środa, 22 lipca 2015

Księga I rozdział XXIV

Kolejne dni minęły bardzo szybko. Prawie cały czas spędzałam z Lissą na przygotowaniach. Ogólnie Lissa miała masę organizatorów ślubu. Każdy z nich robił ich zdaniem najważniejszą rzecz. Miała to być wielka uroczystość. Katedra zaczęła być strojona zanim dojechaliśmy. Ludzie byli zabiegani i podekscytowani. Pomimo trwania tych wszystkich przygotowań, wyglądało na to, że wszystko zostanie skończone idealnie przed samą ceremonią. Ludzie zaczęli się zjeżdżać szybciej, aby mieć miejsca w hotelach. Ci, którzy nie zdążyli, musieli albo ulokować się u znajomych na Dworze, albo pojechać do miasta niedaleko Dworu. Lissa mogła tylko wybrać suknie, ale, jak się okazało potem, została ona poprzerabiana tak, aby była godna królowej. Konkretnie podczepiono jej długi tren, a także został dobrany wielki welon. Wszystko dopasowano, aby odcień bieli był odpowiedni. Moim zdaniem one się niczym nie różniły, ale oni twierdzili, że ten jest najlepszy, czyli został jak dla mnie kolor biały. Sama Lissa miała kilka prób ułożenia fryzury. Co inna to bardziej wymyślna. W końcu został wybrany w mirę prosty kok. Okazało się że także druhny mają przymiarki i przeróbki fryzur. Dobrze, że ja jako świadek nie musiałam mieć przymiarek, choć jakaś stylistka ślubu czy coś w tym stylu próbowała mnie do tego namówić, ale ja kategorycznie odmówiłam. I w taki oto sposób szybko minął mi czas do ślubu.
Nastał dzień ślubu. Trzeba się przygotować. Wstałam o 7 i poszłam się wykąpać. Po chwili wyszłam z łazienki i poszłam coś zjeść do kuchni. Usłyszałam, że bliźniaki się obudziły, więc poszłam do nich. Szybko  je nakarmiłam i ubrałam. Dałam im zabawki i poszłam się dalej przygotowywać. Była już prawie 10 a o 11 miał się zacząć ślub, co oznaczało, że trzeba zaraz wyjść. Ciekawe gdzie jest Dymitr. Szybko przebrałam bliźniaki. Clare w sukienkę a Joanna w mały garnitur i włożyłam je do wózka. Sama poszłam ubrać moją sukienkę. Była na grubych ramiączkach. U góry miała kolor jasno a na dole ciemnoniebieski. Sięgała prawie do kolan. Założyłam do tego czarne szpilki. Włosy miałam rozpuszczone. Zeszłam na dół do bliźniaków. Gdzie jest ten Dymitr?! Drzwi zaczęły się otwierać.
- Gdzie byłeś? - Dymitr miał na sobie czarny smoking.
- Wyglądasz ślicznie. Musiałem jeszcze coś załatwić ale już możemy iść.
- Dziękuje. To dobrze, bo za chwilę się spóźnimy.
Szybko wyszliśmy z domu i pognaliśmy w stronę kościółka. Wszędzie było pełno morojów oraz dampirów. Weszliśmy do zakrystii, gdzie czekali już na nas Lissa z Christianem. Mężczyźni od razu wyszli zostawiając nas same.
- I co, jak się czujesz? - Spytałam Lissy.
- Dobrze.
- Ja muszę jeszcze coś załatwić.
- A co?
- Podrzucić dzieci do Abe. Zaraz wracam.
Wyszłam i od razu zobaczyłam Abe.
- Tato! - Zawołałam. - Masz. Są nakarmione i przewinięte. przez dwie godziny powinny być  cicho.
- Rose.
- Tak?
- Ktoś chciałby z tobą porozmawiać.
Zza rogu wyszła mama.
- Witaj Rose.
- Witaj mamo.
- Wyglądasz ślicznie.
- A ty jak zwykle w służbowym stroju.
- Tak. Zawsze pracuję, przecież wiesz o tym.
- Wiem. wiem. Właśnie, poznaj swoje wnuki. To Clara i Joann.
- Są śliczne. Wiem, że na początku nie byłam do twojej ciąży pozytywnie nastawiona, ale teraz zauważam że to jednak było dobre. Dzięki tobie mam teraz śliczne wnuki.
- Dziękuje mamo. Nie gniewasz się, że nie mogę iść na razie w twoje ślady?
- Nie.  Idź już b\do Lissy. Będzie się martwić.
- Dobrze. Do zobaczenia na weselu.
- Do zobaczenia.
Wróciłam do Lissy.
- I co, jesteś gotowa?
- Tak. Możemy iść.
- Powodzenia
Przytuliłam ją i wyszłam.
Gdy szłam w stronę ołtarza, spotkałam wzrok Dymitra i się do niego uśmiechnęłam. Dopiero teraz mogłam się spokojnie przyjrzeć wystrojowi całej katedry. Były tu wszędzie pięknie ułożone kwiaty i wstęgi z materiału, a także pozapalane świece, co nadawało wnętrzu romantyczny charakter. Oczywiście pomimo świec musiały być zapalone żyrandole- które także były ustrojone kwiatami i wstęgami- w końcu była noc. To było właśnie największe niebezpieczeństwo: była noc. Niestety przy takiej ilości morojów i naszym trybie życia nie było mowy, aby ta uroczystość odbyła się za dnia.  A jak wiadomo noc była szczególnie niebezpieczna. Właśnie teraz strzygi rozpoczynały swoje życie.  Atak był mało prawdopodobny, gdyż po całym terenie byli rozproszeni patrolujący strażnicy. Co mnie nieco uspokajało.
Zajęłam swoje miejsce, bo za chwilę miało się zacząć. Po chwili zaczęto grać Marsz Mendelsona. Najpierw zaczęły wchodzić pojedynczo druhny. Za nimi szły cztery dziewczynki w białych sukienkach z różowymi dodatkami. Niosły one koszyczki z płatkami kwiatów i je posypywały,  a za nimi na salę weszła Lissa. Wszyscy jakby wstrzymali oddech. Wszystko wyglądało jak wyjęte z bajki. Brakowało tylko dwóch ptaszków, które położyłyby jej na głowie wianuszek. Za Lissą szły dwie dziewczynki. Miały może z pięć lat. Każda trzymała jeden koniec długiego trenu. Doszła do ołtarza i stanęła obok Christiana. Po chwili usiedliśmy na swoich miejscach. Po przeprowadzeniu pierwszej części mszy, ksiądz przeszedł do przysięgi. Wszyscy zaczęli wstawać.
- Czy chcecie dobrowolnie i bez żadnego przymusu zawrzeć związek małżeński?
- Chcemy.
-Czy chcecie wytrwać w tym związku w zdrowiu i chorobie, w dobrej i zlej doli, aż do końca życia?
- Chcemy.
-Czy chcecie z miłością przyjąć i po katolicku* wychować potomstwo, którym was Bóg obdarzy?"
- Chcemy.- Dopiero po tym nastąpił długo wyczekiwany moment, czyli przysięga.
- "Ja Christian biorę sobie Ciebie Wasylisso za żonę i ślubuję Ci miłość,
wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci."
Teraz przyszedł czas na Lissę.
- "Ja Wasylissa biorę sobie Ciebie  Christianie za męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże
Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci."
Nałożyli sobie nawzajem obrączki.
- Ogłaszam was mężem i żoną. Możecie się pocałować!
Christian odkrył twarz Lissy i ją pocałował. Po chwili wszyscy zaczęli klaskać.
Państwo młodzi zaczęli wychodzić z kościoła. Zostali obsypani ryżem i zaczęto im składać życzenia. Ludzie próbowali to robić, szybciej jednak zostali wyznaczeni reprezentanci, którzy mieli składać życzenia w imieniu danej grupy społecznej lub rodziny. Wszyscy się śmiali i wołali. Panował niewyobrażalny hałas. Para młoda w eskorcie dużej ilości strażników zaczęła wychodzić za mury katedry.
Po chwili nie wiadomo skąd wyskoczyło na nas mnóstwo strzyg.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz