środa, 22 lipca 2015

Księga I rozdział XXXVI

Sen przyszedł o dziwo szybko. Trafiłam w tym śnie do lasu, był dzień szłam przez las z grupa innych ludzi. W śród nich zauważyłam Dymitra i moją matkę. Było widać, że wszyscy są podekscytowani, ale i zdeterminowani. Było widać, że gdzieś zmierzamy, a ja pewnie byłam jedyną, która nie wiedziała, gdzie.
Szliśmy dalej wśród drzew, gdy przed nami zobaczyłam górę. Była ona nie wysoka, widziałam jej szczyty przez drzewa. U jej podnóża było kilka ciemnych plam były, to chyba jaskinie. Zostaliśmy rozdzieleni na drużyny ja poszłam z jedną z nich Dymitr i Jenin dołączyli do innych. Jak się domyśliłam chyba mieliśmy zamiar zaatakować coś, co kryło się w jaskiniach my zastaliśmy przydzieleni do zabezpieczenia tyłów. Ustawiliśmy się w półkole, jeden z nas chyba najstarszy miał krótkofalówkę co chwile było widać, że czegoś nasłuchuje. Nagle usłyszałam dobiegające z jaskini odgłosy walki.
Nasz chyba dowódca wysyłał co jakiś czas kilku ludzi. Nawet wyszło stamtąd kilku strażników i chyba moroj. Nasz dowódca wysłał dwójkę chyba nowicjuszy wraz z nami w drogę powrotna. W końcu zostało nas już tylko kilku. Dowódca było widać, że się zastanawia, czy mnie puścić, w końcu weszłam do jaskini.
Było tam ciemno i było słuchać coraz wyraźniej odgłosy walki. Po jakimś czasie dalsze części jaskini zostały rozświetlone, przez nieregularne światło ognia. Od głosy walki były już niemal namacalne. Weszliśmy w grotę oświetloną tylko kilkoma płomieniami. Pod jedną ze ścian zobaczyłam Dymitra, Jenin i kilka innych osób, które widziałam w czasie drogi tutaj. Stali oni otoczeni przez kilku ludzi, lecz ci ludzie byli jacyś inni byli strasznie bladzi i bardzo szybcy i silni, mieli także kły. Teraz zrozumiałam, że to musza być strzygi, o których wspominał Dymitr.
Ruszyliśmy do walki. Przez cały czas nie wiedziałam co się dzieje, blokowałam ciosy, sama je zadawałam, machałam kołkiem jak zawodowiec, choć nie miałam pojęcia jak to się robi.
Nagle zaczęliśmy uciekać, musiałam się przeczołgać, a potem dalej biec, nagle wyskoczyło na nas kilka strzyg i znowu musieliśmy walczyć. Po jakimś czasie znowu biec, usłyszałam odgłosy walki zza siebie, ale dalej biegłam. Gdy już wybiegłam zobaczyłam Dymitra któremu jedna ze strzyg wbijała kły w szyję. Usłyszałam krzyk i, wtedy się obudziłam twarz miałam mokrą, a z moich ust wydobywał się krzyk, który przerwałam. Zobaczyłam swój pokój. Nie byłam już w lesie nie widziałam czegoś co łamało mi serce. Była 3 po południu. Przez zasłony w oknach wpadał stłumiony blask słońca.
Co, to był za sen? Wydawał się bardzo rzeczywisty jakbym kiedyś już, to przeżyła. Dymitr może będzie coś wiedział.
Położyłam się z powrotem, lecz nie byłam w stanie zasnąć, nie po tym co mi się przyśniło. Wstałam i poszłam do łazienki, żeby się trochę ogarnąć. Opłukałam twarz zimną wodą. Zarzuciłam na siebie spodnie i koszulę. Wyszłam z łazienki, a następnie z pokoju na korytarz. Przeszłam korytarzem w stronę recepcji. Dyżurna pielęgniarka spojrzała tylko na mnie i wróciła do czytania gazety. Wyszłam na zewnątrz.
Zalał mnie blask popołudniowego słońca. Na placu było niewielu ludzi. Pojedyncze osoby wracające z imprez lub chorujących na bezsenność. Po placu wędrowało także kilku strażników, którzy witali mnie skinięciem głową. Szczególnie przyciągnęła moja uwagę jedna ze strażniczek, miała ciemna skórę i była po 50. Włosy miała krótko ścięte. Jej twarz była poważna. Kobieta była obecna w moim śnie. Ruszyłam w jej stronę. Zobaczyła mnie i się uśmiechnęła.
- Witaj Rose. Jak się czujesz? – spytała uprzejmie.
- Dzień Dobry, Dobrze. Ale czy my się znamy? – spytałam zdezorientowana.
- Tak znamy się, chodziłaś do szkoły, w której byłam szefową strażników. Byłaś najlepszą uczennicą.
- Miałam dziś sen. Występowała pani w, nim.
- A co ci się śniło? – spytała z ciekawością.
- Jakaś walka w jaskiniach, strzygi i…
- Aha, to była misja ratunkowa. W zasadzie, to, o ile wiem, choć Dymitr nie chciał mi wszystkiego powiedzieć, to dzięki tobie wiedzieliśmy, gdzie ich szukać.
- A właśnie, widziałam tam także Dymitra, został ugryziony przez strzygę.
- Tak, to był dla nas szok, że tak świetny strażnik dał się zaskoczyć, ale nie mogliśmy nic zrobić.
- Ale jak to możliwe, że on wciąż żyje?
- Stał się strzygą, ale dzięki mocy ducha Lissa odmieniła go z powrotem w dampira. – Powiedziała to ze spokojem, ale ja czułam się zszokowana.
- Nie wiedziałam. – Powiedziałam.
- Dymitr ci nic nie powiedział?
- Nie, nic o tym nie wspominał.
- Może nie powinnam ci była tego mówić. Mogę cię o coś poprosić?
- Tak oczywiście.
- Nie wspominaj mu o tym. Myślę, że on gdzieś w głębi duszy jeszcze się zadręcza. – Powiedziała. Stwierdziłam, że, jeżeli sam o tym mi nie wspomni, to ja też nie będę drążyć tego tematu.
- Dobrze.
- Dziękuje. A ty czasem, nie powinnaś być teraz w szpitalu, w łóżku i spać?
- Teoretycznie, a prawda jest trochę inna. – Powiedziałam poważnie i się uśmiechnęłam. – Nie mogłam spać.
- Dobra, ale teraz wracaj do pokoju ok?
- Dobra. Na razie. – Powiedziałam i ruszyłam z powrotem.
Po chwili byłam już w pokoju. Usiadałam na łóżku i dopiero, wtedy zauważyłam pudełko ze zdjęciami, które wczoraj zostawił Dymitr.
Sięgnęłam po nie i otworzyłam. Zauważyłam przedziałkę o nazwie szkoła. Wyjęłam te zdjęcia. Były, to głownie moje zdjęcia z jakąś blondynką najprawdopodobniej z Lissa. Po jakimś czasie trafiłam na zdjęcie moje i Dymitra. On był bardziej poważny niż teraz miał skupiona twarz. Byliśmy na Sali treningowej. Wykonywałam właśnie wykop, a Dymitr pokazywał ręką, gdzie mam trafić. Na kolejnym byłam z jakimś chłopakiem, miał rude włosy. Był to Mason, przynajmniej tak podejrzewałam. Na kolejnym zdjęciu był Dymitr z innymi strażnikami, było ich tam całkiem sporo. Na kolejnym byłam ja z innymi uczniami, mieliśmy uśmiechnięte i podekscytowane miny. To musiało być zakończenie roku. Kolejne zdjęcie było intrygujące, stałam na mostku, zawieszonym nad niewielkim dołem, przede mną  stał jakiś chłopak. Po jednej stronie i po drugiej stronie mostu stało trzech mężczyzn w czerni. Ciekawe co ja tam robiłam. Po mojej twarzy było widać, że staram się coś wykombinować.
Odłożyłam zdjęcia ze szkoły i sięgnęłam znowu po te z czasów ciąży. Wyjęłam je ze środka. Pierwsze przedstawiało mnie i Lissę. Blondynka miała mniejszy brzuch i wyglądała przeuroczo. Ja, to inna bajka, mój brzuch był dwa razy większy i wyglądałam jak beczka. Jeszcze podkreślał to fakt, że miałam brązową bluzkę ciążową.
Wyjęłam kolejne zdjęcie z Lissą i Christianem. Widać było, że się kochają. Kolejne zdjęcie na jakie trafiłam przedstawiało mnie. Miałam brzuch tak wielki, że szkoda gadać. Siedziałam na ławce chyba w jakimś mieszkaniu, bo z tyłu widziałam salon. Próbowałam zawiązać buty, ale miałam tak wielki brzuch, że nie mogłam dosięgnąć sznurówek. Było, to dość śmieszne, roześmiałam się, po czym odłożyłam wszystkie zdjęcia na miejsce a  pudełko dałam na krzesło, obok łóżka. Położyłam się.
To takie niesprawiedliwe, że musiałam wszystko zapomnieć. Byłam szczęśliwa a teraz, nie umiałam nawet przypomnieć sobie jak wyglądało moje dzieciństwo. Przeleżałam tak jeszcze kilka godzin aż przyszła pani Stasia (na cześć naszej ukochanej wychowawczyni-, to nie żart ) ze śniadaniem.
- Dzień dobry,  o ?! widzę że nie śpisz i że jesteś w miarę obecna.- Powiedziała z uśmiechem.
- Dzień dobry, tak dzisiaj jestem obecna i w dodatku głodna.- Odpowiedziałam z uśmiechem.
Podała mi tackę z posiłkiem, był, to jogurt truskawkowy, sok owocowy i dwie kanapki.
- Dziękuje.- Powiedziałam i zaczęłam jeść.
- Do zobaczenia i smacznego.- Powiedziała pani Stasia wychodząc, tylko jej odkiwnęłam głową, bo miałam akurat pełne usta. Gdy kończyłam dopijać sok, do sali wkroczyła Lissa, jak zawsze miała tego ładne spodnie, bluzkę i garsonkę a do tego nienaganną fryzurę. Wszystko dopełniała idealnie pasująca do reszty biżuteria. Za nią do sali weszło dwóch strażników, a na korytarzu przed drzwiami stało kolejnych dwóch.
- Hej, jak się czujesz?- spytała z uśmiechem. Całe szczęście nasze stosunki poprawiły się od czasu pierwszego spotkania.
- Hej, dobrze. Co cię do mnie sprowadza?- spytałam z ciekawością.
- Uwaga mam coś, co jest nie u mnie rzadkością…- Powiedziała uroczyście.
- Co takiego?- Spytałam z narastającą ciekawością.
- Czas! dokładnie…- spojrzała na zegarek - 1 godzinę, 29 minut i 28 sekund.
- Co za dokładność.- Powiedziałam żartobliwie, bo o ile dobrze pamiętam, to Christian jej o wszystkim przypominał.
- Jak się jest królową, to trzeba być dokładnym.- Powiedziała z ironią, jakby cytując jakąś formułkę. Roześmiałyśmy się.- Christian mi kiedyś powiedział coś takiego, to tylko na niego prychnęłam. Dobra, a tak w ogóle, to chce cię zabrać do Rondy.
- Kim jest Ronda?- spytałam zdezorientowana.
- To taka dworska wróżka. Chodź, jak chcesz, to coś na siebie narzuć i lecimy za 10 minut jesteśmy umówione na sesje.
Wzięłam tylko katanę i ruszyłam za Lissą. Królowa poprowadziła mnie przez szpital, potem na dwór i do całkowicie innej części Dworu. Weszłyśmy do budynku oznaczonego jako „ Centrum odnowy biologicznej i duchowej” . W środku znajdowały się sauny, pomieszczenie oznaczone jako masaże, manikiur, pedikiur i tym podobne. Poszłyśmy długim korytarzem, po obu jego stronach było pełno drzwi oznaczone numerkami. Pod niektórymi były jeszcze tabliczki z nazwami usług oferowanymi w tych pokojach. Skręciłyśmy za rogiem w prawo, gdzie znowu zobaczyłyśmy taki sam korytarz. W końcu Lissa zatrzymała się przy jednych z drzwi oznaczonych jako 151900. Pod numerkiem był napis „Wróżby”. Lissa otworzyła drzwi i weszła do środka. Znalazłyśmy się w niewielkim pomieszczeniu, które było chyba recepcją. Na środku stało biurko za, którym siedziała brunetka o krótkich włosach, miała czerwono-niebieską sukienkę i ok. 25 lat. Po za tym w pomieszczeniu po drugiej stronie były wisiorki tworzące drzwi i wieszak na kurtki.
- Wasza Wysokość, pani Ronda już czeka.- Powiedziała z odpowiednia dozą szacunku.
Lissa ruszyła do koralików przez, które przeszła do innego pokoju. Ruszyłam za nią, gdy weszłam do pomieszczenia, poczułam zapach kadzidełek. Na półeczce w rogu było postawionych kilka zapalonych świeczek. Na środku pomieszczenia znajdował się niski stolik a po obu jego stronach leżały poduszki. Na jednej z nich siedziała kobieta z całą pewnością Ronda. Kobieta była owinięta w chusty. Lissa podeszła do jednej z poduszek i na niej usiadła, ja uczyniłam to samo.
- Witam, Wasza Wysokość.- Powiedział z szacunkiem.- Witaj Rose.- zwróciła się do mnie.
- Dzień dobry.- odpowiedziałam niepewnie.
- No dobrze zaczynajmy, kto pierwszy?- spytała kobieta spoglądając na nas.
- To może ja.- Powiedziała Lissa.
- Tak sobie pomyślałam, że może skorzystamy dziś z kostek?- Spytała z błyskiem w oku.
- Tak, może być. Mi, to nie sprawia różnicy.- Odpowiedziała Lissa. Nie wiedziałam, o co chodzi wiec tylko skinęłam głową.
Kobieta wyjęła z pod stolika drewniany kubeczek. Podała go Lissie, która, nim potrzasnęła, zakrywając wierzch dłonią. Oddała go Rondzie, która rozsypała kostki po całym stoliku. Nachodziły one na siebie, krzyżowały się, układały się w najróżniejsze wzory. Ronda pochyliła się nad nimi i zaczęła analizować ich układy.
- Widzę tu dużo szczęścia, czekają cię kłopoty, jakieś spisek. To wszystko…
- Dziękuje, ostatnio jak tu byłam, wszystko wyglądało tak samo tylko.- Powiedziała Lissa.
-No dobrze teraz czas na ciebie Rose. Potrząśnij.- Powiedziała podając mi zebrane w kubeczku kostki. Wzięłam je i powtórzyłam czynność którą szybciej niż ja wykonała Lissa. Oddałam kubeczek Rondzie, a ona wysypała kostki na stolik, ułożyły się w skomplikowane wzory. Jedna z kosteczek nawet tak upadła, że chybotała się na drugiej. Ronda popatrzyła na nie z zainteresowaniem.
- Tobie mogę powiedzieć więcej. Po pierwsze odzyskasz cos co straciłaś, choć to nie jest pewne, jeden nie właściwy ruch i wszystko zostanie zaprzepaszczone. Czeka cię czas wielkiej radości, a następnie czas, w którym będziesz musiała sprawdzić czy to co czujesz jest prawdziwe. Wszystko wisi na włosku. Ważą się losy twojego życia i osób tobie najbliższych. Czeka cię coś co nie zdarza się często. -Mówiła, to wszystko na jednym wdechu, wpadła w dziwny trans a jej oczy zaszły mgłą. Na chwilkę zamilkała.. zamrugała…
- Co się stało?- spytała nagle kompletnie zdezorientowana patrząc na kostki.- Co, to było?
- Nie wiem, mówiła pani normalnie i nagle zaczęła pani mówić bardzo szybko, wpadła pani w trans…
- Powiedziałam i spojrzałam zszokowana na Lisse, która intensywnie wpatrywała się w Rondę.
- Możecie zostawić mnie samą?- Spytała słabym głosem kobieta.
- Oczywiście, dziękujemy.- Powiedziałam wstając.
- Nie dziękuj, za to co zrobiłam się nie dziękuje.- Powiedziała, a ja wiedziałam, że nie powinnam z nią teraz dyskutować.
Wyszłam za Lissą z pokoju, żegnając się i zostawiając tam osłupiałą kobietę. Gdy wychodziłyśmy z recepcji słyszałam jak Ronda mówi do sekretarki, żeby odwołała dziś wszystkie wizyty.
Pożegnałyśmy się z recepcjonistką i wyszłyśmy na korytarz.
- Tobie powiedziała więcej. – Zauważyła Lissa.
- A widziałaś ją potem wyglądała na przestraszoną i zdezorientowaną. – Stwierdziłam.
- E, Ronda jest trochę dziwna w końcu, to wróżka.
- No tak, ale wyglądała dziwnie… A potem jeszcze odwołała wszystkie dzisiejsze wizyty. – Zauważyłam idąc za Lissą.
- Nie przejmuj się. – Powiedziała lekceważąco.
- Widziałam jak na nią patrzyłaś. Też coś cię za niepokoiło. – Powiedziałam.
- Tak jej aura została przyćmiona. Jakby coś nią zawładnęło. Czy możemy zmienić temat?– spytała ze zmęczeniem w głosie -Nie chce o tym rozmawiać..
- W porządku. – Powiedziałam z rezygnacją.
- No, słyszałam, że był wczoraj u ciebie Dymitr z bliźniakami. – Powiedziała zmieniając temat z  uśmiechem.
- Tak, ale nie chciał powiedzieć mi wszystkiego, stwierdził że potem opowie mi resztę.
- To dobrze. Chodź przedstawię cię komuś. – Powiedziała i pociągnęła mnie korytarzem, prowadzącym z salonu piękności do hotelu, a następnie na dwór. Nie zdążyłam nawet wszystkiego dokładnie obejrzeć. Lissie najwyraźniej się śpieszyło. Znalazłam się w jak na razie największym budynku, jaki widziałam na Dworze. Gdy weszłyśmy do środka, zobaczyłam ogromny hol bardzo bogato ozdobiony. To musiał być główny budynek dworu czyli pałac Królewski.
Lissa nie dała mi dużo czasu na podziwianie przepychu jaki tu panował, bo już ciągnęła mnie dalej po schodach na górę. Przeszłyśmy bardzo długim korytarzem aż królowa stanęła przed jednymi z drzwi. Otworzyła je.
Pokój był duży, pomalowany na pastelowo żółty kolor. Znajdowała się tu komoda, szafka i inne meble. A także łóżeczko. Lissa podeszła do niego a ja podążyłam za nią.
- To Rosmarie. – Powiedziała. W łóżeczku leżała śliczna dziewczynka o blond włosach i niebieskich oczach. Była podobna do Lissy.
- Jest śliczna. – Powiedziałam.
Nagle drzwi się otworzyły, których wcześniej nie zauważyłam. Wyszedł z nich Christian.
- Witam moje drogie panie. – Powiedział z uśmiechem i do nas podszedł. Dał całusa Lissie i stanął obok niej wpatrując się w małą Rose.
- Hej. – Odpowiedziałam, a Lissa tylko się uśmiechnęła, ale zaraz zmarszczyła brwi i spytała z nutka ironii w głosie- A co ty tu robisz tak właściwie? Nie miałeś mieć teraz czasem jakiegoś zebrania klubu golfowego?
- Ha ha ha bardzo zabawne. Dobrze wiesz, że miałem mieć ale nie chciałem w tym uczestniczyć. Na szczęście go odwołali… - Powiedział z uśmiechem.
Spędziłam z Lissą jeszcze godzinę, po czym jeden ze strażników odprowadził mnie do szpitala, żebym się nie zgubiła. Resztę dnia spędziłam na oglądaniu telewizji i też przed nią zasnęłam.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz