wtorek, 14 lipca 2015

Księga I rozdział X

Dymitr zapukał do drzwi na końcu korytarza, były one czerwone z mosiężną klamką. Z wnętrza dobiegły mnie jakieś słowa po rosyjsku po których Dymitr otworzył drzwi i przywitał się z kobietą siedzącą w fotelu bujany. Pokój był pomalowany na zielono, było tam łóżko z narzutą w kolorze jasnej zieleni. Stoi tu komoda, szafa, stolik nocny i mały stolik przy którym stały dwa krzesła wszystko było zrobione z tego samego rodzaju drzewa. Na komodzie i stoliku nocnym były poustawiane zdjęcia, część z nich była czarno biała. Na stole był pięknie zdobiony wazon z kwiatami w środku.
Starsza pani miała siwe włosy i sieć zmarszczek na twarzy, wyglądała na miłą. Powiedziała coś po rosyjsku czego oczywiście nie zrozumiałam.
- Co powiedziała?- spytałam Dymitra.
- Powiedziała, że wiedziała że przyjdziemy, i że wie także w jakiej sprawie.- Chyba zobaczył coś w mojej twarzy, bo uśmiechnął się i dopowiedział.- Mama jej powiedziała, i powiedziała także że wie co nieco na ten temat.
- Aha to chyba dobrze.- Sara zmierzyła mnie swoim bystrym wzrokiem, uśmiechnęłam się do niej lecz w jej oczach nie dostrzegłam uprzejmości. Usiadłam z Dymitrem na krzesłach koło stołu, trzymając dzieci wciąż na kolanach. Kobieta zaczęła coś mówić,  Dymitr szybko odpowiedział.
- O co chodzi?
- Pytała o dzieci.- Znowu coś powiedziała. To chyba było jakieś przesłuchanie bo Dymitr za każdym razem odpowiadał, zrezygnowałam z pytania go o co chodzi stwierdziłam że potem mi powie.
- Chciała by zacząć opowiadać- powiedział po pewnym czasie.- Stwierdziła, że najpierw opowie wszystko mi a dopiero potem ja ci, bo nie chce aby jej przerywano.
- Ok.- odpowiedziałam krótko.
Zaczęła opowiadać, Dymitr pilnie jej się przysłuchiwał co jakiś czas zadawał jakieś pytania. Jego twarz zmieniała się praktycznie po każdym zdaniu, raz było widać że ucieszyła go dana informacja, innym razem miał minę ponurą jakby coś go martwiło co jakiś czas spoglądał także na bliźnięta z troską.
Bliźnięta siedziały wyjątkowo spokojnie, nawet Clara. Wyglądało to tak jakby wsłuchiwały się w opowieść i wszystko rozumiały, oczywiście o tyle ile może wsłuchiwać się i rozmieć miesięczne dziecko. Ja rozumiałam tylko pojedyncze słówka. Nagle Aleksandra skończyła.
- Skończyła?- spytałam
- Tak.- Dymitr podziękował jej przynajmniej tyle zrozumiałam, i wyszliśmy.
- I co mówiła? Mam nadzieję że teraz wszystko mi skrupulatnie opowiesz.
- Oczywiście ale trochę mi to zajmie.
- Spokojnie mamy czas.
- No więc zaczęło się od tego, że powiedziała że w historii naszej rasy zdarzyło się to zaledwie kilka razy. Kiedyś bardzo dawno temu, nie wiadomo nawet do końca kiedy, była para dampirów które miały pewne przeżycia które bardzo na nie wpłynęły, miały te zmiany podłoże w tym, że wpływała na nie magia dampirów nie kontaktujących się z żadnym żywiołem.
- Czyli duch.- Stwierdziłam
- Tak tylko że wtedy jeszcze o nim nie wiedzieli, a więc tych dwóch dampirów się w sobie zakochało, żyli sobie spokojnie kiedy ta kobieta miała na imię podajże Arya zaszła w ciąże, nikt nie chciał jej uwierzyć że to są naprawdę dzieci Markusa, tak nazywał się jej ukochany. Lecz on ją bronił trudno było mu jej uwierzyć ale w końcu gdy urodziło było widać, że chłopczyk jest praktycznie taki sam jak on, było oczywiste że to jego dzieci. Urodziła także córkę która okazała się bardzo podobna do matki.
Dzieci nazwano cudem, okazało się że zaczęły dojrzewać dużo szybciej niż ich rówieśnicy. Po pewnym czasie odkryto u nich pewne dary. Były one ze sobą związane pewnego rodzaju więzią, odczuwały siebie nawzajem, ,można powiedzieć że coś w stylu pocałunku cienia tylko że w obie strony. Odkryto u nich także to że były wręcz nie do pokonania w walce szczególnie jak były razem. Można powiedzieć taka super dwójka.
- No jak na razie to nieźle ale widziałam że czasami miałeś zmartwioną minę.
- Bo jeżeli jednemu coś się stanie to drugie odczuwa to w ten sam sposób. Jedno jest szczęśliwe drugie tak samo, i tak wszystkie uczucia  a także ból jeżeli jedno odczuwa ból nawet najmniejszy to drugie również go odczuwa.
- No to nie ciekawie.- Stwierdziłam mądrze. W czasie rozmowy doszliśmy już prawie do domu. Wnieśliśmy więc wózek do domu.- Jest coś jeszcze?
- Chyba tak jak coś mi się przypomni to ci powiem.- wzięliśmy maluchy i poszliśmy do salonu.
- Już wróciliście?- spytała Olena.
- Tak, pani Sara nam wszystko opowiedziała, to znaczy bardziej Dymitrowi a on mi potem wszystko opowiedział.
W tym czasie weszła do pokoju także Wiktoria.
- A wy gdzie byliście?- powiedziała podchodząc do mnie.- Choć do ciotki.- powiedziała wyciągając ręce po Clare. Która całkiem ją polubiła. Joann raczej wolał swoją babcię, szczerze powiedziawszy nawet nie wiem dlaczego każde lubiło kogoś innego.
- Byliśmy u babci Aleksandry.
- A Olę spotkaliście?
- Jaka Ole?
- To zdrobnienie od Aleksandra.- poinformowała mnie.
- Wciąż nie wiem jak wy znajdujecie te zdrobnienia.
-Tradycja.- skwitowała.
- Tak spotkaliśmy ją.- Powiedział Dymitr.
- Nie widzę żadnych oznak walki, co się stało.
- Wymieniłyśmy z Aleksandra parę uwag po czym ja i Dymitr poszliśmy do pani Sary.
- Dziwne Ola to raczej wojownicza jest zupełnie tak jak ty nie Rose?
- Dziękuje za komplement.
- Nie ma za co.
- Wiktoria uspokój się.- powiedziała Olena. – A tak w ogóle ktoś zostawił dla ciebie list Rose.- powiedziała podając mi kopertę z moim imieniem i nazwiskiem, które zresztą było napisane drukowanymi literami.
- Dzięki, potem ją przeczytam.
Popołudniu po obiedzie, co najdziwniejsze zaczęłam uczyć się gotować, Dymitr twierdził że idzie mi bardzo dobrze ale ja i tak wiedziałam że moje potrawy nie dorównują tym Oleny. W każdym razie poszłam przeczytać list. Był w nim adres godzina i podpis Aleksandry. Czyli to nie jest jeszcze koniec pomyślałam. Spotkanie było wyznaczone na 20:00 przy cerkwi przynajmniej o ile kojarzyłam adres.
Podałam jakiś tam pretekst  żeby wyjść z domu, i poszłam na spotkanie z przeszłością Dymitra. Było już ciemno, kołek jak zawsze miałam w kieszeni kurtki. Szłam dalej wsłuchując się w odgłosy wieczoru, zauważyłam przed sobą cerkiew, przed bramą spostrzegłam Aleksandrę. Podeszłam bliżej.
- A więc jestem, czego chciałaś?
- Porozmawiać, tak po prostu. Jakby na to nie patrzeć obie kochamy tego samego faceta. Co u ciebie?
- Nic specjalnego, od rana nic się nie zmieniło. A u ciebie?
- A tak samo. No dobra to jak się poznaliście?- Powiedziała ruszając chodnikiem, szłam obok niej.
- To on został wyznaczony do sprowadzenia mnie i Lissy do akademii, potem został moim mentorem. Uczył mnie walki, bo miałam spore braki.
- Czyli ty byłaś jego uczennicą i on się w tobie zakochał?
- No mniej więcej tak to wyglądało ale oczywiście ja w nim również.
- Przecież to zakazane.
- Mówisz  mi o tym jakbym tego nie wiedziała.
Nagle zobaczyłam światła jadące w naszą stronę, szybko złapałam za kołek. Okazało się że jest to niewielka ciężarówka . Zatrzymała się i wyskoczyło z niej chyba z osiem strzyg. Wiedziałam że nie mam szans ale uciec też nie miałam gdzie. Od cerkwi czyli ziemi poświęconej, odeszłyśmy za daleko żeby tam szybko dobiec. Zaczęłam walczyć, skoczyło na mnie od razu z pięć strzyg. Starałam się jak mogłam ale to bez znaczenia, było ich po prostu za wiele.
Któraś z nich zaczęła mnie zachodzić od tyłu tylko że nie miałam możliwości jej powstrzymać, za bardzo byłam zajęta walką z przodu mnie. Coś uderzyło w moją głowę, ostatnią rzeczą jaką zobaczyłam, zanim zapadłam się w ciemność był Dymitr który biegł w naszą stronę, ale nie miał szans byłam wciągana już do ciężarówki.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz