„Kolejny
dzień w raju” pomyślałam, budząc się. Była ósma. Patrząc przez okno doszłam do
wniosku, że raczej wieczorem. No tak... nocne życie, kto by pomyślał? Kto
chciałby żeby budziły go promienie słońca na twarzy, śpiew ptaków? Przecież noc
jest lepsza. Nic nie świeci ci w oczy, ptaki nie śpiewają, a co najważniejsze,
jaka atmosfera. Ciemno gdzie nie gdzie pohukuje sowa, co powoduje mroczny
nastrój. Brakuje tylko mgły. Normalnie żyć nie umierać. Zauważyłam, że za szybą wychodzącą na
korytarz, zagęścił się ruch. No tak. Moroje się obudzili. Cudownie. Leżałam tak
jakiś czas, kiedy drzwi się otworzyły i do środka weszła pielęgniarka. Była to
szczupła, wysoka kobieta. Pewnie morojka jak wszyscy tutaj. Ale była bardzo
miła.
- Jak się
dziś czujesz, Rose? – spytała z uśmiechem.
- A bardzo
dobrze, wyspałam się. A pani? – Odpowiedziałam z uśmiechem.
- Ja także
dobrze dziś spałam. Dobrze no to zmierzę ci ciśnienie i zmienię opatrunek.
- Ok. –
Podeszłam do mnie i założyła mi na rękę ciśnieniomierz. Po chwili zaczął
ściskać moje ramię.
- Dobrze,
ciśnienie bardzo dobre. Teraz opatrunek. – Zaczęła ściągać plaster z mojej
skroni.
- Jak to
wygląda? – spytałam.
- Nie jest
źle, to niewielka rana, blizna będzie, ale bez problemu zakryjesz ją włosami.
- To dobrze.
- A może już
nie będę zakładała opatrunku? Rana nie wygląda źle, a szybciej się zagoi.
- Nie wiem,
to nie ja jestem lekarzem.
- No to nie
zakładamy. Dobra idę dalej. Do zobaczenia.
- Do
zobaczenia.
Wyszła. Po
chwili weszła starsza pani, która miała śniadanie. Posiłki mieli tu
zadziwiająco dobre. Dzisiaj są to dwie kanapki: jedna z szynka i sałatą, a
druga z pomidorem, sałatą i serem. Do tego sok pomarańczowy. Śniadania, jak się
już zorientowałam, są ok. 8:00, obiady ok. 13:00, a kolacje o 17:00, co nie
było takie złe.
Kobieta
która mi przyniosła żywność, była przy sobie i miała dość niski wzrost. Doszłam
do wniosku, że jest człowiekiem. O dziwo, całkiem nieźle szło mi rozpoznawanie
morojów i dampirów, choć wciąż nie wiedziałam, jak odróżnić człowieka od
dampira.
Moje
rozmyślania przerwało wejście doktora Paula.
- Dzień
dobry. Jak się dziś czujesz? – spytał z uśmiechem.
- A w
zasadzie to bardzo dobrze.
- To dobrze.
O! Widzę, że Christiana zdjęła ci już opatrunek, całkiem ładnie się goi.
- Tak, ale
jeszcze tego nie widziałam.
- Spokojnie,
nie będzie tego specjalnie widać.
- To chyba
dobrze.
- No dobra,
a teraz mam dla ciebie wieści, dziś będziesz miała kolejne odwiedziny.
- Nie, tylko
nie to. Jeszcze nie ochłonęłam po poprzednich.
- Spokojnie,
teraz to tylko twoi rodzice. Znają sytuację. Chcesz może wiedzieć coś o nich, żeby
nie musieli ci już nic mówić?
- Tak.
- A więc,
twoja mama to Janin Hathaway. Jest strażniczką. T twój ojciec to Abe
Mazur. Jest biznesmenem… powiedzmy.
- Dziękuję.
- Nie ma za
c. Gdybyś czegoś potrzebowała, to zgłoś się do mnie lub innego członka personelu.
- Dobrze.
Kiedy przyjdą?
- Pewnie
niedługo.
- To ja może
pójdę się przebrać?
- Świetny
pomysł, widzę że koszule nocną też masz nową. Dymitr ci przyniósł?
- Tak.
- Tak też
myślałem. – Powiedział z uśmiechem.
- Co tak
właściwie łączy mnie z Dymitrem? – spytałam. Ujrzałam zakłopotanie na jego
twarzy.
- Niestety,
nie mogę ujawnić tych informacji.
- Dlaczego?
- Strażnik
Bielkow je zastrzegł, nie wolno nam ich ujawnić.
- Ale
dlaczego on nie chce, żebym wiedziała jakie nas łączyły relacje?
- On nie
chce na pani niczego wymuszać, a informacje mogłyby zmienić twoje podejście do
niego już na zawsze, tak mi powiedział.
- Ale on nie
ma prawa przed mną ukrywać czegoś, co mogłoby mi pomóc w odnalezieniu siebie.
- To musisz
już z nim omówić, na pewno dziś przyjdzie.
- Oj,
pogadam sobie z nim.
- Wiesz co?
Dymitr zastanawiał się, kiedy ujawni się twój charakterek. Chyba nadszedł ten
czas.
- Oj, on
jeszcze nie wie jaki mam charakter.
- No dobrze,
to teraz może cię zostawię samą, żebyś przemyślała sobie wszystko.
Wyszedł i
zauważyłam, że chyba się bał. Czyli mogę wywoływać w ludziach strach? Przydatna
informacja. Ale co ukrywa przede mną Dymitr? Utajnił jakieś informacje? Co to
takiego? No i dlaczego nie spędza czasu przy narzeczonej, tylko przy mnie?
Cudownie, po prostu cudownie.
Wstałam i
skierowałam się do łazienki. Swoje rzeczy miałam ułożone w szafce, wyjęłam więc
spodnie dresowe i koszulki, żebym mogła leżeć na łóżku ale i wyjść z sali.
Umyłam zęby
i uczesałam włosy, po czym weszłam z powrotem do sali. Usiadłam na łóżku i
wyciągnęłam na nim nogi. Sięgnęłam po pilot i włączyłam telewizor. Był wieczór,
więc włączyłam tzw. „Ludzką telewizję” i zaczęłam przeszukiwać kanały. Na
jednym leciał jakiś film akcji, w którym facet w garniturze z wytatuowanym
kodem kresowym na łysej głowie, strzelał do ludzi. Fascynujące. Dalej znalazłam
jakąś bajkę o zielonym potworze. Na końcu zauważyłam coś wyglądającego na fajny
film, o jakiejś dziewczynie która zakochała się w wampirze. Może dowiem się
czegoś ciekawego, o naszym świecie? Po chwili stwierdziłam, że jest to zwykły
romans w ogóle nie odzwierciedlający rzeczywistości. Może i wiedziałam o
wampirach niewiele, ale tyle, żeby wiedzieć, że
to bzdura, to wiedziałam.
Włączyłam
kanał muzyczny. Wtedy rozległo się pukanie do drzwi, po chwili zaczęły się
otwierać. Do środka weszła drobna kobieta, mająca rude włosy. Na sobie miała
jeansy i koszulę. Za nią do pokoju wszedł mężczyzna. Miał czarne włosy i
ogólnie wiedziałam już po kim mam urodę. Był niewysoki w porównaniu z innymi
morojami, których widziałam. Miał garnitur, do tego kolorową koszulę i szalik.
Krótko mówiąc, wyglądał jak szef mafii.
- Witaj
Rose. – powiedziała kobieta, która chyba była moją matką.
- Hej,
jesteś Jenin Hathaway, a ty Abe Mazur?
- Tak, to
my. Jak pewnie już wiesz, jesteśmy twoimi rodzicami. Jak się czujesz?
- Dobrze, a
możecie mi powiedzieć coś o mnie?
- No to…
- Może
siądziecie?
- A może
przeszlibyśmy się do tej kawiarni?
- Ok, mam
dość siedzenia tutaj.
Wyłączyłam
telewizor i ruszyłam za nimi. Było widać, że są zestresowani. Doszliśmy. Ja i…
moja mama, poszłyśmy znaleźć stolik. Teraz było tu znacznie więcej ludzi niż
poprzednio. Znalazłyśmy niewielki stolik przy oknie. Usiadłyśmy naprzeciwko
siebie i zapadła martwa cisza.
- Jesteś
strażniczką? – spytałam.
- Tak, mam
przydział u rodziny Szelskich, ale ostatnio wzięłam wolne ze względu na ciebie.
Mi raczej nie zdarza się brać wolnego.
- Raczej
wyglądasz na pracoholiczkę.
- Tak, bo
nią jestem. – Wtedy przyszedł Abe.
- Witam moje
drogie panie. – Powiedział z uśmiechem i postawił przed nami kawę i kawałek
ciasta dla każdego. No Rose, widzę, że promieniejesz. Zawsze byłaś piękna,
zwłaszcza w czasie i jak po ciąży, wtedy też promieniowałaś. Ta blizna nadaje
ci uroku… - i tak dalej gadał, ale ja go w zasadzie nie słuchałam. Chodziło mi
teraz po głowie tylko jedno pytanie.
- Jaka
ciąża? – spytałam, a on zamilkł w pół słowa i spojrzał na Jenin.
- Ona nic
nie wie. – powiedziała.
- Tak,
zauważyłem.
- Hej, ja tu
jestem! – wtrąciłam. – O czym mówicie?!
- A
nieważne, no to na czym to ja skończyłem? – zbył mnie z uśmiechem, wymigując
się od odpowiedzi.
- Na tym, że
promieniowałam w czasie i po ciąży. Czy mam dziecko?
- Oj, ale
palnąłem.
- Będziesz
winien mu przeprosiny. – wtrąciła Jenin.
- Jakiemu
mu?
- Choć może
nie. Ona nawet o nim nie wie, że jest, ale...A co do twojej ciąży, to potem się
wszystkiego dowiesz. W swoim czasie.
- Nie
wytrzymam! Wszyscy mi dziś mówią, że mam czekać na wyjaśnienia. A może te
informacje pomogą mi wszystko sobie przypomnieć?! Czy ktoś raczyłby
odpowiedzieć mi na moje pytania?!
- Wisisz mi
20 dolarów. – zwrócił się Abe do Jenin.
- Skąd
wiedziałeś?
- Bo znam
naszą córkę.
- Czy ktoś
mnie w ogóle słucha? – spytałam rozdrażniona.
- Ależ
oczywiście, tylko musiałem twojej matce powiedzieć, że jest mi winna dwie
dychy. Bo ona o takich rzeczach zawsze zapomina.
- Za co dwie
dychy? – Nie byłam pewna czy chce wiedzieć.
-
Założyliśmy się.
- O co?
- Czy
wybuchniesz, czy nerwy ci puszczą... Słyszeliśmy, co zdarzyło się z Lissą no i
namówiłem twoja matkę na zakład.
- Jesteście
chorzy. – Powiedziałam z kwaśną miną. No ładnie... mam rodziców wariatów.
- Spokojnie,
masz to po nas. – Powiedział z uśmieszkiem Abe.
- Ibrahim. –
Nagle naskoczyła na niego Jenin.
- No co? Nie
powiesz mi, że Rose nie jest szalona. Dobrze wiesz, jaka jest jej historia.
- Tak wiem.
- A sama
zainteresowana nie wie. – odpowiedziałam sucho, jakbym mówiła do siebie, choć
chciałabym żeby zwrócili na mnie uwagę.
- Rose,
przypomnisz sobie, spokojnie. To tylko kwestia czasu. –Powiedziała Jenin. – A
my postaramy ci się w tym pomóc.
- Tak, nie
mówiąc mi o mojej tajemniczej ciąży.
- Po prostu to sprawia, którą musi ci wyjaśnić
ktoś inny.
- Ale kto?
- Jak
zacznie ci mówić, to powie wszystko, a co do tego, kto to, to nie ważne.
- No mam
nadzieję, że to nastąpi już niedługo.
Rozmawialiśmy jeszcze przez godzinę, po czym
pożegnałam się z nimi i wróciłam do pokoju. Gdy weszłam, od razu zauważyłam
kopertę położoną na moim łóżku. Było na niej moje imię. Rozerwałam otwarcie z
tyłu. Gdy zobaczyłam pismo, od razu z czymś mi się skojarzyło, jakby déjà vu.
Zaczęłam czytać.
„ Droga Rose!
Przez
najbliższe dwa tygodnie nie będę mógł
do ciebie przychodzić. Wyjeżdżam.
Mam parę spraw do załatwienia. Wrócę jak
najszybciej. Mam nadzieje, że przypomnisz sobie coś
jeszcze.
Pozdrawiam,
Dymitr”
Ciekawe, po
co zostawił mi list? No dobrze, chciał mnie powiadomić, ale przecież nawet go
nie znam! A może… on zna mnie. No dobra, ten list przypomniał mi tylko, że musi
mi co nie co wytłumaczyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz