Obudziłam
się w ramionach Dymitra. Podniosłam lekko głowę aby na niego spojrzeć. Patrzał
przez okno w samolocie z zamyślonym wyrazem twarzy. Włosy miał związane w kitek
na karku. Lekko się poruszyłam i spojrzał na mnie.
- Hej -
powiedziałam.
- Hej
jak się czujesz?
- coraz
lepiej. A jak ty się czujesz po ucieczce Aleksandry?
-
Dobrze, ale smutno mi że tak postąpiła.
- Mówiła
mi, że cię kochała. Nie mogła znieść myśli, że wybrałeś mnie a nie ją.
- Nie
przejmuj się. To nie twoja wina.
- Wiem o
tym ale mi jej szkoda. To ona podjęła taka decyzję., nie ja. – Powiedziałam.
- Tak
strasznie się bałem, że cię stracę. - powiedział, mocniej mnie tuląc.
- Ja
także się bałam, że nie zobaczę więcej ani ciebie ani dzieci. A właśnie co u
nich?
- Powoli
zaczynają ząbkować. Gdy ciebie nie było były bardzo niespokojne. Bardzo się za
tobą stęskniły.
-
Chciała bym je zobaczyć.
- Jak
tylko wrócimy do domu je zobaczysz.
- Już
nie mogę się doczekać.
Rozejrzałam
się dookoła, po drugiej stronie przy oknie siedział Abe, było widać, że jest
zdenerwowany. W koło siedziało kilku strażników jednym z nich był Denis. Jeden
ze strażników miał zabandażowaną głowę, a drugi rękę w gipsie. Przypomniałam
sobie wtedy, że mi również założono opatrunek na rękę. Powróciłam wzrokiem do
Aba wpatrywał się we mnie.
- I co
jesteś z siebie dumna? - zapytał ale nie dał mi odpowiedzieć. - Czy ty wiesz
jak nas wszystkich nastraszyłaś, nie powinnaś była tam iść. A gdyby coś ci się
stało?
- Tak
już to zrozumiałam.
- J
bardzo dobrze. Twoja matka się bardzo martwiła.
- O to
cos nowego.
Abe
gadał tak dalej, jednym uchem wszystko wpuszczałam, a drugim wypuszczałam. Zaczęliśmy
lądować myślałam, że będę miała już spokój, kiedy powiedział.
-
Odwiozę was, bo mamy sobie jeszcze do pogadania.
I moje szczęście
prysnęło jak bańska mydlana.
- Naprawdę?
A o czym? Bo chyba straciłam wątek. - Usłyszałam, że Dymitr się zaśmiał.
- Co w
tym takiego śmiesznego? - spytał zdezorientowany Abe.
- A nic
przypomniała mi się śmieszna historyjka.
- A
jaka? - spytałam spoglądając na niego.
- Rose czy ty
mnie w ogóle słuchasz? Czy do ciebie dotarło choć coś z tego co powiedziałem?-
Powiedział zrezygnowany Staruszek.
- Słuchałam
bardzo skrupulatnie tego co mówiłeś ale nie wiele z tego chyba do mnie dotarło.
- Co ja z tobą
mam?- Powiedział załamując się.
- Samą radość.-
Powiedziałam z uśmiechem.
- No dobra chyba
dam ci już spokój ale i tak nie uwolnisz się ode mnie przez najbliższy czas.-
Powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu.
- Już się cieszę.-
Odpowiedziałam uśmiechając się jeszcze bardziej.
Lądowaliśmy, gdy
tylko byliśmy na ziemi wszyscy się zebrali i wysiedli z samolotu. Zaczęliśmy
się pakować do samochodów stojących przed lotniskiem w Nowosybirsku.
Dymitr szedł
obok mnie i trzymał mnie za rękę, w pewnym momencie podszedł do nas facet chyba
w wieku Dymitra, miął blond włosy i niebieskie roześmiane oczy, był niższy od
mojego ukochanego.
- O Aleks poznaj
moją narzeczona Rose. Rose to mój przyjaciel z czasów szkolnych Aleks.
- Miło mi
poznać.- Powiedziałam wyciągając do niego rękę. Którą pocałował, co mnie totalnie
zszokowało. Nie sądziłam że są na świecie jeszcze mężczyźni kontynuujący ten
zwyczaj.
- To mnie miło
poznać damę serca Dymitra.- Powiedział z lekkim ukłonem.
- Nie błaznuj. –
Powiedział mój ukochany śmiejąc się.
- No co staram
się być miły.- Odpowiedział Aleks i zaczął iść obok nas.- No to co to była
miłość od pierwszego wejrzenia? Bo wiesz większość dziewczyn w szkole po
pierwszym spojrzeniu już dało by się za niego pokroić.- Spytał mnie Aleks ze
śmiechem.
- Raczej od
drugiego.
- O to pobiłaś
chyba rekord.
- Wcale tak nie
było.- Sprzeciwił się Dymitr.
- Jak nic nie
mów mi że nic nie zauważyłeś.
- No to chyba
byłem ślepy.
- Wszystkie
dziewczyny wodziły za nim wzrokiem a on tego nie zauważył. Koniec świata.-
Udawał dramatyzowanie Aleks. Roześmiałam się.
- U nas w
akademii nawet chłopacy uważali go za bóstwo.
- Nigdy o tym
nie słyszałem.- Powiedział zdezorientowany Dymitr.
- Bo byłeś zbyt
poważny. A z tobą to chyba będę musiała sobie kiedyś pogadać na spokojnie.
–Powiedziałam do Aleksa.
- A bardzo
chętnie, z piękną kobietą zawsze miło się spotkać.- Po chwili spojrzał na Dymitra który patrzył
na niego z wilka.- Oczywiście jeżeli Dymitr się zgodzi. Dobra to ja idę bo jadę
innym samochodem. Do miłego zobaczenia.- Powiedział salutując.
Stanęliśmy jakby
nie inaczej przed czarnym SUV- em , nie wiem co wampiry mają z tymi
samochodami. Dymitr otworzył mi drzwi i pomógł wsiąść, na miejscu dla kierowcy siedział
jakiś człowiek. Mój ukochany usiadł obok mnie.
- Jak się
czujesz?- Spytał przytulając mnie.
- A dobrze. Ręka
prawie nie boli. A ty?
- Jeżeli z tobą
wszystko dobrze to ze mną też. Kocham cię.
- Ja ciebie
taż.- Powiedziałam i pocałowałam go.
- Chcesz się
przespać?
- Nie przecież
spałam już w samolocie.
- Tak sobie
myślałem, czy nie uważasz że powinniśmy ochrzcić bliźnięta?
- W zasadzie to
czemu nie, nie powiem żebym była najbardziej religijną osobą ale powinniśmy je
ochrzcić. Tylko kiedy?
- Będzie trzeba
iść do księdza Pawła.- Powiedział z uśmiechem.
- Domyślam się
że będę musiała potem wszystkim wszystko opowiedzieć.
- Takie jest życie,
wszyscy się bardzo o ciebie martwili.
Dalszą drogę
przejechaliśmy rozmawiając o wszystkim i o niczym albo w ciszy. W pewnym momencie
poczułam się senna i zasnęłam.
Pamiętam tylko,
że w pewnym momencie samochód stanął i Dymitr wziął mnie na ręce i zaniósł do
domu po czym ułożył na łóżku, a potem zasnęłam.
Powoli zaczęłam
się budzić, byłam w naszym pokoju w domu Dymitra, zasłony były zasłonię te ale
było widać że świta. Obok mnie nikt nie leżał, usłyszałam że Joann i Clara się
poruszają, więc szybko wstałam i podeszłam do łóżeczek. Dzieci jak tylko mnie
zauważyły zaczęły się uśmiechać.
- Jak ja
się za wami stęskniłam.- Powiedziałam i pogłaskałam każde z nich po główce.
Clara miała na sobie różowe śpioszki z słonikiem, a Joann miał niebieskie z
słoneczkiem i chmurkami. Wyglądały ślicznie.
Usiadłam
przy ich łóżeczkach i wpatrywałam się w nie. Jak to możliwe że przeżyłam bez
nich te dwa dni. Po nie wiem jak długo takiego siedzenia wstałam i zeszłam na
dół.
Po kuchni krzątała się Olena.
- Dzień
dobry.- Przywitałam się. Olena odwróciła się a w jej oczach ujrzałam radość
podeszła do mnie i mocno przytuliła.
- Rose
czy ty wiesz jak nas przestraszyłaś? Chodź, siadaj i opowiadaj wszystko bez
pomijania.
I tak
spędziłam pół godziny na opowiadaniu wszystkiego co się wydarzyło.
- To
okropne jak Aleksandra mogła chcieć być strzyga i to z jakiego powodu. Nie
rozumiem tego.
- Ja też
nie.
- Myślę,
że dla nas to nie jest do zrozumienia. Ona dokonała swojego wyboru, a ważniejsze
jest to że my go nie powtórzymy.
- Tak
wiem.
- A tak
przy okazji, dzwoniła królowa chciał żebyś do niej zadzwoniła, albo połączyła
się przez skype.
- Ok. to
może teraz pójdę.
-
Dobrze.
- A tak
właściwie gdzie jest Dymitr?
-Wyszedł,
mówił że wróci nie długo. A tak właściwie czy ty coś jadłaś?
- No tak
w zasadzie to nie wiele ale nie jestem głodna.- Ale wiedziałam że i tak nie mam
się co kłócić, wmusi we mnie jedzenie.
- No to
siadaj i nie myśl ze się wywiniesz od porządnego śniadania.
- Tak
zdążyłam już przywyknąć że i tak nie wywinę się od posiłku.- Powiedziałam.
Olena kazała mi usiąść przy stole, po chwili przede mną stał talerz pełen
jedzenia. Była na nim jajecznica i chleb z masłem. Dostałam także sok
pomarańczowy. Gdy tylko zjadłam, wstałam od stołu.
-
Dziękuje.
- No i
nie można tak było od razu.- Powiedziała z uśmiechem na twarzy.
- Dobra
lecę, trzeba zadzwonić do Lissy.
Szybko
wbiegłam na górę i wyjęłam telefon. Wybrałam numer Lissy . Na początku nikt nie
odbierał dopiero po piątym sygnale usłyszałam w słuchawce głos mojej
przyjaciółki.
- Halo.
- Hej
Lissa, to ja Rose.
- O Rose
miałam nadzieje że zadzwonisz masz szczęście akurat ma chwile może połączymy
się przez skypa?
- No
dobra już wchodzę.
Szybko wżęłam
laptop który położyliśmy na biurku wieki temu ale i tak nikt go nie używał.
Włączyłam wszystko i już po chwili zobaczyłam przed sobą uśmiechniętą Liss.
- O
matko jak ja się za Toba stęskniłam.- Powiedziałam.
- Nie uwierzysz
ale ja za Toba też. Dwór bez ciebie już nie jest taki sam jak kiedyś.
- Nie wątpię.
A co u ciebie? Jak się czujesz? Co Rose?
-
Spokojnie niech pomyślę, ogólnie to wszystko ok. wiadomo sprawy Dworu i tym
podobne nie będę cię zanudzał. U mnie i Christiana wszystko też dobrze. No Rose
to rośnie jak na drożdżach. Wszyscy ją pokochali. A co u ciebie? Dobrze się
czujesz bo przecież dopiero co się uwolniłaś od strzyg.
- A
wiesz nie było tak źle, nic mi nie jest. Ale wiesz co jest najdziwniejsze a
zarazem najstraszniejsze? Że Aleksandra była dziewczyna Dymitra przemieniła się
w strzygę dla zemsty.
- To
straszne. No ale dobra trzeba się cieszyć tak czy nie w końcu jutro też jest
dzień. A jak bliźnięta?
- A
wiesz rosną w zastraszającym tempie.
Wychodzą im ząbki. Joann jest podobny do Dymitra a Clara do mnie.
- Dziwne
Rose jeszcze nie wychodzą ząbki
- a to
może dlatego że jak dampiry mają dzieci to one rosną szybciej.
- To
jest więcej takich dampirów którzy maja dzieci z wampirami?
- Tak
było na przestrzeni wieków takich dzieci niewiele ale zawsze są to bliźnięta.
Chłopiec i dziewczynka, chłopiec jest zawsze podobny do ojca a dziewczynka do
matki. Rosną one szybciej niż inne dzieci. Maja także pewnego rodzaju więź cos
w stylu tego co mnie łączył z tobą tylko że w obie strony.
- I tego
wszystkiego dowiedzieliście się tylko obserwując bliźnięta? – Roześmiałam się
- Oczywiście
że nie, opowiedziała nam to Sara babka Aleksandry. Znała stare legendy na ten
temat.
- No to
wszystko wyjaśnia
- Wiesz
Lissa jak na królową jesteś mało domyślna.
- Od
czego mam ciebie.- Powiedziała i się roześmiała. Miała na sobie zwykłą
koszulkę, włosy rozpuszczone. Gdybym ją zobaczyła na ulicy w życiu bym nie
pomyślał że to królowa.
- Widzę
że jesteś ubrana na służbowo?- zażartowałam.
- Tak,
ale wiesz ile szczęścia może dać zwykła koszulka i szorty. No tak ty możesz tak
chodzić cały czas. Wiesz jakie te wszystkie suknie są nie wygodne jeszcze część
z nich ma gorsety w tym się oddychać nie da.
- Nie wątpię
ale taki już los królowej no chyba ze zmienisz styl i pójdziesz tak jak jesteś
teraz na jakąś naradę.
-
Obawiam się że by mnie nie wpuścili.
- Mogło
by być zabawnie.- Roześmiałyśmy się.
- Mam
dla ciebie dobre wieści.- Nagle powiedział Lissa.
- No to
gadaj.
- No
przynajmniej po części. Możecie wracać na Dwór, nic wam nie grozi…
- Ale…
- ale
Dymitr nie będzie uznawany za ojca twoich dzieci.
- A to,
to w zasadzie się tego spodziewaliśmy.
- Naprawdę
nie jesteś zła?
- Nie no
skąd.
- No bo
wiesz jest bardzo ważny powód, dla którego musicie przyjechać na Dwór.
- A jaki
to?
-
Wyznaczyłam z Christianem datę naszego ślubu.
- Ale
się cieszę nie no na taką okazje to na pewno przyjedziemy. A kiedy?
- za
półtora tygodnia. Będziesz chciała być moją druhną?
- Ty się
jeszcze pytasz oczywiście że tak gdybyśmy były teraz naprzeciwko siebie
uściskałabym cię.
- To
może lepiej, bo byś mnie jeszcze zmiażdżyła.
Nagle z
tyłu Lissy dobiegł jakiś hałas. Moja przyjaciółka się odwróciła i cos mówiła po
chwili się odwróciła a w ekranie obok niej pojawił się Christian. Był uśmiechnięty.
- Cześć
mamusiu.
- Cześć
tatusiu.- Odpowiedziałam
- Co tam
u ciebie?- Powiedział pogodnym tonem
- A
wszystko dobrze a u ciebie?
-
Szczęśliwszy bym nie mógł być.- Powiedział i pocałował Lisse w skroń.
- No
właśnie widzę.
- No
dobra ale Lissa mam sprawę znowu zapomniałaś o naradzie.- Powiedział Ozer do
Lissy.
- Co
kiedy przecież sprawdzałam w kalendarzu.
- Tak
ale została przesunięta.
- O
widzę że ty to teraz w sekretarkę się bawisz.- Zażartował z niego
- Nie po
prostu dbam żeby Lissa zawsze wszędzie się stawiała.- Ta jasne.
_ no ale
musicie kończyć.
_ no to na
razie Rose.
- Na razie.-
Jeszcze się do siebie uśmiechnęłyśmy i rozłączyłyśmy się.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz