Rano
obudziłam się wcześnie i o dziwo byłam wypoczęta. Nikogo nie było w pokoju. Ostatnio albo ktoś mnie
budził albo przychodził zaraz po moim przebudzeniu. Na śniadanie nie musiałam
długo czekać. Gdy już zjadłam, przyszedł doktor Paul.
- Dzień
dobry.- Przywitałam się.
- Dzień
dobry. – Odpowiedział- Jak się czujesz? – Spytał siadając na krzesełku i kładąc
sobie na kolana podkładkę z kartkami, w ręce trzymał długopis.
-A
bardzo dobrze. – odpowiedziałam z uśmiechem.
-
Przypomniałaś sobie coś, od mojej ostatniej wizyty?
- Tylko
kilka momentów z życia.
-
Dobrze, to zawsze coś. Słyszałem, że ciągle u ciebie ktoś siedzi, to bardzo
ważne żebyś miała kontakt z ludźmi z przed wypadku.
- Przed
wczoraj poznałam swoje dzieci. – Powiedziałam. – W ogóle ich nie pamiętałam. –
Bardzo starałam się żeby głos mi się nie złamał.
- Nikt
nie oczekiwał, że od razu je sobie przypomnisz. Masz czas Rose. Nic na siłę.
Musisz się oswoić z zaistniałą sytuacją, nie możesz od siebie wymagać, że
wszystko sobie od razu przypomnisz.
- Tylko,
że to trudne. – Powiedziałam ze smutkiem.
- Ale
dziś...- zaczął z tajemniczą miną- Nie ma powodów do smutku– Powiedział doktor.
- Dlaczego?- Podniosłam wzrok na jego
uśmiechniętą twarz.– Mam dobre wieści, masz dobre wyniki i postanowiłyśmy
wypisać cię ze szpitala.
–
Ucieszyłam się, bo będę mogła nareszcie na dobre zacząć wdrażać się w życie na
Dworze. Uśmiechnęłam się.
- To
świetne wieści. – Powiedziałam do Paula.
- Tak,
miałem nadzieje, że się ucieszysz, choć będziesz musiała tu jeszcze zawitać na
kontrolę. Wypisujemy cię jutro. Kontrolę będziesz miała za tydzień. A dziś
czeka cię jeszcze jedno badanie. – Powiedział z uśmiechem.
- Chyba
to jedno badanie wytrzymam. – Powiedziałam z uśmiechem.
-
Oczywiście, tomograf będziesz miała o 23:45. Przyjdzie po ciebie pielęgniarka.
Ubierz się w rzeczy bez elementów metalowych. – poinstruował mnie.
-
Dobrze.
- To ja
cię już zostawiam do zobaczenia. – Powiedział Wstając i zmierzając do wyjścia.
- Do
widzenia. – pożegnałam go
Zostałam
sama. Zaczęłam zastanawiać się gdzie będę mieszkać. Będę się tym przejmowała
później, teraz przecież mogę się cieszyć tym, że wychodzę z tych czterech
ścian.
Będę
mogła zacząć zwiedzać Dwór i nie myśleć, że trzeba wrócić do szpitala. Wreszcie
będę mogła sobie coś przypomnieć. Moje rozmyślania przerwał dźwięk otwieranych
drzwi. Do pokoju wszedł Dymitr, a zaraz za nim Lissa.
- Hej. –
Powiedziałam z uśmiechem.
- Cześć.
– Odpowiedział pogodnie brunet.
- Cześć. – przywitała się królowa.
- Jak
się czujesz? – spytał Dymitr.
-
Dobrze. Był dzisiaj u mnie doktor Paul i…. – Nie zdążyłam dokończyć, bo Lissa
weszła mi w słowo…
- I
wypisują cię ze szpitala. – Uśmiechnęła się.
- Skąd
wiecie? – Spytałam zdziwiona.
-
Spotkaliśmy lekarza na recepcji. – Opowiedziała morojka. – Ale teraz… pojawia
się pytanie gdzie będziesz mieszkała.
-
Oczywiście możesz zamieszkać ze mną i bliźniętami ale nie wiem czy będziesz
chciała. – Powiedział Dymitr.
- Jeżeli
nie chciałabyś mieszkać ze strażnikiem Bielikowem to mogę załatwić ci
mieszkanie. W końcu to ogromny Dwór. No a ja, w swoim pałacu królewskim też mam
dużo pustych pokoi gościnnych.
– To
gdzie chciałabyś mieszkać? – Spytała.
Nagle
mój problem pogorszył się, teraz nie wiedziałam którą propozycje mieszkania mam
wybrać. Nie byłam pewna czy jestem gotowa do powrotu do życia z Dymitrem, ale
sama też raczej nie chciałam mieszkać. Nie zamierzam też się narzucać Lissie.
Trudna decyzja, ale co tam raz kozie śmierć.
- Może
zamieszkam z Dymitrem, skoro tam kiedyś mieszkałam… może pomorze mi to w
odzyskaniu pamięci. – Spojrzałam na bruneta, uśmiechną się uspokajająco.
-
Przygotuję mieszkanie na twoje przybycie. – Powiedział.
-
Dzięki. – Powiedziałam i uśmiechnęłam się. – No moje życie chyba zacznie wracać
do normy.
- Tak,
na pewno, jakby coś to pamiętaj, że możesz do mnie dzwonić ze swoimi problemami
albo mnie odwiedzić. Co prawda mam zawsze jakieś spotkania, no ale jakiś tam
czas wygospodaruje. – Powiedziała Lissa
z uśmiechem.
- Będę
pamiętała. – Odpowiedziałam odwzajemniając uśmiech.
- Nie
wątpię. – Powiedziała wymownie.
-
Spokojnie nie mam zamiaru pozwolić na kolejne uderzenie w głowę. – Stwierdziłam
całkiem poważnie – Chociaż może, skoro przy jednym uderzeniu straciłam pamięć
to może przy kolejnym ją odzyskam. – Powiedziałam z zamyśleniem.
Widziałam jak na ich twarzach maluje się
przerażenie.
- Rose
nawet o tym nie myśl. - Powiedział Dymitr z miną która nie znosiła sprzeciwu.
Roześmiałam się. Spojrzeli na mnie jak na wariatkę.
-
Przecież żartowałam. Nie chce umierać kolejny raz tylko dlatego żeby odzyskać
pamięć. Z pewnością są lepsze sposoby. – Odetchnęli z ulgą.
- Ale
mnie wystraszyłaś… zawsze byłaś raczej wariatką.– Powiedziała Lissa.
- Chyba
się zmieniłam. W końcu nie pamiętam jaka byłam kiedyś. – Powiedziałam
beztrosko, choć zrobiło mi się smutno.
- Nie
przejmuj się, na pewno sobie przypomnisz. To tylko kwestia czasu. – Powiedział
Dymitr biorąc mnie za rękę.
- Skąd
taka pewność? – Spytałam wyzywająco ale na duszy zrobiło mi się jakoś ciepło i
przyjemnie.
- Bo cię
znam i wiem że się nie poddasz.
- No nie mam takich zamiarów.
- No i
tak ma zostać. – Powiedział Dymitr z uśmiechem.
Siedzieliśmy
tak dalej po jakimś czasie Lissa musiała już iść.
-
obowiązki wzywają - westchnęła.
Wyniki
tomografu miały być za trzy dni, więc będę musiała poczekać. Lekarz twierdzi,
że z pewnością będą dobre. Resztę dnia spędziłam tak jak zawsze, oglądając
telewizję, czytając gazety.
Następnego dnia rano przyszedł do
mnie doktor Paul z wypisem. Ja byłam już przebrana i zaczynałam pakować rzeczy
do torby, przeszedł Dymitr z bliźniętami.
- Hej. –
Przywitałam się z uśmiechem.
- Cześć.
– Odpowiedział. – I jak? jesteś gotowa?
- Chyba
tak. – Spakowałam ostatnie rzeczy do torby i rozejrzałam się. Wszystko zabrałam
co prawda nie miałam zbyt wiele rzeczy.
– Chyba
wszystko wzięłam. – Powiedziałam biorąc torbę i odwracając się do Dymitra.
- Daj
wezmę to. – Powiedział. Wziął ode mnie torbę i przewiesił ją przez rączkę wózka.
Pudełko ze zdjęciami włożył pod wózek, całkowicie o nim zapomniałam. Joann i
Clara patrzyli na mnie z uśmiechem. Odpowiedziałam tym samym, a one się
roześmiały. – To co idziemy? – spytał brunet.
- Tak
idziemy w końcu raz kozie śmierć nie? – Powiedziałam starając się przybrać jak
najbardziej beztroski ton. Choć nie wyszło mi to najlepiej.
- Nie
denerwuj się. Wszystko się ułoży, zobaczysz –Powiedział strażnik uśmiechając
się pokrzepiająco.
Ruszyliśmy,
przeszliśmy przez recepcje gdzie pielęgniarki pokiwały mi głowami z uśmiechem,
odpowiedziałam tym samym. Wyszliśmy na zewnątrz, na niebie świeciły miliony
gwiazd i księżyc. Zauważyłam sporo ludzi chodzących uliczkami. Co jakiś czas
było widać tu także strażników. Było ich bardzo łatwo rozpoznać. Poważni, czujni,
nierozmawiający z nikim chyba, że przez radio między sobą. Gdy obok nich
przechodziliśmy skinęli nam głowami.
-
Dlaczego wszyscy strażnicy nas witają? – Spytałam, kiedy byliśmy po za
zasięgiem słuchu strażników.
-
Jesteśmy strażą główną pary królewskie. – Powiedział, idąc dalej uliczką w
stronę jakiegoś jeszcze nie znanego mi
punktu.
- Aha,
czyli ja też? – Spytałam zdziwiona.
- Tak ty
też. Jesteś strażniczką Lissy ale przeszłaś na macierzyński. – Powiedział z
uśmiechem.
- A ty?
- Ja
jestem strażnikiem Christiana, ale w zasadzie teraz bardziej pracuje w terenie.
Nawet to wolę bo nie musze zawsze stać w jednym miejscu.
- Nie
dziwie się, że wolisz taka pracę, komu by się chciało stać w miejscu.
- Nikomu
ale my to musimy robić.
-
Nieźle. Niezłą sobie robotę znalazłam. – Powiedziałam z ironią.
- Nie
jest tak źle, jeżeli się jest strażnikami pary królewskiej to się często
podróżuje.
-
Atrakcja dodatkowa? – Spytałam z chytrym uśmieszkiem.
- Tak,
atrakcje dodatkowe. – Powiedział i uśmiechnął się.
- A
rodziny? Czy strażnicy mają rodziny? – Zapytałam całkowicie poważnie.
- Raczej
nie, rodzinny jest ciężko pogodzić z
pracą. Mężczyźni rzadko mają dzieci bo morojki raczej nie chętne są do rodzenia
dzieci dampirów. No a jak są dampirki które mają dzieci często rezygnują z
pracy i poświęcają się dla nich. Twoja matka należy do tej niewielkiej ilości
strażniczek które oddały dziecko do jakiejś rodziny która ma się opiekować nim
w czasie gdy matka pracuje. Z tego co mi wiadomo twoja matka nie za bardzo się
tobą interesowała. – Powiedział krzywiąc się przy niektórych zdaniach.
- Czyli
co, nie ma to jak troskliwa matka. – Powiedziałam z uśmiechem.
- Choć
od czasu wypadku zaczęła się bardzo przejmować. – Powiedział na jej obronę
Dymitr.
- Czyli
mamy postępy. Nie no żarty sobie robię, nie wiem jaka jest moja matka ale jak u
mnie była stwarzała pozory pracoholiczki. – Powiedziałam.
- Tak
jest bardzo oddana pracy.
Przeszliśmy
jeszcze niewielki kawałek drogi aż doszliśmy do budynku który mogłam określić
mianem bloku. Weszliśmy do środka przez podwójne drzwi. Hol był przestronny,
ściany były pomalowane na beżowo, przed nami były szerokie schody. Na prawo i
lewo rozpościerały się korytarze gdzie po lewej stronie były okna, a po drugiej
drzwi. Po obu stronach schodów były szare drzwi oznaczone jako wejście do
garaży i pokoje gospodarzy z wbudowanym czytnikiem do identyfikatorów.
Dymitr
ruszył w stronę schodów. Ruszyłam za nim, brunet wziął wózek i wszedł po
schodach. Szłam zaraz za nim. Na górze skręciliśmy w prawo. Stanęliśmy przed
drzwiami o numerze 20. Dymitr wyjął klucze i otworzył drzwi, wpuścił mnie do
środka, na początek trafiłam do przedpokoju był tu wieszak i ławeczka to
miejsce widziałam na zdjęciu. Dymitr wszedł za mną odłożył torbę na ławkę a
pudełko ze zdjęciami położył na szafce.
- To
jest nasze mieszkanie. – Powiedział, prowadząc mnie do salonu gdzie był
telewizor oraz kanapy. Podłoga była wyłożona kafelkami. Zauważyłam po prawej
ladę, a za nią kuchnie i jadalnie oraz drzwi, chyba do łazienki. Po lewej były
schody i jeszcze jedne drzwi.
– jak
nie możesz czegoś znaleźć to pytaj. Tam jest kuchnia i jadalnia, a obok drzwi
do łazienki. U góry mamy sypialnię. Czuj się tu swobodnie. W końcu jesteś u
siebie. – Powiedział, było widać, że jest zdenerwowany nie mniej niż ja.
-
Spokojnie, musze się przyzwyczaić. W końcu wydaje mi się, że nigdy tu nie
byłam. – Starałam się zabrzmieć optymistycznie.
Obok
kanapy stał kojec do którego Dymitr włożył Joanna i Clarę. Włączył im również
bajkę, dzieci się nią od razu zainteresowały. Brunet ruszył w stronę kuchni,
poszłam za nim. Pomieszczenie było
wyłożone beżowymi kafelkami, na blacie stał koszyk z owocami. Był tu zlew, a
obok zmywarka, szafki, kuchenka i lodówka. Strażnik zaczął przygotowywać różne
produkty.
- Robię,
obiad, możesz w tym czasie się rozejrzeć. – Powiedział zerkając na mnie znad
papryki.
- Dobra.
Poszłam
w stronę łazienki. W niej był pryśnic, umywalka i toaleta. Ściany były wyłożone
zielonymi kafelkami.
Skierowałam
się w stronę schodów. Spojrzałam jeszcze w stronę kuchni gdzie Dymitr właśnie
wrzucał coś na patelnię, w salonie bliźnięta dalej wpatrywały się w bajkę,
gdzie jakiś miś spotkał się z przyjaciółmi.
Weszłam
po schodach gdzie znalazłam się w korytarzu. Był pomalowany na ładny odcień
pomarańczowy, są tu cztery pary drzwi jedne oszklone prowadzące na balkon,
jedne takie jak do łazienki, a pozostałe prowadzące do pokoi. Ruszyłam w stronę
pierwszych drzwi. Weszłam do pokoju który wyglądał jakby należał do Joanna i
Clary. Ściany były w odcieniu jasnej szarości. Szafki były białe, a drzwiczki i
szuflady miały pomalowane na różne kolory. Na ścianach były powieszone zdjęcia,
bliźniąt, nasze wspólne. Po za tym w pomieszczeniu były dwa łóżeczka dla dzieci
i dwa fotele. Były tu także wszystkie potrzebne akcesoria dla dzieci. Na
ścianach były też namalowane zwierzątka, a na łóżeczkach było poustawiane po
kilka maskotek. Po prawej były drzwi, w stronę których ruszyłam. Otworzyłam je
znalazłam się s sporych rozmiarach sypialni. Ściany były pomalowane na
czerwono. Na środku pokoju stało łóżko, to musi być sypialnia moja i Dymitra.
Narzuta na łózko była satynowa w kolorze fioletu w kwiecisty wzór. Było tu
jedno okno z firankami i zasłonami do
ziemi, w kolorze bardzo podobnym do narzuty na łóżko, choć bez kwiatów, no tak
w tym świecie trzeba mieć zasłony jeżeli nie chce się żeby świeciło w oczy w
czasie gdy się smacznie śpi. Po jednej stronie łózka stał stolik nocny na
którym stała ramka ze zdjęciem naszej czwórki, mnie Dymitra i bliźniąt na tym
zdjęciu ja i Dymitr siedzieliśmy na dwóch fotelach. Ja wyglądałam na osłabioną
ale szczęśliwą, brunet promieniował trzymając na rękach jedno z bliźniąt chyba
Joanna. To chyba było niedługo po porodzie bo dzieci były takie malutkie. W
pomieszczeniu stały także trzy szafy. Jedna z nich miała wysokość może trochę
ponad metr miała tylko szuflady, dwie pozostałe były chyba z pułkami i
wieszakami. Wszystkie meble zostały zrobione z tego samego rodzaju drewna.
Wyszłam
z pokoju drugimi drzwiami i poszłam w stronę łazienki, która była taka sama jak
na dole tyle, że zamiast prysznica miała wannę, sporych rozmiarów. Ruszyłam w
stronę balkonu. Po chwili owiał mnie chłodny wiatr. Z balkonu rozprzestrzeniał
się widok na park. Z miejsca którym stałam widziałam fontannę a także po lewej,
już po za obszarem parku plac zabaw na którym bawiły się dzieci w wieku mniej
więcej sześć – dziesięć lat. Bawiły się w piaskownicy, na zjeżdżalni,
huśtawkach i w domku do zabawy. W koło placu na ławeczkach siedziały matki albo
opiekunki, ciężko to określić. Stałam tak dalej opierając się o barierce kiedy
usłyszałam kroki szybko się odwróciłam.
W
drzwiach balkonu stał Dymitr.
-
Przyrządziłem obiad, zjesz ze mną i bliźniętami? To znaczy my będziemy jeść
leczo, które przyrządziłem a dzieci kaszki. – Powiedział z uśmiechem.
- Tak oczywiście.
– Odwzajemniłam uśmiech. Dymitr wycofał się do mieszkania, a ja ruszyłam za
nim. Zeszliśmy po schodach. Na dole bliźnięta były włożone już do siedzonek dla
dzieci. A na stole w jadalni stały już dwa talerze ze sztućcami. Usiadłam przed
jednym z nich. Brunet przyszedł po chwili z kuchni z półmiskiem wypełnionym makaronem i leczo.
-
Wygląda pysznie. – Powiedziałam wdychając kuszący zapach.
-
Nałożyć ci? – Spytał, uśmiechając się.
- Nie,
poradzę sobie – Powiedziałam, choć i tak podstawiłam mu mój talerz z uśmiechem.
Roześmiał się. Nałożył mi porcję następnie sobie, po czym poszedł jeszcze do
kuchni i wrócił z dwiema miseczkami z kaszką truskawkową. Usiadł naprzeciwko
mnie. Zaczęliśmy jeść. W czasie posiłku Dymitr opowiadał mi kolejne fakty z
mojego życia, z przed wypadku. Po tym jak zjedliśmy, nakarmiliśmy wspólnie
Clare i Joanna. Po obiedzie za bardzo nie wiedziałam co mam robić dlatego wraz
z Dymitrem bawiliśmy się z bliźniętami. Dzieci śmiały się a my wraz z nimi.
Po
kolacji poszłam wziąć kąpiel. Ja miałam spać w sypialni a Dymitr powiedział, że
będzie spał na kanapie bo wie, że mogłabym się czuć niekomfortowo.
Wieczorem
obejrzeliśmy jeszcze film w czasie którego zasnęłam.
Naglę się przebudziłam ktoś mnie
gdzieś niósł chyba wchodził po schodach.
- Co się
stało? – Spytałam sennie widząc przed sobą Dymitra.
-
Zasnęłaś, nie chciałem cię budzić.
- Aha. –
Wtedy poczułam już tylko jak jestem kładziona na łóżku. – Dobranoc. – Udało mi
się jeszcze powiedzieć zanim zasnęłam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz