. Spotykamy się pośrodku.
- Dobra, to my idziemy.
- W razie czego dzwońcie do mnie. –
Powiedział Dymitr i podał swój numer telefonu, a ja znowu pomyślałam, że
przydałby mi się telefon. Nawet nie znam numeru mojego narzeczonego! To trochę
absurdalne. Gdy tylko to wszystko się skończy, w pierwszej wolnej chwili kupuję
telefon. Postanowione.
Poszłam wraz z Dymitrem. Minęliśmy
recepcje, zajrzeliśmy tam i już wiedzieliśmy, że strzygi tu były. Na podłodze
leżały trzy ciała ludzi z personelu.
- To już wiemy, że tu były, teraz
tylko pytanie: czy wciąż tu są? – Powiedziałam. Dymitr podszedł do ciał i po
kolei u każdego szukał pulsu.
- Nie żyją, ale są jeszcze ciepli,
czyli zmarli niedawno.
- A strzygi mogły pójść, poszukać
sobie deseru.- Powiedziałam z ironią.
- Chyba były tu dwie, może trzy
strzygi. Przynajmniej patrząc na ugryzienia, tak mi się wydaje.
- To nie powinno być tak źle, chyba
że to był obiad tylko dla części.
- Dobra ,chodzimy dalej. –
Powiedział mój ukochany i ruszył przez drzwi.
Poszłam za nim. Szliśmy korytarzem i
sprawdzaliśmy wszystkie drzwi po kolei. W większości były to schowki i
najtańsze pokoje.
Dymitr zaczął otwierać drzwi na
klatkę schodową, a ja nacisnęłam przycisk do wind. Po chwili przyjechały obie.
Jedna była pusta, drugiej leżało kolejne ciało. Tym razem kobiety, chyba
klientki hotelu.
Była to morojka. Miała blond włosy i
szeroko otwarte, niebieskie oczy. Na szyi zauważyłam dwie ranki po ugryzieniu.
- Dymitr! - zawołałam go. – Jest
kolejne ciało.
Szybko do mnie przybiegł, gdy tylko
zobaczył, od razu sprawdził jej puls.
- Żyje, ale ledwo. – Szybko wyjął
telefon i zaczął z ratownikiem albo Hansem. – Ktoś tu przyjdzie za chwile, a my
teraz chodźmy. Trzeba zablokować windy. Weźmy dwa krzesła z recepcji.
Ruszyliśmy. Ja chwyciłam pierwsze
lepsze i ruszyłam z powrotem. Dymitr zrobił to samo. Swoje ustawiłam w drzwiach
pustej windy. Następnie ruszyliśmy na klatkę schodową. Było to szare miejsce.
Jedynym kolorem były tabliczki do ewakuacji. Było to najniższe piętro, więc
schody wspinały się tylko w górę. Ruszyliśmy nimi, przeskakując po dwa schodki.
Szliśmy w ciszy, nasłuchując jakiegoś ruchu.
Gdy weszliśmy na następne piętro,
zobaczyliśmy dwie strzygi. Nachylały się nad swoją ofiarą. Jedna z nich właśnie
upuszczała jakiegoś moroja, a druga piła krew z jakiejś morojki. Od razu ruszyliśmy
na ratunek. Jak się później okazało na nasze nieszczęście, nie sprawdzaliśmy
żadnych pokoi. Od razu rzuciliśmy się w wir walki. Zaskoczone strzygi trochę za
późno się skapnęły, że coś im grozi i musiały się trochę postarać, aby od razu
nie paść naszą ofiarną.
Jak zawsze byłam z Dymitrem świetnie
zgrana. Nie minęła minuta, a nasi przeciwnicy leżeli już martwi.
I wtedy zza naszych pleców
wyskoczyły cztery strzygi. Dopiero do mnie dotarło, że nie sprawdziliśmy pokoi
na korytarzu. Strzygi nas otoczyły. Ustawiliśmy się z Dymitrem do siebie
plecami. Było to trzech mężczyzn i jedna kobieta. Dwóch z nich było większych
od Dymitra i z pewnością silniejszych. Kobieta była mniej więcej moich
gabarytów.
- Ja biorę tych dwóch osiłków. –
powiedział Dymitr.
- Nie będę się sprzeciwiała.
- To dobrze.
Zobaczyłam, że strzygi zaczynają
atak i od razu wraz z Dymitrem ruszyliśmy do walki.
Okazało się, że wszystkie są
wyszkolone i dopiero wtedy dostrzegłam, że to musiały być kiedyś dampiry.
- No to pięknie, strażnicy nam się
trafili. – Powiedziałam pod nosem.
Adrenalina mnie pobudziła. Nie
czułam bólu pomimo tego, że co chwile jakaś strzyga, mnie trafiała. Większość
ciosów udawało mi się odparować. Po kilku minutach udało mi się jakimś cudem
zabić kobietę. Teraz został tylko facet. Był ode mnie dwa razy szerszy i wyższy
o 20 cm.
Będzie ciężko. Zaczęliśmy zadawać
sobie ciosy. Co chwilę któreś z nas dostawało. Będę miała parę ładnych
siniaków. Kątem oka zauważyłam, że Dymitr także walczy już tylko z jednym
przeciwnikiem. Dostrzegłam szansę dla naszej wygranej.
Pomimo gabarytów przeciwnika, wbicie
kołka w jego serce nie było trudne. Gdy tylko nadarzyła się okazja zamachnęłam
się kołkiem i już po chwili leżał na ziemi. Zobaczyłam, że Dymitr także już
wykończył strzygi.
- Nic ci nie jest? – Spytałam.
- Nie, parę zadrapań, a tobie?
- Też nic ,choć czuje, że jutro będę
jednym wielkim siniakiem.
- Dobra, trzeba skończyć
przeszukiwanie pokojów. Proponuję, żebym ja poszedł na prawo, a ty na lewo.
- Ok, wątpię, żeby tam były jeszcze
jakieś strzygi.
- Wiesz jak to powiadają: pozorny
zawsze ubezpieczony.
- To idziemy.
Poszłam do drzwi po lewej, weszłam
do pierwszego pomieszczenia. Był to pokój hotelowy z łazienką. Na łóżku i po
podłodze walały się rzeczy. Chyba ktoś wybiegł stąd w pośpiechu. Poszłam do
drzwi łazienki. Otworzyłam ją i tam zobaczyłam niespodziewany porządek. Ani
śladu strzyg.
Szybko wróciłam na korytarz.
Dymitr chyba jeszcze nie wyszedł z pokoju albo był już w następnym. Poszłam
dalej. Następnym pomieszczeniem był schowek. Zajrzałam tam i co naprawdę
dziwne, znalazłam miotły i ogólnie środki czystości. Ani jednej strzygi.
Ruszyłam dalej. Kolejny pokój. Miał numer 13. Kurczę, pechowy numer. Mam
nadzieje, że nie dla mnie. Otworzyłam drzwi. W środku panował spokój. Łóżko
było uporządkowane, walizki ułożone w równym rządku przy ścianie. W łazience
także panował spokój. Przeszłam szybko przez pokój i otworzyłam drzwi do
garderoby. Nie była ona wielka, ale wystarczająca, aby zmieściły się tam dwie
strzygi, które nagle wyskoczyły zza drzwiczek szafki.
Kompletnie mnie zaskoczyły, pomimo
tego, że miałam przygotowany kołek. Jednak nie zdążyłam go podnieść, kiedy
jedna z nich na mnie skoczyła. Zastałam przewrócona. Zaczęłam szybko się
podnosić, ale nie zdążyłam, kiedy druga mnie złapała za ramiona i przyszpiliła
do ziemi. Zaczęłam się wyrywać, krzycząc przy tym. Udało mi się wyrwać rękę z
kołkiem i się na nią zamachnęłam, trafiłam jedną w szyje, rozcinając skórę.
Zawyła z bólu i mnie puściła. Od razu się wyrwałam drugiej i wstałam gotowa do
ataku. Nagle coś uderzyło mnie naprawdę mocno w skroń. Usłyszałam trzask chyba
mojej czaszki. Po chwili leżałam na ziemi, zapadając się w ciemność.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz