Dymitr
zapukał do drzwi na końcu korytarza, były one czerwone z mosiężną klamką. Z
wnętrza dobiegły mnie jakieś słowa po rosyjsku po których Dymitr otworzył drzwi
i przywitał się z kobietą siedzącą w fotelu bujany. Pokój był pomalowany na
zielono, było tam łóżko z narzutą w kolorze jasnej zieleni. Stoi tu komoda,
szafa, stolik nocny i mały stolik przy którym stały dwa krzesła wszystko było
zrobione z tego samego rodzaju drzewa. Na komodzie i stoliku nocnym były
poustawiane zdjęcia, część z nich była czarno biała. Na stole był pięknie
zdobiony wazon z kwiatami w środku.
Starsza
pani miała siwe włosy i sieć zmarszczek na twarzy, wyglądała na miłą.
Powiedziała coś po rosyjsku czego oczywiście nie zrozumiałam.
- Co
powiedziała?- spytałam Dymitra.
-
Powiedziała, że wiedziała że przyjdziemy, i że wie także w jakiej sprawie.-
Chyba zobaczył coś w mojej twarzy, bo uśmiechnął się i dopowiedział.- Mama jej
powiedziała, i powiedziała także że wie co nieco na ten temat.
- Aha
to chyba dobrze.- Sara zmierzyła mnie swoim bystrym wzrokiem, uśmiechnęłam się
do niej lecz w jej oczach nie dostrzegłam uprzejmości. Usiadłam z Dymitrem na
krzesłach koło stołu, trzymając dzieci wciąż na kolanach. Kobieta zaczęła coś
mówić, Dymitr szybko odpowiedział.
- O co
chodzi?
-
Pytała o dzieci.- Znowu coś powiedziała. To chyba było jakieś przesłuchanie bo
Dymitr za każdym razem odpowiadał, zrezygnowałam z pytania go o co chodzi
stwierdziłam że potem mi powie.
-
Chciała by zacząć opowiadać- powiedział po pewnym czasie.- Stwierdziła, że
najpierw opowie wszystko mi a dopiero potem ja ci, bo nie chce aby jej
przerywano.
- Ok.-
odpowiedziałam krótko.
Zaczęła
opowiadać, Dymitr pilnie jej się przysłuchiwał co jakiś czas zadawał jakieś pytania.
Jego twarz zmieniała się praktycznie po każdym zdaniu, raz było widać że ucieszyła
go dana informacja, innym razem miał minę ponurą jakby coś go martwiło co jakiś
czas spoglądał także na bliźnięta z troską.
Bliźnięta
siedziały wyjątkowo spokojnie, nawet Clara. Wyglądało to tak jakby wsłuchiwały
się w opowieść i wszystko rozumiały, oczywiście o tyle ile może wsłuchiwać się
i rozmieć miesięczne dziecko. Ja rozumiałam tylko pojedyncze słówka. Nagle
Aleksandra skończyła.
-
Skończyła?- spytałam
-
Tak.- Dymitr podziękował jej przynajmniej tyle zrozumiałam, i wyszliśmy.
- I co
mówiła? Mam nadzieję że teraz wszystko mi skrupulatnie opowiesz.
- Oczywiście
ale trochę mi to zajmie.
-
Spokojnie mamy czas.
- No
więc zaczęło się od tego, że powiedziała że w historii naszej rasy zdarzyło się
to zaledwie kilka razy. Kiedyś bardzo dawno temu, nie wiadomo nawet do końca
kiedy, była para dampirów które miały pewne przeżycia które bardzo na nie
wpłynęły, miały te zmiany podłoże w tym, że wpływała na nie magia dampirów nie
kontaktujących się z żadnym żywiołem.
-
Czyli duch.- Stwierdziłam
- Tak
tylko że wtedy jeszcze o nim nie wiedzieli, a więc tych dwóch dampirów się w
sobie zakochało, żyli sobie spokojnie kiedy ta kobieta miała na imię podajże
Arya zaszła w ciąże, nikt nie chciał jej uwierzyć że to są naprawdę dzieci
Markusa, tak nazywał się jej ukochany. Lecz on ją bronił trudno było mu jej
uwierzyć ale w końcu gdy urodziło było widać, że chłopczyk jest praktycznie
taki sam jak on, było oczywiste że to jego dzieci. Urodziła także córkę która
okazała się bardzo podobna do matki.
Dzieci
nazwano cudem, okazało się że zaczęły dojrzewać dużo szybciej niż ich
rówieśnicy. Po pewnym czasie odkryto u nich pewne dary. Były one ze sobą
związane pewnego rodzaju więzią, odczuwały siebie nawzajem, ,można powiedzieć
że coś w stylu pocałunku cienia tylko że w obie strony. Odkryto u nich także to
że były wręcz nie do pokonania w walce szczególnie jak były razem. Można
powiedzieć taka super dwójka.
- No
jak na razie to nieźle ale widziałam że czasami miałeś zmartwioną minę.
- Bo
jeżeli jednemu coś się stanie to drugie odczuwa to w ten sam sposób. Jedno jest
szczęśliwe drugie tak samo, i tak wszystkie uczucia a także ból jeżeli jedno odczuwa ból nawet
najmniejszy to drugie również go odczuwa.
- No
to nie ciekawie.- Stwierdziłam mądrze. W czasie rozmowy doszliśmy już prawie do
domu. Wnieśliśmy więc wózek do domu.- Jest coś jeszcze?
-
Chyba tak jak coś mi się przypomni to ci powiem.- wzięliśmy maluchy i poszliśmy
do salonu.
- Już wróciliście?-
spytała Olena.
- Tak,
pani Sara nam wszystko opowiedziała, to znaczy bardziej Dymitrowi a on mi potem
wszystko opowiedział.
W tym czasie
weszła do pokoju także Wiktoria.
- A wy
gdzie byliście?- powiedziała podchodząc do mnie.- Choć do ciotki.- powiedziała
wyciągając ręce po Clare. Która całkiem ją polubiła. Joann raczej wolał swoją
babcię, szczerze powiedziawszy nawet nie wiem dlaczego każde lubiło kogoś
innego.
-
Byliśmy u babci Aleksandry.
- A
Olę spotkaliście?
- Jaka
Ole?
- To
zdrobnienie od Aleksandra.- poinformowała mnie.
-
Wciąż nie wiem jak wy znajdujecie te zdrobnienia.
-Tradycja.-
skwitowała.
- Tak
spotkaliśmy ją.- Powiedział Dymitr.
- Nie
widzę żadnych oznak walki, co się stało.
-
Wymieniłyśmy z Aleksandra parę uwag po czym ja i Dymitr poszliśmy do pani Sary.
-
Dziwne Ola to raczej wojownicza jest zupełnie tak jak ty nie Rose?
-
Dziękuje za komplement.
- Nie
ma za co.
-
Wiktoria uspokój się.- powiedziała Olena. – A tak w ogóle ktoś zostawił dla ciebie
list Rose.- powiedziała podając mi kopertę z moim imieniem i nazwiskiem, które
zresztą było napisane drukowanymi literami.
-
Dzięki, potem ją przeczytam.
Popołudniu
po obiedzie, co najdziwniejsze zaczęłam uczyć się gotować, Dymitr twierdził że
idzie mi bardzo dobrze ale ja i tak wiedziałam że moje potrawy nie dorównują
tym Oleny. W każdym razie poszłam przeczytać list. Był w nim adres godzina i
podpis Aleksandry. Czyli to nie jest jeszcze koniec pomyślałam. Spotkanie było
wyznaczone na 20:00 przy cerkwi przynajmniej o ile kojarzyłam adres.
Podałam
jakiś tam pretekst żeby wyjść z domu, i
poszłam na spotkanie z przeszłością Dymitra. Było już ciemno, kołek jak zawsze
miałam w kieszeni kurtki. Szłam dalej wsłuchując się w odgłosy wieczoru,
zauważyłam przed sobą cerkiew, przed bramą spostrzegłam Aleksandrę. Podeszłam
bliżej.
- A
więc jestem, czego chciałaś?
-
Porozmawiać, tak po prostu. Jakby na to nie patrzeć obie kochamy tego samego
faceta. Co u ciebie?
- Nic
specjalnego, od rana nic się nie zmieniło. A u ciebie?
- A
tak samo. No dobra to jak się poznaliście?- Powiedziała ruszając chodnikiem,
szłam obok niej.
- To
on został wyznaczony do sprowadzenia mnie i Lissy do akademii, potem został
moim mentorem. Uczył mnie walki, bo miałam spore braki.
-
Czyli ty byłaś jego uczennicą i on się w tobie zakochał?
- No
mniej więcej tak to wyglądało ale oczywiście ja w nim również.
- Przecież
to zakazane.
-
Mówisz mi o tym jakbym tego nie
wiedziała.
Nagle
zobaczyłam światła jadące w naszą stronę, szybko złapałam za kołek. Okazało się
że jest to niewielka ciężarówka . Zatrzymała się i wyskoczyło z niej chyba z osiem
strzyg. Wiedziałam że nie mam szans ale uciec też nie miałam gdzie. Od cerkwi
czyli ziemi poświęconej, odeszłyśmy za daleko żeby tam szybko dobiec. Zaczęłam
walczyć, skoczyło na mnie od razu z pięć strzyg. Starałam się jak mogłam ale to
bez znaczenia, było ich po prostu za wiele.
Któraś
z nich zaczęła mnie zachodzić od tyłu tylko że nie miałam możliwości jej
powstrzymać, za bardzo byłam zajęta walką z przodu mnie. Coś uderzyło w moją
głowę, ostatnią rzeczą jaką zobaczyłam, zanim zapadłam się w ciemność był
Dymitr który biegł w naszą stronę, ale nie miał szans byłam wciągana już do
ciężarówki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz