Rano ubrałam się i poszłam na dół.
Oleny nie było. Wyszła z Karoliną i Wiktorią do sklepu. Otworzyłam lodówkę i
chwyciłam ser oraz masło. Z szafki wyjęłam chleb, a z lady wzięłam pomidora.
Wstawiłam wodę na herbatę i wyjęłam szklankę, do której włożyłam woreczek z
herbatą. Posmarowałam chleb masłem i położyłam na niego ser oraz pokrojonego
pomidora. Zalałam herbatę. Poszłam do salonu i usiadłszy przy stoliku do
kawy, włączyłam telewizor. Akurat leciały wiadomości. Trąbili o ślubie
królowej, że to będzie duże wydarzenie bla bla bla.
Zjadłam i zmyłam po sobie naczynia.
Poszłam do bliźniaków. Nakarmiłam je i położyłam na kocykach, na których leżały
ich zabawki. Próbowały już siadać, ale im to jeszcze za bardzo nie wychodziło.
Wiedziałam że dzieci dampirów rosną i rozwijają się szybciej, ale nie sądziłam,
że w wieku 2,5 miesiąca będą chciały już siadać. Wyjęłam z szafy walizki i zaczęłam
nas pakować. Na pierwszy ogień poszły rzeczy bliźniaków. Spakowałam ich
ubranka oraz wszystkie potrzebne kosmetyki, pieluszki, zabawki, jak również
butelki i smoczki. Bliźniaki siedziały około metr ode mnie, gdy poczułam że coś
mnie ciągnie za nogawkę. To była Clara.
- Jak ty się tu dostałaś? - Na to
pytanie odpowiedziała mi śmiechem. - Doczołgałaś się, prawda?
Wzięłam ją na ręce i położyłam z
powrotem na kocyk. Pobawiłam się z nimi chwilę i postanowiłam, że warto zacząć
im czytać książeczki. Wyjęłam jedną z szafki:
Po połowie strony zasnęły. Już wiem,
jak je usypiać. Nie wierzę, że wcześniej na to nie wpadłam! Włożyłam je do
łóżeczek i przykryłam kocykiem.
Pakowałam nas dalej. Dymitr
oczywiście już miał to za sobą, jak to cały on, a ja odłożyłam wszystko na
ostatnią chwilę. Spakowałam nas do końca. Chyba wszystko wzięłam. Zajęło mi to
godzinę. Poszłam się rozejrzeć po całym domu, czy wszystko mam. Niczego nigdzie
już nie było, więc poszłam do bliźniaków. Słodko spały. Nagle usłyszałam, że
ktoś wchodzi do domu. Zeszłam na dół. To była Olena, która targała ciężkie
siatki.
- Daj, pomogę ci.
- Dziękuję, Rose.
- Gdzie masz dziewczyny?
- Musiały coś załatwić.
- Ok. Mogę z tobą porozmawiać? -
Spytałam.
- Tak, zawsze o wszystkim.
- To dobrze. - Położyłam siatki na
stole i zaczęłam je rozpakowywać. - Chodzi o to, że...
- No mów Rose, bo zaczynam się bać.
- Nie ma czego.
- To dobrze. Więc może rozpakujemy
siatki? Zrobię kawę i wtedy pogadamy.
- W porządku.
Rozpakowaliśmy siatki i Olena
włączyła wodę, a ja wsypałam do szklanek kawy. Po chwili je zalałam i zaniosłam
do salonu. Usiadłam na kanapie, a Olena obok mnie.
- No bo chodzi o to, że...
- No mów.
- Ale to jest niezręczny temat.
- Jestem lekarzem, uwierz mi, żaden
temat nie jest mi obcy.
- No dobrze, ale wstydzę się
rozmawiać o tym z mamą Dymitra.
- Pomyśl, że nie jestem nią tylko
lekarzem, dobrze?
- Dobrze. No to tak: po porodzie
wiadomo, że nie wolno uprawiać seksu.
- Tak.
- No i my z Dymitrem znów
chcielibyśmy, ale się boimy, że coś się stanie. Ile trzeba odczekać od porodu z
seksem?
- Około 2 miesięcy, ale po twoim
radziłabym się wstrzymać jeszcze z dwa tygodnie, bo przy twoim były
komplikacje.
- Dobrze. Nie gniewasz się, że mówię
o takich rzeczach tobie?
- Nie, czemu? Wiedziałam, że już
uprawiacie seks. Przecież macie dzieci.
- No wiem, ale to jest twój syn i w
ogóle.
- To nic. Dobrze, że przyszłaś z tym
do mnie.
- Ja też się cieszę. Chciałam mieć
pewność, że nic mi się nie stanie.
- Jak będziesz chciała jeszcze o
czymś porozmawiać, wal śmiało.
- Dziękuje. Będzie mi ciebie bardzo
brakowało, jak już wyjedziemy.
- Mi was też, ale mam nadzieję, że
jeszcze przyjedziecie do nas.
- Oczywiście, że tak.
- To się cieszę.
- A co będziecie robić na dworze?
- Dymitr pójdzie od razu do bazy
zabezpieczeń, a ja pewnie z bliźniakami do Lissy.
- A po ślubie?
- Jeszcze nie wiemy. Może zostaniemy
jakiś czas na Dworze? Potem jeszcze nie mamy planów.
- Dobrze, a o której wyjeżdżacie?
- O 14.
- To już za 3 godziny.
- Wiem.
Po chwili do pokoju wszedł Dymitr.
- Mogę cię porwać, Rose?
- Tak.
- Mamo, zostaniesz z bliźniakami?
- Tak. Bardzo chętnie spędzę z nimi
te ostatnie chwile tutaj.
- Dziękuję.
Wyszliśmy z domu.
- Gdzie idziemy?
- Na ostatni spacer po Bai.
- Będzie mi brakowało tego miejsca.
Tego spokoju, a najbardziej Oleny i twoich sióstr.
- Mi też. Najchętniej bym stąd nie
wyjeżdżał.
- Ja też.
- Ale mamy obowiązki na Dworze.
Przecież mamy przydziały.
- Tak, ale i tak na razie nie
będziemy mogli ich pełnić, przecież jesteśmy rodzicami!
- Wiem, ale to nic. Jakoś sobie
poradzimy. - Powiedział, całując mnie w usta.
- Rozmawiałam z Oleną na temat wiesz
jaki.
- I co?
- Powiedziała, że mamy jeszcze
poczekać, bo były problemy przy porodzie.
- Dobrze, Roza. Nie sądziłem że do
niej pójdziesz.
- Widzisz? Jeszcze mnie nie znasz do
końca.
- Mam jeszcze całe życie. Spokojnie,
już niedługo będziesz dla mnie otwartą księgą.
- Nie sądzę. Nigdy nie poznasz moich
wszystkich sekretów.
- Nie zdziw się Roza, jak będzie
inaczej.
- Nie będzie, zobaczysz.
Po jakiejś godzinie z powrotem
wróciliśmy do domu. Poszliśmy do salonu, w którym siedziała Olena z Wiktorią i
bliźniakami.
- Były spokojne? - Spytałam.
- Tak, nadzwyczaj. Abe dzwonił, że
będzie za chwilę.
- To ja pójdę po walizki. -
Powiedział Dymitr.
- Pomogę ci.
Poszliśmy na górę. Ostatni raz widzę
ten pokój. Dymitr wziął walizki, a mi na samą myśl, że musimy stąd wyjeżdżać,
zrobiło się smutno. W oczach miałam łzy. Po chwili Dymitr wrócił z powrotem. Od
razu zauważył łzy.
- Mi też jest szkoda stąd
wyjeżdżać, ale musimy.
- Wiem. - Przytuliłam się do niego.
- Ale już się do tego wszystkiego przyzwyczaiłam.
- Ja też. Nie płacz, będzie dobrze.
- Wiem.
- Chodźmy już na dół. Abe pewnie już
czeka.
- Dobrze.
Zeszliśmy na dół. Abe faktycznie już
na nas czekał. Dymitr się przywitał i zaniósł walizki do samochodu.
- Cześć staruszku, jak się masz?
- Dobrze. Jesteście już gotowi?
- Tak, raczej tak.
- No to chodźmy.
- Może napije się pan kawy? -
zapytała Olena.
- Nie, dziękuje, spieszymy się, bo
za chwilę mamy samolot.
- Dobrze.
Najpierw pożegnałam się z Yevą,
Sonią, Wiktorią, Karoliną, a na koniec z Oleną.
- Nie płacz, wrócimy jeszcze.
- Wiem, ale pokochałam cię już jak
córkę.
- Rozumiem. Ja ciebie jak mamę.
Przytuliła mnie i zaczęła jeszcze
bardziej płakać, przez co ja również się rozpłakałam. Po jakichś 10 minutach mnie
puściła.
- Do zobaczenia, Rose.
- Do zobaczenia, Oleno.
Wzięłam Clare od Wiktorii i wyszłam.
Dymitr jeszcze musiał się pożegnać. Poszłam do samochodu i zapięłam Clarę w
foteliku. Joann już był przypięty przez Dymitra. Po około 10 minutach, do
samochodu przyszedł Dymitr i Abe. Widać było, że jest smutny.
Wszyscy wsiedliśmy do samochodu i
odjechaliśmy. Było mi ciężko na sercu, bo musiałam stąd wyjechać, ale mam
nadzieję, że jeszcze tu wrócimy. Po jakichś dwóch godzinach byliśmy już na
lotnisku w Nowosybirsku. Wzięłam Clarę i zaniosłam do samolotu. Przypięłam ją
do siedzenia i poszłam po Joanna, powtarzając czynność. Dymitr i Abe nosili
bagaże. Usiadłam w fotelu naprzeciwko Joanna i Clary. Po chwili do samolotu
przyszedł Dymitr z Abe. Zajęli swoje miejsca i zaczęliśmy startować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz