- Panie doktorze wróciła.
Lekarz odwrócił się i wybiegł z
powrotem do sali. Wtedy zaczęła się bieganina, co chwilę ktoś stamtąd wybiegał,
przy każdej osobie wstawaliśmy, ale nikt nie zwracał na nas uwagi. Raz nawet
biegła pielęgniarka z woreczkiem krwi. Wszystko to trwało około godziny.
Miałem za dużo czasu, żeby wszystko
przemyśleć.
Abe nic nie mówił, był pogrążony we
własnych myślach.
W końcu wyszedł ten sam lekarz co
szybciej i podszedł do nas. Na jego twarzy było widać cień uśmiechu.
- Operacja skończyła się
powodzeniem. Nie obyło się bez komplikacji. Okazało się także, że poza urazem
czaszki ma krwotok wewnętrzny. Zostało to opanowane. Pacjenta zostanie teraz
przewieziona na salę pooperacyjną, a następnie na specjalną salę, gdzie
wprowadziliśmy ją w stan śpiączki farmakologicznej.
- Możemy ją zobaczyć?- Zapytał Abe.
- A pan to ojciec?
- Tak.
- W takim razie gdy zostanie
przewieziona na sale pooperacyjną, gdyż tam nie wolno wchodzić. Proponuję aby
poszli panowie odpocząć do domu.
- Chyba wolałbym zostać.-
powiedziałem.
- Ale teraz i tak pan nic nie może
zrobić, niech pan porozmawia z rodziną, odpocznie i przyjdzie może jutro.
- Dobrze.
Wyszliśmy ze szpitala.
- Z kim są bliźnięta? – Spytałem
Abe.
- Sonia zgodziła się nimi opiekować.
Pewnie są u siebie.
- Dobra dzięki że się nimi zająłeś.
- W końcu to moje wnuki.
- Jeszcze raz dzięki. – Powiedziałem
i ruszyłem w stronę mieszkania Michaiła i Sonii.
Dojście do nich zajęło mi chwilę.
Zapukałem do ich drzwi. Po chwili otworzyła mi Sonia.
- O, cześć Dymitr wejdź.–
Powiedziała uchylając mi drzwi.
Wszedłem do pokoju. Sonia i Michaił
mieli niewielkie mieszkanie było w nim salon, sypialnia, kuchnia i łazienka.
Mieli je urządzone skromnie ale przytulnie.
Sonia uczyła teraz młodzież
mieszkającą na dworze, a Michaił był tak jak ja strażnikiem.
- Abe mówił, że zajęłaś się Clarą i
Joannem.
- Tak, śpią teraz. Chcesz coś do
picia kawę, herbatę może coś zimnego.
- Nie dzięki.
- Słabo wyglądasz. Siadaj. –
Usiadłem na fotelu w salonie.
- To był ciężki dzień.
- Tak, a co u Rose?
- Jest już po operacji do jutra
będzie na Sali pooperacyjnej. Wprowadzili ją w śpiączkę farmakologiczną.
- Jak będziesz chciał to będę mogła
się zająć bliźniętami, żebyś mógł posiedzieć przy Rose, albo gdybyś chciał
odpocząć. Inni znajomi też na pewno pomogą.
- Tak, dzięki. Dobra chyba zabiorę
dzieci i wrócę do siebie. Muszę trochę odpocząć.
- Tak, jasne nie ma sprawy. Są w
sypialni. – Wstałem i poszedłem do drugiego pokoju maluchy spały w wózeczku.
Zacząłem prowadzić go przez pokój do salonu i skierowałem się do drzwi.
- Jeszcze raz dzięki, na razie.
- Na razie trzymaj się. –
Powiedziała Sonia uśmiechając się i zamykając za mną drzwi.
Wróciłem do domu, gdzie położyłem
dzieci do łóżeczek i sam się położyłem.
Nie mogłem zasnąć przez prawie całą
noc.
Następnie dwa i pół tygodnia
pamiętam jak przez mgłę. Dni były takie same. Rano dwie godziny służby czasami
jakąś godzinne dwie więcej, następnie szedłem do Rose, gdzie spędzałem prawie
cały dzień. Dzieci były najczęściej pod opieką Sonii, Mii lub opiekunki małej
Rose, Lissa pozwoliła mi je tam zostawiać.
Abe także przychodził prawie
codziennie, Jenin jak tylko miała czas wolny, znowuż Lissa wpadała bardzo
rzadko, bo miała masę obowiązków. Po za tym, co jakiś czas wpadali jacyś
znajomi. Lecz Rose leżała ciągle tak samo bez zmian, lekarze mówili, że wiedzą poprawy
w tomografie. Kiedyś mi powiedział tak:
- Nawet jeśli się wybudzi co nie
jest pewne, nie wiemy czy nie wystąpią jakieś komplikacje, mógł nastąpić stały
uraz mózgu.
- Ważne żeby się wybudziła z resztą
sobie poradzimy – powiedziałem z powagą.
Lekarz kilka razy dziennie robił,
kontrolę, lecz wszystko pozostawało bez zmian. Lissa próbowała kilka razy
uleczyć Rose, ale nic nie pomagało. Powtarzałem jej ciągle „ Musisz się
obudzić, musisz walczyć”.
Minęły kolejne dwa i pół tygodnia,
byłem przemęczony, ale wciąż siedziałem przy jej łóżku aż zasnąłem. Śniła mi
się Rose. Bawiła się z dziećmi, śmiała się. Nagle poczułem jakiś ruch.
Trzymałem rąk Rose, lecz teraz moje dłonie były puste. Powoli podniosłem głowę,
zobaczyłem Rozę. Miała szeroko otwarte oczy. Poczułem radość , uśmiechnąłem się
do niej, lecz nie odwzajemniła gestu. Wtedy zobaczyłem uczucie malujące się na
jej twarzy. Była to dezorientacja, a nawet strach. Widziałem, że toczy w sobie
jakąś walkę i wtedy wypowiedziała słowa które zmroziły mi krew z żyłach.
- Czy wie pan kim jestem?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz