środa, 22 lipca 2015

Księga I rozdział XL

Od czasu mojego załamania nerwowego minęły dwa tygodnie, wciąż odwiedzają mnie ludzie, których poznaję już trzeci raz w życiu, o moim ponownym zaniku pamięci nikt nie wie po za mną i Dymitrem dlatego on pokazał mi wszystkich ludzi na zdjęciach i opowiedział mi o nich. Strażnik zabierał mnie na wycieczki po Dworze pokazując najróżniejsze miejsca. Ostatnio nawet wymyślił miejsce, gdzie koniecznie musi mnie zabrać był bardzo podekscytowany tym faktem. Powiedział, że to miejsce jest po za Dworem, dlatego musieliśmy polecieć tam samolotem. Jutro mieliśmy wyjeżdżać. Gdy już byłam spakowana poszłam pobawić się z Clara i Joannem.
Po jakiejś godzinie do domu wrócił Dymitr.
-Hej okazało się, że nasz wyjazd będzie szybciej. Idę szybko się spakować i jedziemy.- Powiedział i pognał na górę, poszłam za, nim, żeby wsiąść torby moje i bliźniąt, gdy weszłam do pokoju brunet był już prawie spakowany, nie dziwię się, w jego szafach był zawsze idealny porządek. Gdy brałam torby zapytał:
- Jak się czujesz? Wszystko ok?
- Dobrze.- Widziałam, że moje słowa nie do końca go przekonały.- Naprawdę wszystko ok.- Powiedziałam uśmiechając się.
- Jak nie chcesz, możemy nie jechać.- Mówił wpatrując się we mnie.
- Nie, chcę bardzo. Już dłużej nie wytrzymam tego ciągłego siedzenia i nic nie robienia.- Stwierdziłam dobitnie
- Dobra jesteś spakowana?
- Tak godzinę temu spakowałam siebie i bliźnięta.
- to dobrze.-Powiedział i się uśmiechnął.
Gdy się już spakował, wziął swoją torbę i moją, a ja wzięłam bliźniąt, sam chciał ją wsiąść, musiałam go długo namawiać, że sobie poradzę. Posilmy na parking, gdzie czekała na nas czarna terenówka.
- Czy tu w ogóle jeździ się czymś innym?- Spytałam patrząc na samochód.
- Raczej nie, bo one są bardzo wygodne.- Powiedział.
-Przecież one są ogromne jak można czymś takim jeździć?- Oburzyłam się pakując torby do bagażnika.
- nie wiem, o co ci chodzi.- Stwierdził Dymitr z miną niewiniątka.
Wsiedliśmy do tego potwora. Za kierownica siedział Michaił.
- Hej- powiedział wszystkim, przywitaliśmy się z, nim i ruszyliśmy.
Wyjechaliśmy przez bramę z Dworu. Po za murami świat wyglądał tak samo, te same drzewa, choć trochę zaniedbane. Wszędzie w koło były lasy. Dojechaliśmy na lotnisko po jakiejś godzinie. Było tam pełno ludzi jedni oddawali bagaże do kontroli inni je zabierali z taśmy, cześć ludzi witała się z rodzinami inni żegnali. Ludzie wyglądali tak samo, jak my. Nie wiem, na czym polegała różnica między nimi a nami dampirami. Może kiedyś się dowiem. Spojrzałam na Dymitra był przez cały czas czujny, obserwował wszystko dookoła. Odłożyliśmy nasze bagaże i poszukaliśmy wolnych miejsc. Ludzie patrzeli się na bliźnięta i od razu na twarzach wykwitał, im uśmiech kilku ludzi powiedziało nam jakie to my mamy śliczne dzieci, Dymitr uśmiechał się do nich i odpowiadał, im na wszystkie pytania.
- Dlaczego ludzie mówią nam co chwile o dzieciach?- Zapytałam bruneta.
- Bo tak już jest ludzka natura.- Zaśmiał się. "Uczestnicy lotu do Springs proszeni są do wejścia nr 29." Powiedziała nagle spikerka.
- To my chodź.- Ruszyłam za Dymitrem, który sprawnie prowadził mnie do wejścia. Przed niewielkim tunelikiem stała kobieta, miała może 30 lat, była blondynką o jasnej cerze, miała na sobie uniform składający się z niebieskiej spódniczki, żakietu, czapeczki, a także białej koszuli. Sprawdziła nasze bilety i dokumenty, po czym wpuściła nas do korytarzyka. Weszliśmy do samolotu, gdzie inna stewardesa pokazała nam nasze miejsca. Dymitr wpuścił mnie pod okno, pomiędzy nami posadził bliźnięta w sadzonkach dla dzieci. Wyjrzałam przez okno, skrzydło samolotu było daleko przede mną, dzięki czemu będę miała ładne widoki.
W tym samy rzędzie tylko po drugiej stronie na siedzeniach siedziała jakaś para i dwóch mężczyzn. Kobieta uśmiechnęła się do mnie i zapatrzyła się na bliźnięta, po czym odwróciła się w stronę chyba swojego męża, ponieważ mieli bardzo podobne obrączki i zaczęła coś mu szeptać. On także spojrzał na nas i szybko się odwrócił. Mężczyzna zaczął rozmawiać ze swoimi kolegami, którzy co chwile zerkali na nas, wywiązała się z tego pomiędzy nimi sprzeczka. Przestraszyłam się.
- Dymitr dlaczego oni tak dziwnie na nas patrzą? – Spytałam wskazując głową na małżeństwo i ich znajomych. Spojrzał na nich ze skupioną miną. Ilustrował ich przez chwile wzrokiem, po czym odwrócił się do mnie.
- Może patrzą na to jaką mam piękną rodzinę. – Powiedział, lecz pod jego uśmiechem krył się niepokój i co chwile zerkał w stronę małżeństwa.
- Coś nie tak? – Spytałam.
- Nie, wszystko w porządku.
Wiedziałam, że jest coś nie tak, ale nie naciskałam, przede mną siedziały trzy przyjaciółki, które o czymś rozmawiały i co chwile wybuchały śmiechem. Po za nimi w samolocie nie było zbyt wielu ludzi, jakiś biznesmen, starsza para jeszcze kilka osób w średnim wieku. Wszystkich nas razem było około 35. Została podana informacja o wyłączeniu urządzeń elektrycznych i zapięciu pasów. Ruszyliśmy powoli zaczęliśmy się wznosić nad ziemię. Gdy lecieliśmy już nad chmurami damski głos poinformował nas, że możemy już odpiąć pasy. Po chwili podeszła do nas stewardesa z pytaniem czy czegoś sobie życzymy. Dymitr poprosił dla nas o wody i coś do przegryzienia. Dzieci przez cały czas startu spały, gdy byliśmy już w górze zaczęły się budzić i płakać. Wzięłam na ręce Clare, a Dymitr Joanna. Zaczęliśmy je kołysać, po chwili się uspokoiły. Kobieta siedząca w tym samym rzędzie poszła do łazienki, kiedy wróciła podało swoją torbę każdemu z mężczyzn, każdy z nich ją brał i coś z niej wyciągał. Właśnie szła stewardesa z naszymi przekąsami, a także zamówieniami dla innych pasażerów. Gdy przystanęła obok nas mężczyzna mąż tej kobiety wstał i wyjął zza kurtki nóż przykładając go do szyi stewardesy.
- A teraz wszyscy niech mnie słuchają. Uprowadzamy ten samolot nie radzie się sprzeciwiać, gdyż nie mamy skrupułów. – Powiedział facet. Spojrzałam na Dymitra jego twarz była spokojna przyglądał się wszystkiemu analizując sytuacje.
- Nie sądzę aby udało ci się uprowadzić ten samolot. – Powiedział spojenie Dymitr.
- Zamknij się parszywe dziecko kreatur, które nazywacie morojami. Jak, to jest nie należeć do rządnej rasy? – Powiedział wypluwając te słowa w naszą stronę.
- A tu się mylisz jesteśmy dampirami. – Powiedział i wstał. Nie miał zbyt wiele miejsca, ale i tak położył nogi tak aby się zmieścić, widziałam przerażenie na twarzach innych pasażerów, sama też się bałam, ale to ukryłam i wstałam i stanęłam za Dymitrem. Dzieci patrzyły z zainteresowaniem na sytuacje. – Odłóż ten nóż, bo się jeszcze skaleczysz. – Powiedział opanowanym głosem strażnik.
- Zobaczcie mamy buntownika. – Powiedział szyderczo i się zaśmiał a wraz z, nim jego towarzysze, którzy stanęli już po obu stronach faceta. Jeden z nich poszedł z nią na przód samolotu po chwili wrócił z druga stewardesą, której związał ręce.
- Nie jestem buntownikiem tylko strażnikiem. Puść tą miłą panią i walcz ze mną na równych warunkach jak pewnie zauważyłeś ja nie mam żywej tarczy, nawet noża nie mam. – Powiedział bezradnie rozkładając ręce. Wiedziałam, że ma przy sobie kołek. Miał na sobie swój zwykły strój ciemne spodnie, bluzkę i płaszcz, który miał na sobie praktycznie zawsze.
- Skoro jesteś strażnikiem nie powinieneś mieć czasem kołka? Czy może przeszedłeś na emeryturę? – Spytała ze śmiechem kobieta.
- Sądzę, że to nie twoja sprawa. – Zwrócił się do niej Dymitr takim tonem, że kobieta od rabusie wręcz skurczyła od strachu i nie dziwie się. Po czym brunet odwrócił się z powrotem do faceta. – A teraz wypuść panią. – Powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu. – A może się boisz? – Facet wypuścił stewardesę w stronę swojego współpracownika. Dymitr od razu wyskoczył z naszego rzędu siedzeń i zaczął z, nim walczyć, wyskoczyłam zaraz za, nim, rzuciła się na mnie kobieta. Instynktownie zaczęłam się bronić. Nie trafiła mnie ani razu, ale zaczęłam dostrzegać idealne momenty do ataku, kopnęłam ją w brzuch lewą ręką, kiedy próbowała zadać mi prawy sierpowy instynktownie złapała się, za to miejsce. Wykorzystałam sytuacje i uderzyłam ją dwoma palcami w krtań, nie wiem skąd to wiedziałam, ale byłam pewna, że nic jej się nie stanie. Zaczęła walczyć z bólem gardła, przyszpiliłam ją do ziemi.
- No ładny pokaz a teraz ich puśćcie. – Usłyszałam nagle głos nad bliźniętami stał facet, który wyszedł do przodu samolotu. Nie zauważyłam jak tu przychodził teraz trzymał nóż zaraz przy gardełku Clary przy szyjce Joanna miał ostro zakończony szpikulec. Spojrzałam na Dymitra, obok, którego leżał na podłodze mąż kobiety, która leżała przede mną a on sam trzymał drugiego faceta za szyję i wpatrywał się z przerażeniem w mężczyznę z nożem i szpikulcem. – To co puścicie ich po dobroci czy mam się postarać aby wasze śliczne pociechy długo już sobie nie pożyły.
- Zostaw je one nie mają z tym nic wspólnego! – Wykrzyknęłam. Wszyscy byli skuleni na swoich miejscach i patrzeli na całą sytuację w przerażeniu. Spojrzałam jeszcze raz na bruneta i już wiedziałam co mam robić.
Bardzo powoli odsunęłam się od kobiety, która wstała z trudem i złapała się za gardło. Dymitr lekko zacisną rękę na gardle faceta, po czym go puścił. Nóż i szpikulec zostały oddalone od bliźniąt, ale wciąż było zagrożenie, że coś może, im się stać.
- Zostaw je w spokoju ty dupku. Powiedziała nagle jedna z nastolatek i uderzyła go laptopem i to dość mocno facet upadł na podłogę. Dymitr od razu złapał faceta przy, którym stał za szyję i jednym ruchem drugiej ręki pozbawił go przytomności. Ja również złapałam ponownie kobietę i już chciałam pozbawić ja przytomności, kiedy wychrypiała.
- Dobra już spokojnie puść mnie będę grzeczna. – Opuściłam rękę wiedziałam, że nie będzie chciała już atakować. Dymitr od razu podbiegł do bliźniąt patrząc czy nic, im nie jest, gdy zobaczyłam, że się uspokaja uściskałam dziewczynę, która zadała cios facetowi, którego właśnie brunet wyciągnął na środek. Podszedł do stewardesy, która była związana i rozciął jej więzy. Gdy już uściskałam dziewczynę powiedziałam- Bardzo ci dziękuje nie wiem, co bym zrobiła, gdyby coś, im się stało.
- Nie ma za co przecież tylko uderzyłam tego faceta w głowę, ale to co wy z nimi zrobiliście to było możne. Uczyliście się walczyć?
- Nie wiem. – Powiedziałam i spojrzałam na bliźnięta. Podbiegłam do nich i je obejrzałam, na szczęście nic, im się nie stało. W tym samym czasie Dymitr znalazł jakiś sznurek i związał wszystkich zamachowców i umieścił ich z tyłu samolotu. Po chwili wrócił do nas. Ja wciąż klęczałam przed bliźniętami dokładnie je oglądając.
- Wszystko w porządku? – Spytał ujmując mój policzek i przyglądając mi się.
- Tak, nic mi nie jest a ci? – Nie wyglądał na uszkodzonego.
- Nie nic mi się nie stało.
- To skąd umiecie tak walczyć? – Spytała ponownie dziewczyna.
- Ja uczyłem się w Rosji, a potem nauczyłem Rose. – Powiedział Dymitr bardzo spokojnym głosem.
- A nauczyłbyś mnie też? – Spytała podekscytowana reszta dziewczyn też wyjrzała na nas zza siedzeń z ciekawością. Rozejrzałam się dookoła wszyscy pasażerowie na nas patrzeli. W ich oczach widziałam podziw.
- Wątpię aby do końca lotu udało mi się nauczyć ciebie, chociaż trochę podstaw. A wątpię abyśmy się jeszcze kiedyś spotkali. – Powiedział Brunet biorąc na ręce Joanna. Wyjął z torby herbatkę w butelce i mu ją podał. Usiadłam na swoim miejscu i zrobiłam to samo z Clarą. Na twarzy Dymitra był spokój i radość.
- A wiesz, że my już się kiedyś uczyłyśmy walczyć u pewnej kobiety. Jak ona się nazywała? – Dziewczyna zwróciła się do swoich koleżanek, przez chwile kombinowały, po czym jedną z nich olśniło.
- Tasza Ozera. – Twarz bruneta stężała a mięśnie się napięły chyba ją znał.
- No właśnie ona świetnie walczyła i kiedyś jej powiedziałyśmy, że jest najlepsza a ona na to tak: „ Ja nie jestem najlepsza, najlepsi są ci, którzy mają tatuaż na karku w kształcie litery S, a ci najlepsi z najlepszych mają jeszcze różne znaczki w koło”. Ciekawe, o co jej chodziło. Macie takie tatuaże? – Spytała.
- Tak. – Odpowiedział ukradkowo Dymitr nawet na nią nie patrząc.
- Mogę zobaczyć? – Spytała była jak fanka swojego idola.
- Wolałbym nie. – Odparł chłodno, miła nutka, która była w, nim na początku znikła.
- No weź nie bądź przymul. Co to takiego? To tylko tatuaż. – Nalegała dziewczyna.
- Zostaw Suzana. Pewnie się wstydzi, bo nie ma tych specjalnych znaczków. Pamiętasz ona nam nawet wspominała o jednym takim, który miał tych znaczków kilka i, że on jest nie do pokonania.
-Aha no pewnie tak ., Cicho jak tamten się nazywał coś na D z takim dziwacznym nazwiskiem.
- To nie było czasem jakoś Drimitr czy jakoś tak, a nazwisko Bielkow. Ona stwierdziła, że on jest nie do pokonania chciałabym go poznać. Znasz go? – Spytała dziewczyna. Spojrzałam na Dymitra, na jego ustach igrał uśmiech.
- Oczywiście, że znam to mój brat bliźniak. – Powiedział. Nie wytrzymałam i parsknęłam śmiechem. – Rose uspokój się. Ludzie się na nas patrzą.
- Tylko, że on nie miał brata a na pewno nie bliźniaka. – Powiedziała trzecia z dziewczyn.
- Skąd to wiesz? – Spytał strażnik.
- Bo miał same siostry. – Powiedziała. – Po za tym wszyscy znają historie Dymitra Bielkowa i Rosmarie Hathaway. – Szczena mi opadła. Skąd ona to wszystko wiedziała. Chyba zauważyła nasze zdziwienie na twarzach. – Chyba nie sądziliście, że informacje z waszego świata nie przeciekają do naszego. Może i jesteśmy tylko głupimi nastolatkami, ale swoje wiemy. Są strony internetowe, na których są opisywane historie ze świata wampirów i dampirów o tej parze sporo się tam pisze. – I nagle wybuchła śmiechem tak jak jej koleżanki. – Chcielibyście zobaczyć swoje twarze. To wszystko legendy wymyślone przez jakąś tam pisarkę podajże Richelle Mead. Pamiętacie ta książkę? – Zwróciła się do koleżanek.
- NO, a nie była super. A Dymitr chciałabym mieć takiego trenera.
- No ja tez a Rose za przyjaciółkę… - Odwróciły się pogrożone w rozmowie na temat książki.
- Co to było? – Spytałam Dymitra.
- To się nazywa: nastolatki. – Odpowiedział z uśmiechem.
- Fajnie, ale ja taka nie byłam? – Spytałam z nadzieją.
- Nie ty byłaś gorsza. – odpowiedział z chytrym uśmieszkiem. Bliźnięta zasnęły. A reszta podróży minęła nam w spokoju. Kapitan przyszedł na podziękować za złagodzenie sprawy z porywaczami. W końcu zaczęliśmy lądować. Na lotnisku stały już radiowozy, które miały wziąć niedoszłych porywaczy. My szybko się z stamtąd zniknęliśmy aby nikt nas nie zauważył. Dymitr powiedział, że musielibyśmy odpowiadać, wtedy na kłopotliwe pytania. Pod lotniskiem na parkingu czekała na nas czarna terenówką. W środku siedział dampir, kiwnęli sobie głową z Dymitrem. Brunet usiadł z przodu a ja wraz z bliźniętami z tyłu.
- Dymitr mama pytanie. – Powiedziałam wychylając się z pomiędzy siedzeń.
- Słucham. – Powiedział wciąż patrząc przed siebie.
- Kim jest Tasza Ozera? – Widziałam, że już się wacha przed udzieleniem mi odpowiedzi. – I nie mów, że to nic, bo widziałam jak zareagowałeś, gdy tamta dziewczyna wypowiedziała to imię. – Na chwile zamknął oczy, po czym na mnie spojrzał. Wiedziałam, że wraca do tych wspomnień niechętnie.
- To kobietka, której wole nie pamiętać. Kiedyś była moją przyjaciółką, lecz przez to, co zrobiła tobie nie umiem jej wybaczyć.
- S co mi zrobiła? – Spytałam niepewnie.
- Prawie cię zabiła i to nie tak dosłownie, że chciała cię po prostu zabić wymyślała intrygę, w której miałaś zagrać główną rolę spychając ją na drugi plan.
- A jaka była ta rola? – Spytałam zdenerwowana.
- Miałaś być morderczynią nie, byle kogo tylko królowej. – Usiadłam z powrotem na swoim siedzeniu.
No to ładnie wygląda na to, że mam nie tylko jednego wroga, ale całą masę. Miałam chyba kiedyś skłonności samobójcze, skoro zadzierałam z tyloma ludźmi. Resztę drogi spędziliśmy w ciszy z radia leciała co chwile inna piosenka, a każda z innego zakątku świata, jak to określili sekta dookoła świata. Niektóre piosenki były śpiewane w dziwnych językach, była też jedna po rosyjsku, Dymitr słuchając jej uśmiechał się po nosem.
Co chwile były także podawane ciekawostki dotyczące piosenek i ich autorów. Wrzeście dojechaliśmy do Akademii. Podjechaliśmy pod duża żelazną dwuskrzydłową bramę. Obok brany był niewielki budynek zapewne dyżurka. Nasz kierowca otworzył bramę przyciskiem przy tablicy rozdzielczej. Brama zaczęła się otwierać. Przejechał przez nią, gdzie zastąpił nam drogę dampir w ciemnych spodniach, bluzce i kurtce. Podszedł do drzwi kierowcy.
- Cześć. – Rzucił do kierowcy. Następnie kiwną w stronę Dymitra. – Witam z powrotem strażniku Bielkow. – Spojrzał na mnie jego usta się wykrzywiły w uśmiechu. – I witam także naszą piękną strażniczkę Hathaway. – Skinęłam głową uśmiechając się lekko nie miałam zielonego pojęcia, kto to jest. – Uprzedzę was, że po szkole rozniosła się plotka o waszym przyjeździe, więc życzę powodzenia. – Powiedział z chytrym uśmieszkiem i nas puścił. Bliźnięta się obudziły i teraz z zaciekawieniem patrzyły na nowe otoczenie, jechaliśmy droga po obu stronach rósł rząd drzew. W oddali przed nami było już widać budynek, który z każdą chwilą robił się coraz większy.
Był to wielki budynek w oknach pomimo tego, że był ludzi dzień było kilku ludzi pewnie uczniów akademii, patrzeli jak mijaliśmy budynek, choć nie mogli nas dojrzeć, bo szyby były przyciemniane tak, że tylko my ich widzieliśmy. Objechaliśmy budynek i zatrzymaliśmy się na parkingu przy wejściu stała Alberta i jeszcze jakiś inny strażnik. Wysiedliśmy z samochodu Alberta podeszła do nas z uśmiechem.
- Witajcie, dyrektora niestety nie a czasu, ale kazała nam ulokować was w pokojach gościnnych, zostaniecie największy pokój. – Wszystko to mówiła z uśmiechem.
- Witaj Alberto. Dziękujemy za wszystko. Nie zabawimy tu zbyt długo, ale parę dni na pewno tak. Chciałbym pokazać Rose kilka miejsc. – Powiedział Dymitr ściskając rękę Alberty, która przed chwilą wyciągnęła ją w jego stronę, gdy już ją puścił wyciągnęła ją do mnie ujęłam ją ściskając lekko i uśmiechając się.
- No to, co, gdzie Clara i Joanna? – Spytała.
- W samochodzie. Już po nie idziemy. – Odpowiedziałam i ruszyłam do tylnych drzwi samochodu, wyjęłam nosik Joanna wręczając go brunetowi a sama wzięłam Clare.
- Ależ one urosły. – Powiedziała Alberta0 patrząc na bliźnięta. – No dobra chodźmy wasze torby ktoś odbierze. – Ruszyła w stronę wejścia poszliśmy za nią. Za drzwiami był hol recepcja, a może dyżurka nie wiem i schody. Było to całkiem ładne pomieszczenie rozświetlone przez duże okna. Zauważyłam, że zza schodów wygląda jakiś chłopak.
Alberta ruszyła na górę, gdy tylko zobaczyła gapia odwróciła się w ich stronę.
- A ty tu co już do swojego pokoju, chyba że chcesz jutro na treningu dziesięć dodatkowych obrażeń. – Chłopak od razu czmychnął do swojego pokoju. – Nie przejmujecie się, nim to jeszcze nastolatek ma swoje potrzeby do roznoszenia plotek. – Powiedziała i zaczęła dalej wspinać się po schodach a my za nią. Dymitr wyglądał na takiego, który w ogóle nie zawraca uwagi na otoczenie, podejrzewałam, że nie potrzebowałby Alberty aby trafić do naszego pokoju. Skręciliśmy w korytarz oświetlony przez okno na jego końcu i łapmy. W końcu stanęliśmy przed drzwiami o numerze S4 obok drzwi był czytnik. Alberta Wyjęła kartę i przejechała nią po czytniku usłyszeliśmy piknięcie i drzwi stanęły przed nami otworem.
Weszliśmy do sporych rozmiarów pokoju było tu duże podwójne łóżko, okrągły stół z czterema krzesłami, komoda i szafa, po prawej były drzwi.
- To jest teraz wasz pokój tam macie łazienkę. – Powiedziała wskazując na drzwi po prawej. – A tam. – Wskazała na drzwi przy łóżku, których wcześniej nie zauważyłam. – Drugi pokój. To ja już pójdę. Dymitr wiesz jak wszystko tu wygląda, więc sobie poradzicie. – Powiedziała i ruszyła w stronę wyjścia.
- Dzięki. – Powiedział Dymitr ona tylko się odwróciła i nam kiwnęła, po czym wyszła. Spojrzałam na Dymitra wyglądał na zmęczonego przez całą podróż wydawał się czujny, ale teraz był zmęczony zresztą jak ja. Po chwili zostały przyniesione nasze torby, szybko je rozpakowaliśmy i szykowaliśmy się do spania, bliźnięta zostały wykapane, nakarmione i utulone do snu. Okazało się, że w drugim pokoju są dwa łóżeczka i inne przybory potrzebę dla dzieci, ktoś się nad tym napracował. Dziwne, że ktoś w ogóle o tym pomyślał. Poszłam się wykapać, po czym przebrałam się w koszulkę nocną. Dymitr wszedł po mnie do łazienki. Zajrzałam jeszcze do bliźniąt, które smacznie spały, zostawiłam otwarte drzwi i położyłam się na łóżku po swojej stronie. Nie wyłączałam jeszcze światła, bo za chwile miał przyjść Dymitr. Do akademii dotarliśmy po 18 czasu ludzkiego, więc niedługo szkoła się obudzi, chociaż już chyba zaczęła się budzić, bo słyszałam przez uchylone okno odgłosy rozmów i śmiechów. Wstałam i otworzyłam szeroko okno, byliśmy na drugim piętrze, więc trzy poziomy niżej szła grupka nastolatków, rozmawiając o czymś.
- Hej zaczekajcie! – Nagle ktoś krzykną za nimi wybiegając zza rogu był to ten sam chłopak, którego pogoniła Alberta. Grupka zaczekała na niego rzucając mu kąśliwe uwagi, z których wszyscy się śmieli.
- Haha bardzo zabawne, gdy usłyszycie co mam do powiedzenia będziecie mi zazdrościć.
- Ta a czym ty możesz nam zaimponować co? – Spytał jeden zwiększysz chłopaków z wyższością.
- Widziałem ich. – Powiedział tamten.
- Jak to ich widziałeś? Przecież oni mieli jednak nie przyjechać. – Powiedział wysoki.
- No widziałem ich. Szedłem właśnie do pokoju, kiedy usłyszałem jakieś głosy w holu, więc zakradłem się za schody. A oni tam byli przy nich stała Alberta, prowadziła ich do pokoi dla gości no, ale, wtedy mnie zauważyła.
- Dałeś się nakryć nieźle, ale opowiedz coś o Bielkowie I Hathaway. – Powiedziała jedna z dziewczyn.
- No musze powiedzieć, że legendy co do ich prezentacji nie są fałszywe.
- Mógłbyś mówić normalnie. – Obruszył się jeden z niższych chłopaków wyglądających jak osiłki.
- No co do tego jak wyglądają ona ma może z metr sześćdziesiąt a on prawie dwa metry. O i nieśli ze sobą nosiki z dziećmi. – Całe towarzyszko było zaskoczone.
- A, więc to prawda? Nie sądziłam, że to prawda.
- Tak i to w dodatku nie ma innej opcji aby to nie były dzieci tej dwójki one były identyczne jak Bielkow i Hathaway.
- Przecież to nie możliwe.
- Ej możemy gadać po drodze, bo na śniadanie się spóźnimy? – Spytała jedna z dziewczyn. Wszyscy chyba zaakceptowali propozycje, bo ruszyli, przez co nie mogłam nic więcej usłyszeć, ale chłopak chyba dopowiadał dokładniej ro jak wyglądamy ponownie uchyliłam okno i położyłam się do łóżka. Po chwili przyszedł Dymitr i położył się obok mnie.
- Wiesz, że nastolatki o nas rozmawiają? – Spytałam go.
- Jak to? Skąd wiesz? – Spytał patrząc na mnie.
- Słyszałam jedną taką rozmowę pod naszym oknem. – Powiedziałam.
- Ciekawe chyba nasz przyjazd wzbudził poruszenie. – Powiedział śmiejąc się i włączając światło, zasłony już szybciej zostały zasłonięte, więc w pokoju zrobiło się ciemno. Przysunęłam się do Dymitra i się do niego przytuliłam, on objął mnie ręka tak, że położyłam głowę ja jego piersi wsłuchiwałam się w jego oddech, który powoli zaczął się uspokajać, czyli było to oznaka, że zasypia. Po chwili ja również zasnęłam wsłuchana w jego oddech.
Rano, gdy się obudziłam na dworze było jeszcze ciemno. Dymitra już nie było jego miejsce było zimne, czyli wyszedł już jakiś czas temu. Zajrzałam do bliźniąt jeszcze spały nakryłam je, więc kocykami i poszłam do łazienki. Przebrałam się w codzienny strój i zaścieliłam łóżko. Jak kładłam właśnie narzutę na łóżko, do pokoju wszedł Dymitr miał ze sobą rację, na której było śniadanie. Były to naleśniki.
- Hej. Widzę, że już wstałaś to dobrze, bo bliźnięta są już nakarmione i poszły jeszcze spać. A my zjemy śniadanie, przebierzesz się i idziemy.
- Hej. Jak to się przebiorę? – Dymitr spojrzał na mnie znad śniadania, które właśnie rozkładał.
- idziemy się przejść a w dresie będzie ci wygodniej. – Powiedział z uśmiechem a ja wiedziałam, że coś kombinuje. Usiadłam do śniadania. Nałożyłam sobie naleśnik, Dymitr zrobił to samo nakładając na niego twarożek ja nałożyłam na swojego dżem.
- A co z bliźniętami? – Spytałam biorąc kęs naleśnika.
- Przyjdzie się nimi zaopiekować Alberta, mówiła, że to dla niej żaden problem.
- Aha, . – Kiwnęłam przełykając i pijąc sok.
Po śniadaniu szybko się przebrałam w wygodny dres i koszulkę na ramiączkach na to bluzę i wygodne buty. Przyszła Alberta, gdy wychodziliśmy powiedziała żebyśmy się dobrze bawili. Dymitr prowadził mnie różnymi korytarzami wskazując jakieś sale i mówiąc mi co tam się znajduje. Wszystkie korytarze były opustoszałe, bo była już w zasadzie morojską noc, a na dowrze właśnie wschodziło słońce. Trafiliśmy w końcu na sale treningową.
- Co do akademii to tutaj spędziliśmy najwięcej czasu. – Powiedział brunet.
- Już chyba wiem, po co był mi dres. – No jasne przecież od razu mogłam się domyślić, że będzie chciał nam zrobić trening.
- To co rozgrzewka. – Powiedział Dymitr z cwanym uśmieszkiem.
Zrobiliśmy rozgrzewkę, stwierdziłam, że wysiłek fizyczny dobrze mi robi. Po rozgrzewce stanęliśmy na macie naprzeciw siebie.
- Walczymy. Zdejmij bluzę, będzie ci wygodniej. – Powiedział.
- Tyle, że ja nie umiem walczyć. – Stwierdziłam.
- Umiesz tylko jeszcze o tym nie wiesz. Rób to, co ci podpowiada instynkt. – Powiedział stojąc w pozycji, która sugerowała, że za chwile zaatakuje a ja dalej stałam tak jak stałam. Zaatakował wymierzając cios prawą ręką chciał mnie uderzyć w bok twarzy, uniosłam lewa rękę dzieci czemu jego ręka nie dostała się do mojej głowy. Dymitr uśmiechnął się zadziornie i zaczął dalej atakować, ograniczałam się do bronienia jego ciosy były szybkie cudem się przed nimi broniłam. Po chwili zaczęłam zauważać idealne momenty do zadania ciosu i w końcu odważyłam się wymierzyć mu kopniaka w lewy bok, złapał jednak moją nogę. Tym samym jednak nie zabezpieczył lewej strony twarzy co od razu wykorzystałam zamachując się ręką puścił moja nogę i obronił się przed ciosem. Walczyliśmy dalej o dziwo umiałam przewidzieć jego ciosy, ale on moje również. W zasadzie w ogóle się nie uderzaliśmy tylko broniliśmy. On był silny a ja drobna, więc wykorzystywałam jego siłę przeciw niemu. Pomimo wysiłku nie czułam żebym traciła siły wręcz przeciwnie miałam jej coraz więcej. I właśnie, wtedy poczułam jeden ruch ręki mojego przeciwnika, który złapał mój nadgarstek wykręcił mnie do tyłu złapał za drugi i nie wiem jakim cudem nagle znalazłam się naprzeciw Dymitra on trzymał moje ręce za moimi palcami. Spojrzałam w jego oczy. Zobaczyłam w nich tęsknotę i miłość, miał przyśpieszony oddech tak samo, jak ja. Zaczął się do mnie nachylać i, wtedy rozległy się brawa odskoczyliśmy od siebie. Przy wejściu stał mały tłumek nastolatków, którzy klaskali i się śmiali. Spojrzałam na Dymitra nasze oczy się spotkały roześmialiśmy się, po czym się ukłoniliśmy co wywołało jeszcze większa burzę oklasków.
- Chodź. – Dymitr pociągnął mnie za rękę szybko wzięłam swoją bluzkę i ruszyłam za, nim.
- Hej, a może, by jakaś lekcyjka? – Krzyknął za nami jeden z uczniów.
- Może, kiedy indziej. – Odkrzyknęłam. Dymitr poprowadził mnie do drzwi po drugiej stronie Sali, które prowadziły na dwór. Była piękna pogoda słońce fajnie nas ogrzewało a lekki wietrzyk chłodził.
- Mówiłem, że umiesz walczyć. – Zaśmiał się Dymitr.
- Tak, tak mówiłeś co teraz? – Spytałam.
- Teraz zabiorę cię w specjalne miejsce. – Powiedział tajemniczo i ruszył przed siebie ścieżką.
- Czyli gdzie? – Spytałam z ciekawością.
- To niespodzianka. – Ścieżka prowadziła w głąb lasu, szliśmy na przez dobre dwadzieścia minut, zanim doszliśmy chyba do celu. Było widać ze brunet zna te tereny jak własna kieszeń, spodziewałabym się wszystkiego, ale nie tego co zobaczyłam, czyli niewielkiej chatki z drewna.
- To była kiedyś wartownia strażników. – Powiedział Dymitr.
- To jest twoja niespodzianka. – Spytałam zaskoczona.
- Tak, chodź. – Wyciągnął rękę którą wzięłam, ruszyliśmy w stronę chatki. Dymitr otworzył drzwi.
Okazał się przed nami niewielki pokoik było widać też przejście do kuchni. W środku było przytulnie dzięki ogniu rozpalonemu w kominku. Po za kominkiem był tu stolik, łóżko i niewielka szafka. Odwróciłam się do Dymitra.
- No to, co tutaj jest takiego niezwykłego? – Spytałam.
- To tutaj odważyłem się ciebie pokochać. – Powiedział poważnie.
- Co to znaczy? – Nie wiedziałam co ma na myśli.
- To znaczy, że tutaj pierwszy raz pokazałem ci co do ciebie czuje. Zawsze ukrywałem swoje uczucia do ciebie, bo nie mogłem ich okazywać. Wiedziałem od dawna, że cię kocham, lecz nigdy nie miałem dość odwagi aby znaleźć jakiś sposób. Zawsze się wymigiwałem, że miłość przeszkodzi mi w moich obowiązkach. I, wtedy po prostu ta chatka odmieniła wszystko, wiedziałem już co mam robić abyśmy byli razem. Niestety, nasze szczęście nie trwało długo. Był atak na Akademie no i ja zostałem przemieniony… - Widziałam, że się waha. – w strzygę opowiadałem ci kiedyś o nich. Ni jestem dumny z tego co robiłem w czasie bycia strzygą szczególnie tego co zrobiłem tobie. – Widziałam ból w jego oczach. Nie naciskałam, żeby mi powiedział co zrobił. – Wtedy zostałem odmieniony kochałem cię wciąż, lecz nie umiałem sobie wybaczyć tego co robiłem tobie co robiłem ludziom. Gdy razem uciekaliśmy wiedziałem, że moje uczucia do ciebie wzrosły, że stały się silniejsze, a potem jak zostałaś postrzelona… - Wiedziałam, że mówienie tego wszystkiego sprawia mu duży ból.
- Nie musisz mi tego mówić. – Powiedziałam chcąc przerwać mu ten ból.
- Tyle, że ja chce ci to powiedzieć w zasadzie wszystko kończy się na tym, że cię kocham i nie umiem bez ciebie żyć. Gdyby coś ci się stało nie umiałbym już żyć. Gdy byłaś w śpiączce tylko bliźnięta utrzymywały mnie przy zdrowych zmysłach, wiedziałem, że ty chciałabyś abym się nimi zajął. – Przytuliłam się do niego a on mocno objął mnie rękami podniosłam lekko głowę do góry twarz Dymitra była kilka centymetrów od mojej nachylił się i lekko musną swoimi ustami moje. Były ciepłe i miękkie wyswobodziłam swoje ręce i lekko przewiesiłam mu je przez szyje przyciągając go bliżej. Nasze usta złączyły się w pocałunku.
Wtedy właśnie wszystko zaczęło do mnie wracać. Poznanie Lissy, wspólne wieczory, wypadek, ucieczka ze szkoły, czasy po za szkołą, pierwsze spotkanie z Dymitrem, powrót do szkoły, treningi, powoli dojrzewającą miłość, nasz pierwszy pocałunek pod wpływem uroku, porwanie i uwolnienie Lissy, poznanie Adriana i taszy, walka z pierwszymi strzygami, śmierć Mansona, testy praktyczne, pierwsze spotkanie z duchami, Mansonem, w walka z Dymitrem na placu, mój napad złości, chatka, atak strzyg, przemiana Dymitra, podróż do Rosji i tak aż do momentu ślubu. Odsunęłam się od Dymitra.
- Wszystko pamiętam! Przypomniałam sobie. – Powiedziałam praktycznie krzycząc a łzy szczęścia poleciały mi z oczu widziałam uśmiech na twarzy mojego ukochanego, kiedy ocierał moje łzy. – Wszystko do mnie wróciło tylko dzięki tobie, dziękuje ci. Kocham cię. – Powiedziałam przyciągając do siebie, jego twarz. Złożyłam pocałunek na jego ustach. Dymitr wziął mnie na ręce i zaczął się ze mną kręcić. Oboje się śmialiśmy, upadliśmy na łóżko.
- Chyba to zaplanowałeś towarzyszu. – Stwierdziłam uśmiechając się i patrząc mu w oczy.
- Wszystko wyszło raczej spontanicznie. – Znowu zaczęliśmy się całować jego ręce spoczywały na mojej tali przyciągając mnie bliżej. Ja jedna rękę wplątałam w jego włosy zdejmując mu gumkę druga miałam na jego szyi. Nasze pocałunki stały się bardziej namiętne. Powoli zaczęliśmy zdejmować z siebie ubrania. Każdy jego dotyk palił żywym ogniem. Całowaliśmy się dalej, gdy nasze ubrania lądowały na podłodze. Nasze ciała złączyły się w jedno nasze ruchy się dopełniały. Wiedziałam, że kocham Dymitra za wszystko co robi, za każdy jego dotyk, słowo. Dymitr patrzył mi w oczy widziałam w nich miłość. Gdy było już po wszystkim leżeliśmy obok siebie patrząc sobie w oczy. Dymitr gładził mi plecy.
- kocham cię- powiedział i mnie pocałował…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz