Kolejne dni minęły bardzo szybko.
Prawie cały czas spędzałam z Lissą na przygotowaniach. Ogólnie Lissa miała masę
organizatorów ślubu. Każdy z nich robił ich zdaniem najważniejszą rzecz. Miała
to być wielka uroczystość. Katedra zaczęła być strojona zanim dojechaliśmy.
Ludzie byli zabiegani i podekscytowani. Pomimo trwania tych wszystkich
przygotowań, wyglądało na to, że wszystko zostanie skończone idealnie przed
samą ceremonią. Ludzie zaczęli się zjeżdżać szybciej, aby mieć miejsca w
hotelach. Ci, którzy nie zdążyli, musieli albo ulokować się u znajomych na
Dworze, albo pojechać do miasta niedaleko Dworu. Lissa mogła tylko wybrać
suknie, ale, jak się okazało potem, została ona poprzerabiana tak, aby była
godna królowej. Konkretnie podczepiono jej długi tren, a także został dobrany
wielki welon. Wszystko dopasowano, aby odcień bieli był odpowiedni. Moim
zdaniem one się niczym nie różniły, ale oni twierdzili, że ten jest najlepszy,
czyli został jak dla mnie kolor biały. Sama Lissa miała kilka prób ułożenia
fryzury. Co inna to bardziej wymyślna. W końcu został wybrany w mirę prosty
kok. Okazało się że także druhny mają przymiarki i przeróbki fryzur. Dobrze, że
ja jako świadek nie musiałam mieć przymiarek, choć jakaś stylistka ślubu czy
coś w tym stylu próbowała mnie do tego namówić, ale ja kategorycznie odmówiłam.
I w taki oto sposób szybko minął mi czas do ślubu.
Nastał dzień ślubu. Trzeba się
przygotować. Wstałam o 7 i poszłam się wykąpać. Po chwili wyszłam z łazienki i
poszłam coś zjeść do kuchni. Usłyszałam, że bliźniaki się obudziły, więc
poszłam do nich. Szybko je nakarmiłam i ubrałam. Dałam im zabawki i
poszłam się dalej przygotowywać. Była już prawie 10 a o 11 miał się zacząć
ślub, co oznaczało, że trzeba zaraz wyjść. Ciekawe gdzie jest Dymitr. Szybko
przebrałam bliźniaki. Clare w sukienkę a Joanna w mały garnitur i włożyłam je
do wózka. Sama poszłam ubrać moją sukienkę. Była na grubych ramiączkach. U góry
miała kolor jasno a na dole ciemnoniebieski. Sięgała prawie do kolan. Założyłam
do tego czarne szpilki. Włosy miałam rozpuszczone. Zeszłam na dół do bliźniaków.
Gdzie jest ten Dymitr?! Drzwi zaczęły się otwierać.
- Gdzie byłeś? - Dymitr miał na
sobie czarny smoking.
- Wyglądasz ślicznie. Musiałem
jeszcze coś załatwić ale już możemy iść.
- Dziękuje. To dobrze, bo za chwilę
się spóźnimy.
Szybko wyszliśmy z domu i pognaliśmy
w stronę kościółka. Wszędzie było pełno morojów oraz dampirów. Weszliśmy do
zakrystii, gdzie czekali już na nas Lissa z Christianem. Mężczyźni od razu
wyszli zostawiając nas same.
- I co, jak się czujesz? - Spytałam
Lissy.
- Dobrze.
- Ja muszę jeszcze coś załatwić.
- A co?
- Podrzucić dzieci do Abe. Zaraz
wracam.
Wyszłam i od razu zobaczyłam Abe.
- Tato! - Zawołałam. - Masz. Są
nakarmione i przewinięte. przez dwie godziny powinny być cicho.
- Rose.
- Tak?
- Ktoś chciałby z tobą porozmawiać.
Zza rogu wyszła mama.
- Witaj Rose.
- Witaj mamo.
- Wyglądasz ślicznie.
- A ty jak zwykle w służbowym
stroju.
- Tak. Zawsze pracuję, przecież
wiesz o tym.
- Wiem. wiem. Właśnie, poznaj swoje
wnuki. To Clara i Joann.
- Są śliczne. Wiem, że na początku
nie byłam do twojej ciąży pozytywnie nastawiona, ale teraz zauważam że to
jednak było dobre. Dzięki tobie mam teraz śliczne wnuki.
- Dziękuje mamo. Nie gniewasz się,
że nie mogę iść na razie w twoje ślady?
- Nie. Idź już b\do Lissy.
Będzie się martwić.
- Dobrze. Do zobaczenia na weselu.
- Do zobaczenia.
Wróciłam do Lissy.
- I co, jesteś gotowa?
- Tak. Możemy iść.
- Powodzenia
Przytuliłam ją i wyszłam.
Gdy szłam w stronę ołtarza,
spotkałam wzrok Dymitra i się do niego uśmiechnęłam. Dopiero teraz mogłam się
spokojnie przyjrzeć wystrojowi całej katedry. Były tu wszędzie pięknie ułożone
kwiaty i wstęgi z materiału, a także pozapalane świece, co nadawało wnętrzu
romantyczny charakter. Oczywiście pomimo świec musiały być zapalone żyrandole-
które także były ustrojone kwiatami i wstęgami- w końcu była noc. To było
właśnie największe niebezpieczeństwo: była noc. Niestety przy takiej ilości
morojów i naszym trybie życia nie było mowy, aby ta uroczystość odbyła się za
dnia. A jak wiadomo noc była szczególnie niebezpieczna. Właśnie teraz
strzygi rozpoczynały swoje życie. Atak był mało prawdopodobny, gdyż po
całym terenie byli rozproszeni patrolujący strażnicy. Co mnie nieco uspokajało.
Zajęłam swoje miejsce, bo za chwilę
miało się zacząć. Po chwili zaczęto grać Marsz Mendelsona. Najpierw zaczęły
wchodzić pojedynczo druhny. Za nimi szły cztery dziewczynki w białych
sukienkach z różowymi dodatkami. Niosły one koszyczki z płatkami kwiatów i je
posypywały, a za nimi na salę weszła Lissa. Wszyscy jakby wstrzymali
oddech. Wszystko wyglądało jak wyjęte z bajki. Brakowało tylko dwóch ptaszków,
które położyłyby jej na głowie wianuszek. Za Lissą szły dwie dziewczynki. Miały
może z pięć lat. Każda trzymała jeden koniec długiego trenu. Doszła do ołtarza
i stanęła obok Christiana. Po chwili usiedliśmy na swoich miejscach. Po
przeprowadzeniu pierwszej części mszy, ksiądz przeszedł do przysięgi. Wszyscy
zaczęli wstawać.
- Czy chcecie dobrowolnie i bez żadnego
przymusu zawrzeć związek małżeński?
- Chcemy.
-Czy chcecie wytrwać w tym związku w
zdrowiu i chorobie, w dobrej i zlej doli, aż do końca życia?
- Chcemy.
-Czy chcecie z miłością przyjąć i po
katolicku* wychować potomstwo, którym was Bóg obdarzy?"
- Chcemy.- Dopiero po tym nastąpił
długo wyczekiwany moment, czyli przysięga.
- "Ja Christian biorę sobie
Ciebie Wasylisso za żonę i ślubuję Ci miłość,
wierność i uczciwość małżeńską oraz
to, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże wszechmogący w
Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci."
Teraz przyszedł czas na Lissę.
- "Ja Wasylissa biorę sobie
Ciebie Christianie za męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość
małżeńską oraz to, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże
Wszechmogący w Trójcy Jedyny i
Wszyscy Święci."
Nałożyli sobie nawzajem obrączki.
- Ogłaszam was mężem i żoną. Możecie
się pocałować!
Christian odkrył twarz Lissy i ją
pocałował. Po chwili wszyscy zaczęli klaskać.
Państwo młodzi zaczęli wychodzić z
kościoła. Zostali obsypani ryżem i zaczęto im składać życzenia. Ludzie
próbowali to robić, szybciej jednak zostali wyznaczeni reprezentanci, którzy
mieli składać życzenia w imieniu danej grupy społecznej lub rodziny. Wszyscy
się śmiali i wołali. Panował niewyobrażalny hałas. Para młoda w eskorcie dużej
ilości strażników zaczęła wychodzić za mury katedry.
Po chwili nie wiadomo skąd
wyskoczyło na nas mnóstwo strzyg.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz