Nagle znalazłam się w jakiejś piwnicy
byłam przywiązana do krzesła obok mnie siedzieli także Eddy, Mia, Christian i
jeszcze jakiś chłopak chyba Manson. Wszyscy wyglądali młodziej. W pomieszczeniu
było jeszcze dwóch ludzi, choć bardzo bladych z czerwonymi oczami. Nagle
odezwał się Christian, po czym został rozwiązany i do mnie podszedł. Nic nie
mogłam z tego zrozumieć, wszystko było jakby przytłumione. Nachylił się do mnie
i przyłożył usta do moje szyi, poczułam jego kły ocierające się o moją skórę. Wtedy
poczułam gorąco na nadgarstkach, a po chwili zaczęło mnie palić, ale nie mogłam
krzyczeć ani nic zrobić, bo moje ciało jakby nie należało do mnie. Po niedługim
czasie moje ręce były wolne i rozpoczęła się walka. Nie wiem co się działo, po
chwili biegliśmy już korytarzem.
Zanim się rozejrzałam już wbiegaliśmy po schodach. Na górze część ludzi zdążyła już wybiec na dwór, kiedy wybiegły nagle dwie strzygi i rozpoczęła się kolejna walka. Wszystko działo się bardzo szybko w pewnej chwili dołączył do mnie Manson, a po chwili leżał już martwy na ziemi, bo strzyga skręciła mu kark. To właśnie mnie załamało, bo nagle sięgnęłam po miecz, a właściwie moje ciało, bo ja nie miałam zielonego pojęcia co z nim robię. Zaczęłam walczyć ze strzygami. Po chwili jedna z nich już była pozbawiona głowy. Z drugą była większa zabawa, ale w końcu również straciła głowę. To było okropne, rozpacz ogarnęła całe moje ciało.
Nagle usłyszałam ze ktoś mnie woła i mówi żebym się obudziła. Wtedy do mnie dotarło, że to był sen. Otworzyłam oczy policzki miałam mokre, oddech przyśpieszony, przede mną zobaczyłam Dymitra, który się nade mną pochyla. Był jak anioł. Wtedy pod wpływem impulsu wtuliłam się w niego. Usiadł na łóżku i mocno mnie przytulił.
- Ciii, spokojnie, to był tylko sen. – Dalej płakałam, teraz nawet nie jestem pewna z jakiego powodu. Choć myślę, że nie wpłynął na mnie o tyle sen co może raczej całe moje życie, od czasu, kiedy straciłam pamięć. Sen był tylko czynnikiem ,który sprawił, że we mnie coś pękło. Całe, to szaleństwo, moje życie przed wypadkiem. Jakie ono musiało być, że każdemu przebłyskowi wspomnień towarzyszył smutek, cierpienie i ból. Ale na pewno były też w nim jakieś szczęśliwe dni… dni z Dymitrem ..z dziećmi.
- Dlaczego przypominam sobie tylko te najstraszniejsze chwile? – Spytałam wciąż wtulona w pierś Dymitra.
- Nie wiem. Naprawdę nie wiem. – Powiedział zmartwiony.
Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego jak dobrze czułam się w jego ramionach, jakbym była na swoim miejscu, bezpieczna, jakbym nigdzie indziej nie pasowała. Miałam wrażenie, że to wszystko czego potrzebuje.
- Zostaniesz ze mną? - Spytałam łamiącym się głosem.
- Oczywiście, Roza. – Powiedział spokojnie. Łzy już nie leciały, choć wciąż czułam się zdołowana.
Dopiero po kilku minutach wyplątaliśmy się ze swoich objęć i położyliśmy. Ja leżałam po jednej stronie, a Dymitr po drugiej, czułam, że jest niepewny, po chwili zasnęłam. Nic mi się nie śniło co mnie ucieszyło.
Rano obudziłam się wypoczęta, po chwili zauważyłam, że otacza mnie ciepło. Ciepło drugiego ciała. Otaczało mnie silne ramie, a moje palce były splątane w uścisku z innymi palcami. Były, to place delikatne, ale i silne. To musiał być Dymitr. Leżałam na boku, a brunet leżał za moimi plecami z ramieniem przełożonym przez mój tułów. Po woli zaczęłam się odwracać. Gdy tylko się poruszyłam obudził się. Rozejrzał się zdezorientowany, po czym spojrzał na mnie. Nie wiem, co wyczytał z mojej twarzy, ale przyciągnął mnie bliżej do siebie.
- Tak bardzo mi cię brakowało. - Powiedział patrząc mi głęboko w oczy. A już wiedziałam, że to co mówił o tym, że byliśmy w sobie zakochani jest prawdą. Jak to możliwe, że szybciej się tego nie domyśliłam się. Nasza pierwsza rozmowa, już po niej powinnam dojść do tego wniosku. Jakaż ja byłam głupia. Patrzyłam dalej w oczy Dymitra, kiedy zaczął się do mnie nachylać chyba nie był pewien tego co robi. Dzieliło nas od siebie już, zaledwie kilka centymetrów zdałam sobie sprawę, że to będzie mój pierwszy pocałunek, który zapamiętam. Nasze oddechy się mieszały, kiedy nasze usta miały się właśnie zetknąć nagle rozległ się płacz. Brunet od razu się odsunął jakby nagle odzyskał panowanie nad własnym ciałem. Zerwał się na równe nogi i ruszył do drzwi prowadzących do pokoju bliźniąt. Wstałam zaraz za, nim i ruszyłam do sąsiedniego pomieszczenia. Dymitr stał już z Joannem na rękach i go kołysał. Stanęłam w drzwiach nie wiedząc co robić.
- Pomóc w czymś? - Spytałam przyciszonym głosem.
Brunet podniósł na mnie wzrok. Uśmiechnął się, lekko zdezorientowany.
- Za chwile jak Joann się uspokoi pójdę przygotować mleko. Już się przyzwyczaiłem. Choć najczęściej, to Clara się pierwsza budzi. - Odpowiedział szeptem. Rozejrzałam się nie wiedząc co mam teraz zrobić. Dymitr chyba zobaczył moją dezorientacje, bo powiedział. - Chyba, że chciałbyś uspokoić Joanna, a ja pójdę po mleko. - Powiedział, a ja podniosłam na niego wzrok z uśmiechem na twarzy. Powoli podeszłam do niego. - Spokojnie. - Zrozumiałam, że moje zdenerwowanie jest widoczne. - Może usiądziesz będzie ci wygodniej. - Powiedział.
Zanim się rozejrzałam już wbiegaliśmy po schodach. Na górze część ludzi zdążyła już wybiec na dwór, kiedy wybiegły nagle dwie strzygi i rozpoczęła się kolejna walka. Wszystko działo się bardzo szybko w pewnej chwili dołączył do mnie Manson, a po chwili leżał już martwy na ziemi, bo strzyga skręciła mu kark. To właśnie mnie załamało, bo nagle sięgnęłam po miecz, a właściwie moje ciało, bo ja nie miałam zielonego pojęcia co z nim robię. Zaczęłam walczyć ze strzygami. Po chwili jedna z nich już była pozbawiona głowy. Z drugą była większa zabawa, ale w końcu również straciła głowę. To było okropne, rozpacz ogarnęła całe moje ciało.
Nagle usłyszałam ze ktoś mnie woła i mówi żebym się obudziła. Wtedy do mnie dotarło, że to był sen. Otworzyłam oczy policzki miałam mokre, oddech przyśpieszony, przede mną zobaczyłam Dymitra, który się nade mną pochyla. Był jak anioł. Wtedy pod wpływem impulsu wtuliłam się w niego. Usiadł na łóżku i mocno mnie przytulił.
- Ciii, spokojnie, to był tylko sen. – Dalej płakałam, teraz nawet nie jestem pewna z jakiego powodu. Choć myślę, że nie wpłynął na mnie o tyle sen co może raczej całe moje życie, od czasu, kiedy straciłam pamięć. Sen był tylko czynnikiem ,który sprawił, że we mnie coś pękło. Całe, to szaleństwo, moje życie przed wypadkiem. Jakie ono musiało być, że każdemu przebłyskowi wspomnień towarzyszył smutek, cierpienie i ból. Ale na pewno były też w nim jakieś szczęśliwe dni… dni z Dymitrem ..z dziećmi.
- Dlaczego przypominam sobie tylko te najstraszniejsze chwile? – Spytałam wciąż wtulona w pierś Dymitra.
- Nie wiem. Naprawdę nie wiem. – Powiedział zmartwiony.
Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego jak dobrze czułam się w jego ramionach, jakbym była na swoim miejscu, bezpieczna, jakbym nigdzie indziej nie pasowała. Miałam wrażenie, że to wszystko czego potrzebuje.
- Zostaniesz ze mną? - Spytałam łamiącym się głosem.
- Oczywiście, Roza. – Powiedział spokojnie. Łzy już nie leciały, choć wciąż czułam się zdołowana.
Dopiero po kilku minutach wyplątaliśmy się ze swoich objęć i położyliśmy. Ja leżałam po jednej stronie, a Dymitr po drugiej, czułam, że jest niepewny, po chwili zasnęłam. Nic mi się nie śniło co mnie ucieszyło.
Rano obudziłam się wypoczęta, po chwili zauważyłam, że otacza mnie ciepło. Ciepło drugiego ciała. Otaczało mnie silne ramie, a moje palce były splątane w uścisku z innymi palcami. Były, to place delikatne, ale i silne. To musiał być Dymitr. Leżałam na boku, a brunet leżał za moimi plecami z ramieniem przełożonym przez mój tułów. Po woli zaczęłam się odwracać. Gdy tylko się poruszyłam obudził się. Rozejrzał się zdezorientowany, po czym spojrzał na mnie. Nie wiem, co wyczytał z mojej twarzy, ale przyciągnął mnie bliżej do siebie.
- Tak bardzo mi cię brakowało. - Powiedział patrząc mi głęboko w oczy. A już wiedziałam, że to co mówił o tym, że byliśmy w sobie zakochani jest prawdą. Jak to możliwe, że szybciej się tego nie domyśliłam się. Nasza pierwsza rozmowa, już po niej powinnam dojść do tego wniosku. Jakaż ja byłam głupia. Patrzyłam dalej w oczy Dymitra, kiedy zaczął się do mnie nachylać chyba nie był pewien tego co robi. Dzieliło nas od siebie już, zaledwie kilka centymetrów zdałam sobie sprawę, że to będzie mój pierwszy pocałunek, który zapamiętam. Nasze oddechy się mieszały, kiedy nasze usta miały się właśnie zetknąć nagle rozległ się płacz. Brunet od razu się odsunął jakby nagle odzyskał panowanie nad własnym ciałem. Zerwał się na równe nogi i ruszył do drzwi prowadzących do pokoju bliźniąt. Wstałam zaraz za, nim i ruszyłam do sąsiedniego pomieszczenia. Dymitr stał już z Joannem na rękach i go kołysał. Stanęłam w drzwiach nie wiedząc co robić.
- Pomóc w czymś? - Spytałam przyciszonym głosem.
Brunet podniósł na mnie wzrok. Uśmiechnął się, lekko zdezorientowany.
- Za chwile jak Joann się uspokoi pójdę przygotować mleko. Już się przyzwyczaiłem. Choć najczęściej, to Clara się pierwsza budzi. - Odpowiedział szeptem. Rozejrzałam się nie wiedząc co mam teraz zrobić. Dymitr chyba zobaczył moją dezorientacje, bo powiedział. - Chyba, że chciałbyś uspokoić Joanna, a ja pójdę po mleko. - Powiedział, a ja podniosłam na niego wzrok z uśmiechem na twarzy. Powoli podeszłam do niego. - Spokojnie. - Zrozumiałam, że moje zdenerwowanie jest widoczne. - Może usiądziesz będzie ci wygodniej. - Powiedział.
Usiadłam na jednym z foteli bujanych.
Dymitr się nachylił i położył mi na rozłożonych rękach Joanna. Ujęłam go w
ramiona. Dymitr popatrzał na nas chwile, po czym wyszedł z pokoju. Joann był
bardzo podobny do Dymitra, miał ten sam kolor włosów tą samą karnację, choć
może trochę bledszą, ale to w końcu dziecko. Teraz był spokojny, spał, był taki
piękny. Dlaczego was zapomniałam? Dlaczego zapomniałam waszego ojca? dlaczego?
Tak wyglądała większość moich pytań.
Usłyszałam, że Dymitr już wraca wszedł do pokoju z dwiema butelkami z mlekiem. Dał mi jedną z nich, a ja przystawiłam ją do ust Joanna, który od razu zaczął pić łapiąc obiema rękami. Brunet wziął Clarę i także dał jej butelkę, po czym usiadł na drugim fotelu.
Wiedziałam już, że jestem w, nim zakochana jest to dziwne patrząc na to, że znaliśmy się dość krótko, ale to jak mnie traktował jak się o mnie troszczył było... nie wiem jakie, Po prostu fascynujące.
- Mam pytanie. – Powiedziałam niepewnie.
- Jakie? - Spytał.
- Co, to za zdjęcie w sypialni na szafce nocnej? - Spojrzałam na niego. Popatrzył mi w oczy i się uśmiechnął.
- To zdjęcie zrobił Abe po narodzinach bliźniąt jak się obudziłaś po porodzie i poszłaś je szukać. Weszłaś do pokoju, gdzie spały, po chwili przyszedłem do ciebie ustaliliśmy imiona i właśnie, wtedy zostało zrobione.
- No właśnie Joann i Clara byli tacy mali, więc tak właśnie pomyślałam. - Uśmiechnęłam się i zwróciłam wzrok z powrotem na Joanna. Dzieci skończyły pić i poszły spać. Zeszłam z Dymitrem na dół. Wzięliśmy chleb, jakieś szynki, ser, dżem i masło i poszliśmy do jadalni. Zaczęliśmy robić sobie kanapki.
- Dziś idę do pracy, więc przyjdzie tu Selena. - Powiedział nagle Dymitr.
- Kim jest Selena? - Spytałam.
- To opiekunka dzieci, opiekuje się bliźniętami, kiedy jestem w pracy.
- A ja nie mogę się nimi zająć? - Spytałam niepewnie.
- Nie chce zbyt wiele na ciebie narzucać wczoraj dopiero tu zamieszkałaś nie chcę żebyś się przemęczała, ale spokojnie możesz robić co zechcesz.
- Aha, ok. - Dalej jedliśmy w ciszy o ósmej zaczęliśmy znosić wszystko do kuchni. Właśnie, wtedy usłyszałam klucze przekręcane w zamku.
Odwróciłam się w stronę drzwi do mieszkania weszła Selena.
Zwróciła się w naszą stronę. Dymitr podszedł do mnie.
- Selena, to jest Rose. Rose, to jest Selena.
- Cześć. - Rzuciłam niepewnie z uśmiechem.
- Cześć, miło mi ciebie poznać. Dymitr tyle mi o tobie opowiadał. A wasze dzieci są, po prostu cudowne. - Powiedziała na jednym wdechu, w czasie, gdy do mnie podeszła i mnie uścisnęła. Czułam się raczej niekomfortowo, moja twarz musiała wyrażać moje uczucia, bo brunet się roześmiał.
- Dobra ja idę się przebrać, bo za chwile muszę wychodzić, a wy sobie tu pogadajcie. - Powiedział i ruszył w stronę schodów, po chwili już go nie było.
- A, więc, to ty jesteś matką bliźniąt? - Spojrzałam sceptycznie na rozradowaną Selenę, która nie zdawała sobie sprawy ze swojego niezręcznego stwierdzenia.
- Tak, o ile zdjęcia i Dymitr mówią prawdę. - Powiedziałam.
- No oczywiście, że to ty jesteś mamą Clarci, to jest młodsza wersja ciebie. - Powiedziała wciąż uśmiechnięta. - Spokojnie nie musisz nic robić ja się wszystkim zajmę, normalnie zestaw ful wypas... - I tak gadała w zasadzie nie wiem o czym coś o jakimś obiedzie, kurczaku w warzywach, o tym, jaki kolor mam wybrać w pokoju. Ekri , czy kremowy. moim zdaniem to, to samo, ale ona chyba widziała w tym różnice i to dużą. A ja się zastanawiałam, ile można gadać. Ona gada praktycznie bez przerwy, jak ja z nią wytrzymam cały dzień. Usiadłam zrezygnowana na kanapie, a Selena dalej gadała nie zrażona moim sceptycyzmem.
Wtedy na dół zszedł Dymitr, odwróciłam się w jego stronę, miał na sobie czarne spodnie i czarną koszulkę, a na, to swój ukochany prochowiec. Uśmiechnął się na widok mojej miny.
- Ja lecę, wrócę koło piątej. - Podszedł do nas schylił się nade mną i dał mi całusa w czoło. - Trzymaj się. Do zobaczenia. - Powiedział do Seleny i ruszył do wyjścia, po chwili zniknął za drzwiami. W miejscu, gdzie mnie pocałował wciąż czułam ciepło i miłe mrowienie.
- On jest cudowny, masz szczęście. - Nagle z zamyślenia wyrwał mnie głos seleny.
- Tak mam szczęście. Idę się przebrać. - Powiedziałam wstając, i szybko wchodząc do pokoju byle tylko uciec od gadulstwa Seleny.
- Ok ja idę zajrzeć do bliźniąt. - Powiedziała i ruszyła za mną po schodach. Ja weszłam do sypialni, ona do pokoju bliźniąt. I, ledwo zamknęłam drzwi już usłyszałam, że Selena mówi coś do dzieci. Westchnęłam i poszłam do szafy, w której były moje ubrania, wzięłam jakieś Jeansy i koszulkę. Poszłam do łazienki, gdzie umyłam zęby, uczesałam włosy w kucyk i się przebrałam. Wyszłam z łazienki i ruszyłam w stronę drzwi. Seleny tam nie było, była tylko Clara, która zeszła z Joannem właśnie na dół. Wzięłam małą na ręce i ruszyłam w stronę drzwi. Zanim zdążyłam nawet je otworzyć do pokoju wpadła Selena. Podeszła do mnie z uśmiechem.
- Daj ja ją wezmę, ty nie możesz się przemęczać. - Zanim zareagowałam Clara była już na rękach opiekunki. Poczułam się zirytowana, nawet własnego dziecka ponosić nie mogę. Dziewczynka wyszła już z pokoju i schodziła właśnie po schodach. Ruszyłam za nią, Clara wpatrywała się we mnie znad ramienia Seleny z uśmiechem. Na dole Joann był już włożony do kojca, po chwili dołączyła do niego Clara. Podeszłam do nich, chciałam się z nimi pobawić, ale oczywiście, wtedy wkroczyła Selena.
- Oj, nie musisz się nimi zajmować w tej chwili przecież ja tu od czegoś jestem. Idź pooglądać telewizje lub coś sobie porób. - Powiedziała jakby nie, inaczej z wielkim uśmiechem na twarzy. Czy mi już nic nie wolno. A Selena wciąż mówiła.
- A wiesz w ogóle dlaczego wybrałam zawód opiekunki? - Spytała.
- Nie śmiem pytać. - Powiedziałam z sarkazmem i usiadłam na fotelu.
- A wiesz na Dworze jest nie wiele opiekunek, a to świetna praca. No i ogólnie, to nie miałam ostatnio zbyt wielu zleceń no i przyszedł do mnie Dymitr i wyjaśnił jaka jest sytuacja od razu się zgodziłam. No po za tym nie oszukujmy się strażnik Bielkow jest bardzo przystojny. Jestem teraz zresztą singielką, więc próbowałam go poderwać, a on ciągle tylko Clara, Joan, Rose, Rose, Joann, Clara i już wiedziałam, że nie ma co próbować od tego czasu staliśmy się przyjaciółmi. W ogóle on świata po za wami nie widzi, takich facetów już nie ma. A może znasz jakiegoś, żeby mi go polecić? – Spytała nagle. Spojrzałam na nią jak na kretynkę.
- Nie pamiętam, jak byś zapomniała straciłam pamięć. – Powiedziałam dobitnie stukając się palcem w skroń. Popatrzyła na mnie chwile z zamyśleniem.
- No tak, ale myślałam, że może poznałaś już jakiegoś. No dobra mniejsza o to, opowiadałam ci już jak to kiedyś zgubiłam się w zoo? – Już chciałam odpowiedzieć, że nie musi mi tego opowiadać jak zaczęła mówić jak to rodzice zostawili ją przy żółwiach…. Bleblebele i tak dalej i dalej …
Już kolejny raz zastanawiałam się, ile można gadać. Bliźnięta nie zwracały na nią uwagi, choć co chwile się koło nich Krzątała. W ciągu godziny dowiedziałam się historii jej całego życia jak to poszła do szkoły, pierwsza miłość, pierwszy pocałunek, szkoła średnia i tak dalej. Miałam tego serdecznie dość. Właśnie opowiadała mi o swojej fascynującej pracy którą zdobyła rok temu, kiedy postanowiłam, że muszę coś zrobić.
- Wiesz co chyba zrobię kaszkę dla bliźniąt. – Powiedziałam.
- Ależ nie, ja pójdę. - Szybko zerwała się i ruszyła do kuchni.
- Zajmę się Joannem i Clarą. – Stwierdziłam czekając na jej protesty i nie rozczarowałam się.
- Nie lepiej nie, nie możesz się przecież przemęczać. – I, to wystarczyło żebym nie wytrzymała.
- Czy mogłabyś przestać? Ciągle tylko gadasz, mówisz mi jak to chodziłaś do szkoły i jak bawiłaś się z koleżankami, a mnie, to gówno obchodzi! Nie pozwalasz mi nic robić, choć dobrze się czuje i chce zajmować się własnymi dziećmi, nawet głupiej kaszki nie mogę przy tobie zrobić, a co trudnego lub skomplikowanego jest w głupiej kaszce? Mam dość twojego pozytywnego nastawienia i ciągłego gadania! – Wykrzyknęłam praktycznie na jednym wdechu. Selena wpatrywała się we mnie zszokowana, ale po chwili na jej twarzy pojawił się zachwyt. Co z tą dziewczyną jest nie tak?
- Dymitr mi mówił, że zawsze byłaś wybuchowa, ale czegoś takiego się nie spodziewałam. – Wykrzyknęła z uśmiechem na twarzy co mnie znowu rozgniewało.
- Może jeszcze zdjęcie z autografem chcesz? – Spytałam ironicznie, patrząc na nią jak na idiotkę. Jej twarz rozpromieniała.
- A rozdajesz? – Spytała naiwnie.
- Oczywiście, . – Już normalnie zaczynała skakać z radości. – że NIE! – Jej twarz posmutniała. – A teraz zechciałabyś opuścić moje mieszkanie? – Spytałam, starając się mówić jak najspokojniej. Popatrzyła się chwile na mnie nie wiedząc, czy mówię serio, ale chyba stwierdziła, że tak.
- Niech Dymitr do mnie potem zadzwoni. – Powiedziała kierując się do drzwi wzięła swoją torebkę i wyszła i zabrała swój nieodłączny uśmiech ze sobą.
Ulżyło mi jak się tak wykrzyczałam może, to trochę niesprawiedliwe, że wyżyłam się tak na niej, ale jaka ona była wkurzająca. Odwróciłam się do bliźniąt, które rozbawione patrzały na mnie. Zaczęły się śmiać, uśmiechnęłam się do nich.
- Co wam też ulżyło? – Spytałam śmiejąc się, chyba też odczuły tą samą ulgę, bo zaczęły się śmiać jeszcze głośniej. – TO co, idziemy zrobić kaszkę? – Przeniosłam z jadalni do kuchni krzesełka Joanna i Clary potem poszłam po bliźniaki i je tam włożyłam. Spojrzałam na czyste blaty i szafki. – To jak się robi tą kaszkę? – Zastanawiałam się na głos, zaczęłam przeglądając szafki, dużo różnych produktów, szklanki, talerze, miski, dwie miseczki bliźniąt z bohaterami bajek. Wyjęłam je z szafki i położyłam na stół. – No, to mamy jakiś początek co nie? – Spytałam maluchy, które chyba rozbawiła moja nieporadność. Przejrzałam kolejne szafki, odnalazłam też lodówkę, która wyglądała jak szafka. W jednej z szafek znalazłam kaszkę w proszku o smaku śmietankowym i truskawkowym. Pokazałam je Clarze i Joannowi.
- To, to jecie? – Spytałam. Chyba nie były zbyt szczęśliwe, że mają to zjeść. – Skoro nie chcecie tego to, co byście chciały? – Zastanawiałam się znowu na głos. Zajrzałam ponownie do lodówki. Przejechałam wzrokiem po produktach i, wtedy spojrzałam na pułki na drzwiczkach, a tam znalazłam słoiki z tymi samymi znaczkami co , a na kaszkach. – A może, to chciałybyście zjeść? – Spytałam Pokazując, im słoiczek z pomarańczowa papką. Bliźniaki uśmiechnęły się. Aha, czyli już wiem, co teraz w tym czasie jadają, wyjęłam drugi taki sam słoiczek. Sprawdziłam na etykietce co się z nimi robi. Było, to zadziwiająco łatwe, więc po chwili karmiłam już bliźnięta, które jadły o dziwo bardzo chętnie. Gdy zjadły zrobiły się senne, uśpiłam je i zrobiłam coś w stylu łóżeczek na kanapie. Oczywiście, szybciej ją rozłożyłam i zrobiłam małe barierki z poduszek, żeby nie mogły spaść. Gdy już smacznie spały, pomyślałam, że zrobię obiadokolacje dla siebie i Dymitra. Weszłam do kuchni i się rozejrzałam. W rogu pomieszczenia zobaczyłam kartofle. - No, to może zrobię frytki. Ale co do tego? – Znowu otworzyłam lodówkę. Nie było w niej nic co nadawało, by się na obiad. Zajrzałam do zamrażalki, pierś z kurczaka, a to co innego. Włożyłam ją do mikrofalówki, żeby się rozmroziła, a sama zaczęłam obierać ziemianki i wycinać je w podłużne plastry następnie w paseczki. Wszystkie frytki umyłam i zamoczyłam w wodzie, żeby nie zrobiły się czarne. Wzięłam się za kurczaka pokroiłam do w niewielkie kawałki i wymieszałam z przyprawami, następnie włożyłam do lodówki, żeby się nie zepsuł, bo przecież nie będę go tak szybko smażyć. Wzięłam się za krojenie kapusty pekińskiej do surówki do tego kukurydza i pomidory. Wymieszałam surówkę i dodałam oleju, już skończoną sałatkę także schowałam do lodówki.
Bliźnięta się obudziły wiec do nich podeszłam od razu poczułam, że trzeba, im zmienić pieluszki.
- To nie będzie przyjemne. No, ale cóż raz kozie śmierć. – Wzięłam Clare i Joanna na górę, gdzie zmieniłam, im pampersy co faktycznie nie było przyjemne, ale jakoś sobie poradziłam i chyba wyszło całkiem nieźle.
Postanowiłam, że pójdziemy na spacer. Posprzątałam szybko w salonie, po czym przebrałam bliźnięta. Joanna ubrałam w brązowe spodenki i bluzeczkę z samochodzikiem, a na, to kurteczka. Clara została ubrana w rajstopki i spódniczkę do tego bluzeczka z kwiatkiem i kurteczka. Na siebie też zarzuciłam katanę i zaniosłam bliźnięta na dół, gdzie włożyłam je do wózka. Wzięłam klucze i wyszłam z mieszkania zamykając za sobą drzwi…
***
Otworzyłem drzwi do naszego mieszkania, byłem zmęczony po zmianie jak zawsze wystąpiły jakieś problemy i była bieganina. Wszedłem do środka było tu cicho i ciemno. Włączyłem światło w salonie zostawiłem płaszcz w przedpokoju i poszedłem do kuchni. W lodówce był przygotowany kurczak do usmażenia i surówka, a na stole w misce pływały frytki. Selena nigdy nie robiła obiadów czyżby, to Rose? No właśnie, gdzie jest Rose i Selena.
Pobiegłem na górę wskakując po dwa stopnie, na górze także było ciemno, nikogo tu nie było, gdzie one poszły. Spacery zawsze Selena robiła szybciej około północy, a nie o piątej. Wyjąłem telefon i wybrałem jej numer. Odebrała po dwóch sygnałach:
- Halo? – Usłyszałem jej głos.
- Hej, gdzie jesteście? Bo wróciłem do domu, a nikogo tu nie ma. – Powiedziałem.
- Hej, no ja jestem u siebie. – Jak, to jest u siebie nigdy nie zabierała bliźniąt do siebie.
- Z Clarą, Joannem i Rose? – Spytałem zdziwiony.
- Posłuchaj ja nie wiem, gdzie oni są, normalnie sobie z Rose rozmawiałam, kiedy ona nagle na mnie nakrzyczała i kazała mi sobie iść. – Powiedziała, a ja już wiedziałem, że to nie była rozmowa tylko monolog Selena była znana z tego, że nie przestawała gadać, sam tego doświadczyłem. Nie ma co się dziwić, że Rose nie wytrzymała.
- Dobra dzięki, skontaktuje się z tobą później na razie. – Powiedziałem.
- Na razie. – Odpowiedziała i się rozłączyła.
No dobra, gdzie Rose mogła iść z Clara i Joannem? Nie zna Dworu zbyt dobrze, a to wielki obszar, oj będzie ciężko.
***
Wyszłam z mieszkania jakiś moroj pomógł mi znieść wózek ze schodów. Ruszyłam z bliźniętami wzdłuż budynku aż zobaczyłam tabliczkę z napisem ogrody, ruszyłam w tamta stronę. Gdy tam doszłam zauważyłam żywopłot rozciągający się na prawo i lewo. Przede mną była furtka taka jak w starych filmach z prętami przyozdobionymi wijącymi się liśćmi i kwiatami. Oczywiście cała furtka również była zarośnięta pnączami co sprawiało, że poczułam się trochę magicznie.
- I jak wam podoba się spacer? – Spytałam bliźnięta. Uśmiechnęły się i zaczęły dalej gaworzyć. Ruszyłam do furtki, gdy byłam już w ogrodach wstąpiłam jakby do innego świata. Wszędzie było pełno kolorów, które idealnie ze sobą kontrastowały, z kwiatów i drzew były wycięte wielkie statuły, a przynajmniej tak, to wyglądało. Ruszyłam chodniczkiem wyłożonym kamieniami po chwili znalazłam się na mostku, przystanęłam na, nim i wyjrzałam za barierkę, pod, nim płynęła rzeczka, na dnie leżały kamyki i, gdzie nie, gdzie były tez monety. Co one tu robiły? Po ścieżce idącej wzdłuż rzeczki szła właśnie ogrodniczka, miała na sobie zielony strój.
- Przepraszam, dlaczego na dnie rzeki są monety? – Spytałam ją, podniosła na mnie wzrok i się uśmiechnęła.
- Niektórzy mówią, że spełnia marzenia. Nie wiem, czy to prawda, ponieważ mojego jeszcze nie spełniła. – Powiedziała i odeszła, zanim zdążyłam jej podziękować. Zaczęłam przeszukiwać kieszenie, w jednej z nich znalazłam jedną monetę. Wrzuciłam ją do wody i pomyślałam życzenie: „ Chciałabym sobie wszystko przypomnieć” pomyślałam i wydało mi się to idiotyczne.
Nagle usłyszałam płacz, szybko odwróciłam się do bliźniąt, to płakała Clara, a Joann patrzał na nią jakby był zdziwiony, Wzięłam ją na ręce i zaczęłam kołysać. Po chwili się uspokoiła, a ja zauważyłam misia leżącego na ziemi. Otrzepałam go z piasku i oddałam Clarze.
Ruszyliśmy dalej po chwili zobaczyłam wyjście z ogrodu. Ruszyłam w jego stronę, to było skromniejsze niż, to poprzednie, ale równie ładne. Gdy wyszłam od razu ruszyłam dróżką, która prowadziła do zoo.
***
Przypuśćmy, że poszła na spacer co jest najbardziej możliwe, to, gdzie mogła pójść. No dobra stojąc tutaj nie znajdę ich. Wróciłem na dół, zarzuciłem z powrotem płaszcz i wyszedłem z mieszkania.
Intuicyjnie od razu skierowałem się do parku, w tej chwili było tu kilka zakochanych par siedzących na ławeczkach, kilka matek z dziećmi w oddali zauważyłem Lene opiekunkę małej Rose, podbiegłem do niej.
- Hej nie widziałaś czasem Rose i bliźniąt? – Spytałem.
- Hej widziałam ich jakieś pół godziny temu. – Odpowiedziała z uśmiechem. – A co szukasz ich? – Domyśliła się.
- Tak, a, gdzie ich widziałaś?
- Wiesz jak są ogrody, nie? No, to właśnie z nich wychodziła wyjściem południowym.
- Aha, dobra dzięki, a wiesz może, gdzie szła?
- O, ile widziałam kierowała się do zoo. – Odpowiedziała z uśmiechem.
- Dzięki.
- Nie ma sprawy. – Jeszcze się do niej uśmiechnąłem z wdzięcznością i odszedłem w stronę ogrodów.
***
Dotarłam do zoo okazało się, że nie jest ono wielkie. Ruszyłam wyznaczona alejka po prawej znajdowały się żółwie, a po lewej rodzina kangurów, wszystkie zwierzęta żyły własnym życiem nie zwracając na nas uwagi. Ruszyłam dalej na następnych wybiegach były słonie, były dwa duże i dwa małe. Ruszyłam dalej następnym zwierzęciem były lwy, gdy przechodziliśmy obok jeden zaryczał. Bliźnięta się rozpłakały, Szybko poprowadziłam je w spokojniejsze miejsce. Bo lwy zaczęły się coraz bardziej rozkręcać i chyba, im się nie spodobał taki nagły hałas. Gdy tylko znaleźliśmy się w spokojnym miejscu, podeszłam do bliźniąt, które wciąż płakały. Nie wiedziałam jak mam je uspokoić. Wzięłam ich misie i zaczęłam nimi odwracać ich uwagę.
- Cii, spokojnie, nie płaczcie. – Nie chciały się uspokoić.
- Może pomóc. – Nagle obok mnie pojawiła się jakaś kobieta. Była to dampirka, o brązowych włosach i niebieskich oczach. Była wyższa ode mnie o jakieś 10 cm Miała pewnie 30 lat. – Widzę, że nie chcą się uspokoić. Ty jesteś Rosmarie Hathaway, Prawda? Wiele o tobie słyszałam.
- Tak, to jestem ja, a dzieci wystraszyły lwy. – Powiedziałam, bo nie wiedziałam co mam zrobić.
- Jestem Michalina. Tez jestem strażniczką, choć ja tylko strzegę Dworu nie mam przydziału. – Uśmiechnęła się.
- Miło mi. – Powiedziałam wyciągając rękę, uścisnęła ją, po czym uklęknęła przed bliźniętami. Zaczęła śpiewać i mi kołysankę, a one od razu zaczęły się uspokajać, choć jak dla mnie jej słowa nie miały żadnego sensu. Po chwili Joann i Clara spali.
- Co, im zaśpiewałaś? – Spytałam.
- Starą morojską kołysankę , którą śpiewała mi moja mama, zawsze mnie uspokajała
Usłyszałam, że Dymitr już wraca wszedł do pokoju z dwiema butelkami z mlekiem. Dał mi jedną z nich, a ja przystawiłam ją do ust Joanna, który od razu zaczął pić łapiąc obiema rękami. Brunet wziął Clarę i także dał jej butelkę, po czym usiadł na drugim fotelu.
Wiedziałam już, że jestem w, nim zakochana jest to dziwne patrząc na to, że znaliśmy się dość krótko, ale to jak mnie traktował jak się o mnie troszczył było... nie wiem jakie, Po prostu fascynujące.
- Mam pytanie. – Powiedziałam niepewnie.
- Jakie? - Spytał.
- Co, to za zdjęcie w sypialni na szafce nocnej? - Spojrzałam na niego. Popatrzył mi w oczy i się uśmiechnął.
- To zdjęcie zrobił Abe po narodzinach bliźniąt jak się obudziłaś po porodzie i poszłaś je szukać. Weszłaś do pokoju, gdzie spały, po chwili przyszedłem do ciebie ustaliliśmy imiona i właśnie, wtedy zostało zrobione.
- No właśnie Joann i Clara byli tacy mali, więc tak właśnie pomyślałam. - Uśmiechnęłam się i zwróciłam wzrok z powrotem na Joanna. Dzieci skończyły pić i poszły spać. Zeszłam z Dymitrem na dół. Wzięliśmy chleb, jakieś szynki, ser, dżem i masło i poszliśmy do jadalni. Zaczęliśmy robić sobie kanapki.
- Dziś idę do pracy, więc przyjdzie tu Selena. - Powiedział nagle Dymitr.
- Kim jest Selena? - Spytałam.
- To opiekunka dzieci, opiekuje się bliźniętami, kiedy jestem w pracy.
- A ja nie mogę się nimi zająć? - Spytałam niepewnie.
- Nie chce zbyt wiele na ciebie narzucać wczoraj dopiero tu zamieszkałaś nie chcę żebyś się przemęczała, ale spokojnie możesz robić co zechcesz.
- Aha, ok. - Dalej jedliśmy w ciszy o ósmej zaczęliśmy znosić wszystko do kuchni. Właśnie, wtedy usłyszałam klucze przekręcane w zamku.
Odwróciłam się w stronę drzwi do mieszkania weszła Selena.
Zwróciła się w naszą stronę. Dymitr podszedł do mnie.
- Selena, to jest Rose. Rose, to jest Selena.
- Cześć. - Rzuciłam niepewnie z uśmiechem.
- Cześć, miło mi ciebie poznać. Dymitr tyle mi o tobie opowiadał. A wasze dzieci są, po prostu cudowne. - Powiedziała na jednym wdechu, w czasie, gdy do mnie podeszła i mnie uścisnęła. Czułam się raczej niekomfortowo, moja twarz musiała wyrażać moje uczucia, bo brunet się roześmiał.
- Dobra ja idę się przebrać, bo za chwile muszę wychodzić, a wy sobie tu pogadajcie. - Powiedział i ruszył w stronę schodów, po chwili już go nie było.
- A, więc, to ty jesteś matką bliźniąt? - Spojrzałam sceptycznie na rozradowaną Selenę, która nie zdawała sobie sprawy ze swojego niezręcznego stwierdzenia.
- Tak, o ile zdjęcia i Dymitr mówią prawdę. - Powiedziałam.
- No oczywiście, że to ty jesteś mamą Clarci, to jest młodsza wersja ciebie. - Powiedziała wciąż uśmiechnięta. - Spokojnie nie musisz nic robić ja się wszystkim zajmę, normalnie zestaw ful wypas... - I tak gadała w zasadzie nie wiem o czym coś o jakimś obiedzie, kurczaku w warzywach, o tym, jaki kolor mam wybrać w pokoju. Ekri , czy kremowy. moim zdaniem to, to samo, ale ona chyba widziała w tym różnice i to dużą. A ja się zastanawiałam, ile można gadać. Ona gada praktycznie bez przerwy, jak ja z nią wytrzymam cały dzień. Usiadłam zrezygnowana na kanapie, a Selena dalej gadała nie zrażona moim sceptycyzmem.
Wtedy na dół zszedł Dymitr, odwróciłam się w jego stronę, miał na sobie czarne spodnie i czarną koszulkę, a na, to swój ukochany prochowiec. Uśmiechnął się na widok mojej miny.
- Ja lecę, wrócę koło piątej. - Podszedł do nas schylił się nade mną i dał mi całusa w czoło. - Trzymaj się. Do zobaczenia. - Powiedział do Seleny i ruszył do wyjścia, po chwili zniknął za drzwiami. W miejscu, gdzie mnie pocałował wciąż czułam ciepło i miłe mrowienie.
- On jest cudowny, masz szczęście. - Nagle z zamyślenia wyrwał mnie głos seleny.
- Tak mam szczęście. Idę się przebrać. - Powiedziałam wstając, i szybko wchodząc do pokoju byle tylko uciec od gadulstwa Seleny.
- Ok ja idę zajrzeć do bliźniąt. - Powiedziała i ruszyła za mną po schodach. Ja weszłam do sypialni, ona do pokoju bliźniąt. I, ledwo zamknęłam drzwi już usłyszałam, że Selena mówi coś do dzieci. Westchnęłam i poszłam do szafy, w której były moje ubrania, wzięłam jakieś Jeansy i koszulkę. Poszłam do łazienki, gdzie umyłam zęby, uczesałam włosy w kucyk i się przebrałam. Wyszłam z łazienki i ruszyłam w stronę drzwi. Seleny tam nie było, była tylko Clara, która zeszła z Joannem właśnie na dół. Wzięłam małą na ręce i ruszyłam w stronę drzwi. Zanim zdążyłam nawet je otworzyć do pokoju wpadła Selena. Podeszła do mnie z uśmiechem.
- Daj ja ją wezmę, ty nie możesz się przemęczać. - Zanim zareagowałam Clara była już na rękach opiekunki. Poczułam się zirytowana, nawet własnego dziecka ponosić nie mogę. Dziewczynka wyszła już z pokoju i schodziła właśnie po schodach. Ruszyłam za nią, Clara wpatrywała się we mnie znad ramienia Seleny z uśmiechem. Na dole Joann był już włożony do kojca, po chwili dołączyła do niego Clara. Podeszłam do nich, chciałam się z nimi pobawić, ale oczywiście, wtedy wkroczyła Selena.
- Oj, nie musisz się nimi zajmować w tej chwili przecież ja tu od czegoś jestem. Idź pooglądać telewizje lub coś sobie porób. - Powiedziała jakby nie, inaczej z wielkim uśmiechem na twarzy. Czy mi już nic nie wolno. A Selena wciąż mówiła.
- A wiesz w ogóle dlaczego wybrałam zawód opiekunki? - Spytała.
- Nie śmiem pytać. - Powiedziałam z sarkazmem i usiadłam na fotelu.
- A wiesz na Dworze jest nie wiele opiekunek, a to świetna praca. No i ogólnie, to nie miałam ostatnio zbyt wielu zleceń no i przyszedł do mnie Dymitr i wyjaśnił jaka jest sytuacja od razu się zgodziłam. No po za tym nie oszukujmy się strażnik Bielkow jest bardzo przystojny. Jestem teraz zresztą singielką, więc próbowałam go poderwać, a on ciągle tylko Clara, Joan, Rose, Rose, Joann, Clara i już wiedziałam, że nie ma co próbować od tego czasu staliśmy się przyjaciółmi. W ogóle on świata po za wami nie widzi, takich facetów już nie ma. A może znasz jakiegoś, żeby mi go polecić? – Spytała nagle. Spojrzałam na nią jak na kretynkę.
- Nie pamiętam, jak byś zapomniała straciłam pamięć. – Powiedziałam dobitnie stukając się palcem w skroń. Popatrzyła na mnie chwile z zamyśleniem.
- No tak, ale myślałam, że może poznałaś już jakiegoś. No dobra mniejsza o to, opowiadałam ci już jak to kiedyś zgubiłam się w zoo? – Już chciałam odpowiedzieć, że nie musi mi tego opowiadać jak zaczęła mówić jak to rodzice zostawili ją przy żółwiach…. Bleblebele i tak dalej i dalej …
Już kolejny raz zastanawiałam się, ile można gadać. Bliźnięta nie zwracały na nią uwagi, choć co chwile się koło nich Krzątała. W ciągu godziny dowiedziałam się historii jej całego życia jak to poszła do szkoły, pierwsza miłość, pierwszy pocałunek, szkoła średnia i tak dalej. Miałam tego serdecznie dość. Właśnie opowiadała mi o swojej fascynującej pracy którą zdobyła rok temu, kiedy postanowiłam, że muszę coś zrobić.
- Wiesz co chyba zrobię kaszkę dla bliźniąt. – Powiedziałam.
- Ależ nie, ja pójdę. - Szybko zerwała się i ruszyła do kuchni.
- Zajmę się Joannem i Clarą. – Stwierdziłam czekając na jej protesty i nie rozczarowałam się.
- Nie lepiej nie, nie możesz się przecież przemęczać. – I, to wystarczyło żebym nie wytrzymała.
- Czy mogłabyś przestać? Ciągle tylko gadasz, mówisz mi jak to chodziłaś do szkoły i jak bawiłaś się z koleżankami, a mnie, to gówno obchodzi! Nie pozwalasz mi nic robić, choć dobrze się czuje i chce zajmować się własnymi dziećmi, nawet głupiej kaszki nie mogę przy tobie zrobić, a co trudnego lub skomplikowanego jest w głupiej kaszce? Mam dość twojego pozytywnego nastawienia i ciągłego gadania! – Wykrzyknęłam praktycznie na jednym wdechu. Selena wpatrywała się we mnie zszokowana, ale po chwili na jej twarzy pojawił się zachwyt. Co z tą dziewczyną jest nie tak?
- Dymitr mi mówił, że zawsze byłaś wybuchowa, ale czegoś takiego się nie spodziewałam. – Wykrzyknęła z uśmiechem na twarzy co mnie znowu rozgniewało.
- Może jeszcze zdjęcie z autografem chcesz? – Spytałam ironicznie, patrząc na nią jak na idiotkę. Jej twarz rozpromieniała.
- A rozdajesz? – Spytała naiwnie.
- Oczywiście, . – Już normalnie zaczynała skakać z radości. – że NIE! – Jej twarz posmutniała. – A teraz zechciałabyś opuścić moje mieszkanie? – Spytałam, starając się mówić jak najspokojniej. Popatrzyła się chwile na mnie nie wiedząc, czy mówię serio, ale chyba stwierdziła, że tak.
- Niech Dymitr do mnie potem zadzwoni. – Powiedziała kierując się do drzwi wzięła swoją torebkę i wyszła i zabrała swój nieodłączny uśmiech ze sobą.
Ulżyło mi jak się tak wykrzyczałam może, to trochę niesprawiedliwe, że wyżyłam się tak na niej, ale jaka ona była wkurzająca. Odwróciłam się do bliźniąt, które rozbawione patrzały na mnie. Zaczęły się śmiać, uśmiechnęłam się do nich.
- Co wam też ulżyło? – Spytałam śmiejąc się, chyba też odczuły tą samą ulgę, bo zaczęły się śmiać jeszcze głośniej. – TO co, idziemy zrobić kaszkę? – Przeniosłam z jadalni do kuchni krzesełka Joanna i Clary potem poszłam po bliźniaki i je tam włożyłam. Spojrzałam na czyste blaty i szafki. – To jak się robi tą kaszkę? – Zastanawiałam się na głos, zaczęłam przeglądając szafki, dużo różnych produktów, szklanki, talerze, miski, dwie miseczki bliźniąt z bohaterami bajek. Wyjęłam je z szafki i położyłam na stół. – No, to mamy jakiś początek co nie? – Spytałam maluchy, które chyba rozbawiła moja nieporadność. Przejrzałam kolejne szafki, odnalazłam też lodówkę, która wyglądała jak szafka. W jednej z szafek znalazłam kaszkę w proszku o smaku śmietankowym i truskawkowym. Pokazałam je Clarze i Joannowi.
- To, to jecie? – Spytałam. Chyba nie były zbyt szczęśliwe, że mają to zjeść. – Skoro nie chcecie tego to, co byście chciały? – Zastanawiałam się znowu na głos. Zajrzałam ponownie do lodówki. Przejechałam wzrokiem po produktach i, wtedy spojrzałam na pułki na drzwiczkach, a tam znalazłam słoiki z tymi samymi znaczkami co , a na kaszkach. – A może, to chciałybyście zjeść? – Spytałam Pokazując, im słoiczek z pomarańczowa papką. Bliźniaki uśmiechnęły się. Aha, czyli już wiem, co teraz w tym czasie jadają, wyjęłam drugi taki sam słoiczek. Sprawdziłam na etykietce co się z nimi robi. Było, to zadziwiająco łatwe, więc po chwili karmiłam już bliźnięta, które jadły o dziwo bardzo chętnie. Gdy zjadły zrobiły się senne, uśpiłam je i zrobiłam coś w stylu łóżeczek na kanapie. Oczywiście, szybciej ją rozłożyłam i zrobiłam małe barierki z poduszek, żeby nie mogły spaść. Gdy już smacznie spały, pomyślałam, że zrobię obiadokolacje dla siebie i Dymitra. Weszłam do kuchni i się rozejrzałam. W rogu pomieszczenia zobaczyłam kartofle. - No, to może zrobię frytki. Ale co do tego? – Znowu otworzyłam lodówkę. Nie było w niej nic co nadawało, by się na obiad. Zajrzałam do zamrażalki, pierś z kurczaka, a to co innego. Włożyłam ją do mikrofalówki, żeby się rozmroziła, a sama zaczęłam obierać ziemianki i wycinać je w podłużne plastry następnie w paseczki. Wszystkie frytki umyłam i zamoczyłam w wodzie, żeby nie zrobiły się czarne. Wzięłam się za kurczaka pokroiłam do w niewielkie kawałki i wymieszałam z przyprawami, następnie włożyłam do lodówki, żeby się nie zepsuł, bo przecież nie będę go tak szybko smażyć. Wzięłam się za krojenie kapusty pekińskiej do surówki do tego kukurydza i pomidory. Wymieszałam surówkę i dodałam oleju, już skończoną sałatkę także schowałam do lodówki.
Bliźnięta się obudziły wiec do nich podeszłam od razu poczułam, że trzeba, im zmienić pieluszki.
- To nie będzie przyjemne. No, ale cóż raz kozie śmierć. – Wzięłam Clare i Joanna na górę, gdzie zmieniłam, im pampersy co faktycznie nie było przyjemne, ale jakoś sobie poradziłam i chyba wyszło całkiem nieźle.
Postanowiłam, że pójdziemy na spacer. Posprzątałam szybko w salonie, po czym przebrałam bliźnięta. Joanna ubrałam w brązowe spodenki i bluzeczkę z samochodzikiem, a na, to kurteczka. Clara została ubrana w rajstopki i spódniczkę do tego bluzeczka z kwiatkiem i kurteczka. Na siebie też zarzuciłam katanę i zaniosłam bliźnięta na dół, gdzie włożyłam je do wózka. Wzięłam klucze i wyszłam z mieszkania zamykając za sobą drzwi…
***
Otworzyłem drzwi do naszego mieszkania, byłem zmęczony po zmianie jak zawsze wystąpiły jakieś problemy i była bieganina. Wszedłem do środka było tu cicho i ciemno. Włączyłem światło w salonie zostawiłem płaszcz w przedpokoju i poszedłem do kuchni. W lodówce był przygotowany kurczak do usmażenia i surówka, a na stole w misce pływały frytki. Selena nigdy nie robiła obiadów czyżby, to Rose? No właśnie, gdzie jest Rose i Selena.
Pobiegłem na górę wskakując po dwa stopnie, na górze także było ciemno, nikogo tu nie było, gdzie one poszły. Spacery zawsze Selena robiła szybciej około północy, a nie o piątej. Wyjąłem telefon i wybrałem jej numer. Odebrała po dwóch sygnałach:
- Halo? – Usłyszałem jej głos.
- Hej, gdzie jesteście? Bo wróciłem do domu, a nikogo tu nie ma. – Powiedziałem.
- Hej, no ja jestem u siebie. – Jak, to jest u siebie nigdy nie zabierała bliźniąt do siebie.
- Z Clarą, Joannem i Rose? – Spytałem zdziwiony.
- Posłuchaj ja nie wiem, gdzie oni są, normalnie sobie z Rose rozmawiałam, kiedy ona nagle na mnie nakrzyczała i kazała mi sobie iść. – Powiedziała, a ja już wiedziałem, że to nie była rozmowa tylko monolog Selena była znana z tego, że nie przestawała gadać, sam tego doświadczyłem. Nie ma co się dziwić, że Rose nie wytrzymała.
- Dobra dzięki, skontaktuje się z tobą później na razie. – Powiedziałem.
- Na razie. – Odpowiedziała i się rozłączyła.
No dobra, gdzie Rose mogła iść z Clara i Joannem? Nie zna Dworu zbyt dobrze, a to wielki obszar, oj będzie ciężko.
***
Wyszłam z mieszkania jakiś moroj pomógł mi znieść wózek ze schodów. Ruszyłam z bliźniętami wzdłuż budynku aż zobaczyłam tabliczkę z napisem ogrody, ruszyłam w tamta stronę. Gdy tam doszłam zauważyłam żywopłot rozciągający się na prawo i lewo. Przede mną była furtka taka jak w starych filmach z prętami przyozdobionymi wijącymi się liśćmi i kwiatami. Oczywiście cała furtka również była zarośnięta pnączami co sprawiało, że poczułam się trochę magicznie.
- I jak wam podoba się spacer? – Spytałam bliźnięta. Uśmiechnęły się i zaczęły dalej gaworzyć. Ruszyłam do furtki, gdy byłam już w ogrodach wstąpiłam jakby do innego świata. Wszędzie było pełno kolorów, które idealnie ze sobą kontrastowały, z kwiatów i drzew były wycięte wielkie statuły, a przynajmniej tak, to wyglądało. Ruszyłam chodniczkiem wyłożonym kamieniami po chwili znalazłam się na mostku, przystanęłam na, nim i wyjrzałam za barierkę, pod, nim płynęła rzeczka, na dnie leżały kamyki i, gdzie nie, gdzie były tez monety. Co one tu robiły? Po ścieżce idącej wzdłuż rzeczki szła właśnie ogrodniczka, miała na sobie zielony strój.
- Przepraszam, dlaczego na dnie rzeki są monety? – Spytałam ją, podniosła na mnie wzrok i się uśmiechnęła.
- Niektórzy mówią, że spełnia marzenia. Nie wiem, czy to prawda, ponieważ mojego jeszcze nie spełniła. – Powiedziała i odeszła, zanim zdążyłam jej podziękować. Zaczęłam przeszukiwać kieszenie, w jednej z nich znalazłam jedną monetę. Wrzuciłam ją do wody i pomyślałam życzenie: „ Chciałabym sobie wszystko przypomnieć” pomyślałam i wydało mi się to idiotyczne.
Nagle usłyszałam płacz, szybko odwróciłam się do bliźniąt, to płakała Clara, a Joann patrzał na nią jakby był zdziwiony, Wzięłam ją na ręce i zaczęłam kołysać. Po chwili się uspokoiła, a ja zauważyłam misia leżącego na ziemi. Otrzepałam go z piasku i oddałam Clarze.
Ruszyliśmy dalej po chwili zobaczyłam wyjście z ogrodu. Ruszyłam w jego stronę, to było skromniejsze niż, to poprzednie, ale równie ładne. Gdy wyszłam od razu ruszyłam dróżką, która prowadziła do zoo.
***
Przypuśćmy, że poszła na spacer co jest najbardziej możliwe, to, gdzie mogła pójść. No dobra stojąc tutaj nie znajdę ich. Wróciłem na dół, zarzuciłem z powrotem płaszcz i wyszedłem z mieszkania.
Intuicyjnie od razu skierowałem się do parku, w tej chwili było tu kilka zakochanych par siedzących na ławeczkach, kilka matek z dziećmi w oddali zauważyłem Lene opiekunkę małej Rose, podbiegłem do niej.
- Hej nie widziałaś czasem Rose i bliźniąt? – Spytałem.
- Hej widziałam ich jakieś pół godziny temu. – Odpowiedziała z uśmiechem. – A co szukasz ich? – Domyśliła się.
- Tak, a, gdzie ich widziałaś?
- Wiesz jak są ogrody, nie? No, to właśnie z nich wychodziła wyjściem południowym.
- Aha, dobra dzięki, a wiesz może, gdzie szła?
- O, ile widziałam kierowała się do zoo. – Odpowiedziała z uśmiechem.
- Dzięki.
- Nie ma sprawy. – Jeszcze się do niej uśmiechnąłem z wdzięcznością i odszedłem w stronę ogrodów.
***
Dotarłam do zoo okazało się, że nie jest ono wielkie. Ruszyłam wyznaczona alejka po prawej znajdowały się żółwie, a po lewej rodzina kangurów, wszystkie zwierzęta żyły własnym życiem nie zwracając na nas uwagi. Ruszyłam dalej na następnych wybiegach były słonie, były dwa duże i dwa małe. Ruszyłam dalej następnym zwierzęciem były lwy, gdy przechodziliśmy obok jeden zaryczał. Bliźnięta się rozpłakały, Szybko poprowadziłam je w spokojniejsze miejsce. Bo lwy zaczęły się coraz bardziej rozkręcać i chyba, im się nie spodobał taki nagły hałas. Gdy tylko znaleźliśmy się w spokojnym miejscu, podeszłam do bliźniąt, które wciąż płakały. Nie wiedziałam jak mam je uspokoić. Wzięłam ich misie i zaczęłam nimi odwracać ich uwagę.
- Cii, spokojnie, nie płaczcie. – Nie chciały się uspokoić.
- Może pomóc. – Nagle obok mnie pojawiła się jakaś kobieta. Była to dampirka, o brązowych włosach i niebieskich oczach. Była wyższa ode mnie o jakieś 10 cm Miała pewnie 30 lat. – Widzę, że nie chcą się uspokoić. Ty jesteś Rosmarie Hathaway, Prawda? Wiele o tobie słyszałam.
- Tak, to jestem ja, a dzieci wystraszyły lwy. – Powiedziałam, bo nie wiedziałam co mam zrobić.
- Jestem Michalina. Tez jestem strażniczką, choć ja tylko strzegę Dworu nie mam przydziału. – Uśmiechnęła się.
- Miło mi. – Powiedziałam wyciągając rękę, uścisnęła ją, po czym uklęknęła przed bliźniętami. Zaczęła śpiewać i mi kołysankę, a one od razu zaczęły się uspokajać, choć jak dla mnie jej słowa nie miały żadnego sensu. Po chwili Joann i Clara spali.
- Co, im zaśpiewałaś? – Spytałam.
- Starą morojską kołysankę , którą śpiewała mi moja mama, zawsze mnie uspokajała
- Dziękuje za pomoc. – Powiedziałam
uśmiechając cię.
- Nie ma sprawy, każdy zna twoją historię.
- Ale dlaczego? – Nie wiedziałam, o co jej chodzi.
- Bo jesteś wręcz nie do pokonania, szczególnie, kiedy walczysz ze strażnikiem Bielkowem. Jesteście taka para, której nikt nie jest w stanie pokonać, dopełniacie się Rose jak nikt inny.
- Chyba nie rozumiem. – Powiedziałam szczerze.
- Ujmijmy, to tak wy znacie się tak dobrze , że razem tworzycie idealna parę. – Nie wiedziałam do końca co miała na myśli, ale nie drążyłam tematu. – Dobra ja musze już iść. Do zobaczenia.
- Do zobaczenia. I jeszcze raz dziękuje za pomoc.
- Nie ma sprawy. – Powiedziała i odeszła.
- Nie ma sprawy, każdy zna twoją historię.
- Ale dlaczego? – Nie wiedziałam, o co jej chodzi.
- Bo jesteś wręcz nie do pokonania, szczególnie, kiedy walczysz ze strażnikiem Bielkowem. Jesteście taka para, której nikt nie jest w stanie pokonać, dopełniacie się Rose jak nikt inny.
- Chyba nie rozumiem. – Powiedziałam szczerze.
- Ujmijmy, to tak wy znacie się tak dobrze , że razem tworzycie idealna parę. – Nie wiedziałam do końca co miała na myśli, ale nie drążyłam tematu. – Dobra ja musze już iść. Do zobaczenia.
- Do zobaczenia. I jeszcze raz dziękuje za pomoc.
- Nie ma sprawy. – Powiedziała i odeszła.
- No to, co może wracajmy do domu. –
Powiedziałam do siebie.
***
Gdy dotarłem już do zoo musiałem przebiec je całe, żeby dowiedzieć się, że Rose tam nie ma. Lwy były trochę nerwowe i, kiedy obok nich przechodziłem zaczęły ryczeć. Kiedy się od nich oddaliłem zobaczyłem misia należącego do Joanna, ale nigdzie nie było ani Rose ani bliźniąt. – Nie ma ich tu już poszli. – Odezwał się głos za mną. Odwróciłem się, była, to dampirka, strażniczka. – jakiś czas temu Rose była tu z bliźniętami, zaczęły płakać, więc im pomogłam. – Powiedziała.
- A wiesz może, gdzie poszli? – Spytałem z nadzieją.
- Chyba mówiła coś o powrocie do domu.
- Dziękuje bardzo mi pomogłaś. – Powiedziałem do niej.
- Nie ma za co, leć już do niej, bo chyba chcesz ja odnaleźć jak najszybciej. – Jakby czytała mi w myślach.
- Jeszcze raz dzięki. – Powiedziałem i ruszyłem najkrótszą droga do domu. Odwróciłem się jeszcze tylko, ale tej kobiety już nie było. Zdziwiło mnie, że tak szybko sobie poszła. Odwróciłem się i ruszyłem truchtem. Po jakichś pięciu minutach byłem w budynku, gdzie mieści się nasze mieszkanie. Wszedłem szybko po schodach i po chwili już stałem w przedpokoju mieszkania. W salonie paliło się światło tak samo w kuchni. Usłyszałem płacz dziecka, ruszyłem na górę, przeskakując po dwa stopnie na raz. Poszedłem w kierunku pokoju dzieci. Paliło się tam światło. Przez uchylone drzwi zajrzałem do pokoju. Przy łóżeczku Clary stała Rose, miała na sobie swój szlafrok w kolorze różowym, który kiedyś sobie kupiła na zimowe chłodne dni. Nogi miała wilgotne, chyba dopiero co wyszła z kąpieli. W rękach kołysała naszą córkę. Dziewczynka o dziwo bardzo szybko się uspokoiła i zasnęła. Moja ukochana odłożyła ją delikatnie do łóżeczka. Rose odwróciła się w stronę drzwi, chyba była na początku zaskoczona moim widokiem, ale potem się uśmiechnęła.
- Co tam towarzyszu? – Spytała szeptem.
- A nic, byliście na spacerze. – Powiedziałem twierdząco.
- Tak w ogrodzie i w zoo. – Powiedziała z dumą w głosie.
- Tak wiem. – Powiedziałem uśmiechając się.
- Skąd? – Spytała zdziwiona.
- Szukałem was.
- Ah no tak mogłam ci zostawić jakąś karteczkę. – Powiedziała uświadamiając sobie swój błąd.
- Spokojnie nic się nie stało tylko się trochę za wami nachodziłem. – Powiedziałem uśmiechając się pokrzepiająco. Wyrwało mi się ziewanie, zdałem sobie sprawę, że jestem zmęczony i głodny, co Rose oczywiście zauważyła.
- Musisz być strasznie zmęczony i głodny w końcu cały dzień byłeś w pracy i potem jeszcze to, jak nas szukałeś. Poczekaj chwilkę pójdę się wytrzeć i zaraz zrobię ci kolacje. – Powiedziała na początku z troską, a potem z radością nie mogłem popsuć jej humoru odmawiając.
- Dobra, może mogę coś już przygotować? – Spytałem.
- Nie wszystko jest gotowe teraz tylko trzeba podgrzać. – Powiedziała uśmiechnięta i ruszyła w stronę drzwi, przeszła obok mnie wciąż uśmiechając się do mnie i skierowała się do łazienki.
- A może wstawie frytki już do piekarnika? Trochę zajmie czasu, zanim się upieką.
- W zasadzie, czemu nie. – Powiedziała z uśmiechem.
Już dawno nie widziałem jej takiej szczęśliwej. Chyba ucieszyło ja to, że zrobiła coś sama bez pomocy innych, no tak, to jest moja Rose zawsze wszystko sama. Taka moja „ Zosia samosia”. Ruszyłem schodami na dół, włączyłem telewizor na jakiś program i poszedłem do kuchni, frytki były tam, gdzie ostatnio, wyjąłem je z rondla, aby trochę ociekły i przygotowałem blachę, która nasmarowałem olejem. Wysypałem na nią frytki i ustawiłem piekarnik. Wziąłem dwa talerze, dwa noże, widelce oraz szklanki i zaniosłem wszystko do jadalni, gdzie wszystko elegancko ustawiłem. Wziąłem z lodówki sok z czarnej porzeczki i także położyłem na stole, z surówką zrobioną przez Rose zrobiłem, to samo. Poszedłem jeszcze do komody po świeczki i serwetki, aby dopełniły wszystko. Gdy już wszystko ustawiłem usłyszałem.
- O ładnie, to wszystko zrobiłeś. – Odwróciłem się w przejściu do jadalni stała dama mego serca, miała na sobie zwiewną sukienkę, chyba nie chciało jej się szukać czegoś innego, jej piękne włosy spływały płynnie po ramionach. Jej twarz była uśmiechnięta.
- Dziękuje. – Powiedziałem, a ona wciąż z uśmiechem na twarzy odwróciła się i weszła do kuchni, zajrzała do piekarnika, po czym wyjęła z lodówki kurczaka. Wyjęła patelnie z szafki i postawiła ja na kuchence, spojrzała na kurczaka i patelnie ale nie do końca wiedziała co robić. Rozśmieszyło mnie, to, ale ukryłem uśmiech.
- Może pomóc? – Spytałem wchodząc do kuchni.
- Nie co trudnego jest w usmażeniu kurczaka na patelni?
- Nic, jeżeli naleje się na nią olej, który stoi na blacie. – Powiedziałem …
***
Gdy dotarłem już do zoo musiałem przebiec je całe, żeby dowiedzieć się, że Rose tam nie ma. Lwy były trochę nerwowe i, kiedy obok nich przechodziłem zaczęły ryczeć. Kiedy się od nich oddaliłem zobaczyłem misia należącego do Joanna, ale nigdzie nie było ani Rose ani bliźniąt. – Nie ma ich tu już poszli. – Odezwał się głos za mną. Odwróciłem się, była, to dampirka, strażniczka. – jakiś czas temu Rose była tu z bliźniętami, zaczęły płakać, więc im pomogłam. – Powiedziała.
- A wiesz może, gdzie poszli? – Spytałem z nadzieją.
- Chyba mówiła coś o powrocie do domu.
- Dziękuje bardzo mi pomogłaś. – Powiedziałem do niej.
- Nie ma za co, leć już do niej, bo chyba chcesz ja odnaleźć jak najszybciej. – Jakby czytała mi w myślach.
- Jeszcze raz dzięki. – Powiedziałem i ruszyłem najkrótszą droga do domu. Odwróciłem się jeszcze tylko, ale tej kobiety już nie było. Zdziwiło mnie, że tak szybko sobie poszła. Odwróciłem się i ruszyłem truchtem. Po jakichś pięciu minutach byłem w budynku, gdzie mieści się nasze mieszkanie. Wszedłem szybko po schodach i po chwili już stałem w przedpokoju mieszkania. W salonie paliło się światło tak samo w kuchni. Usłyszałem płacz dziecka, ruszyłem na górę, przeskakując po dwa stopnie na raz. Poszedłem w kierunku pokoju dzieci. Paliło się tam światło. Przez uchylone drzwi zajrzałem do pokoju. Przy łóżeczku Clary stała Rose, miała na sobie swój szlafrok w kolorze różowym, który kiedyś sobie kupiła na zimowe chłodne dni. Nogi miała wilgotne, chyba dopiero co wyszła z kąpieli. W rękach kołysała naszą córkę. Dziewczynka o dziwo bardzo szybko się uspokoiła i zasnęła. Moja ukochana odłożyła ją delikatnie do łóżeczka. Rose odwróciła się w stronę drzwi, chyba była na początku zaskoczona moim widokiem, ale potem się uśmiechnęła.
- Co tam towarzyszu? – Spytała szeptem.
- A nic, byliście na spacerze. – Powiedziałem twierdząco.
- Tak w ogrodzie i w zoo. – Powiedziała z dumą w głosie.
- Tak wiem. – Powiedziałem uśmiechając się.
- Skąd? – Spytała zdziwiona.
- Szukałem was.
- Ah no tak mogłam ci zostawić jakąś karteczkę. – Powiedziała uświadamiając sobie swój błąd.
- Spokojnie nic się nie stało tylko się trochę za wami nachodziłem. – Powiedziałem uśmiechając się pokrzepiająco. Wyrwało mi się ziewanie, zdałem sobie sprawę, że jestem zmęczony i głodny, co Rose oczywiście zauważyła.
- Musisz być strasznie zmęczony i głodny w końcu cały dzień byłeś w pracy i potem jeszcze to, jak nas szukałeś. Poczekaj chwilkę pójdę się wytrzeć i zaraz zrobię ci kolacje. – Powiedziała na początku z troską, a potem z radością nie mogłem popsuć jej humoru odmawiając.
- Dobra, może mogę coś już przygotować? – Spytałem.
- Nie wszystko jest gotowe teraz tylko trzeba podgrzać. – Powiedziała uśmiechnięta i ruszyła w stronę drzwi, przeszła obok mnie wciąż uśmiechając się do mnie i skierowała się do łazienki.
- A może wstawie frytki już do piekarnika? Trochę zajmie czasu, zanim się upieką.
- W zasadzie, czemu nie. – Powiedziała z uśmiechem.
Już dawno nie widziałem jej takiej szczęśliwej. Chyba ucieszyło ja to, że zrobiła coś sama bez pomocy innych, no tak, to jest moja Rose zawsze wszystko sama. Taka moja „ Zosia samosia”. Ruszyłem schodami na dół, włączyłem telewizor na jakiś program i poszedłem do kuchni, frytki były tam, gdzie ostatnio, wyjąłem je z rondla, aby trochę ociekły i przygotowałem blachę, która nasmarowałem olejem. Wysypałem na nią frytki i ustawiłem piekarnik. Wziąłem dwa talerze, dwa noże, widelce oraz szklanki i zaniosłem wszystko do jadalni, gdzie wszystko elegancko ustawiłem. Wziąłem z lodówki sok z czarnej porzeczki i także położyłem na stole, z surówką zrobioną przez Rose zrobiłem, to samo. Poszedłem jeszcze do komody po świeczki i serwetki, aby dopełniły wszystko. Gdy już wszystko ustawiłem usłyszałem.
- O ładnie, to wszystko zrobiłeś. – Odwróciłem się w przejściu do jadalni stała dama mego serca, miała na sobie zwiewną sukienkę, chyba nie chciało jej się szukać czegoś innego, jej piękne włosy spływały płynnie po ramionach. Jej twarz była uśmiechnięta.
- Dziękuje. – Powiedziałem, a ona wciąż z uśmiechem na twarzy odwróciła się i weszła do kuchni, zajrzała do piekarnika, po czym wyjęła z lodówki kurczaka. Wyjęła patelnie z szafki i postawiła ja na kuchence, spojrzała na kurczaka i patelnie ale nie do końca wiedziała co robić. Rozśmieszyło mnie, to, ale ukryłem uśmiech.
- Może pomóc? – Spytałem wchodząc do kuchni.
- Nie co trudnego jest w usmażeniu kurczaka na patelni?
- Nic, jeżeli naleje się na nią olej, który stoi na blacie. – Powiedziałem …
- Właśnie, to chciałam zrobić. –
powiedziała czerwieniąc się i sięgając po olej, wylała trochę na patelnie,
było, to znacznie za mało, więc przechyliłem trochę butelkę, która wciąż była w
jej ręce tak, aby naleciało go więcej.
- Teraz powinno być lepiej. – Powiedziałem uśmiechając się, do Rose. Wiedziałem, że jest jej głupio. – Spokojnie mam włożyć tego kurczaka na patelnie- Spojrzała na mnie chyba analizując co ma zrobić, po czym się odsunęła.
- A, więc to ty zawsze gotowałeś? – Spytała opierając się o blat.
- Tak, nigdy raczej nie miałaś ambicji do gotowania.
- Haha to byłeś taka kura domową? – Zaśmiała się.
- Nie do końca, bo to ty byłaś w domu sprzątałaś, prałaś i opiekowałaś się dziećmi ja tylko gotowałem.
- A moja praca? – Spytała z ciekawością.
- urlop macierzyński, a teraz jeszcze zwolnienie lekarskie.
- O fajnie, to od, kiedy nie pracuje?
- Nie wiem z półtora roku. – Powiedziałem po chwili namysłu.
- To musiałam wyjść z formy.
- Chyba nie będzie aż tak źle. Dobra myślę, że za dwie minuty będzie gotowy. – Powiedziałem przewracając kurczaka, był już ładnie zarumieniony. Po chwili wyłożyłem go na talerz, frytki też się już trochę zarumieniły, więc je także wyjąłem na miskę. Zanieśliśmy wszystko na stół, po czym nałożyliśmy sobie porcje. Zaczęliśmy jeść. Nie wiedziałem co mam mówić kiedyś gadalibyśmy o sprawach na dworze, ale teraz Rose nic nie wiedziała na ten temat.
- Bliźnięta były grzeczne? – Spytałem.
- Tak, po tym jak Selena wyszła nawet się ucieszyły. – Powiedziała przegryzając frytkę.
- A właśnie dlaczego wyprosiłaś Selene? – Spytałem zaciekawiony.
- No, bo ona ciągle gadała, wytrzymać nie szło, potem jeszcze nic robić nie mogłam, oszaleć idzie. – Powiedziała zirytowana.
- I musiałaś ja wyrzucić? – Spytałem akcentując ostatnie słowo.
- Tak, powiedziałam jej co o niej myślę. – Powiedziała z dumą.
- Czy powinienem iść do niej z kwiatami i przeprosinami. – Spytałem wzdychając i zastanawiając się co ona mogła jej powiedzieć.
- Nie dlaczego? Przecież ja tylko jej powiedziałam prawdę. –Powiedziała zaskoczona i jednocześnie obudzona, że mogłem coś takiego powiedzieć. Cała Rose, uśmiechnąłem się.
- Teraz powinno być lepiej. – Powiedziałem uśmiechając się, do Rose. Wiedziałem, że jest jej głupio. – Spokojnie mam włożyć tego kurczaka na patelnie- Spojrzała na mnie chyba analizując co ma zrobić, po czym się odsunęła.
- A, więc to ty zawsze gotowałeś? – Spytała opierając się o blat.
- Tak, nigdy raczej nie miałaś ambicji do gotowania.
- Haha to byłeś taka kura domową? – Zaśmiała się.
- Nie do końca, bo to ty byłaś w domu sprzątałaś, prałaś i opiekowałaś się dziećmi ja tylko gotowałem.
- A moja praca? – Spytała z ciekawością.
- urlop macierzyński, a teraz jeszcze zwolnienie lekarskie.
- O fajnie, to od, kiedy nie pracuje?
- Nie wiem z półtora roku. – Powiedziałem po chwili namysłu.
- To musiałam wyjść z formy.
- Chyba nie będzie aż tak źle. Dobra myślę, że za dwie minuty będzie gotowy. – Powiedziałem przewracając kurczaka, był już ładnie zarumieniony. Po chwili wyłożyłem go na talerz, frytki też się już trochę zarumieniły, więc je także wyjąłem na miskę. Zanieśliśmy wszystko na stół, po czym nałożyliśmy sobie porcje. Zaczęliśmy jeść. Nie wiedziałem co mam mówić kiedyś gadalibyśmy o sprawach na dworze, ale teraz Rose nic nie wiedziała na ten temat.
- Bliźnięta były grzeczne? – Spytałem.
- Tak, po tym jak Selena wyszła nawet się ucieszyły. – Powiedziała przegryzając frytkę.
- A właśnie dlaczego wyprosiłaś Selene? – Spytałem zaciekawiony.
- No, bo ona ciągle gadała, wytrzymać nie szło, potem jeszcze nic robić nie mogłam, oszaleć idzie. – Powiedziała zirytowana.
- I musiałaś ja wyrzucić? – Spytałem akcentując ostatnie słowo.
- Tak, powiedziałam jej co o niej myślę. – Powiedziała z dumą.
- Czy powinienem iść do niej z kwiatami i przeprosinami. – Spytałem wzdychając i zastanawiając się co ona mogła jej powiedzieć.
- Nie dlaczego? Przecież ja tylko jej powiedziałam prawdę. –Powiedziała zaskoczona i jednocześnie obudzona, że mogłem coś takiego powiedzieć. Cała Rose, uśmiechnąłem się.
– Dlaczego się uśmiechasz?
- Bo przypominasz mi w tej chwili ciebie z przed wypadku. – Uśmiechnęła się.
- Czyli, że byłam raczej pyskata? – Spytała z cwanym uśmieszkiem.
- Pyskata, to mało powiedziane, nigdy nikogo nie słuchałaś.
- Czy mógłbyś nie mówić o mnie w czasie przeszłym? Dziwnie się czuje. – Powiedziała, a ja zrozumiałem, że mówiłem w czasie przeszłym. Cudownie.
- Przepraszam, po prostu nie wiem, czy wciąż taka jesteś. – Powiedziałem z wahaniem. Zobaczyłem na jej twarzy zrozumienie, .
- Rozumiem musi ci być ciężko w końcu z dnia na dzień stałam się taka, bez pamięci nieumiejąca rozpoznać nawet samej siebie. Jak ty, to wszystko znosisz? – Spytała patrząc mi w oczy. Dla mnie odpowiedz była tylko jedna, ale nie mogłem jej tego powiedzieć jeszcze nie teraz.
- Bo wiem, że warto wiem że… Nie dałbym rady się pozbierać, gdybym cię stracił. – Powiedziałem szczerze. Patrzała mi przez chwile w oczy. Wiedziałem, ze debatuje co, by tu zrobić. Chyba speszyła się moim wyznaniem. Postanowiłem przerwać cisze.
- Bardzo dobrze doprawiłaś tego kurczaka. – Powiedziałem biorąc kolejny kawałek do ust, widocznie się ucieszyła ze zmiany tematu.
- Dzięki w zasadzie, to wymieszałam go tylko w przyprawach. – Powiedziała patrząc na swój talerz, na którym prawie nic nie było, chyba była tym zdziwiona.
- Najadłaś się? – Spytałem wskazując talerz.
- Tak aż jestem zdziwiona, że tyle zjadłam.
- Spokojnie zazwyczaj jadasz więcej. – Powiedziałem z uśmiechem.
- Co? To, ile ja zazwyczaj jadam? Przecież nie wygląda na, to abym była nie wiem przeżarta co najwyżej jakbym nie jadła zbyt wiele. – Powiedziała zdziwiona.
- To jedna z cech dampirów dużo jedzą.
- A, to chyba będę musiała korzystać z tej cechy. – Powiedziała ze szczerym uśmiechem. Widziałem radość w jej oczach taka jak kiedyś jeszcze z czasów szkoły. Potem ciężar wszystkich doświadczeń spowodował trwały ślad, tylko w nielicznych momentach udawało się jej go pozbyć. Wiedziałem, że, kiedy wstąpi na dobre do naszego świata ten cień pojawi się na nowo nie chciałem, aby, to następowało. Chciałem, aby była już zawsze tak szczęśliwa.
- Hej, coś się stało? – Rose zamachała mi ręka przed oczami.
- Nie zamyśliłem się, wspomnienia. – Powiedziałem uśmiechając się.
- Aha, miłe, chociaż te wspomnienia? – Spytała patrząc na mnie z miłym uśmiechem.
- Tak bardzo. – Powiedziałem.
- Chyba nie chcesz się w nie zagłębiać.
Nie dlaczego myślałem o tym, że teraz twoja twarz wygląda zupełnie tak samo, jak za czasów szkolnych. Wtedy jeszcze nie zabijałaś strzyg, nie myślałaś, czy za rok będziesz jeszcze żyła. – Było widać, że humor jej trochę osłabł. – Ale teraz się tym nie przejmuj. W końcu tu jesteśmy bezpieczni. To Dwór. – Powiedziałem z uśmiechem.
- Nie martwię się tym ze jesteśmy w zagrożeniu w tej chwili, tylko tym, że moje życie było w ciągłym stresie. Co, to za życie? – Spytała szczerze, popatrzyła na mnie z pytaniem wypisanym na twarzy.
- Nasze życie, które się teraz w miarę ustabilizowało. – Powiedziałem szczerze.
- Co rozumiesz przez pojęcie ustabilizowało? – Spytała.
- To, że mamy dzieci, więc możemy pracować na dworze, a nie w terenie, no i jeszcze fakt, że naszą przyjaciółką jest królowa, to też nam pomaga.
- Znajomości. – Powiedziała z chytrym uśmiechem.
- To co ściągniemy ze stołu? Czy chcesz jeszcze coś zjeść.
- Nie, możemy Ściągać. – Powiedziała wstając.
Zabrałem jej talerz i położyłem na swój wyniosłem je do zlewu i umyłem. Rose w tym czasie schowała resztę kurczaka i sałatki do lodówki. Gdy wszystko było już posprzątane poszedłem na górę po swoje rzeczy, w których śpię i postanowiłem wsiąść pryśnic na dole. Po prysznicu przygotowałem sobie kołdrę i poduszkę na kanapie. Dobrze, że kupiliśmy wygodną. Położyłem się. Wiedziałem, że nie mogę się narzucać Rose. Kochałem ja i chce, aby ona mnie tez pokochała, wiem ze, to samolubne z mojej strony, ale nie umiem bez niej żyć. Jak leżała w śpiączce bałem się ze się nigdy nie obudzi, a teraz pragnę, aby pamięć jej wróciła nie mówię tu o tych smutnych chwilach tylko tych radosnych. Zasnąłem.
Nagle poczułem lekki dotyk na ramieniu od razu się przebudziłem sięgając za poduszkę, gdzie miałem kołek. Zobaczyłem przed sobą Rose, miała na sobie dres i dużą znoszona już koszulkę.
- Rose co ty tu robisz? – Spytałem, patrząc na zegarek była 9:08. Zasnąłem jakieś cztery minuty temu no, to sobie pospałem.
- Chciałabym ci powiedzieć, że to łóżko u góry jest duże zmieścisz się w, nim nie jestem aż tak duża. – Powiedziała poważnie. – Możesz spać po drugiej stronie, to w końcu tez twoje łóżko.
- Jesteś pewna?
- Tak, a co, jeżeli znowu będę miała koszmar? - I tym mnie kupiła.
- Dobra. - powiedziałem i wziąłem kołdrę, poduszkę i kołek, który był pod nią. Rose szła przede mną, powoli wchodząc po schodach. Gdy była w sypialni, miejsce, które zazwyczaj zajmowałem było wygładzone, Rose położyła się po drugiej stronie.
- Dobranoc. - Powiedziała.
- Dobranoc. - Położyłem się na drugim końcu łóżka. - Zajrzę jeszcze do Joanna i Clary. - Stwierdziłem i poszedłem do pokoju bliźniąt. Spały słodko na pleckach zwrócone w swoją stronę główkami. Nakryłem każde z nich kocykiem i ucałowałem w czółko. Gdy wróciłem do sypialni Rose już spała, położyłem się. Już miałem zasypiać, kiedy poczułem, że Rose się przysuwa i przytula się do mnie, spojrzałem na jej twarz, nie spała uśmiechnęła się lekko i wtuliła się w moją pierś objąłem ją ręką po chwili już spała, a ja wraz z nią.
- Bo przypominasz mi w tej chwili ciebie z przed wypadku. – Uśmiechnęła się.
- Czyli, że byłam raczej pyskata? – Spytała z cwanym uśmieszkiem.
- Pyskata, to mało powiedziane, nigdy nikogo nie słuchałaś.
- Czy mógłbyś nie mówić o mnie w czasie przeszłym? Dziwnie się czuje. – Powiedziała, a ja zrozumiałem, że mówiłem w czasie przeszłym. Cudownie.
- Przepraszam, po prostu nie wiem, czy wciąż taka jesteś. – Powiedziałem z wahaniem. Zobaczyłem na jej twarzy zrozumienie, .
- Rozumiem musi ci być ciężko w końcu z dnia na dzień stałam się taka, bez pamięci nieumiejąca rozpoznać nawet samej siebie. Jak ty, to wszystko znosisz? – Spytała patrząc mi w oczy. Dla mnie odpowiedz była tylko jedna, ale nie mogłem jej tego powiedzieć jeszcze nie teraz.
- Bo wiem, że warto wiem że… Nie dałbym rady się pozbierać, gdybym cię stracił. – Powiedziałem szczerze. Patrzała mi przez chwile w oczy. Wiedziałem, ze debatuje co, by tu zrobić. Chyba speszyła się moim wyznaniem. Postanowiłem przerwać cisze.
- Bardzo dobrze doprawiłaś tego kurczaka. – Powiedziałem biorąc kolejny kawałek do ust, widocznie się ucieszyła ze zmiany tematu.
- Dzięki w zasadzie, to wymieszałam go tylko w przyprawach. – Powiedziała patrząc na swój talerz, na którym prawie nic nie było, chyba była tym zdziwiona.
- Najadłaś się? – Spytałem wskazując talerz.
- Tak aż jestem zdziwiona, że tyle zjadłam.
- Spokojnie zazwyczaj jadasz więcej. – Powiedziałem z uśmiechem.
- Co? To, ile ja zazwyczaj jadam? Przecież nie wygląda na, to abym była nie wiem przeżarta co najwyżej jakbym nie jadła zbyt wiele. – Powiedziała zdziwiona.
- To jedna z cech dampirów dużo jedzą.
- A, to chyba będę musiała korzystać z tej cechy. – Powiedziała ze szczerym uśmiechem. Widziałem radość w jej oczach taka jak kiedyś jeszcze z czasów szkoły. Potem ciężar wszystkich doświadczeń spowodował trwały ślad, tylko w nielicznych momentach udawało się jej go pozbyć. Wiedziałem, że, kiedy wstąpi na dobre do naszego świata ten cień pojawi się na nowo nie chciałem, aby, to następowało. Chciałem, aby była już zawsze tak szczęśliwa.
- Hej, coś się stało? – Rose zamachała mi ręka przed oczami.
- Nie zamyśliłem się, wspomnienia. – Powiedziałem uśmiechając się.
- Aha, miłe, chociaż te wspomnienia? – Spytała patrząc na mnie z miłym uśmiechem.
- Tak bardzo. – Powiedziałem.
- Chyba nie chcesz się w nie zagłębiać.
Nie dlaczego myślałem o tym, że teraz twoja twarz wygląda zupełnie tak samo, jak za czasów szkolnych. Wtedy jeszcze nie zabijałaś strzyg, nie myślałaś, czy za rok będziesz jeszcze żyła. – Było widać, że humor jej trochę osłabł. – Ale teraz się tym nie przejmuj. W końcu tu jesteśmy bezpieczni. To Dwór. – Powiedziałem z uśmiechem.
- Nie martwię się tym ze jesteśmy w zagrożeniu w tej chwili, tylko tym, że moje życie było w ciągłym stresie. Co, to za życie? – Spytała szczerze, popatrzyła na mnie z pytaniem wypisanym na twarzy.
- Nasze życie, które się teraz w miarę ustabilizowało. – Powiedziałem szczerze.
- Co rozumiesz przez pojęcie ustabilizowało? – Spytała.
- To, że mamy dzieci, więc możemy pracować na dworze, a nie w terenie, no i jeszcze fakt, że naszą przyjaciółką jest królowa, to też nam pomaga.
- Znajomości. – Powiedziała z chytrym uśmiechem.
- To co ściągniemy ze stołu? Czy chcesz jeszcze coś zjeść.
- Nie, możemy Ściągać. – Powiedziała wstając.
Zabrałem jej talerz i położyłem na swój wyniosłem je do zlewu i umyłem. Rose w tym czasie schowała resztę kurczaka i sałatki do lodówki. Gdy wszystko było już posprzątane poszedłem na górę po swoje rzeczy, w których śpię i postanowiłem wsiąść pryśnic na dole. Po prysznicu przygotowałem sobie kołdrę i poduszkę na kanapie. Dobrze, że kupiliśmy wygodną. Położyłem się. Wiedziałem, że nie mogę się narzucać Rose. Kochałem ja i chce, aby ona mnie tez pokochała, wiem ze, to samolubne z mojej strony, ale nie umiem bez niej żyć. Jak leżała w śpiączce bałem się ze się nigdy nie obudzi, a teraz pragnę, aby pamięć jej wróciła nie mówię tu o tych smutnych chwilach tylko tych radosnych. Zasnąłem.
Nagle poczułem lekki dotyk na ramieniu od razu się przebudziłem sięgając za poduszkę, gdzie miałem kołek. Zobaczyłem przed sobą Rose, miała na sobie dres i dużą znoszona już koszulkę.
- Rose co ty tu robisz? – Spytałem, patrząc na zegarek była 9:08. Zasnąłem jakieś cztery minuty temu no, to sobie pospałem.
- Chciałabym ci powiedzieć, że to łóżko u góry jest duże zmieścisz się w, nim nie jestem aż tak duża. – Powiedziała poważnie. – Możesz spać po drugiej stronie, to w końcu tez twoje łóżko.
- Jesteś pewna?
- Tak, a co, jeżeli znowu będę miała koszmar? - I tym mnie kupiła.
- Dobra. - powiedziałem i wziąłem kołdrę, poduszkę i kołek, który był pod nią. Rose szła przede mną, powoli wchodząc po schodach. Gdy była w sypialni, miejsce, które zazwyczaj zajmowałem było wygładzone, Rose położyła się po drugiej stronie.
- Dobranoc. - Powiedziała.
- Dobranoc. - Położyłem się na drugim końcu łóżka. - Zajrzę jeszcze do Joanna i Clary. - Stwierdziłem i poszedłem do pokoju bliźniąt. Spały słodko na pleckach zwrócone w swoją stronę główkami. Nakryłem każde z nich kocykiem i ucałowałem w czółko. Gdy wróciłem do sypialni Rose już spała, położyłem się. Już miałem zasypiać, kiedy poczułem, że Rose się przysuwa i przytula się do mnie, spojrzałem na jej twarz, nie spała uśmiechnęła się lekko i wtuliła się w moją pierś objąłem ją ręką po chwili już spała, a ja wraz z nią.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz