środa, 22 lipca 2015

Księga I rozdział XXXIII

„Kolejny dzień w raju” pomyślałam, budząc się. Była ósma. Patrząc przez okno doszłam do wniosku, że raczej wieczorem. No tak... nocne życie, kto by pomyślał? Kto chciałby żeby budziły go promienie słońca na twarzy, śpiew ptaków? Przecież noc jest lepsza. Nic nie świeci ci w oczy, ptaki nie śpiewają, a co najważniejsze, jaka atmosfera. Ciemno gdzie nie gdzie pohukuje sowa, co powoduje mroczny nastrój. Brakuje tylko mgły. Normalnie żyć nie umierać.  Zauważyłam, że za szybą wychodzącą na korytarz, zagęścił się ruch. No tak. Moroje się obudzili. Cudownie. Leżałam tak jakiś czas, kiedy drzwi się otworzyły i do środka weszła pielęgniarka. Była to szczupła, wysoka kobieta. Pewnie morojka jak wszyscy tutaj. Ale była bardzo miła.
- Jak się dziś czujesz, Rose? – spytała z uśmiechem.
- A bardzo dobrze, wyspałam się. A pani? – Odpowiedziałam z uśmiechem.
- Ja także dobrze dziś spałam. Dobrze no to zmierzę ci ciśnienie i zmienię opatrunek.
- Ok. – Podeszłam do mnie i założyła mi na rękę ciśnieniomierz. Po chwili zaczął ściskać moje ramię.
- Dobrze, ciśnienie bardzo dobre. Teraz opatrunek. – Zaczęła ściągać plaster z mojej skroni.
- Jak to wygląda? – spytałam.
- Nie jest źle, to niewielka rana, blizna będzie, ale bez problemu zakryjesz ją włosami.
- To dobrze.
- A może już nie będę zakładała opatrunku? Rana nie wygląda źle, a szybciej się zagoi.
- Nie wiem, to nie ja jestem lekarzem.
- No to nie zakładamy. Dobra idę dalej. Do zobaczenia.
- Do zobaczenia.
Wyszła. Po chwili weszła starsza pani, która miała śniadanie. Posiłki mieli tu zadziwiająco dobre. Dzisiaj są to dwie kanapki: jedna z szynka i sałatą, a druga z pomidorem, sałatą i serem. Do tego sok pomarańczowy. Śniadania, jak się już zorientowałam, są ok. 8:00, obiady ok. 13:00, a kolacje o 17:00, co nie było takie złe.
Kobieta która mi przyniosła żywność, była przy sobie i miała dość niski wzrost. Doszłam do wniosku, że jest człowiekiem. O dziwo, całkiem nieźle szło mi rozpoznawanie morojów i dampirów, choć wciąż nie wiedziałam, jak odróżnić człowieka od dampira.
Moje rozmyślania przerwało wejście doktora Paula.
- Dzień dobry. Jak się dziś czujesz? – spytał z uśmiechem.
- A w zasadzie to bardzo dobrze.
- To dobrze. O! Widzę, że Christiana zdjęła ci już opatrunek, całkiem ładnie się goi.
- Tak, ale jeszcze tego nie widziałam.
- Spokojnie, nie będzie tego specjalnie widać.
- To chyba dobrze.
- No dobra, a teraz mam dla ciebie wieści, dziś będziesz miała kolejne odwiedziny.
- Nie, tylko nie to. Jeszcze nie ochłonęłam po poprzednich.
- Spokojnie, teraz to tylko twoi rodzice. Znają sytuację. Chcesz może wiedzieć coś o nich, żeby nie musieli ci już nic mówić?
- Tak.
- A więc, twoja mama to Janin Hathaway. Jest strażniczką. T twój ojciec to Abe Mazur.  Jest biznesmenem… powiedzmy.
- Dziękuję.
- Nie ma za c. Gdybyś czegoś potrzebowała, to zgłoś się do mnie lub innego członka personelu.
- Dobrze. Kiedy przyjdą?
- Pewnie niedługo.
- To ja może pójdę się przebrać?
- Świetny pomysł, widzę że koszule nocną też masz nową. Dymitr ci przyniósł?
- Tak.
- Tak też myślałem. – Powiedział z uśmiechem.
- Co tak właściwie łączy mnie z Dymitrem? – spytałam. Ujrzałam zakłopotanie na jego twarzy.
- Niestety, nie mogę ujawnić tych informacji.
- Dlaczego?
- Strażnik Bielkow je zastrzegł, nie wolno nam ich ujawnić.
- Ale dlaczego on nie chce, żebym wiedziała jakie nas łączyły relacje?
- On nie chce na pani niczego wymuszać, a informacje mogłyby zmienić twoje podejście do niego już na zawsze, tak mi powiedział.
- Ale on nie ma prawa przed mną ukrywać czegoś, co mogłoby mi pomóc w odnalezieniu siebie.
- To musisz już z nim omówić, na pewno dziś przyjdzie.
- Oj, pogadam sobie z nim.
- Wiesz co? Dymitr zastanawiał się, kiedy ujawni się twój charakterek. Chyba nadszedł ten czas.
- Oj, on jeszcze nie wie jaki mam charakter.
- No dobrze, to teraz może cię zostawię samą, żebyś przemyślała sobie wszystko.
Wyszedł i zauważyłam, że chyba się bał. Czyli mogę wywoływać w ludziach strach? Przydatna informacja. Ale co ukrywa przede mną Dymitr? Utajnił jakieś informacje? Co to takiego? No i dlaczego nie spędza czasu przy narzeczonej, tylko przy mnie? Cudownie, po prostu cudownie.
Wstałam i skierowałam się do łazienki. Swoje rzeczy miałam ułożone w szafce, wyjęłam więc spodnie dresowe i koszulki, żebym mogła leżeć na łóżku ale i wyjść z sali.
Umyłam zęby i uczesałam włosy, po czym weszłam z powrotem do sali. Usiadłam na łóżku i wyciągnęłam na nim nogi. Sięgnęłam po pilot i włączyłam telewizor. Był wieczór, więc włączyłam tzw. „Ludzką telewizję” i zaczęłam przeszukiwać kanały. Na jednym leciał jakiś film akcji, w którym facet w garniturze z wytatuowanym kodem kresowym na łysej głowie, strzelał do ludzi. Fascynujące. Dalej znalazłam jakąś bajkę o zielonym potworze. Na końcu zauważyłam coś wyglądającego na fajny film, o jakiejś dziewczynie która zakochała się w wampirze. Może dowiem się czegoś ciekawego, o naszym świecie? Po chwili stwierdziłam, że jest to zwykły romans w ogóle nie odzwierciedlający rzeczywistości. Może i wiedziałam o wampirach niewiele, ale tyle, żeby wiedzieć, że  to bzdura, to wiedziałam.
Włączyłam kanał muzyczny. Wtedy rozległo się pukanie do drzwi, po chwili zaczęły się otwierać. Do środka weszła drobna kobieta, mająca rude włosy. Na sobie miała jeansy i koszulę. Za nią do pokoju wszedł mężczyzna. Miał czarne włosy i ogólnie wiedziałam już po kim mam urodę. Był niewysoki w porównaniu z innymi morojami, których widziałam. Miał garnitur, do tego kolorową koszulę i szalik. Krótko mówiąc, wyglądał jak szef mafii.
- Witaj Rose. – powiedziała kobieta, która chyba była moją matką.
- Hej, jesteś Jenin Hathaway, a ty Abe Mazur?
- Tak, to my. Jak pewnie już wiesz, jesteśmy twoimi rodzicami. Jak się czujesz?
- Dobrze, a możecie mi powiedzieć coś o mnie?
- No to…
- Może siądziecie?
- A może przeszlibyśmy się do tej kawiarni?
- Ok, mam dość siedzenia tutaj.
Wyłączyłam telewizor i ruszyłam za nimi. Było widać, że są zestresowani. Doszliśmy. Ja i… moja mama, poszłyśmy znaleźć stolik. Teraz było tu znacznie więcej ludzi niż poprzednio. Znalazłyśmy niewielki stolik przy oknie. Usiadłyśmy naprzeciwko siebie i zapadła martwa cisza.
- Jesteś strażniczką? – spytałam.
- Tak, mam przydział u rodziny Szelskich, ale ostatnio wzięłam wolne ze względu na ciebie. Mi raczej nie zdarza się brać wolnego.
- Raczej wyglądasz na pracoholiczkę.
- Tak, bo nią jestem. – Wtedy przyszedł Abe.
- Witam moje drogie panie. – Powiedział z uśmiechem i postawił przed nami kawę i kawałek ciasta dla każdego. No Rose, widzę, że promieniejesz. Zawsze byłaś piękna, zwłaszcza w czasie i jak po ciąży, wtedy też promieniowałaś. Ta blizna nadaje ci uroku… - i tak dalej gadał, ale ja go w zasadzie nie słuchałam. Chodziło mi teraz po głowie tylko jedno pytanie.
- Jaka ciąża? – spytałam, a on zamilkł w pół słowa i spojrzał na Jenin.
- Ona nic nie wie. – powiedziała.
- Tak, zauważyłem.
- Hej, ja tu jestem! – wtrąciłam. – O czym mówicie?!
- A nieważne, no to na czym to ja skończyłem? – zbył mnie z uśmiechem, wymigując się od odpowiedzi.
- Na tym, że promieniowałam w czasie i po ciąży. Czy mam dziecko?
- Oj, ale palnąłem.
- Będziesz winien mu przeprosiny. – wtrąciła Jenin.
- Jakiemu mu?
- Choć może nie. Ona nawet o nim nie wie, że jest, ale...A co do twojej ciąży, to potem się wszystkiego dowiesz. W swoim czasie.
- Nie wytrzymam! Wszyscy mi dziś mówią, że mam czekać na wyjaśnienia. A może te informacje pomogą mi wszystko sobie przypomnieć?! Czy ktoś raczyłby odpowiedzieć mi na moje pytania?!
- Wisisz mi 20 dolarów. – zwrócił się Abe do Jenin.
- Skąd wiedziałeś?
- Bo znam naszą córkę.
- Czy ktoś mnie w ogóle słucha? – spytałam rozdrażniona.
- Ależ oczywiście, tylko musiałem twojej matce powiedzieć, że jest mi winna dwie dychy. Bo ona o takich rzeczach zawsze zapomina.
- Za co dwie dychy? – Nie byłam pewna czy chce wiedzieć.
- Założyliśmy się.
- O co?
- Czy wybuchniesz, czy nerwy ci puszczą... Słyszeliśmy, co zdarzyło się z Lissą no i namówiłem twoja matkę na zakład.
- Jesteście chorzy. – Powiedziałam z kwaśną miną. No ładnie... mam rodziców wariatów.
- Spokojnie, masz to po nas. – Powiedział z uśmieszkiem Abe.
- Ibrahim. – Nagle naskoczyła na niego Jenin.
- No co? Nie powiesz mi, że Rose nie jest szalona. Dobrze wiesz, jaka jest jej historia.
- Tak wiem.
- A sama zainteresowana nie wie. – odpowiedziałam sucho, jakbym mówiła do siebie, choć chciałabym żeby zwrócili na mnie uwagę.
- Rose, przypomnisz sobie, spokojnie. To tylko kwestia czasu. –Powiedziała Jenin. – A my postaramy ci się w tym pomóc.
- Tak, nie mówiąc mi o mojej tajemniczej ciąży.
-  Po prostu to sprawia, którą musi ci wyjaśnić ktoś inny.
- Ale kto?
- Jak zacznie ci mówić, to powie wszystko, a co do tego, kto to, to nie ważne.
- No mam nadzieję, że to nastąpi już niedługo.
  Rozmawialiśmy jeszcze przez godzinę, po czym pożegnałam się z nimi i wróciłam do pokoju. Gdy weszłam, od razu zauważyłam kopertę położoną na moim łóżku. Było na niej moje imię. Rozerwałam otwarcie z tyłu. Gdy zobaczyłam pismo, od razu z czymś mi się skojarzyło, jakby déjà vu. Zaczęłam czytać.



Droga Rose!

          Przez najbliższe dwa tygodnie nie będę mógł do ciebie przychodzić. Wyjeżdżam. Mam parę spraw do załatwienia. Wrócę jak najszybciej. Mam nadzieje, że przypomnisz sobie coś jeszcze.


Pozdrawiam,
Dymitr



Ciekawe, po co zostawił mi list? No dobrze, chciał mnie powiadomić, ale przecież nawet go nie znam! A może… on zna mnie. No dobra, ten list przypomniał mi tylko, że musi mi co nie co wytłumaczyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz