środa, 22 lipca 2015

Księga I rozdział XXII

Rano ubrałam się i poszłam na dół. Oleny nie było. Wyszła z Karoliną i Wiktorią do sklepu. Otworzyłam lodówkę i chwyciłam ser oraz masło. Z szafki wyjęłam chleb, a z lady wzięłam pomidora. Wstawiłam wodę na herbatę i wyjęłam szklankę, do której włożyłam woreczek z herbatą. Posmarowałam chleb masłem i położyłam na niego ser oraz pokrojonego pomidora. Zalałam herbatę. Poszłam do salonu i  usiadłszy przy stoliku do kawy, włączyłam telewizor. Akurat leciały wiadomości. Trąbili o ślubie królowej, że to będzie duże wydarzenie bla bla bla.
Zjadłam i zmyłam po sobie naczynia. Poszłam do bliźniaków. Nakarmiłam je i położyłam na kocykach, na których leżały ich zabawki. Próbowały już siadać, ale im to jeszcze za bardzo nie wychodziło. Wiedziałam że dzieci dampirów rosną i rozwijają się szybciej, ale nie sądziłam, że w wieku 2,5 miesiąca będą chciały już siadać. Wyjęłam z szafy walizki i zaczęłam nas pakować. Na pierwszy ogień poszły rzeczy  bliźniaków. Spakowałam ich ubranka oraz wszystkie potrzebne kosmetyki, pieluszki, zabawki, jak również butelki i smoczki. Bliźniaki siedziały około metr ode mnie, gdy poczułam że coś mnie ciągnie za nogawkę. To była Clara.
- Jak ty się tu dostałaś? - Na to pytanie odpowiedziała mi śmiechem. - Doczołgałaś się, prawda?
Wzięłam ją na ręce i położyłam z powrotem na kocyk. Pobawiłam się z nimi chwilę i postanowiłam, że warto zacząć im czytać książeczki. Wyjęłam jedną z szafki:
Po połowie strony zasnęły. Już wiem, jak je usypiać. Nie wierzę, że wcześniej na to nie wpadłam! Włożyłam je do łóżeczek i przykryłam kocykiem.
Pakowałam nas dalej. Dymitr oczywiście już miał to za sobą, jak to cały on, a ja odłożyłam wszystko na ostatnią chwilę. Spakowałam nas do końca. Chyba wszystko wzięłam. Zajęło mi to godzinę. Poszłam się rozejrzeć po całym domu, czy wszystko mam. Niczego nigdzie już nie było, więc poszłam do bliźniaków. Słodko spały. Nagle usłyszałam, że ktoś wchodzi do domu. Zeszłam na dół. To była Olena, która targała ciężkie siatki.
- Daj, pomogę ci.
- Dziękuję, Rose.
- Gdzie masz dziewczyny?
- Musiały coś załatwić.
- Ok. Mogę z tobą porozmawiać? - Spytałam.
- Tak, zawsze o wszystkim.
- To dobrze. - Położyłam siatki na stole i zaczęłam je rozpakowywać. - Chodzi o to, że...
- No mów Rose, bo zaczynam się bać.
- Nie ma czego.
- To dobrze. Więc może rozpakujemy siatki? Zrobię kawę i wtedy pogadamy.
- W porządku.
Rozpakowaliśmy siatki i Olena włączyła wodę, a ja wsypałam do szklanek kawy. Po chwili je zalałam i zaniosłam do salonu. Usiadłam na kanapie, a Olena obok mnie.
- No bo chodzi o to, że...
- No mów.
- Ale to jest niezręczny temat.
- Jestem lekarzem, uwierz mi, żaden temat nie jest mi obcy.
- No dobrze, ale wstydzę się rozmawiać o tym z mamą Dymitra.
- Pomyśl, że nie jestem nią tylko lekarzem, dobrze?
- Dobrze. No to tak: po porodzie wiadomo, że nie wolno uprawiać seksu.
- Tak.
- No i my z Dymitrem znów chcielibyśmy, ale się boimy, że coś się stanie. Ile trzeba odczekać od porodu z seksem?
- Około 2 miesięcy, ale po twoim radziłabym się wstrzymać jeszcze z dwa tygodnie, bo przy twoim były komplikacje.
- Dobrze. Nie gniewasz się, że mówię o takich rzeczach tobie?
- Nie, czemu? Wiedziałam, że już uprawiacie seks. Przecież macie dzieci.
- No wiem, ale to jest twój syn i w ogóle.
- To nic. Dobrze, że przyszłaś z tym do mnie.
- Ja też się cieszę. Chciałam mieć pewność, że nic mi się nie stanie.
- Jak będziesz chciała jeszcze o czymś porozmawiać,  wal śmiało.
- Dziękuje. Będzie mi ciebie bardzo brakowało, jak już wyjedziemy.
- Mi was też, ale mam nadzieję, że jeszcze przyjedziecie do nas.
- Oczywiście, że tak.
- To się cieszę.
- A co będziecie robić na dworze?
- Dymitr pójdzie od razu do bazy zabezpieczeń, a ja pewnie z bliźniakami do Lissy.
- A po ślubie?
- Jeszcze nie wiemy. Może zostaniemy jakiś czas na Dworze?  Potem jeszcze nie mamy planów.
- Dobrze, a o której wyjeżdżacie?
- O 14.
- To już za 3 godziny.
- Wiem.
Po chwili do pokoju wszedł Dymitr.
- Mogę cię porwać, Rose?
- Tak.
- Mamo, zostaniesz z bliźniakami?
- Tak. Bardzo chętnie spędzę z nimi te ostatnie chwile tutaj.
- Dziękuję.
Wyszliśmy z domu.
- Gdzie idziemy?
- Na ostatni spacer po Bai.
- Będzie mi brakowało tego miejsca. Tego spokoju, a najbardziej Oleny i twoich sióstr.
- Mi też. Najchętniej bym stąd nie wyjeżdżał.
- Ja też.
- Ale mamy obowiązki na Dworze. Przecież mamy przydziały.
- Tak, ale i tak na razie nie będziemy mogli ich pełnić, przecież jesteśmy rodzicami!
- Wiem, ale to nic. Jakoś sobie poradzimy. - Powiedział, całując mnie w usta.
- Rozmawiałam z Oleną na temat wiesz jaki.
- I co?
- Powiedziała, że mamy jeszcze poczekać, bo były problemy przy porodzie.
- Dobrze, Roza. Nie sądziłem że do niej pójdziesz.
- Widzisz? Jeszcze mnie nie znasz do końca.
- Mam jeszcze całe życie. Spokojnie, już niedługo będziesz dla mnie otwartą księgą.
- Nie sądzę. Nigdy nie poznasz moich wszystkich sekretów.
- Nie zdziw się Roza, jak będzie inaczej.
- Nie będzie, zobaczysz.
Po jakiejś godzinie z powrotem wróciliśmy do domu. Poszliśmy do salonu, w którym siedziała Olena z Wiktorią i bliźniakami.
- Były spokojne? - Spytałam.
- Tak, nadzwyczaj. Abe dzwonił, że będzie za chwilę.
- To ja pójdę po walizki. - Powiedział Dymitr.
- Pomogę ci.
Poszliśmy na górę. Ostatni raz widzę ten pokój. Dymitr wziął walizki, a mi na samą myśl, że musimy stąd wyjeżdżać, zrobiło się smutno. W oczach miałam łzy. Po chwili Dymitr wrócił z powrotem. Od razu zauważył łzy.
- Mi też jest szkoda  stąd wyjeżdżać, ale musimy.
- Wiem. - Przytuliłam się do niego. - Ale już się do tego wszystkiego przyzwyczaiłam.
- Ja też. Nie płacz, będzie dobrze.
- Wiem.
- Chodźmy już na dół. Abe pewnie już czeka.
- Dobrze.
Zeszliśmy na dół. Abe faktycznie już na nas czekał. Dymitr się przywitał i zaniósł walizki do samochodu.
- Cześć staruszku, jak się masz?
- Dobrze. Jesteście już gotowi?
- Tak, raczej tak.
- No to chodźmy.
- Może napije się pan kawy? - zapytała Olena.
- Nie, dziękuje, spieszymy się, bo za chwilę mamy samolot.
- Dobrze.
Najpierw pożegnałam się z Yevą, Sonią, Wiktorią, Karoliną, a na koniec z Oleną.
- Nie płacz, wrócimy jeszcze.
- Wiem, ale pokochałam cię już jak córkę.
- Rozumiem. Ja ciebie jak mamę.
Przytuliła mnie i zaczęła jeszcze bardziej płakać, przez co ja również się rozpłakałam. Po jakichś 10 minutach mnie puściła.
- Do zobaczenia, Rose.
- Do zobaczenia, Oleno.
Wzięłam Clare od Wiktorii i wyszłam. Dymitr jeszcze musiał się pożegnać. Poszłam do samochodu i zapięłam Clarę w foteliku. Joann już był przypięty przez Dymitra. Po około 10 minutach, do samochodu przyszedł Dymitr i Abe. Widać było, że jest smutny.
Wszyscy wsiedliśmy do samochodu i odjechaliśmy. Było mi ciężko na sercu, bo musiałam  stąd wyjechać, ale mam nadzieję, że jeszcze tu wrócimy. Po jakichś dwóch godzinach byliśmy już na lotnisku w Nowosybirsku. Wzięłam Clarę i zaniosłam do samolotu. Przypięłam ją do siedzenia i poszłam po Joanna, powtarzając czynność. Dymitr i Abe nosili bagaże. Usiadłam w fotelu naprzeciwko Joanna i Clary. Po chwili do samolotu przyszedł Dymitr z Abe. Zajęli swoje miejsca i zaczęliśmy startować.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz