środa, 15 lipca 2015

Księga I rozdział XV

Znowu mnie ogłuszyli, akurat kiedy zaczęłam słyszeć jakieś odgłosy dobiegające z góry.  Zaczęło do mnie docierać, że już jestem przytomna. Ktoś unosił moją głowę, przestraszyłam się w pierwszej chwili ale zrozumiałam coś bardzo ważnego. Te ręce były ciepłe, czyli to nie był strzyga, były bardzo łagodne i miękkie.  Otworzyłam oczy i zobaczyłam Dymitra, była to najszczęśliwsza chwila w moim życiu, ale od razu dopadło mnie przerażenie.
- To pułapka.- powiedziałam słaby głosem. I wtedy ze wszystkich stron otoczyły nas strzygi. Dymitr od razu zaczął walczyć a wraz z nim reszta jego grupy. Co mnie nieco zdziwiło było tam z trzydziestu strażników, podejrzewałam że większość z nich to koledzy Dymitra. Zobaczyłam także członków mojej byłej grupy a także co najdziwniejsze, a może wręcz przeciwnie był tam także Abe. Podbiegł do mnie.
- Jak się czujesz?- Spytała przecinając moje więzy.
- Bywało lepiej, co ty tutaj robisz?
- Nie mogłem cię zostawić samej, ani zostawić cię tylko Dymitrowi bo to mogło by się źle skończyć.
- Dlaczego?
- Bo on nie myślał racjonalnie.- Powiedziała gdy byłam już wolna.
Dymitr właśnie zabił jedną z strzyg i szybko podbiegł do mnie.
- Wszystko ok.?
- Tak.- Już leciała na niego kolejna strzyga więc tylko wyciągnął z płaszcza mój kołek i mi go podał.  Zaczęłam wstawać, byłam trochę obolała ale musiałam coś zrobić.
- Choć wynosimy się z tond.- Powiedział Abe ciągnąc mnie za ramię w stronę drzwi. Wyrwałam mu się.
- No chyba zwariowałeś jeżeli myślisz ze teraz z tond wyjdę. Oni walczą żeby mnie uwolnić, narażają życie a ja mam skulić ogon i się chować nie ma mowy.- Powiedziałam, prawie krzycząc.
- No dobrze widzę ze i tak cię z tond nie odciągnę.- Powiedział zrezygnowany.- Tylko żeby nic ci się nie stało bo będziesz miała do czynienia ze mną.
- Dobrze.- I rzuciłam się w wir walki.
Dołączyłam do Dymitra który walczył właśnie z dwiema strzygami. Kopnął jedną w brzuch robiąc mi idealny moment do zakołkowania jej, oczywiście z niego skorzystałam i po chwili padła na ziemię i wtedy mój ukochany mnie zauważył, uśmiechnął się do mnie a ja do niego. Zaczęliśmy walczyć razem, jak zawsze nasze ruchy były idealnie zsynchronizowane jak w zegarku. Nasze ruchy były swobodne i dokładne, zabijaliśmy kolejne strzygi a reszta świata mogła nie istnieć. Liczyło się tylko to że walczę z moim ukochanym, bratnią duszą.
Straciłam rachubę ile strzyg zakołkowaliśmy, co jakiś czas było słychać wystrzały broni palnej,  a po chwili strzyga która została postrzelona już leżała zakołkowana na ziemi. Widziałam jak Abe intensywnie myśli i wszystkim rozporządza i wydaje jakieś rozkazy. Po pewnym czasie okazało się że zostały już tylko trzy strzygi, które zostały bardzo szybko dobite.
Dopadło mnie zmęczenie. Dymitr do mnie podszedł i mnie przytulił.
- Jak się czujesz?- Spytał.
- Jestem zmęczona.
- Chodź wynosimy się z tond.
Zaczął mnie prowadzić do drzwi.
- No dobra wszyscy są cali?- Spytał Abe stojąc przy drzwiach i wszystko kontrolując.- Widzę że tylko lekkie zadrapania wiec żwawo panowie do wyjścia. Rose chodź tutaj. Dymitr będziesz zabezpieczał tyły.- To było raczej stwierdzenie niż pytanie. Zaczęłam iść obok Abe i zastanawiałam się co między nimi musiało się stać że są w takich miłych stosunkach.
 Dymitr szedł zaraz za mną, spojrzałam na niego przez ramię, uśmiechnął się, odwzajemniłam gest. Nagle otworzyły się drzwi obok których chwile szybciej przechodziliśmy wyskoczyła z nich Aleksandra z jakąś jeszcze strzygą. Dymitr był już gotowy. Nie miła szansy wygrać z tyloma strażnikami.
- O widzę że przybył rycerz na białym koniu.- Stwierdziła sarkastycznie. Rzuciła się na Dymitra, który bez większych problemów odepchnął jej atak, ale w tym samym czasie do walki dołączyła druga kreatura.
Zaczęłam się odwracać, i już wyjmowałam kołek kiedy ktoś mnie złapał za rękę, podniosłam wzrok i zobaczyłam Abe
- Nie możesz tak ryzykować jest  tutaj wystarczająco dużo strażników którzy tam pójdą.
- Czyli możesz być pewien że nic mi nie będzie.- Powiedziałam i wyrwałam mu rękę.
Szybko podbiegłam do Dymitra i zaczęłam walczyć z Aleksandrą, gdyż mój ukochany zajął się tą drugą strzygą.
- Zginiesz marnie.- Powiedziała Aleksandra i rzuciła się na mnie, uchyliłam się przed jej ciosem i zadałam jej kopniaka w brzuch, zachwiała się do tyłu. Zobaczyłam kątem oka, że Dymitr dobijał już swoją strzygę więc rzuciłam się na moją przeciwniczkę, lecz ona też zauważyła chyba zauważyła że teraz nie da mi już rady. I nagle co mnie bardzo zdziwiło podbiegła do mnie i z całej siły zamachnęła się nogą, zdążyłam się tylko odwrócić w taki sposób że całą siłę uderzenia przejęła moja ręka. Poleciałam na ścianę, a Aleksandra zawołała jeszcze że- wszyscy pożałujemy tego przez co musiała przejść – i uciekła w nie znane nam korytarze.
Dymitr szybko znalazł się przy mnie
- Nic ci nie jest?
- To zdanie chyba ostatnio trafiło na pierwsze miejsca przebojów tego lata.
- Uznajmy to za to że nie jest źle.- Zaczął pomagać mi wstawać łapiąc mnie za rękę, ale się skrzywiłam.- Coś cię boli?- Na jego twarzy pojawiło się zmartwienie.
- Kopnęła mnie w rękę.
- Choć tutaj.- Powiedział i zaczął delikatnie brać mnie na ręce.
- Ale ja potrafię sama chodzić.- Powiedziałam ale bez przekonania.
- Tak z pewnością ale wolałbym gdybyś nam tutaj nie zemdlała w czasie drogi do samolotu.
- W takim razie zgoda.- Zgodziłam się spojrzałam przed siebie i zobaczyłam wkurzonego Aba.- Chyba czeka mnie kazanie i szlaban.- Powiedziałam tak żeby tylko Dymitr mnie mógł usłyszeć. Uśmiechnął się.
- Raczej mnie już szybciej mówił że się ze mną policzy.
- Za co?
- Za to, że pozwoliłem żeby ktoś cię porwał.- Powiedział zmartwiony.
- To nie była twoja wina, tylko moja nie powinnam iść na to spotkanie, a ze staruszkiem to ja musze sobie pogadać.- W tym czasie byliśmy już przy Abe.
- Rose, będziemy musieli poważnie porozmawiać o twoim zachowaniu.- Powiedział stanowczo
- Dobrze staruszku a czy możemy tą rozmowę przełożyć na trochę później?- Powiedziałam ze słodkim uśmiechem.
- Ale nie myśl że ci się upiecze.
- Ależ skąd.- Odpowiedziałam z udawaną powagą.
Dalsza droga minęła nam w ciszy i spokoju, nie spotkaliśmy żadnej strzygi, najwidoczniej została już tylko Aleksandra która gdzieś uciekła. Nikt się ją jakoś nie przejmował, została zapomniana. Gdy wyszliśmy na słońce oślepiło mnie na chwile od tego jaskrawego światła, ale szybko się przyzwyczaiłam.
- Ale fajnie znów być na słońcu.-Powiedziałam z uśmiechem i wystawiając twarz do słońca. Dymitr się zaśmiał.
Samolot stał nie daleko na pasie startowym który był niedaleko magazynów. Szybko do niego dotarliśmy do naszego transportu, weszliśmy do środka. Był to nie wielki samolot pasażerski. W środku były cztery rzędy siedzeń po dwa miejsca po każdej stronie, a także kilka siedzeń gdzie miejsca były naprzeciwko siebie. Właśnie tam zaniósł mnie Dymitr.
Położył mnie ale usiadłam na siedzeniu po stronie wylotu.
- Poczekaj tu chwile, zaraz wracam.- Powiedział dał mi całusa i gdzieś poszedł. Wszyscy już wsiedli i drzwi do samolotu zostały zamknięte.
Szybko przeleciałam po wszystkich twarzach było tutaj 34 strażników, niektórzy mieli zdrapania ale raczej wszystkie rany wyglądały nie groźnie. Większość z nich była pochłonięta rozmową, niektórzy się śmieli, podejrzewałam że są to koledzy Dymitra.  Inni mieli poważne miny i patrzeli prosto przed siebie, to musieli być pracownicy Abe.
Po kilku minutach wrócił Dymitr z jakimś mężczyzną. Był to brunet o niebieskich oczach i wzroście mniej więcej metr siedemdziesiąt.
- To Tom, ukończył kurs ratowniczy. A to jest Rose.
- Miło mi ciebie poznać Rose.- Powiedział z uśmiechem.
- Mi także ciebie miło poznać.
- A więc Dymitr mówił, że bolała cię ręka.
Pokazałam mu rękę, po wstępnych badaniach stwierdził ze to najprawdopodobniej nie groźne pęknięciem, następnie założył mi opatrunek usztywniający i poszedł zakładać opatrunki innym.

Dymitr usiadł obok mnie a po pewnym czasie dołączył do nas Abe, i usiadł naprzeciwko nas. Oczywiście wygłosił jakaś krótką przemowę po czym stwierdził że to dopiero początek i że mi tak łatwo nie odpuści Lech Dymitrowi także. Potem wtuliłam się w mojego ukochanego i zasnęłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz