Z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk mojego dzwonka. Szybko wyjęłam telefon z kieszeni i spojrzałam na wyświetlacz : Eric. Odebrałam
- Cześć, co tam?- spytałam.
- Hej, miałaś dać znać jak będziesz lądować, ale chyba zapomniałaś.- usłyszałam ciepły głos Erica.
- Wiesz było tyle zamieszania, musiałam znaleźć strażnika który miał mnie odwieźć do Akademii i wyleciało mi z głowy.
- Domyślam się, a jak tam jest wszystko w porządku? Jesteś już na miejscu?
- Tak jestem już na miejscu ta szkoła jest z dwa razy większa niż nasza, już się w niej zgubić zdążyłam.
- Oj Lizi ty to masz talent do gubienia się. Jest miejsce gdzie się nie zgubisz?- Powiedział, a ja oczami wyobraźni widziałam na jego twarzy uśmiech.
- Oczywiście że nie. Dobrze wiesz że mam dość słabą orientację w nowym miejscu.- Powiedziałam z udawaną urazą.
- Tak wiem, dasz radę, używaj planów szkoły a wszędzie dotrzesz. A poznałaś już kogoś?
- Nie ogólnie tu jeszcze nie ma zbyt dużo ludzi. Dopiero za tydzień wszyscy maja się zjeżdżać. O wiesz co mam mieć zajęcia z Dymitrem Bielkow i Rosmerie Hatheway- Bielkow.
- Naprawdę? Słyszałem że są na prawdę dobrzy. Masz ty szczęście.
- Nie wiem nikogo tu nie znam.
- Dasz radę.- Powiedział z wiarą w głos. Spojrzałam na zegarek który miałam na ręce, za 15 minut kolacja.
- Wiesz co muszę kończyć za chwile mam kolację.
- Dobra nie będę cię zatrzymywał. Pamiętaj żeby pisać. Na razie.- Powiedział z udawanym entuzjazmem.
- Na razie.- Powiedziałam i się rozłączyłam.
Włożyłam telefon z powrotem do kieszeni i usiadłam na łóżku. Muszę tu przetrwać. To była jedyna moja myśl. Wstałam i ruszyłam w stronę drzwi zabierając ze sobą klucze. Wyszłam z pokoju i skierowałam się w korytarz po prawej bo to właśnie tam za rogiem znikała właśnie grupka dziewczyn stwierdziłam że pewnie idą na stołówkę więc poszłam za nimi. Okazało się że do stołówki faktycznie nie było ciężko dojść, zaledwie dwa zakręty i już byłam przed drzwiami. Po chwili wahania, sięgnęłam do klamki i wtedy usłyszałam jak ktoś woła:
- Rose zaczekaj.- Docisnęłam klamkę i otworzyłam drzwi, w tym samym czasie obejrzałam się także przez ramię aby zobaczyć kto to kogo woła, w połowie korytarza był wysoki mężczyzna, chyba ten z sali gimnastycznej po za nim w korytarzu nie było nikogo a on patrzał prosto na mnie. To mnie musiał wołać ale przecież ja nie jestem Rose. Kim u diabła w ogóle jest Rose? W czasie moich rozmyślań brunet juz zdążył się zbliżyć do mnie na metr i przystanął wpatrując sie w moją twarz. Był naprawdę przystojny.- Przepraszam pomyliłem się.- Powiedział i odwrócił się do nie tyłem ruszając w stronę z której przyszedł jeszcze zanim zniknął za rogiem obejrzał się i na jego twarzy było widać niedowierzanie, zdziwienie.
- Rose zaczekaj.- Docisnęłam klamkę i otworzyłam drzwi, w tym samym czasie obejrzałam się także przez ramię aby zobaczyć kto to kogo woła, w połowie korytarza był wysoki mężczyzna, chyba ten z sali gimnastycznej po za nim w korytarzu nie było nikogo a on patrzał prosto na mnie. To mnie musiał wołać ale przecież ja nie jestem Rose. Kim u diabła w ogóle jest Rose? W czasie moich rozmyślań brunet juz zdążył się zbliżyć do mnie na metr i przystanął wpatrując sie w moją twarz. Był naprawdę przystojny.- Przepraszam pomyliłem się.- Powiedział i odwrócił się do nie tyłem ruszając w stronę z której przyszedł jeszcze zanim zniknął za rogiem obejrzał się i na jego twarzy było widać niedowierzanie, zdziwienie.
****
Rozpakowywałam właśnie rzeczy bliźniąt do ich nowych szafek, w naszym nowym domu na terenie Akademii. Kto by pomyślał że tu jeszcze kiedyś wrócę, myślę że nikt. Ja Rose Hathaway która chciała jak najszybciej urwać się z tej szkoły i wreszcie być strażnikiem Lissy. A teraz jestem tu znowu i to w dodatku mam uczyć nowicjuszy. Kidy Lissa miesiąc temu zaproponowała nam abyśmy sie przenieśli do Akademii św. Władimira i uczyli nowicjuszy w zasadzie od razu się zgodziliśmy, na dworze i tak nic do roboty specjalnie nie mieliśmy tylko siedzenie na nudnych naradach Lissy, nic ciekawego a nauka była korzystną opcją którą wykorzystaliśmy, oczywiście problemem było co z bliźniakami, ale Lissa postanowiła wyremontować dla nas starą wartownię. Teraz ta wartownia wyglądała znacznie inaczej niż wtedy kiedy byliśmy tu z Dymitrem przed atakiem na Akademie. Teraz miała dobudowane piętro, dół tez był wyremontowany. Z zewnątrz była z drewna pomalowana na brązowo i zielony dach. Przed domem był taras. Gdy wchodziło się do domu pierwszym pomieszczeniem był salon urządzony bardzo skromnie ale przytulnie, dalej po przeciwległej ścianie znajdują się drzwi do kuchni, która jest bardzo jasna i przestrzenna. po prawej od drzwi są schody na górę, wchodzi się do małego korytarzyka z którego są trzy drzwi jedne do łazienki, drugie do mojej i Dymitra sypialni a trzecie do pokoiku bliźniąt. Wszystkie pomieszczenia są urządzone bardzo przestrzennie i wygodnie. Ściany w każdym pomieszczeniu są innego koloru w salonie zielone, w kuchni żółte, w łazience niebieskie u nas w sypialni czerwone a u bliźniąt białe. W pokoiku bliźniąt są białe szafki z kolorowymi drzwiczkami i szufladami, 2 kolorowe łóżeczka z podpisanymi imionami Joann i Clara, a także jedna cała ściana na której mogą tworzyć dzieła co zresztą zaczęły już robić. Stwierdziły że rozpakowywanie rzeczy jest za nudne i porysują, teraz właśnie kłóciły sie o żółtą kredkę.
- Oddaj ją pierwsza złapałam.- Mówiła Clara, która była już śliczna 3 letnią dziewczynką, miała śliczne ciemno brązowe włosy które były podobne do moich ale o wiele bardziej się kręciły. Ogólnie ludzie mówili że jest młodszą wersją mnie.
- Ale ja jestem starszy i mam pierwszeństwo.- Odpowiedział Joann wzmagając wysiłki o kredkę, Joann znowuż to był czysty Dimitr w mniejszej wersji.
- A co to za kłótnie?- Spytałam przysiadając przy nich.
- Mamo bo on mi zabiera kredkę.- Poskarżyła się Clara.
- Ale to ja ją teraz chciałem wziąć.- Odparł Joann.
- A nie możecie się podzielić teraz na przykład koloruje nią Clara a potem ty?- Spytałam popatrując na nich.
- To dlaczego to ona nie może zaczekać?- Spytał wzburzony Joann jaki on był słodki gdy się denerwował, marszczył brwi i zaciskał piąstki.
- No to skoro nie chcecie się dzielić to żadne z was nie dostanie żółtej kredki.- Powiedziałam i odebrałam od Clary kredkę.
- Ale mamo- Jęknęli
- Skoro nie umiecie się dzielić, to w ogóle jej nie dostaniecie.- Powiedziałam stanowczo kładąc kredkę na szafce w niedostępnym dla ich rączek miejscu. Niezadowolone wróciły do kolorowania chociaż co chwile zerkały na kredkę, i znowu chyba prowadziły wewnętrzną rozmowę, której nikt nie mógł podsłuchać. Wiedziałam że spór o kredkę jest załatwiony teraz kombinowały zapewne jak ją zdobyć, dlatego tez mówiły do siebie w myślach.
Usłyszałam, że na dole drzwi się otwierają, czyli Dymitr wrócił. Skierowałam się na dół uśmiechając się pod nosem, bo byłam ciekawa co tym razem bliźnięta wymyślą aby zdobyć kredkę. Mój ukochany właśnie zdejmował swój ukochany płaszcz.
- A ty co się tak uśmiechasz?- Zapytał widząc mój uśmiech.
- Zastanawiam się co znowu wymyślą nasze małe zuchy aby zdobyć kredkę.- Powiedziałam podchodząc do niego i dając mu całusa.
- Jaką kredkę?- Spytał z niepokojem.
- Spokojnie nic im nie będzie.- Powiedziałam wiedząc, że już zaczyna mieć najgorsze myśli.- Położyłam im żółta kredkę na szafce, bo nie chcieli się nią dzielić i się o nią kłóciły.
- A co jak spadną?- Spytał z niepokojem.
- Nie spadną, najprawdopodobniej właśnie w tej chwili Joann daje Clarze tą kredkę jako że jest dobrze wychowanym facetem. Tak jak jego tatuś.- Powiedziałam i przytuliłam się do Dymitra.
- To chodźmy zobaczyć co porabiają nasze maluchy.- Powiedział prowadząc mnie na górę. Zajrzeliśmy przez uchylone drzwi do pokoju i faktycznie tak jak mówiłam Joann kolorował czerwoną kredką a Clara miała żółtą która jeszcze 2 minuty temu leżała na szafce.
- Jak one to robią?- Zapytał szeptem mój mąż.
- Po prostu mamy bardzo inteligentne dzieci.- Odpowiedziałam. Chodź na dół nie będziemy im przeszkadzać. – Gdy ruszyliśmy na dół zagadnęłam Dymitra.- A co tam w szkole?
- Zwyczajnie dyrektor przydzielił nam godziny tak że będziemy pracować do południa w poniedziałki, wtorki i piątki a w czwartki i środy po południu. Większość godzin mamy razem choć kilka będziemy mieć osobno i w tym czasie drugie z nas ma służbę przy bramie. Bliźnięta możemy zostawiać pod opiekę bibliotekarek.- usiadłam przy stole w kuchni a Dimka podszedł do blatu.- Chcesz może herbaty?
- Tak poproszę. A coś jeszcze ciekawego się działo? Spotkałeś kogoś?- Spytałam
- Nie ale wiesz co zobaczyłem dzisiaj dziewczynę bardzo podobną do ciebie.- Powiedział bardzo poważnie wyjmując saszetki do herbaty.
- Czyżbym miała klona?- Zaśmiałam się.
- Raczej nie bo jak się odwróciła do mnie twarzom to miała inne rysy twarzy i miej zadziorny wyraz twarzy.- Powiedział wyraźnym rozbawieniem
- Ej ja wcale nie jestem zadziorna.- Obruszyłam się.
- Jesteś jesteś. Powiedział nachylając się nade mną.- I za to cię kocham.- powiedział i mnie pocałował, a ja jak zawsze mogłabym się w tym pocałunku zatracić, jednak Dymitr odsunął się powracając do robienia herbaty.
- Ja ciebie też.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz