środa, 22 lipca 2015

Księga I rozdział XXVI

Dymitr

Ustaliłem z Rose, że ja sprawdzę pokoje po prawej. Ruszyłem tam, patrząc chwilę, jak moja ukochana wchodzi do pokoju po drugiej stronie. Sam otworzyłem drzwi do kwatery nr 16. W środku panowała cisza i egipskie ciemności. Wszystkie zasłony były zasłonięte. Poszukałem włącznika. Po chwili pokój rozświetliło jasne światło. Zauważyłem duże łóżko z baldachimem. A to, co się na nim znajdowało, zmroziło mi krew w żyłach. Na łóżku leżała Aleksandra.
- Wyglądasz na zaskoczonego. Coś ci się stało? Nie spodziewałeś się mnie?
- A ty nie byłabyś zaskoczona? - Spytałem przybierając pozycję bojową. - Po co to wszystko?
- Dla zemsty, a po za tym wciąż pragnę cię przemienić.
- Nigdy na to nie pozwolę! Wole już być martwy!
- Może cię nie przemienię, ale na życie nie masz co liczyć.
- Śmierć byłaby dla mnie wybawieniem w takiej sytuacji.
Nagle się zerwała. Była o dziwo szybka, jak na tak krótki staż. Od razu się na mnie rzuciła.
Wymierzyła mi serię ciosów, które z łatwością odparowałem.
Były to ruchy, których uczył się każdy, tylko w szybszym tempie.
- No, nie wyszedłeś z formy.
- Chyba nie myślisz, że możesz mnie pokonać.
- Widzisz, znam wszystkie twoje ruchy, twoje słabe punkty. Nikt nie zna cię tak jak ja.
- Pomyłka.
- Co masz na myśli?
- Rose zna mnie lepiej. Ona wiedziała o mnie wszystko, jeszcze zanim zaczęliśmy się spotykać. Jak byłem jej mentorem, umiała mnie świetnie rozpracować, odkryć moje tajemnice.
- Ona nic o tobie nie wie.
- Myśl, jak uważasz.
Wymierzyła mi cios w bok głowy. Uchyliłem się sprawnie i przejechałem jej kołkiem po brzuchu. Widziałem jak się skrzywiła. Wiedziałem, że rana i tak się za chwile zasklepi. Aleksandra, żeby zyskać czas, zaczęła biec w stronę korytarza. Pobiegłem za nią.
Zatrzymała się na drugim jego końcu od strony, z której tu przyszliśmy.
- Co, teraz uciekasz?
- Nie, skąd. Przedłużam twoje marne życie.
Znów się złączyliśmy w morderczym tańcu. Wymieniliśmy ciosy w bardzo szybkim tempie. Zauważyłem, że na końcu korytarza coś się poruszyło. To pewnie Rose usłyszała jakiś hałas i przyszła.
Zobaczyłem, że zbliża się do nas zachodząc Aleksandrę od tyłu, więc zrobiłem taki ruch żeby miała jak najłatwiejszy dostęp do jej serca .
Właśnie wtedy coś mnie oślepiło. Niewyobrażalnie jasne światło. Było ono zarazem piękne i budziło we mnie strach. Po chwili wszystko ustało, a ja ujrzałem Aleksandrę leżącą i płaczącą na kolanach jakiejś morojki. Miała może ze 175 cm,  długie blond włosy i oczywiście figurę modelki. Była bardzo podobna do kobiety w windzie.
- Kim jesteś i co tutaj robisz? - spytałem.
- Jestem Katherina. Władam mocą ducha i byłam tu z mamą. Ją zabiła strzyga, a ja się ukryłam.
- Jestem strażnik Dymitr Bielkow. Dobrze zrobiłaś ukrywając się. Skąd miałaś kołek i jak udało ci się go wbić w strzygę.
- Kołek nie było trudno zdobyć. Podprowadziłam jednemu strażnikowi już dawno temu. Przez kilka tygodni próbowałam go zaczarować. Co do wbicia, wzięłam sobie kilka lekcji u strażnika, który broni mojej rodziny.
- Skąd wiedziałaś, że trzeba zaczarować kołek?
- Plotki się szybko rozchodzą. - Powiedziała z chytrym uśmieszkiem. Nagle dobiegł nas krzyk i odgłosy szamotaniny. Szybko skierowałem się w stronę pokoju z numerem 13.
Otworzyłam drzwi. Zobaczyłem, że Rose upadła na podłogę, a nad nią nachylały się dwie strzygi. Ruszyłem do walki. Jedną z nich zaskoczyłem i od razu zabiłem. Z drugą chwilę powalczyłem, ale ogólnie szybko uśmierciłem.
Podbiegłem do Rose. Leżała przy łóżku. Zrobiła się blada. Od razu zobaczyłem ranę z boku głowy.
- Rose, Roza, obudź się! -Poczułem narastającą panikę.
Sprawdziłem puls. Żyła. Szybko wyjąłem telefon. Wybrałem numer Zygmunta. Odebrał po pierwszym sygnale.
- Działo się coś u was?
- Nie, tylko dwie strzygi.
- Dobra, musicie sami sobie poradzić. Rose jest ranna. Idę zanieść ją do szpitala.
- Ok.
- Zadzwoń do Hansa.
- Dobra, nie ma sprawy. - Rozłączyłem się.
- Spojrzałem na Rozę, Z rany płynęła krew. Wziąłem ją ostrożnie na ręce.
- Roza, obudź się! Musisz żyć!-Nie było żadnej reakcji. Wybiegłem z pokoju i pognałem do schodów. Szybko zbiegłem na dół.
Nagle Rose otworzyła lekko oczy i spojrzała na mnie.
- Opiekuj się naszymi dziećmi towarzyszu.
- Rose nie mów tak.
- Kocham cię.

- Roza nie zasypiaj! - Ale to nic nie dało, Rose już zamknęła oczy.- Rose, nie. Moja Roza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz