środa, 15 lipca 2015

Księga I rozdział XVI

Obudziłam się w ramionach Dymitra. Podniosłam lekko głowę aby na niego spojrzeć. Patrzał przez okno w samolocie z zamyślonym wyrazem twarzy. Włosy miał związane w kitek na karku. Lekko się poruszyłam i spojrzał na mnie.
- Hej - powiedziałam.
- Hej jak się czujesz?
- coraz lepiej. A jak ty się czujesz po ucieczce Aleksandry?
- Dobrze, ale smutno mi że tak postąpiła.
- Mówiła mi, że cię kochała. Nie mogła znieść myśli, że wybrałeś mnie a nie ją.
- Nie przejmuj się. To nie twoja wina.
- Wiem o tym ale mi jej szkoda. To ona podjęła taka decyzję., nie ja. – Powiedziałam.
- Tak strasznie się bałem, że cię stracę. - powiedział, mocniej mnie tuląc.
- Ja także się bałam, że nie zobaczę więcej ani ciebie ani dzieci. A właśnie co u nich?
- Powoli zaczynają ząbkować. Gdy ciebie nie było były bardzo niespokojne. Bardzo się za tobą stęskniły.
- Chciała bym je zobaczyć.
- Jak tylko wrócimy do domu je zobaczysz.
- Już nie mogę się doczekać.
Rozejrzałam się dookoła, po drugiej stronie przy oknie siedział Abe, było widać, że jest zdenerwowany. W koło siedziało kilku strażników jednym z nich był Denis. Jeden ze strażników miał zabandażowaną głowę, a drugi rękę w gipsie. Przypomniałam sobie wtedy, że mi również założono opatrunek na rękę. Powróciłam wzrokiem do Aba wpatrywał się we mnie.
- I co jesteś z siebie dumna? - zapytał ale nie dał mi odpowiedzieć. - Czy ty wiesz jak nas wszystkich nastraszyłaś, nie powinnaś była tam iść. A gdyby coś ci się stało?
- Tak już to zrozumiałam.
- J bardzo dobrze. Twoja matka się bardzo martwiła.
- O to cos nowego.
Abe gadał tak dalej, jednym uchem wszystko wpuszczałam, a drugim wypuszczałam. Zaczęliśmy lądować myślałam, że będę miała już spokój, kiedy powiedział.
- Odwiozę was, bo mamy sobie jeszcze do pogadania.
I moje szczęście prysnęło jak bańska mydlana.
- Naprawdę? A o czym? Bo chyba straciłam wątek. - Usłyszałam, że Dymitr się zaśmiał.
- Co w tym takiego śmiesznego? - spytał zdezorientowany Abe.
- A nic przypomniała mi się śmieszna historyjka.
- A jaka? - spytałam spoglądając na niego.
- Rose czy ty mnie w ogóle słuchasz? Czy do ciebie dotarło choć coś z tego co powiedziałem?- Powiedział zrezygnowany Staruszek.
- Słuchałam bardzo skrupulatnie tego co mówiłeś ale nie wiele z tego chyba do mnie dotarło.
- Co ja z tobą mam?- Powiedział załamując się.
- Samą radość.- Powiedziałam z uśmiechem.
- No dobra chyba dam ci już spokój ale i tak nie uwolnisz się ode mnie przez najbliższy czas.- Powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu.
- Już się cieszę.- Odpowiedziałam uśmiechając się jeszcze bardziej.
Lądowaliśmy, gdy tylko byliśmy na ziemi wszyscy się zebrali i wysiedli z samolotu. Zaczęliśmy się pakować do samochodów stojących przed lotniskiem w Nowosybirsku.
Dymitr szedł obok mnie i trzymał mnie za rękę, w pewnym momencie podszedł do nas facet chyba w wieku Dymitra, miął blond włosy i niebieskie roześmiane oczy, był niższy od mojego ukochanego.
- O Aleks poznaj moją narzeczona Rose. Rose to mój przyjaciel z czasów szkolnych Aleks.
- Miło mi poznać.- Powiedziałam wyciągając do niego rękę. Którą pocałował, co mnie totalnie zszokowało. Nie sądziłam że są na świecie jeszcze mężczyźni kontynuujący ten zwyczaj.
- To mnie miło poznać damę serca Dymitra.- Powiedział z lekkim ukłonem.
- Nie błaznuj. – Powiedział mój ukochany śmiejąc się.
- No co staram się być miły.- Odpowiedział Aleks i zaczął iść obok nas.- No to co to była miłość od pierwszego wejrzenia? Bo wiesz większość dziewczyn w szkole po pierwszym spojrzeniu już dało by się za niego pokroić.- Spytał mnie Aleks ze śmiechem.
- Raczej od drugiego.
- O to pobiłaś chyba rekord.
- Wcale tak nie było.- Sprzeciwił się Dymitr.
- Jak nic nie mów mi że nic nie zauważyłeś.
- No to chyba byłem ślepy.
- Wszystkie dziewczyny wodziły za nim wzrokiem a on tego nie zauważył. Koniec świata.- Udawał dramatyzowanie Aleks. Roześmiałam się.
- U nas w akademii nawet chłopacy uważali go za bóstwo.
- Nigdy o tym nie słyszałem.- Powiedział zdezorientowany Dymitr.
- Bo byłeś zbyt poważny. A z tobą to chyba będę musiała sobie kiedyś pogadać na spokojnie. –Powiedziałam do Aleksa.
- A bardzo chętnie, z piękną kobietą zawsze miło się spotkać.-  Po chwili spojrzał na Dymitra który patrzył na niego z wilka.- Oczywiście jeżeli Dymitr się zgodzi. Dobra to ja idę bo jadę innym samochodem. Do miłego zobaczenia.- Powiedział salutując.
Stanęliśmy jakby nie inaczej przed czarnym SUV- em , nie wiem co wampiry mają z tymi samochodami. Dymitr otworzył mi drzwi i pomógł wsiąść, na miejscu dla kierowcy siedział jakiś człowiek. Mój ukochany usiadł obok mnie.
- Jak się czujesz?- Spytał przytulając mnie.
- A dobrze. Ręka prawie nie boli. A ty?
- Jeżeli z tobą wszystko dobrze to ze mną też. Kocham cię.
- Ja ciebie taż.- Powiedziałam i pocałowałam go.
- Chcesz się przespać?
- Nie przecież spałam już w samolocie.
- Tak sobie myślałem, czy nie uważasz że powinniśmy ochrzcić bliźnięta?
- W zasadzie to czemu nie, nie powiem żebym była najbardziej religijną osobą ale powinniśmy je ochrzcić. Tylko kiedy?
- Będzie trzeba iść do księdza Pawła.- Powiedział z uśmiechem.
- Domyślam się że będę musiała potem wszystkim wszystko opowiedzieć.
- Takie jest życie, wszyscy się bardzo o ciebie martwili.
Dalszą drogę przejechaliśmy rozmawiając o wszystkim i o niczym albo w ciszy. W pewnym momencie poczułam się senna i zasnęłam.
Pamiętam tylko, że w pewnym momencie samochód stanął i Dymitr wziął mnie na ręce i zaniósł do domu po czym ułożył na łóżku, a potem zasnęłam.
Powoli zaczęłam się budzić, byłam w naszym pokoju w domu Dymitra, zasłony były zasłonię te ale było widać że świta. Obok mnie nikt nie leżał, usłyszałam że Joann i Clara się poruszają, więc szybko wstałam i podeszłam do łóżeczek. Dzieci jak tylko mnie zauważyły zaczęły się uśmiechać.
- Jak ja się za wami stęskniłam.- Powiedziałam i pogłaskałam każde z nich po główce. Clara miała na sobie różowe śpioszki z słonikiem, a Joann miał niebieskie z słoneczkiem i chmurkami. Wyglądały ślicznie.
Usiadłam przy ich łóżeczkach i wpatrywałam się w nie. Jak to możliwe że przeżyłam bez nich te dwa dni. Po nie wiem jak długo takiego siedzenia wstałam i zeszłam na dół.
 Po kuchni krzątała się Olena.
- Dzień dobry.- Przywitałam się. Olena odwróciła się a w jej oczach ujrzałam radość podeszła do mnie i mocno przytuliła.
- Rose czy ty wiesz jak nas przestraszyłaś? Chodź, siadaj i opowiadaj wszystko bez pomijania.
I tak spędziłam pół godziny na opowiadaniu wszystkiego co się wydarzyło.
- To okropne jak Aleksandra mogła chcieć być strzyga i to z jakiego powodu. Nie rozumiem tego.
- Ja też nie.
- Myślę, że dla nas to nie jest do zrozumienia. Ona dokonała swojego wyboru, a ważniejsze jest to że my go nie powtórzymy.
- Tak wiem.
- A tak przy okazji, dzwoniła królowa chciał żebyś do niej zadzwoniła, albo połączyła się przez skype.
- Ok. to może teraz pójdę.
- Dobrze.
- A tak właściwie gdzie jest Dymitr?
-Wyszedł, mówił że wróci nie długo. A tak właściwie czy ty coś jadłaś?
- No tak w zasadzie to nie wiele ale nie jestem głodna.- Ale wiedziałam że i tak nie mam się co kłócić, wmusi we mnie jedzenie.
- No to siadaj i nie myśl ze się wywiniesz od porządnego śniadania.
- Tak zdążyłam już przywyknąć że i tak nie wywinę się od posiłku.- Powiedziałam. Olena kazała mi usiąść przy stole, po chwili przede mną stał talerz pełen jedzenia. Była na nim jajecznica i chleb z masłem. Dostałam także sok pomarańczowy. Gdy tylko zjadłam, wstałam od stołu.
- Dziękuje.
- No i nie można tak było od razu.- Powiedziała z uśmiechem na twarzy.
- Dobra lecę, trzeba zadzwonić do Lissy.
Szybko wbiegłam na górę i wyjęłam telefon. Wybrałam numer Lissy . Na początku nikt nie odbierał dopiero po piątym sygnale usłyszałam w słuchawce głos mojej przyjaciółki.
- Halo.
- Hej Lissa, to ja Rose.
- O Rose miałam nadzieje że zadzwonisz masz szczęście akurat ma chwile może połączymy się przez skypa?
- No dobra już wchodzę.
Szybko wżęłam laptop który położyliśmy na biurku wieki temu ale i tak nikt go nie używał. Włączyłam wszystko i już po chwili zobaczyłam przed sobą uśmiechniętą Liss.
- O matko jak ja się za Toba stęskniłam.- Powiedziałam.
- Nie uwierzysz ale ja za Toba też. Dwór bez ciebie już nie jest taki sam jak kiedyś.
- Nie wątpię. A co u ciebie? Jak się czujesz? Co Rose?
- Spokojnie niech pomyślę, ogólnie to wszystko ok. wiadomo sprawy Dworu i tym podobne nie będę cię zanudzał. U mnie i Christiana wszystko też dobrze. No Rose to rośnie jak na drożdżach. Wszyscy ją pokochali. A co u ciebie? Dobrze się czujesz bo przecież dopiero co się uwolniłaś od strzyg.
- A wiesz nie było tak źle, nic mi nie jest. Ale wiesz co jest najdziwniejsze a zarazem najstraszniejsze? Że Aleksandra była dziewczyna Dymitra przemieniła się w strzygę dla zemsty.
- To straszne. No ale dobra trzeba się cieszyć tak czy nie w końcu jutro też jest dzień. A jak bliźnięta?
- A wiesz rosną  w zastraszającym tempie. Wychodzą im ząbki. Joann jest podobny do Dymitra a Clara do mnie.
- Dziwne Rose jeszcze nie wychodzą ząbki
- a to może dlatego że jak dampiry mają dzieci to one rosną szybciej.
- To jest więcej takich dampirów którzy maja dzieci z wampirami?
- Tak było na przestrzeni wieków takich dzieci niewiele ale zawsze są to bliźnięta. Chłopiec i dziewczynka, chłopiec jest zawsze podobny do ojca a dziewczynka do matki. Rosną one szybciej niż inne dzieci. Maja także pewnego rodzaju więź cos w stylu tego co mnie łączył z tobą tylko że w obie strony.
- I tego wszystkiego dowiedzieliście się tylko obserwując bliźnięta? – Roześmiałam się
- Oczywiście że nie, opowiedziała nam to Sara babka Aleksandry. Znała stare legendy na ten temat.
- No to wszystko wyjaśnia
- Wiesz Lissa jak na królową jesteś mało domyślna.
- Od czego mam ciebie.- Powiedziała i się roześmiała. Miała na sobie zwykłą koszulkę, włosy rozpuszczone. Gdybym ją zobaczyła na ulicy w życiu bym nie pomyślał że to królowa.
- Widzę że jesteś ubrana na służbowo?- zażartowałam.
- Tak, ale wiesz ile szczęścia może dać zwykła koszulka i szorty. No tak ty możesz tak chodzić cały czas. Wiesz jakie te wszystkie suknie są nie wygodne jeszcze część z nich ma gorsety w tym się oddychać nie da.
- Nie wątpię ale taki już los królowej no chyba ze zmienisz styl i pójdziesz tak jak jesteś teraz na jakąś naradę.
- Obawiam się że by mnie nie wpuścili.
- Mogło by być zabawnie.- Roześmiałyśmy się.
- Mam dla ciebie dobre wieści.- Nagle powiedział Lissa.
- No to gadaj.
- No przynajmniej po części. Możecie wracać na Dwór, nic wam nie grozi…
- Ale…
- ale Dymitr nie będzie uznawany za ojca twoich dzieci.
- A to, to w zasadzie się tego spodziewaliśmy.
- Naprawdę nie jesteś zła?
- Nie no skąd.
- No bo wiesz jest bardzo ważny powód, dla którego musicie przyjechać na Dwór.
- A jaki to?
- Wyznaczyłam z Christianem datę naszego ślubu.
- Ale się cieszę nie no na taką okazje to na pewno przyjedziemy. A kiedy?
- za półtora tygodnia. Będziesz chciała być moją druhną?
- Ty się jeszcze pytasz oczywiście że tak gdybyśmy były teraz naprzeciwko siebie uściskałabym cię.
- To może lepiej, bo byś mnie jeszcze zmiażdżyła.
Nagle z tyłu Lissy dobiegł jakiś hałas. Moja przyjaciółka się odwróciła i cos mówiła po chwili się odwróciła a w ekranie obok niej pojawił się Christian. Był uśmiechnięty.
- Cześć mamusiu.
- Cześć tatusiu.- Odpowiedziałam
- Co tam u ciebie?- Powiedział pogodnym tonem
- A wszystko dobrze a u ciebie?
- Szczęśliwszy bym nie mógł być.- Powiedział i pocałował Lisse w skroń.
- No właśnie widzę.
- No dobra ale Lissa mam sprawę znowu zapomniałaś o naradzie.- Powiedział Ozer do Lissy.
- Co kiedy przecież sprawdzałam w kalendarzu.
- Tak ale została przesunięta.
- O widzę że ty to teraz w sekretarkę się bawisz.- Zażartował z niego
- Nie po prostu dbam żeby Lissa zawsze wszędzie się stawiała.- Ta jasne.
_ no ale musicie kończyć.
_ no to na razie Rose.
- Na razie.- Jeszcze się do siebie uśmiechnęłyśmy i rozłączyłyśmy się.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz