W sobotę miały być urodziny Oleny, więc
Dymitr poszedł z nią na zakupy. Ja zostałam w domu, żeby być choć przez chwilę
z Clarą i Joannem. Siostry Dymitra poszły z dziećmi nad jezioro więc byłam sama
w domu.
Usłyszałam że Clara zaczyna się budzić.
Szybko po nią poszłam i zaczęłam karmić. Tak bardzo mi ich brakowało. Kiedyś
nie chciałam zostać matką, a teraz nie widzę siebie winnej roli oczywiście po
za byciem strażnikiem bo z tego nie zamierzam zrezygnować. Gdy tylko
maluchy podrosną zamierzam powrócić do zawodu, a zresztą potem wyślemy je do
akademii ale oczywiście będziemy się nimi interesować, nie tak jak moja matka.
Miałam także zamiar niedługo powrócić do
treningów, bo trochę je zaniedbałam gdyż podczas ciąży nie mogłam ćwiczyć.
Zauważyłam, że Clara już skończyła więc
wzięłam na ręce Joanna i zaczęłam go karmić. Mu poszło to szybciej nic Clarze.
Zaniosłam go na dół i ułożyłam na leżance po czym poszłam po Clarę. Gdy maluchy
leżały już sobie spokojnie, poszłam do kuchni i wzięłam sobie jogurt i ciastka,
po czym wróciłam do salonu. Usiadłam przy bliźniakach i włączyłam telewizje.
Przeleciałam programy i trafiłam na Zmierzch. Ale z nich kretyni chcieć zostać
wampirem, który bardziej przypominał strzygę. Ale z tej dziewczyny idiotka,
pociąga ją wampir. Ja dziękuje ten świat schodzi na psy, tworzą filmy o
kretyńskich wampirach. Wyłączyłam to bo dłużej bym tego nie wytrzymała.
Zaczęłam się zastanawiać co tu robić. Wraz z
Dymitrem postanowiliśmy ochrzcić bliźnięta. Wiadomo, że ja nie jestem zbyt
religijna ale jednak chciałabym aby moje dzieci zostały ochrzczone.
A może by tak iść do księdza Pawła. Szybko
skończyłam posiłek i ubrałam dzieci. Włożyłam je do łączonego wózka.
- No to w drogę. - powiedziałam do maluchów
robiąc do nich minę. A one zaczęły się śmiać. Zostawiłam jeszcze kartkę dla
Dymitra i zamknęłam drzwi. Poszłam w stronę kościoła. Weszłam przez bramę i
poszłam do środka. Ksiądz przygotowywał wszystko do mszy. Przeżegnałam się i
poszłam w stronę ołtarza.
- Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus. -
powiedziałam.
- Na wieki wieków. Witaj Rose, co u ciebie?
- A nic takiego, ręka mnie już nie boli.
- To dobrze, a co u bliźniąt? - Spytał
zaglądają do wózka.
- Mają się dobrze, rosną jak na drożdżach.
Chcielibyśmy z Dymitrem je ochrzcić.
- O to bardzo dobrze. A czy czasem na
początek nie powinien być ślub?
- Tak wiemy, tylko tak wyszło. Ale zamierzamy
wsiąść ślub jak dzieci podrosną.
- Jak tak to dobrze. To może w najbliższa
niedzielę w czasie mszy?
- Chyba będzie, jeszcze spytam Dymitra ale
wydaje mi się że będzie pasowało.
- To dobrze, to może niech ktoś do mnie potem
wpadnie.
- Dobrze. To ja już pójdę. Z Bogiem.
- Z Bogiem. - Powiedział, a ja poszłam w
stronę wyjścia.
Postanowiłam, że pójdę jeszcze poszukać
prezentu na ślub i dla małej Rose. Po chwili weszłam do dużego sklepu z
artykułami dziecięcymi. Szłam po pomiędzy regałami gdy pochwali zobaczyłam
śliczne śpioszki różowe z napisem "Będę samodzielna jak mama która taty
pensję wydaje sama" i zielone " Dziewczyny za mną
szaleją". Pomyślałam, że musze je po prostu mieć. Szybko znalazłam
właściwe rozmiary i poszłam dalej. Dymitr mnie pewnie zabiję za to, że je
kupiłam przecież mamy ich pełno ale jak zobaczy jakie są śliczne od razu złość
mu przejdzie. Szłam dalej alejkami gdy po chwili zobaczyłam gigantycznego misia
idealny prezent dla Rose. Był na najwyższej półce ale na pewno z niego nie
zrezygnuję. Próbowałam go sięgnąć ale zauważyłam, że ktoś zagląda do wózka
szybko przyjęłam pozycje obronną. To co ujrzałam a raczej kogo zamurowało mnie.
Przy wózku stała Sydney. Sydney jest alchemiczką pomagała mi dotrzeć do Rosji a
potem udowodnić moją niewinność, nawet się z nią zaprzyjaźniłam chociaż na
początku była do mnie źle nastawiona bo przecież jestem damirem.
- Co ty tu robisz? - spytałam zszokowana.
- Przyjechałam bo mam tu kilka spraw do
załatwienia. Lepiej ty powiedz co tutaj robisz masz dzieci? nie powinnaś być
teraz z Wasylissą na dworze?
- Powinnam ale życie mi się trochę
skomplikowało.
- Zauważyłam. Ale jak do tego doszło? Co z
tobą i Dymitrem? Zdradziłaś go i on ci wybaczył?
- No właśnie go nie zdradzałam. Dlaczego
wszyscy zdają to samo pytanie. To są jego dzieci istnieje taka bardzo stara
legenda która mówi że dowie dampirów mogą mieć dzieci ale jeżeli są po bardzo
trudnych przejściach tak jak ja z Dymitrem. Musiałam zostawić Lissie i wyjechać
z dworu bo chcieli robić na bliźniętach badania.
- Trochę słabo. Nigdy nie wyobrażałam sobie
ciebie jako matki bardziej jako oddana strażniczkę.
- Ja siebie tez nie. Ale cóż zżycie lubi
płatać figle.
- A mogę się dowiedzieć jak mają na imię
maleństwa?
- Tak z prawej Clara a z lewej Joann.
- są śliczne Clara wygląda jak ty a Joann jak
Dymitr. Może pomóc ci z tym misiem co?
- Tak będę ci wdzięczna. - Sydney sięgnęła go
szybciej niż ja pewnie dlatego że jest ode mnie trochę wyższa.
- Dziękuje.
- Nie ma za co?
- No to opowiadaj co u ciebie, nie miałaś
czasem być teraz w Kanadzie?
- Miałam ale na chwilę obecną zostałam
przemianowana tutaj. W Moskwie doszło do zabicia 50 strzyg i nie wiemy kto to
zrobił dlatego mnie tu przysłano żebym się dowiedziała.
- No to już nie musisz szukać.
- Dlaczego? Wiesz kto to był?
- Tak to był Dymitr, Abe i inni strażnicy.
- Ale jak to?
- No bo zostałam porwana. Dymitr i Abe
postanowili mnie odbić dlatego tyle strzyg zginęło ale powinniście być nam
wdzięczni dzięki nam nie ma już tylu strzyg na tym świecie.
- Rose co wy sobie myśleliście. Wiecie co by
się stało jak by znaleźli je ludzie. To było by piekło. Mogliście dać nam
znać żebyśmy pozbyli się ciał albo cokolwiek.
- Nie myśleliśmy o tym.
- Zauważyłam. Ale dobra zmieńmy temat. Nie
chce ci prawić lekcji.
- I tak bym cię nie słuchała.
- Wiem dlatego porozmawiajmy o czymś innym.
Rozmawiałyśmy tak przez chwile aż doszłyśmy
do kasy szybko zapłaciłam i wyszłyśmy ze sklepu. Szyłyśmy z stronę domu.
- Ja musze iść zgłosić się do alchemików
poinformować ich o tym co się dowiedziałam ale jeszcze się spotkamy.
- Trzymam cię za słowo do zobaczenia Sid.
Szłam dalej i po chwili doszłam do domu.
Chciałam już otworzyć drzwi gdy ktoś mnie uprzedził to był Dymitr z miną jak by
ktoś go torturował.
- Coś się stało towarzyszu?
- Gdzieś ty była? Wiesz jak się o ciebie
martwiłem.
- U księdza w sprawie chrztu.
- Byłem i ciebie tam nie było.
- Wiem bo poszłam jeszcze na zakupy.
- I nie mogłaś mnie o tym poinformować?
- Mogłam ale wyleciało mi to z głowy. W ogóle
nie uwierzysz kogo spotkałam.
- No kogo?
- Sydney
- Ooo a co ona tu robiła?
- Szukała sprawcy zabicia tylu strzyg w
Moskwie.
- I co jej powiedziałaś?
- Prawdę że to byliśmy my i to wszystko.
- A czemu jej nie zaprosiłaś?
- Bo musiała się zgłosić do alchemików. A ty
musisz zadawać tyle pytań to jakiś wywiad?
- Nie muszę ale wiesz jak się o ciebie
martwiłem?
- Wiem ale przecież nic mi się nie stało.
- Na szczęście. Nie idź więcej beze mnie
nigdzie.
- Dobrze. A możemy wejść do domu?
- Tak.
Dymitr wniósł wózek do środka. Znalazł torbę
ze śpioszkami i się zaczął śmiać.
- Śliczne prawa? musiałam je kupić.
- Tak śliczne ale wiesz przecież, że mamy
pełno śpioszków.
- Wiem ale nie mogłam się powstrzymać.
- No to dobrze Roza. Rozumiem, że ten miś
jest dla małej Rose?
- Tak, musiałam coś kupić przecież nie możemy
jechać z pustymi rękoma.
- Tak a kupiłaś coś dla Lissy i Christiana?
- Jeszcze nie, wyleciało mi to z głowy.
- Jutro pójdziemy razem i coś kupimy.
- ok.
Zanieśliśmy maleństwa do łóżeczek i
uśpiliśmy. Mieliśmy trochę czasu tylko dla nas co się często nie zdarzało więc
postanowiliśmy wykorzystać ten czas jak najlepiej. Położyliśmy się na łóżku i
zaczęliśmy się całować. Brakowało mi tego. Potrzeba całowania zawładnęła nami
gdy nagle do pokoju wbiegła podekscytowana Wiktoria. Od razu się od siebie
odsunęliśmy.
- Przepraszam. Wrócę później.
Wiktoria szybko wyszła. Zaczęliśmy się śmiać.
- Ciekawe co sobie pomyślała. - Powiedział
Dymitr całując mnie delikatnie w usta.
- Nie wiem. Ale to musiała być dla niej
żenująca sytuacja.
- Chodźmy to z nią wyjaśnić.
- Może idź sama lepiej się z nią dogadasz.
- Dobrze za raz wracam.
Wyszłam z pokoju i szłam do ostatnich dni na
korytarzu. Zapukałam do drzwi. Po chwili usłyszałam głos Wiktorii.
- Proszę. Przepraszam że wam przeszkodziłam.
- Nic się nie stało. Co chciałaś byłaś taka
szczęśliwa wbiegając do pokoju?
- Spotkałam Mikołaja pamiętasz którego?
- Twojego kolegę z klasy?
- Tak właśnie tego.
- I co?
- Ostatnio spędzamy dużo czasu ze sobą. Dziś
poszliśmy na spacer. I on mnie pocałował. myślałam że nie wytrzymam z radości.
Wyznał mi miłość a ja mu.
- Bardzo się cieszę, że dałaś mu szansę.
- Ja tez. Nie wieże, ze wcześniej nie
zauważyłam tego co do mnie czuje.
- A mówiłam ci tylko, że ty mnie nie
słuchałaś.
- Wiem Rose i bardzo tego żałuje. Dziękuję ci
za wszystko. - Powiedziała i mnie przytuliła.
- Nie ma za co. Ja już pójdę.
- Dobrze i jeszcze raz przepraszam.
- Daj spokój naprawdę nic się nie stało.
Wyszłam z pokoju i pomyślałam że mogę pomóc
Olenie przy obiedzie. Jak zawsze Krząkała się po kuchni.
- Mogę w czymś pomóc?
- Oczywiście. Pokrój sałatę i ogórki do
surówki a potem zacznij rozkładać talerze na stół.
- Dobrze. - Zabrałam się do pracy nigdy nie
lubiłam pracować w kuchni ale to nie było aż takie złe. Szybko się z tym
uporałam.
- Coś jeszcze?
- Połóż jeszcze te dwa półmiski na stół a ja
zawołam wszystkich.
W jednym półmisku były ziemniaki a w drugim
mięso z kurczaka. Położyłam i usiadłam przy stole. Po chwili wszyscy przyszli i
zaczęliśmy jeść.
- Robicie dziś coś po południu? - spytała
Olena.
- Nie mamy żadnych planów. - Powiedział
Dymitr.
- To dobrze a moglibyście iść do sklepu?
- Oczywiście a po co?
- Po alkohol. Okazało się że Michał
przyjedzie.
- Naprawdę jak ja go długo nie widziałem.
Znajdzie czas przecież jest tak zapracowany.
- Tak jak się dowiedział że wróciłeś to
powiedział że musi przyjechać w końcu cię pokonać.
- I tak mu się to nie uda. Ale fajnie że
przyjedzie powspominamy stare czasy.
- A kim jest Michał?
- To jest mój kuzyn zawsze go pokonywałem we
wszystkim pewnie chcę się w końcu odegrać.
Naszą rozmowę przerwał płacz Dzieci. Dymitr
już wstawał.
- Siedź ja pójdę i tak już skończyłam.
Wstałam i podziękowałam za obiad. Po czym
poszłam do pokoju. Oczywiście to Clara płakała. Wzięłam ją na ręce i zaczęłam
kołysać. W ogóle nie chciała się uspokoić to pewnie przez ząbkowanie. Po chwili
także Joann zaczął płakać. Z pomocą przyszedł mi Dymitr za co byłam mu bardzo
wdzięczna. Wziął na ręce Joanna i także zaczął go kołysać. O dziwko jak Joann
się uspokoił to Clara również.
- Może pójdziemy już teraz do tego sklepu do
póki jest jasno. - Zaproponował Dymitr.
- Możemy to ja ubiorę bliźniaki a ty się
zapytaj Oleny co jeszcze mamy kupić.
- Dobrze Roza. To za chwilę przyjdę i pomogę
ci je zanieść do wózka.
- Dobrze.
Pierwszego zaczęłam ubierać Joanna bo on tego
nie znosi. Cały czas się wiercił ale jakimś cudem udało mi się ubrałam mu
zielone spodenki i czarną bluzkę z długim rękawkiem. Odłożyłam go do łóżeczka i
zaczęłam ubierać Clarę. Cały czas się śmiała z nią szło dużo łatwiej. Ubrałam
jej różowe rajstopki i spódniczkę oraz białą bluzkę z długim rękawem. Już
widziałam że Clara odziedziczyła mój charakter. Za 15 lat będą z nią ale to
jeszcze 15 lat. Ją także włożyłam do łóżeczka a sama poszłam jeszcze
szybko uczesać włosy. Po chwili usłyszałam że ktoś wchodzi do pokoju.
- Wezmę Clarę a ty weź Joanna. - Usłyszałam
głos Dymitra.
Szybko się uczesałam i szybko wzięłam Joanna
i poszłam na dół. Dymitr czekał już przed drzwiami. Włożyłam go do wózka i
wyszliśmy z domu.
Szliśmy sobie powoli. Słońce powoli zaczęło
już zachodzić. Weszliśmy do sklepu i od razu skierowaliśmy się do
Alkoholu. Wzięliby 10 butelek rosyjskiej wódki i skierowaliśmy się do
kas. Ale coś przykuło moją uwagę. Zatrzymałam się i zobaczyłam elegancki komplet
do wina oraz kieliszki z grawerem. Pomyślałam, że idealnie na da się to na
prezent dla Lissy i Christiana.
- Zobacz idealne na prezent ślubny.
- Też tak myślę.
Wzięłam i poszliśmy do kasy zapłacić. Po
wyjściu ze sklepu było już ciemno. Szybko szliśmy do domu. Gdy za rogu
wyskoczyła strzyga.
- Co my tu mamy szczęśliwa rodzinkę. Nie
wieże w to co widzę Dymitr to ty słyszałem, że już nie jesteś strzyga ale jakoś
nie mogłem w to uwierzyć tak źle ci było z nami? Musze poinformować innych.
- Przykro mi ale chyba ci się to nie uda.
- A to niby dlaczego?
- Bo za chwilę będzie po tobie.
- Ja tak nie uważam. Do zobaczenia Bielkow
później.
Strzyga uciekła.
- Kto to był?
- To był Filip mój podwładny kiedy byłem
strzygą.
- Chyba za bardzo cię nie lubi.
- Wiem ale mam nadzieje że już go więcej nie
zobaczymy.
- Ja tez mam taka nadzieje ale po jego
słowach nie możemy być tacy pewni.
- Nie martw się Roza on dużo mówi ale mało
robi.
- To dobrze.
Doszliśmy już do domu. Dymitr wniósł wózek do
domu i zaniósł alkohol do kuchni a ja wzięłam bliźniaki do pokoju i położyłam
na naszym łóżku.
- Śmierdzicie przydało by się was umyć.
- Też tak sadzę. - Za pleców usłyszałam głos
Dymitra.
- To co kogo pierwszego?
- Może Joanna bo on nie lubi kąpieli.
- Dobrze to weź już zacznij napuszczać wody a
ja włożę Clare do łóżeczka i za chwilę przyjdę z Joannem.
- Dobrze.
Wykąpaliśmy Joanna oraz Clare. Włożyliśmy je
od łóżeczek i uśpiliśmy. Po czym ja poszłam się wykapać a po mnie Dymitr.
Położyliśmy się do łóżka jeszcze chwilę porozmawialiśmy o chrzcie dzieci po
czym zasnęłam w jego ramionach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz