Znowu mnie
ogłuszyli, akurat kiedy zaczęłam słyszeć jakieś odgłosy dobiegające z
góry. Zaczęło do mnie docierać, że już
jestem przytomna. Ktoś unosił moją głowę, przestraszyłam się w pierwszej chwili
ale zrozumiałam coś bardzo ważnego. Te ręce były ciepłe, czyli to nie był
strzyga, były bardzo łagodne i miękkie.
Otworzyłam oczy i zobaczyłam Dymitra, była to najszczęśliwsza chwila w
moim życiu, ale od razu dopadło mnie przerażenie.
- To pułapka.-
powiedziałam słaby głosem. I wtedy ze wszystkich stron otoczyły nas strzygi.
Dymitr od razu zaczął walczyć a wraz z nim reszta jego grupy. Co mnie nieco
zdziwiło było tam z trzydziestu strażników, podejrzewałam że większość z nich
to koledzy Dymitra. Zobaczyłam także członków mojej byłej grupy a także co
najdziwniejsze, a może wręcz przeciwnie był tam także Abe. Podbiegł do mnie.
- Jak się
czujesz?- Spytała przecinając moje więzy.
- Bywało lepiej,
co ty tutaj robisz?
- Nie mogłem cię
zostawić samej, ani zostawić cię tylko Dymitrowi bo to mogło by się źle
skończyć.
- Dlaczego?
- Bo on nie
myślał racjonalnie.- Powiedziała gdy byłam już wolna.
Dymitr właśnie
zabił jedną z strzyg i szybko podbiegł do mnie.
- Wszystko ok.?
- Tak.- Już
leciała na niego kolejna strzyga więc tylko wyciągnął z płaszcza mój kołek i mi
go podał. Zaczęłam wstawać, byłam trochę
obolała ale musiałam coś zrobić.
- Choć wynosimy
się z tond.- Powiedział Abe ciągnąc mnie za ramię w stronę drzwi. Wyrwałam mu
się.
- No chyba
zwariowałeś jeżeli myślisz ze teraz z tond wyjdę. Oni walczą żeby mnie uwolnić,
narażają życie a ja mam skulić ogon i się chować nie ma mowy.- Powiedziałam,
prawie krzycząc.
- No dobrze
widzę ze i tak cię z tond nie odciągnę.- Powiedział zrezygnowany.- Tylko żeby
nic ci się nie stało bo będziesz miała do czynienia ze mną.
- Dobrze.- I
rzuciłam się w wir walki.
Dołączyłam do
Dymitra który walczył właśnie z dwiema strzygami. Kopnął jedną w brzuch robiąc
mi idealny moment do zakołkowania jej, oczywiście z niego skorzystałam i po
chwili padła na ziemię i wtedy mój ukochany mnie zauważył, uśmiechnął się do
mnie a ja do niego. Zaczęliśmy walczyć razem, jak zawsze nasze ruchy były
idealnie zsynchronizowane jak w zegarku. Nasze ruchy były swobodne i dokładne,
zabijaliśmy kolejne strzygi a reszta świata mogła nie istnieć. Liczyło się
tylko to że walczę z moim ukochanym, bratnią duszą.
Straciłam
rachubę ile strzyg zakołkowaliśmy, co jakiś czas było słychać wystrzały broni
palnej, a po chwili strzyga która
została postrzelona już leżała zakołkowana na ziemi. Widziałam jak Abe
intensywnie myśli i wszystkim rozporządza i wydaje jakieś rozkazy. Po pewnym czasie
okazało się że zostały już tylko trzy strzygi, które zostały bardzo szybko
dobite.
Dopadło mnie
zmęczenie. Dymitr do mnie podszedł i mnie przytulił.
- Jak się
czujesz?- Spytał.
- Jestem
zmęczona.
- Chodź wynosimy
się z tond.
Zaczął mnie
prowadzić do drzwi.
- No dobra
wszyscy są cali?- Spytał Abe stojąc przy drzwiach i wszystko kontrolując.-
Widzę że tylko lekkie zadrapania wiec żwawo panowie do wyjścia. Rose chodź
tutaj. Dymitr będziesz zabezpieczał tyły.- To było raczej stwierdzenie niż
pytanie. Zaczęłam iść obok Abe i zastanawiałam się co między nimi musiało się
stać że są w takich miłych stosunkach.
Dymitr szedł zaraz za mną, spojrzałam na niego
przez ramię, uśmiechnął się, odwzajemniłam gest. Nagle otworzyły się drzwi obok
których chwile szybciej przechodziliśmy wyskoczyła z nich Aleksandra z jakąś
jeszcze strzygą. Dymitr był już gotowy. Nie miła szansy wygrać z tyloma
strażnikami.
- O widzę że
przybył rycerz na białym koniu.- Stwierdziła sarkastycznie. Rzuciła się na
Dymitra, który bez większych problemów odepchnął jej atak, ale w tym samym czasie
do walki dołączyła druga kreatura.
Zaczęłam się
odwracać, i już wyjmowałam kołek kiedy ktoś mnie złapał za rękę, podniosłam
wzrok i zobaczyłam Abe
- Nie możesz tak
ryzykować jest tutaj wystarczająco dużo
strażników którzy tam pójdą.
- Czyli możesz być
pewien że nic mi nie będzie.- Powiedziałam i wyrwałam mu rękę.
Szybko
podbiegłam do Dymitra i zaczęłam walczyć z Aleksandrą, gdyż mój ukochany zajął
się tą drugą strzygą.
- Zginiesz
marnie.- Powiedziała Aleksandra i rzuciła się na mnie, uchyliłam się przed jej
ciosem i zadałam jej kopniaka w brzuch, zachwiała się do tyłu. Zobaczyłam kątem
oka, że Dymitr dobijał już swoją strzygę więc rzuciłam się na moją
przeciwniczkę, lecz ona też zauważyła chyba zauważyła że teraz nie da mi już
rady. I nagle co mnie bardzo zdziwiło podbiegła do mnie i z całej siły
zamachnęła się nogą, zdążyłam się tylko odwrócić w taki sposób że całą siłę
uderzenia przejęła moja ręka. Poleciałam na ścianę, a Aleksandra zawołała
jeszcze że- wszyscy pożałujemy tego przez co musiała przejść – i uciekła w nie
znane nam korytarze.
Dymitr szybko
znalazł się przy mnie
- Nic ci nie
jest?
- To zdanie
chyba ostatnio trafiło na pierwsze miejsca przebojów tego lata.
- Uznajmy to za
to że nie jest źle.- Zaczął pomagać mi wstawać łapiąc mnie za rękę, ale się
skrzywiłam.- Coś cię boli?- Na jego twarzy pojawiło się zmartwienie.
- Kopnęła mnie w
rękę.
- Choć tutaj.-
Powiedział i zaczął delikatnie brać mnie na ręce.
- Ale ja
potrafię sama chodzić.- Powiedziałam ale bez przekonania.
- Tak z
pewnością ale wolałbym gdybyś nam tutaj nie zemdlała w czasie drogi do
samolotu.
- W
takim razie zgoda.- Zgodziłam się spojrzałam przed siebie i zobaczyłam
wkurzonego Aba.- Chyba czeka mnie kazanie i szlaban.- Powiedziałam tak żeby
tylko Dymitr mnie mógł usłyszeć. Uśmiechnął się.
- Raczej
mnie już szybciej mówił że się ze mną policzy.
- Za co?
- Za to,
że pozwoliłem żeby ktoś cię porwał.- Powiedział zmartwiony.
- To nie
była twoja wina, tylko moja nie powinnam iść na to spotkanie, a ze staruszkiem
to ja musze sobie pogadać.- W tym czasie byliśmy już przy Abe.
- Rose,
będziemy musieli poważnie porozmawiać o twoim zachowaniu.- Powiedział stanowczo
- Dobrze
staruszku a czy możemy tą rozmowę przełożyć na trochę później?- Powiedziałam ze
słodkim uśmiechem.
- Ale
nie myśl że ci się upiecze.
- Ależ
skąd.- Odpowiedziałam z udawaną powagą.
Dalsza
droga minęła nam w ciszy i spokoju, nie spotkaliśmy żadnej strzygi,
najwidoczniej została już tylko Aleksandra która gdzieś uciekła. Nikt się ją
jakoś nie przejmował, została zapomniana. Gdy wyszliśmy na słońce oślepiło mnie
na chwile od tego jaskrawego światła, ale szybko się przyzwyczaiłam.
- Ale
fajnie znów być na słońcu.-Powiedziałam z uśmiechem i wystawiając twarz do
słońca. Dymitr się zaśmiał.
Samolot
stał nie daleko na pasie startowym który był niedaleko magazynów. Szybko do
niego dotarliśmy do naszego transportu, weszliśmy do środka. Był to nie wielki
samolot pasażerski. W środku były cztery rzędy siedzeń po dwa miejsca po każdej
stronie, a także kilka siedzeń gdzie miejsca były naprzeciwko siebie. Właśnie
tam zaniósł mnie Dymitr.
Położył
mnie ale usiadłam na siedzeniu po stronie wylotu.
-
Poczekaj tu chwile, zaraz wracam.- Powiedział dał mi całusa i gdzieś poszedł.
Wszyscy już wsiedli i drzwi do samolotu zostały zamknięte.
Szybko
przeleciałam po wszystkich twarzach było tutaj 34 strażników, niektórzy mieli
zdrapania ale raczej wszystkie rany wyglądały nie groźnie. Większość z nich
była pochłonięta rozmową, niektórzy się śmieli, podejrzewałam że są to koledzy
Dymitra. Inni mieli poważne miny i
patrzeli prosto przed siebie, to musieli być pracownicy Abe.
Po kilku
minutach wrócił Dymitr z jakimś mężczyzną. Był to brunet o niebieskich oczach i
wzroście mniej więcej metr siedemdziesiąt.
- To
Tom, ukończył kurs ratowniczy. A to jest Rose.
- Miło
mi ciebie poznać Rose.- Powiedział z uśmiechem.
- Mi
także ciebie miło poznać.
- A więc
Dymitr mówił, że bolała cię ręka.
Pokazałam
mu rękę, po wstępnych badaniach stwierdził ze to najprawdopodobniej nie groźne pęknięciem,
następnie założył mi opatrunek usztywniający i poszedł zakładać opatrunki
innym.
Dymitr
usiadł obok mnie a po pewnym czasie dołączył do nas Abe, i usiadł naprzeciwko
nas. Oczywiście wygłosił jakaś krótką przemowę po czym stwierdził że to dopiero
początek i że mi tak łatwo nie odpuści Lech Dymitrowi także. Potem wtuliłam się
w mojego ukochanego i zasnęłam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz