środa, 22 lipca 2015

Księga I rozdział XXX

Wyszli, a mnie przyszło na myśl jedno słowo. Towarzysz. Ale dlaczego? Co takiego znaczyło dla mnie to słowo, że przyszło mi na myśl? Co takiego było w tym Dymitrze, że czułam z nim jakąś więź? Dlaczego ten lekarz powiedział do niego strażniku? Co w ogóle oznacza to słowo? To jego zawód? Ale przecież ludzie raczej nie mówią przed każdym nazwiskiem zawodu wykonywanego przez dana osobę. Nic z tego nie rozumiem! I o co chodziło z tą rasą? Przecież istnieją tylko ludzie, nie? No i dlaczego ten Dymitr ma prawo o mnie decydować?  Im więcej czasu tu leżałam, tym więcej miałam pytań. Moje rozmyślania przerwał dźwięk otwieranych drzwi.
Podniosłam wzrok. Do środka wszedł Dymitr.
- Hej. – Powiedział i usiadł na krzesełku przy moim łóżku.
- Hej.- Odpowiedziałam, i spuściłam wzrok. Poczułam się głupio. Nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Zapadła niezręczna cisza, którą przerwał Dymitr.
- Pewnie chciałabyś znać odpowiedzi na parę pytań.
- Wiesz, cała moja głowa jest jednym wielkim pytaniem.
- A mogę zadać ci jedno?
- Właśnie je zadałeś.- Powiedziałam z uśmiechem. Zaśmiał się. – No ale wal. Teraz chyba już nic mnie nie zadziwi.
- Czy naprawdę nic nie pamiętasz?- Powiedział poważnie.
- Nic kompletnie jakby ktoś zabrał mi wspomnienia. Ale opowiedz mi coś o sobie, bo jak wiesz, ja o sobie nie za wiele mogę powiedzieć.
- Skoro tak chcesz. A więc od czego by tu zacząć?
- Może od początku?- podsunęłam.
- No tak, tak będzie najprościej. Jak już wiesz nazywam się Dymitr Bielkow. Pochodzę z Rosji…
- To stąd ten dziwny akcent? Zaraz... czy Rosja to nie było przez jakiś czas SSRR?
- Nie, to było ZSRR.
- Kurczę wiedziałam, że to było jakoś tak. A czy to ma coś związanego ze słowem towarzysz?  Nie wiem dlaczego, ale chodzi mi po głowie to słowo. Jakby to miałoby być jakieś połączenie z moim życiem, ale nie wiem, jak to podczepić do czegokolwiek. Może to dla ciebie ma jakiś sens?- Spytałam z nadzieją. Gdy spojrzałam na Dymitra, zauważyłam pewną zmianę, ale nie wiem na co.
- Pamiętasz słowo towarzysz? – Spytał zdziwiony.
- Tak, a to jakieś ważne słowo?
- Nigdy nie lubiłem tego określenia, a ty je zawsze używałaś dla żartu.
- Naprawdę?
- Tak, ale może wrócimy do twoich pytań.
- Dobra, to opowiadaj o sobie wszystko, co zechcesz oczywiście.
- Pochodzę z Rosji, dokładniej z Syberii z Bai. To takie miasteczko. Mam matkę Olenę i siostry: Wiktorię, Karolinę i Sonię, a także trójkę siostrzeńców. Jest także babcia Yeva. Jest ona kimś w rodzaju czarownicy.
- Masz babkę czarownicę?
- Tak. Czasami widzi przyszłość.
- Ale super!
- No, mam 26 lat i jestem strażnikiem.
- Kim? Ten lekarz tak do ciebie mówił, ale tak właściwie, co robi strażnik?
- My, strażnicy, bronimy morojów.
- Kim są moroje? – Spytałam zdezorientowana.
- No tak... nie pamiętasz tego... – Powiedział i wziął wdech, jakby chciał sobie wszystko poukładać.- Moroje to wampiry. – Nie wytrzymałam i się roześmiałam,
- Wampiry nie istnieją. – Spojrzałam na niego i zobaczyłam, że jest poważny. Nabierasz mnie, prawda? Teraz powinieneś powiedzieć coś w stylu: „No co ty, żartowałem, ale miałaś minę!”. – Jego twarz była nieustępliwa. – To prawda? Wampiry istnieją, a ten lekarz też jest wampirem?
- Tak, dokładnie.
- A ty też nim jesteś?
- Nie. Ja, ty i inni strażnicy jesteśmy dampirami.
-Czym?
- Pół człowiekiem, pół wampirem. Wzięliśmy najlepsze z cech od każdej z ras. Dobra, ale dosyć tej teorii o naszym istnieniu. Przejdźmy na przyjemniejsze i mniej kłopotliwe tematy.
- Ale kiedyś powiesz mi o tym więcej?
- Tak. Masz może jakieś pytania?
- Tak. Mam. Te tatuaże na karku, opowiedz mi o nich.
- Te. – Odwrócił się i zgarnął włosy, żebym mogła zobaczyć. Była to dziwna litera „S” po środku z 6 dziwnymi znaczkami wokół i dwoma gwiazdkami.
- Tak. Są trochę dziwne. Zrobiłeś je po pijaku?- Spytałam żartobliwie, a on się zaśmiał. – Nie. Tak na serio są fajne. Zrobiłabym sobie takie, tylko może w bardziej widocznym miejscu. Po co robić tatuaże które i tak zasłania się włosami? – Odwrócił się z powrotem do mnie.
- Tylko, że ty masz już takie tatuaże. I dostaniesz jeszcze jeden.
- Tak? Gdzie? I jak to dostanę jeszcze jeden?
- Masz je tutaj, na karku. –Powiedział. Wyciągając rękę, odgarnął moje włosy i przejechał po moim karku, a ja zadrżałam pod wpływem jego dotyku. Dymitr patrzył mi w oczy. Zatrzymał palec i zaczął cofać rękę, ale to już nie miało znaczenia. W tej chwili liczyły się tylko jego oczy, patrzące w moje, jakby mógł ujrzeć moją duszę... i chyba mogły. W tych oczach ujrzałam miłość. Wielką, bezwarunkową miłość, którą ten mężczyzna darzył i patrząc w te oczy było ją wyraźnie widać, a ja czułam się jak zahipnotyzowana. Dopadło mnie uczucie, że powinnam coś pamiętać, ale nie wiedziałam, co to takiego. Już wydawało mi się, że sobie przypomnę, kiedy zaburczało mi w brzuchu. Szybko odwróciłam wzrok i się zaczerwieniłam, a Dymitr się zaśmiał.
- przyniosę ci coś do jedzenia.
- Dzięki. – Powiedziałam i spojrzałam na niego. Uśmiechnął się, po czym wstał i zaczął kierować się do drzwi.
- Zaraz wracam. – Powiedział i wyszedł.
Zaczęłam się zastanawiać, co łączyło mnie i Dymitra. To jak na mnie patrzył, ból w jego oczach, kiedy powiedziałam, że nic nie pamiętam. Co nas łączyło? W dodatku poczułam, że mogłabym się w nim zakochać. Była to jedyna osoba po za lekarzem, którą poznałam. Ciekawe, czy mam jakichś przyjaciół, rodzinę? Jak w ogóle stało się to, że wszystko zapomniałam? Przecież człowiek nie może tak z dnia na dzień wszystkiego zapomnieć, wymazać z pamięci! Czy był jakiś powód? Czy w moim życiu zdarzyło się coś, o czym warto zapomnieć? Pytania kłębiły się w mojej głowie. Na połowę nie znałam odpowiedzi. Nie. Poprawka. Na żadne nie znam odpowiedzi i pewnie na niektóre nigdy nie poznam. Otworzyły się delikatnie drzwi. Do środka wmaszerował Dymitr z tacką, na której był talerz. Położył go na stoliku.
- Chyba wygodniej ci będzie, jeśli usiądziesz.
- Chyba tak. – Powiedziałam i zaczęłam się podnosić.
- Nie, nie podnoś się. – Powiedział, wcisnął jakiś guziczek i moje łóżko zaczęło się podwyższać.
- Ale super.
- Tak myślałem, że ci się spodoba.
- Dobra. To co? Mogę zobaczyć, co mi tam przyniosłeś? Umieram z głodu.
- Jasne! – Powiedział, podniósł tackę i położył ja na moich kolanach. – Smacznego.
- Dziękuję. – Spojrzałam na talerz. Były to frytki z surówką i kawałki kurczaka. Wzięłam widelec i nabrałam sobie trochę frytek. Były pyszne. Przynajmniej tak mi się wydawało. Następnie posmakowałam surówkę. Była to sałatka z pomidorami i kukurydzą, także bardzo dobra. Wtedy dopiero wzięłam nóż i ukroiłam kawałek upieczonego kurczaka. Był pyszny.
- Jak ci smakuje? – Spytał Dymitr.
- Pyszne, ale teraz to zjadłabym wszystko.
- No to jedz. Mam jeszcze deser.
- A co to takiego? – Spytałam zerkając na niego.
- Niespodzianka.
-  To opowiedz o sobie coś więcej.
- A co chciałabyś wiedzieć?
- Znaliśmy się wcześniej?
- Tak.
- Jak się poznaliśmy?
- Wraz ze swoją przyjaciółką, która zresztą jest teraz królową, uciekłaś z Akademii i ja was tam z powrotem odwiozłem.
- Jak długo uciekałyśmy?
- Dwa lata. Przez cały ten czas się zastanawialiśmy, jak to jest możliwe.
- I co? Doszliście do tego, jak to się stało?
- Tak, trochę.
- Ha! Przechytrzyły was nastolatki! – Powiedziałam z uśmiechem i dalej zajadałam się obiadem. Też się zaśmiał.
- Tak, dokładnie. No, a potem zacząłem cię uczyć.
- Uczyć? – Spytałam zaskoczona.
- Jak obronić królową, wtedy jeszcze księżniczkę, przed strzygami…
- Co to są strzygi?
- No tak, nie pamiętasz. To rodzaj wampirów, tyle że są nieśmiertelne i jak piją krew z człowieka, to go zabijają. Nie ma w nich miłości, smutku, radość jest tylko z zabijania. No i są strasznie szybkie i silne.
- Straszne. Można je jakoś zabić?
- Tak są trzy sposoby. My strażnicy głównie używamy kołków srebrnych, wtedy można je  jeszcze spalić i ściąć im głowę.
- To okropne.
- Sama zabiłaś ich już sporą ilość.
- Naprawdę?
- Na karku masz dwa znaki molnoija, czyli zabiłaś dwie strzygi, ale tak naprawdę zabiłaś ich znacznie więcej. Pewnie już można liczyć w setkach.
- O matko! Jestem mordercą!
- Nie, nie jesteś. To nasza praca, poza tym strzygi są wrodzonym złem. Złem w czystej postaci.
- Ale to nie zmienia faktu, że je zabijam.
- A jakie mam jeszcze tatuaże? – Spytałam cicho.
- Dwie gwiazdki oznaczają udział w wojnie. Ty brałaś udział w trzech, ale masz tylko dwie, bo byłaś w śpiączce. Wtedy jest jeszcze znak przysięgi. Każdy strażnik taki ma. To literka S.
- A ty masz dwie gwiazdki. Czy to oznacza, że brałeś udział w dwóch bitwach?
- Nie. Brałem w trzech, ale w jednej z nich nastąpił wypadek, przez który dłuższy czas byłem niedysponowany. A poza tym na nią nie zasługiwałem, po tym co zrobiłem.
Zauważyłam, że wspomina teraz nienajlepszy moment w swoim życiu. Byłam ciekawa co to, ale postanowiłam ustąpić i zmienić temat.
- Hej, nie smuć się! Żyj chwilą!
- Nie myśl o tym, gdzie nie możesz teraz być.- Powiedział cicho.
- Fajne. To co? Jeszcze o sobie powiesz?- Spytałam przełykając kolejny kęs.- Masz rodzinę, to znaczy żonę, dzieci?- Uśmiechnął się smutno.
- Mam narzeczoną i dwójkę dzieci, bliźnięta.
- A dlaczego nie jesteś teraz z nimi, tylko siedzisz przy mnie? Nie żebym miała coś przeciwko.
- Z bliźniętami jest teraz ich ciocia przybrana, zresztą Mia była kiedyś twoim wrogiem, ale potem się zaprzyjaźniłyście.
- A narzeczona?- Zauważyłam, że jego twarz się zmieniła  tak, jakby toczył wewnętrzną walkę. Spojrzał na mnie, jakby chciał wyczytać z mojej twarzy odpowiedz. Po dłuższej chwili chyba do czegoś doszedł bo odpowiedział.
- Moja narzeczona miała wypadek i chwilowo nie mogę z nią przebywać tak, jakbym chciał.- Wyczułam w jego głosie smutek.
- Co jej się stało? Oczywiście jeśli nie chcesz o tym mówić, to zrozumiem.
- Nie... to po prostu ciężko wyjaśnić. … Walczyliśmy ze strzygami, bo ona także jest strażniczką. Jedną z najlepszych. Był ślub królowej i strzygi zaatakowały. Zabiliśmy wszystkie, ale potem zaczęliśmy przeszukiwać hotel - takie dostaliśmy zadanie. Rozdzieliliśmy się. Nagle usłyszałem jej krzyk, ale już nic nie mogłem zrobić. Leżała  w tym pokoju nieprzytomna z raną na głowie. Zabiłem szybko te strzygi, które ją zaskoczyły i pobiegłem z nią do szpitala. Teraz ona nie wie nawet, kim jestem. Nie wie nic o naszych dzieciach, a to wszystko moja wina. Nie powinniśmy się wtedy rozdzielać. No i jeszcze jej ojciec się na mnie wściekł. No... nie pierwszy raz.- Zauważyłam w nim smutek ale ostatnie zdanie wypowiedział z uśmiechem.- No i oczywiście pewnie nie ostatni.
- Jesteś buntownikiem.- Powiedziałam. Roześmiał się.
- I kto to mówi? Ta, która nigdy nie słuchała.
- Co? Ja nigdy nie słuchałam?- udawałam oburzenie.- No dobra, nie wiem jaka kiedyś byłam.
- Przypomnisz sobie. Jestem tego pewien. Rose, którą znałem, nie poddałaby się  przed bitwą.- Powiedział i było w nim tyle pewności, że ja także w to uwierzyłam.
- Nie mam zamiaru się poddawać, dowiem się kim byłam i … co działo się w moim życiu przez ostatnie 19 lat.
Rozmawialiśmy dalej, Dymitr opowiedział mi trochę o Dworze. Jak się dowiedziałam, teraz w nim przebywałam w części szpitalnej. Opowiedział również o hierarchii, która tu panowała. Rozmawialiśmy tak, aż skończyłam jeść obiad. Jak Dymitr to zauważył, od razu się schylił i wyjął spod krzesła jakieś opakowanie.
- Dobra, a teraz czas na deser. -Powiedział i podał mi opakowanie, a sam schylił się po drugie i zaczął je rozpakowywać. Ja także wyjęłam zawartość torebki. Był to pączek. Zwyczajny pączek z dużą ilością lukru.
- Bądźmy szczerzy, nie jestem pewien, czy możesz jeść takie rzeczy, więc niech to pozostanie naszą słodką tajemnicą.
- Nie musisz się martwić. Nie pisnę słówka.- Odpowiedziałam z chytrym uśmieszkiem i wgryzłam się w pyszne ciasto.- Jest pyszny. Skąd wiedziałeś, że je uwielbiam? Bo je uwielbiam, prawda? Nie za bardzo wiem, ale mam wrażenie że tak.
- Tak, uwielbiasz je. Miałem z tobą wystarczająco długo treningi, żeby się dowiedzieć, że je uwielbiasz.
Skończyliśmy jeść pączki w ciszy, po czym Dymitr spojrzał na zegar ścienny. Była już prawie czwarta po południu.
- Dobra  muszę już iść. Za chwilę odbieram bliźnięta od Mii. Postaram się przyjść jutro, jeżeli oczywiście chcesz.
- Ależ oczywiście, możesz wpadać kiedy tylko chcesz i tak nie mam co robić.
- To na razie.
- Na razie.- Powiedziałam z uśmiechem. Dymitr wstał i było widać, że się waha, czy coś zrobić, ale w końcu podszedł do drzwi i wyszedł z pokoju. Dymitr był cudowny, przynajmniej o tyle, o ile go poznałam. Niestety był jeden bardzo ważny problem. Miał narzeczoną, a przyczyny jego spędzania czasu ze mną były mi nieznane.
Ogarnęło mnie zmęczenie. Ale to nie był jeszcze koniec atrakcji na dziś. Do Sali wszedł lekarz Paul.
- Jak się czujesz?- spytał, siadając na miejscu, gdzie jeszcze niedawno siedział Dymitr.
- Chyba dobrze, ale czuję się zmęczona.
- To normalne, dopiero co wybudziłaś się ze śpiączki. Przyszedłem na kontrolę. Czy przypomniałaś sobie coś z życia sprzed śpiączki?
- Nie, choć czasami mam przebłyski, że powinnam coś znać, ale nie mogę sobie przypomnieć.
- To dobrze, twój mózg walczy. Wszystkie wyniki i tomograf masz w porządku, dlatego to dziwne, że nic nie pamiętasz. Jest to wręcz niemożliwe.
- Niemożliwe staje się możliwe.
- Na pewno nic nie pamiętasz?
- Nie, nic.- Powiedziałam kręcąc głową.- A o co chodzi?
- Dymitr tak określił swoje dzieci, jako niemożliwe stało się możliwe.
- Nie wiem o co chodzi. Po prostu przyszło mi to do głowy.
- No dobrze, masz może przebłyski niektórych zdań wyrażeń, które były dla ciebie ważne.
- Jak na przykład słowo towarzysz?
- A pamiętasz takie słowo?
- Tak, chodzi mi cały czas po głowie i mam wrażenie że to jest klucz do powrotu mojej pamięci. Dymitr mówił, że mówiłam tak do niego w żartach.
- No to nie jest źle. Wiesz już, gdzie masz szukać swojej przeszłości, a teraz widzę że masz dobre wyniki, więc zostawię cię samą. Za chwilę przyjdzie pielęgniarka zmienić opatrunek.- Powiedział i uśmiechnął się do mnie wstając. Wyszedł, a ja zostałam sama.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz