środa, 15 lipca 2015

Księga I rozdział XVII

W sobotę miały być urodziny Oleny, więc Dymitr poszedł z nią na zakupy. Ja zostałam w domu, żeby być choć przez chwilę z Clarą i Joannem. Siostry Dymitra poszły z dziećmi nad jezioro więc byłam sama w domu.
Usłyszałam że Clara zaczyna się budzić. Szybko po nią poszłam i zaczęłam karmić. Tak bardzo mi ich brakowało. Kiedyś nie chciałam zostać matką, a teraz nie widzę siebie winnej roli oczywiście po za byciem strażnikiem bo z tego nie zamierzam zrezygnować.  Gdy tylko maluchy podrosną zamierzam powrócić do zawodu, a zresztą potem wyślemy je do akademii ale oczywiście będziemy się nimi interesować, nie tak jak moja matka.
Miałam także zamiar niedługo powrócić do treningów, bo trochę je zaniedbałam gdyż podczas ciąży nie mogłam ćwiczyć.
Zauważyłam, że Clara już skończyła więc wzięłam na ręce Joanna i zaczęłam go karmić. Mu poszło to szybciej nic Clarze. Zaniosłam go na dół i ułożyłam na leżance po czym poszłam po Clarę. Gdy maluchy leżały już sobie spokojnie, poszłam do kuchni i wzięłam sobie jogurt i ciastka, po czym wróciłam do salonu. Usiadłam przy bliźniakach i włączyłam telewizje.  Przeleciałam programy i trafiłam na Zmierzch. Ale z nich kretyni chcieć zostać wampirem, który bardziej przypominał strzygę. Ale z tej dziewczyny idiotka, pociąga ją wampir. Ja dziękuje ten świat schodzi na psy, tworzą filmy o kretyńskich wampirach. Wyłączyłam to bo dłużej bym tego nie wytrzymała.
Zaczęłam się zastanawiać co tu robić. Wraz z Dymitrem postanowiliśmy ochrzcić bliźnięta. Wiadomo, że ja nie jestem zbyt religijna ale jednak chciałabym aby moje dzieci zostały ochrzczone.
A może by tak iść do księdza Pawła. Szybko skończyłam posiłek i ubrałam dzieci. Włożyłam je do łączonego wózka.
- No to w drogę. - powiedziałam do maluchów robiąc do nich minę. A one zaczęły się śmiać. Zostawiłam jeszcze kartkę dla Dymitra i zamknęłam drzwi. Poszłam w stronę kościoła. Weszłam przez bramę i poszłam do środka. Ksiądz przygotowywał wszystko do mszy. Przeżegnałam się i poszłam w stronę ołtarza.
- Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus. - powiedziałam.
- Na wieki wieków. Witaj Rose, co u ciebie?
- A nic takiego, ręka mnie już nie boli.
- To dobrze, a co u bliźniąt? - Spytał zaglądają do wózka.
- Mają się dobrze, rosną jak na drożdżach. Chcielibyśmy z Dymitrem je ochrzcić.
- O to bardzo dobrze. A czy czasem na początek nie powinien być ślub?
- Tak wiemy, tylko tak wyszło. Ale zamierzamy wsiąść ślub jak dzieci podrosną.
- Jak tak to dobrze. To może w najbliższa niedzielę w czasie mszy?
- Chyba będzie, jeszcze spytam Dymitra ale wydaje mi się że będzie pasowało.
- To dobrze, to może niech ktoś do mnie potem wpadnie.
- Dobrze. To ja już pójdę. Z Bogiem.
- Z Bogiem. - Powiedział, a ja poszłam w stronę wyjścia.
Postanowiłam, że pójdę jeszcze poszukać prezentu na ślub i dla małej Rose. Po chwili weszłam do dużego sklepu z artykułami dziecięcymi. Szłam po pomiędzy regałami gdy pochwali zobaczyłam śliczne śpioszki różowe z napisem "Będę samodzielna jak mama która taty pensję wydaje sama" i zielone "  Dziewczyny za mną szaleją". Pomyślałam, że musze je po prostu mieć. Szybko znalazłam właściwe rozmiary i poszłam dalej. Dymitr mnie pewnie zabiję za to, że je kupiłam przecież mamy ich pełno ale jak zobaczy jakie są śliczne od razu złość mu przejdzie. Szłam dalej alejkami gdy po chwili zobaczyłam gigantycznego misia idealny prezent dla Rose. Był na najwyższej półce ale na pewno z niego nie zrezygnuję. Próbowałam go sięgnąć ale zauważyłam, że ktoś zagląda do wózka szybko przyjęłam pozycje obronną. To co ujrzałam a raczej kogo zamurowało mnie. Przy wózku stała Sydney. Sydney jest alchemiczką pomagała mi dotrzeć do Rosji a potem udowodnić moją niewinność, nawet się z nią zaprzyjaźniłam chociaż na początku była do mnie źle nastawiona bo przecież jestem damirem.
- Co ty tu robisz? - spytałam zszokowana.
- Przyjechałam bo mam tu kilka spraw do załatwienia. Lepiej ty powiedz co tutaj robisz masz dzieci? nie powinnaś być teraz z Wasylissą na dworze?
- Powinnam ale życie mi się trochę skomplikowało.
- Zauważyłam. Ale jak do tego doszło? Co z tobą i Dymitrem? Zdradziłaś go i on ci wybaczył?
- No właśnie go nie zdradzałam. Dlaczego wszyscy zdają to samo pytanie. To są jego dzieci istnieje taka bardzo stara legenda która mówi że dowie dampirów mogą mieć dzieci ale jeżeli są po bardzo trudnych przejściach tak jak ja z Dymitrem. Musiałam zostawić Lissie i wyjechać z dworu bo chcieli robić na bliźniętach badania.
- Trochę słabo. Nigdy nie wyobrażałam sobie ciebie jako matki bardziej jako oddana strażniczkę.
- Ja siebie tez nie. Ale cóż zżycie lubi płatać figle.
- A mogę się dowiedzieć jak mają na imię maleństwa?
- Tak z prawej Clara a z lewej Joann.
- są śliczne Clara wygląda jak ty a Joann jak Dymitr. Może pomóc ci z tym misiem co?
- Tak będę ci wdzięczna. - Sydney sięgnęła go szybciej niż ja pewnie dlatego że jest ode mnie trochę wyższa.
- Dziękuje.
- Nie ma za co?
- No to opowiadaj co u ciebie, nie miałaś czasem być teraz w Kanadzie?
- Miałam ale na chwilę obecną zostałam przemianowana tutaj. W Moskwie doszło do zabicia 50 strzyg i nie wiemy kto to zrobił dlatego mnie tu przysłano żebym się dowiedziała.
- No to już nie musisz szukać.
- Dlaczego? Wiesz kto to był?
- Tak to był Dymitr, Abe i inni strażnicy.
- Ale jak to?
- No bo zostałam porwana. Dymitr i Abe postanowili mnie odbić dlatego tyle strzyg zginęło ale powinniście być nam wdzięczni dzięki nam nie ma już tylu strzyg na tym świecie.
- Rose co wy sobie myśleliście. Wiecie co by się stało jak by znaleźli  je ludzie. To było by piekło. Mogliście dać nam znać żebyśmy pozbyli się ciał albo cokolwiek.
- Nie myśleliśmy o tym.
- Zauważyłam. Ale dobra zmieńmy temat. Nie chce ci prawić lekcji.
- I tak bym cię nie słuchała.
- Wiem dlatego porozmawiajmy o czymś innym.
Rozmawiałyśmy tak przez chwile aż doszłyśmy do kasy szybko zapłaciłam i wyszłyśmy ze sklepu. Szyłyśmy z stronę domu.
- Ja musze iść zgłosić się do alchemików poinformować ich o tym co się dowiedziałam ale jeszcze się spotkamy.
- Trzymam cię za słowo do zobaczenia Sid.
Szłam dalej i po chwili doszłam do domu. Chciałam już otworzyć drzwi gdy ktoś mnie uprzedził to był Dymitr z miną jak by ktoś go torturował.
- Coś się stało towarzyszu?
- Gdzieś ty była? Wiesz jak się o ciebie martwiłem.
- U księdza w sprawie chrztu.
- Byłem i ciebie tam nie było.
- Wiem bo poszłam jeszcze na zakupy.
- I nie mogłaś mnie o tym poinformować?
- Mogłam ale wyleciało mi to z głowy. W ogóle nie uwierzysz kogo spotkałam.
- No kogo?
- Sydney
- Ooo a co ona tu robiła?
- Szukała sprawcy zabicia tylu strzyg w Moskwie.
- I co jej powiedziałaś?
- Prawdę że to byliśmy my i to wszystko.
- A czemu jej nie zaprosiłaś?
- Bo musiała się zgłosić do alchemików. A ty musisz zadawać tyle pytań to jakiś wywiad?
- Nie muszę ale wiesz jak się o ciebie martwiłem?
- Wiem ale przecież nic mi się nie stało.
- Na szczęście. Nie idź więcej beze mnie nigdzie.
- Dobrze. A możemy wejść do domu?
- Tak.
Dymitr wniósł wózek do środka. Znalazł torbę ze śpioszkami i się zaczął śmiać.
- Śliczne prawa? musiałam je kupić.
- Tak śliczne ale wiesz przecież, że mamy pełno śpioszków.
- Wiem ale nie mogłam się powstrzymać.
- No to dobrze Roza. Rozumiem, że ten miś jest dla małej Rose?
- Tak, musiałam coś kupić przecież nie możemy jechać z pustymi rękoma.
- Tak a kupiłaś coś dla Lissy i Christiana?
- Jeszcze nie, wyleciało mi to z głowy.
- Jutro pójdziemy razem i coś kupimy.
- ok.
Zanieśliśmy maleństwa do łóżeczek i uśpiliśmy. Mieliśmy trochę czasu tylko dla nas co się często nie zdarzało więc postanowiliśmy wykorzystać ten czas jak najlepiej. Położyliśmy się na łóżku i zaczęliśmy się całować. Brakowało mi tego. Potrzeba całowania zawładnęła nami gdy nagle do pokoju wbiegła podekscytowana Wiktoria. Od razu się od siebie odsunęliśmy.
- Przepraszam. Wrócę później.
Wiktoria szybko wyszła. Zaczęliśmy się śmiać.
- Ciekawe co sobie pomyślała. - Powiedział Dymitr całując mnie delikatnie w usta.
- Nie wiem. Ale to musiała być dla niej żenująca sytuacja.
- Chodźmy to z nią wyjaśnić.
- Może idź sama lepiej się z nią dogadasz.
- Dobrze za raz wracam.
Wyszłam z pokoju i szłam do ostatnich dni na korytarzu. Zapukałam do drzwi. Po chwili usłyszałam głos Wiktorii.
- Proszę. Przepraszam że wam przeszkodziłam.
- Nic się nie stało. Co chciałaś byłaś taka szczęśliwa wbiegając do pokoju?
- Spotkałam Mikołaja pamiętasz którego?
- Twojego kolegę z klasy?
- Tak właśnie tego.
- I co?
- Ostatnio spędzamy dużo czasu ze sobą. Dziś poszliśmy na spacer. I on mnie pocałował. myślałam że nie wytrzymam z radości. Wyznał mi miłość a ja mu.
- Bardzo się cieszę, że dałaś mu szansę.
- Ja tez. Nie wieże, ze wcześniej nie zauważyłam tego co do mnie czuje.
- A mówiłam ci tylko, że ty mnie nie słuchałaś.
- Wiem Rose i bardzo tego żałuje. Dziękuję ci za wszystko. - Powiedziała i mnie przytuliła.
- Nie ma za co. Ja już pójdę.
- Dobrze i jeszcze raz przepraszam.
- Daj spokój naprawdę nic się nie stało.
Wyszłam z pokoju i pomyślałam że mogę pomóc Olenie przy obiedzie. Jak zawsze Krząkała się po kuchni.
- Mogę w czymś pomóc?
- Oczywiście. Pokrój sałatę i ogórki do surówki a potem zacznij rozkładać talerze na stół.
- Dobrze. - Zabrałam się do pracy nigdy nie lubiłam pracować w kuchni ale to nie było aż takie złe. Szybko się z tym uporałam.
- Coś jeszcze?
- Połóż jeszcze te dwa półmiski na stół a ja zawołam wszystkich.
W jednym półmisku były ziemniaki a w drugim mięso z kurczaka. Położyłam i usiadłam przy stole. Po chwili wszyscy przyszli i zaczęliśmy jeść.
- Robicie dziś coś po południu? - spytała Olena.
- Nie mamy żadnych planów. - Powiedział Dymitr.
- To dobrze a moglibyście iść do sklepu?
- Oczywiście a po co?
- Po alkohol. Okazało się że Michał przyjedzie.
- Naprawdę jak ja go długo nie widziałem. Znajdzie czas przecież jest tak zapracowany.
- Tak jak się dowiedział że wróciłeś to powiedział że musi przyjechać w końcu cię pokonać.
- I tak mu się to nie uda. Ale fajnie że przyjedzie powspominamy stare czasy.
- A kim jest Michał?
- To jest mój kuzyn zawsze go pokonywałem we wszystkim pewnie chcę się w końcu odegrać.
Naszą rozmowę przerwał płacz Dzieci. Dymitr już wstawał.
- Siedź ja pójdę i tak już skończyłam.
Wstałam i podziękowałam za obiad. Po czym poszłam do pokoju. Oczywiście to Clara płakała. Wzięłam ją na ręce i zaczęłam kołysać. W ogóle nie chciała się uspokoić to pewnie przez ząbkowanie. Po chwili także Joann zaczął płakać. Z pomocą przyszedł mi Dymitr za co byłam mu bardzo wdzięczna. Wziął na ręce Joanna i także zaczął go kołysać. O dziwko jak Joann się uspokoił to Clara również.
- Może pójdziemy już teraz do tego sklepu do póki jest jasno. - Zaproponował Dymitr.
- Możemy to ja ubiorę bliźniaki a ty się zapytaj Oleny co jeszcze mamy kupić.
- Dobrze Roza. To za chwilę przyjdę i pomogę ci je zanieść do wózka.
- Dobrze.
Pierwszego zaczęłam ubierać Joanna bo on tego nie znosi. Cały czas się wiercił ale jakimś cudem udało mi się ubrałam mu zielone spodenki i czarną bluzkę z długim rękawkiem. Odłożyłam go do łóżeczka i zaczęłam ubierać Clarę. Cały czas się śmiała z nią szło dużo łatwiej. Ubrałam jej różowe rajstopki i spódniczkę oraz białą bluzkę z długim rękawem. Już widziałam że Clara odziedziczyła mój charakter. Za 15 lat będą z nią ale to jeszcze 15 lat.  Ją także włożyłam do łóżeczka a sama poszłam jeszcze szybko uczesać włosy. Po chwili usłyszałam że ktoś wchodzi do pokoju.
- Wezmę Clarę a ty weź Joanna. - Usłyszałam głos Dymitra.
Szybko się uczesałam i szybko wzięłam Joanna i poszłam na dół. Dymitr czekał już przed drzwiami. Włożyłam go do wózka i wyszliśmy z domu.
Szliśmy sobie powoli. Słońce powoli zaczęło już zachodzić.  Weszliśmy do sklepu i od razu skierowaliśmy się do Alkoholu.  Wzięliby 10 butelek rosyjskiej wódki i skierowaliśmy się do kas. Ale coś przykuło moją uwagę.  Zatrzymałam się i zobaczyłam elegancki komplet do wina oraz kieliszki z grawerem. Pomyślałam, że idealnie na da się to na prezent dla Lissy i Christiana.
- Zobacz idealne na prezent ślubny.
- Też tak myślę.
Wzięłam i poszliśmy do kasy zapłacić. Po wyjściu ze sklepu było już ciemno. Szybko szliśmy do domu. Gdy za rogu wyskoczyła strzyga.
- Co my tu mamy szczęśliwa rodzinkę. Nie wieże w to co widzę Dymitr to ty słyszałem, że już nie jesteś strzyga ale jakoś nie mogłem w to uwierzyć tak źle ci było z nami? Musze poinformować innych.
- Przykro mi ale chyba ci się to nie uda.
- A to niby dlaczego?
- Bo za chwilę będzie po tobie.
- Ja tak nie uważam. Do zobaczenia Bielkow później.
Strzyga uciekła.
- Kto to był?
- To był Filip mój podwładny kiedy byłem strzygą.
- Chyba za bardzo cię nie lubi.
- Wiem ale mam nadzieje że już go więcej nie zobaczymy.
- Ja tez mam taka nadzieje ale po jego słowach nie możemy być tacy pewni.
- Nie martw się Roza on dużo mówi ale mało robi.
- To dobrze.
Doszliśmy już do domu. Dymitr wniósł wózek do domu i zaniósł alkohol do kuchni a ja wzięłam bliźniaki do pokoju i położyłam na naszym łóżku.
- Śmierdzicie przydało by się was umyć.
- Też tak sadzę. - Za pleców usłyszałam głos Dymitra.
- To co kogo pierwszego?
- Może Joanna bo on nie lubi kąpieli.
- Dobrze to weź już zacznij napuszczać wody a ja włożę Clare do łóżeczka i za chwilę przyjdę z Joannem.
- Dobrze.
Wykąpaliśmy Joanna oraz Clare. Włożyliśmy je od łóżeczek i uśpiliśmy. Po czym ja poszłam się wykapać a po mnie Dymitr. Położyliśmy się do łóżka jeszcze chwilę porozmawialiśmy o chrzcie dzieci po czym zasnęłam w jego ramionach.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz