wtorek, 14 lipca 2015

Księga I rozdział XI


Dymitr

Rose poszła się przejść, aby wszystko przemyśleć. Chciałem iść z nią lecz powiedziała, że woli iść sama. Nie ma jej już pół godziny. Odpoczywałem u nas w pokoju kiedy ktoś zapukał, czyli to pewnie mama.
- Wejdź mamo. - powiedziałem. Po czym weszła do pokoju.
- A Rose jeszcze nie ma? Jest już ciemno powinna być już w domy. - powiedziała zmartwionym głosem.
- Tak, wiem, pójdę jej poszukać. Zajmiesz się Clarą i Joannem?
-  Nie ma sprawy.
Wstałem i zeszedłem na dół gdzie zarzuciłem kurtkę. Wtedy zauważyłem kopertę którą dostała Rose leżała na podłodze. Podniosłem ją i przeczytałem.
No to wiemy gdzie wybrała się moja ukochana.
Gdy wyszedłem od razu zwróciłem się w stronę kościoła. Nie było ich przed nim więc wszedłem do środka ale tam również ich nie było. Wyszedłem i poszedłem dalej chodnikiem. Poszedłem za róg murku. I zobaczyłem kilka strzyg, a pośrodku walczącą Rose.
Zacząłem biec w ich stronę i wtedy jedna ze strzyg uderzyła Rozę w głowę, ogłuszając ją. Zanim zamknęła oczy i upadła jeszcze ujrzała mnie.
Przyśpieszyłem, ale już wwlekali ją do samochodu. Zanim tam dobiegłem już odjeżdżali. Na chodniku leżała nieprzytomna Aleksandra.
Po chwili zaczęła się budzić.
- Co się stało? - spytałem ją.
- Przyjechali nie wiadomo skąd, walczyła z nimi ale nie dała im rady, wzięli ją. Dymitr teraz możemy być razem. - zaczęła się podnosić.
- Co ty mówisz?
- Nie rozumiesz. Teraz gdy jej nie ma możemy być szczęśliwi razem.
- Ale ja byłem szczęśliwy z Rose. Nie z tobą.
- Jak możesz tak mówić? Przecież było nam ze sobą dobrze.
-No właśnie było  tylko tobie.
- Jak to?
- Wtedy myślałem, że to mi wystarczy. Ale dopiero przy Rose odkryłem co to szczęściem. Nidy już nie będziemy razem! - powiedziałem, odwracając się i szybko odchodząc.
- Jeszcze tego pożałujesz! - usłyszałem za sobą.
Zacząłem biec, chciałem jak najszybciej wrócić do domu. Nie mogło mi się to pomieścić w głowie. Moja Roza porwana przez strzygi. Co ja zrobię jeśli coś jej się stanie. Nie mogę tak myśleć. Będzie dobrze musi być dobrze. Byłem już w połowie drogi kiedy, zaczął padać deszcz jakby rozpaczał  nad ta tragedią.
Dobiegłem do domu. Wbiegłem szybko do korytarza.
- Dymitr? I co znalazłeś Rose? - dobiegł mnie głos mamy z kuchni.
- Nie. - powiedziałem z rozpacza w głosie.
- Dymitr? Co się stało? - Mama wychyliła się z kuchni. - o mój Boże całkowicie przemokłeś choć tutaj, opowiedz mi co się stało.
Poszedłem do kuchni gdzie usiadłem. Mama podała mi gorącą herbatę i usiadła naprzeciwko mnie.
- Opowiadaj.
- Rose została porwana.
- Ale jak to?
- Gdy wychodziłem znalazłem ta kopertę którą dostała. Byłem ciekawy i ją przeczytałem, była to wiadomość od Aleksandry chciała z nią się spotkać o 20:00 przed kościołem. Poszedłem tam ale nigdzie ich nie było. Zacząłem iść dalej chodnikiem, wzdłuż muru, gdy wyszedłem za rogu, zobaczyłem kilka strzyg było ich chyba z osiem. Miedzy nimi stała Rose i z nimi walczyła ale było oczywiste, że nie da rady napierali na nią ze wszystkich stron. Zacząłem biec w ich stronę. Chciałem jej pomóc ale wtedy ją ogłuszyli. Biegłem dalej coraz szybciej. Gdy dobiegłem na miejsce odjeżdżali. Zawiodłem ją powinienem był szybciej zacząć jej szukać. Aleksandra leżała nieprzytomna na ziemi. Gdy się ocknęła zaczęła gadać jakieś brednie, że niby teraz możemy być razem. Powiedziałem jej, że to niemożliwe. Potem mówiła coś jeszcze ale nie przyjmowałem nic za myślą, że Rose została porwana.
- To straszne. Spokojnie Dymitr wszystko będzie dobrze.
- Co ja teraz zrobię? - powiedziałem załamany.
- Spokojnie, idź teraz się do góry trochę ogarnąć, może przespać. Dzieci śpią więc nie powinny teraz płakać przez najbliższe parę godzin. Ja zawiadomię Aba. - powiedziała ze spokojem choć na jej twarzy było widać kaskadę uczuć.
- Dobrze, choć teraz na pewno nie zasnę.
Wyszedłem z kuchni i skierowałem się na górę. Zajrzałem do bliźniąt, które spały spokojnie, nieświadome tego co się stało.
Wziąłem szybki pryśnic po czym usiadłem przy łóżeczkach bliźniąt. Clara zaczynała mieć włosy koloru włosów Rozy, Joann znowuż ma włosy w takim samym kolorze jak moje. Mam nadzieje, że zobaczą jeszcze swoją matkę, co nie jest pewne. Jestem głupi, że tak myślę powinienem zastanawiać się jak ją uwolnić.
Po pierwsze trzeba się dowiedzieć gdzie przebywa, co nie będzie łatwe. Nie wiem kto ją porwał, ani dokąd zabrał. Nie znam także przyczyn porwania. Nagle rozbiegło się pukanie i do pokoju weszła Sonia.
- Hej, co tam?
- A nic, Słyszałaś?
- Tak mama mi powiedziała. Co teraz zrobisz? - spytała siadając na drugim fotelu.
- Jeszcze nie wiem, ale na pewno nie pozostawię Rose na pastwę strzyg.
- Będziesz potrzebował wsparcia.
- Tak wiem, mama dzwoniła do Aba, może pomoże.
- Brałeś pod uwagę to, że mogli ja... zabić, lub przemienić w... .
- Tak wiem, że jest taka możliwość. Ale nie zostawię jej. Nie ma nawet takiej opcji.
- Jeżeli chcesz znaleźć ludzi chętnych do pomocy, poszukaj wśród swoich przyjaciół ze szkoły.
- To dobry pomysł. Dziękuje.
- Aha ale zanim pójdziesz to muszę cię uprzedzić, że czeka cię jeszcze starciem z Abem. W zasadzie to był główny cel mojej wizyty u ciebie. Abe ma przyjechać za pół godziny.
- Dobra dzięki.
- No dobra, idę, trzymaj się.
- Dzięki.
Dalej wpatrywałem się w bliźniaki. Clara miała założone różowe śpioszki. a Joann niebieskie. Wszystkie śpioszki są w pastelowych kolorach. Mamy dla nich ubrana w żywszych kolorach tylko, że są dla nich za duże. Trochę jeszcze zajmie zanim w nie wejdą.
Co Aleksandra sobie myślała, że tak po prostu rzucę wszystko i będę z nią. Kocham Rozę i wiem, że z inną kobietą nie mógł bym być szczęśliwy. Rose dała mi szczęście, rzecz o której nigdy nie bym nie marzył czyli dzieci. Gdy ją spotkałem nigdy bym nie pomyślał, że to ona będzie moim szczęściem. Nierozważna, nielubiąca zasad, teraz nikt by nie powiedział, że taka jest.
Pogłaskałem i ucałowałem bliźnięta po czym, zszedłem na dół.
Mama kręciła się w kuchni, Wiktoria słuchała muzyki w salonie.
- Wujku, a gdzie jest Rose? - spytał Pawka schodząc po schodach.
- Musiała wyjechać. - odpowiedziałem
- Wujek, jestem duży, możesz mi powiedzieć prawdę. Przecież widzę, że wszyscy są poddenerwowani.
- No dobrze, Rose została porwana.
- Czy mogę jakoś pomóc? - spytał zmartwiony.
- Idź pomóc babci.
- A czy pójdziecie ją uratować?
- Tak oczywiście tylko na początek musimy obmyślić plan i z tym czekamy na Aba.
- Mazura?
- Tak. To ojciec Rose.
- W życiu bym nie pomyślał. Dobra idę. - powiedział idąc do kuchni.
Po chwili do korytarza wtargnął Abe.
- Coś ty zrobił? Jak mogłeś pozwolić żeby ja porwali?! - krzyknął idąc na mnie z pięściami.
- Chciałem ją uratować ale nie zdążyłem.
Ale Abe mnie nie słuchał zaczął wymierzać mi sprawne ciosy. Nie walczyłem z nim tylko się broniłem. Do korytarza wbiegła Karolina.
- Co to jest? Panowie powinniście pomyśleć jak ją uwolnić, a nie rzucacie się sobie do gardeł. - Krzyknął, Abe się odsunął.
- Masz szczęście teraz, ale jeszcze się z tobą policzę.
- Chodźmy do salonu. - poprowadziłem go przez korytarz do pokoju dziennego.
- Dzień dobry - powiedziała Wiktoria, wyłączając muzykę.
- Dzień dobry.
- Może kawy, herbaty, czegoś zimnego. - spytała Karolina.
- Po proszę kawę. - powiedział Abe siadając przy stole. - A więc co wiemy?
- W zasadzie niewiele można by powiedzieć tylko, że Rose została porwana.
- No to faktycznie niewiele. - Nagle rozległo się dzwonienie telefonu, słyszałem jak mama go odbiera.

- Dymitr do ciebie. Królowa Wasylissa Dragomir.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz